Roztańczona Lubelska

Taniec wciąga. Kto zacznie i zasmakuje przyjemności hasania, ten już może tylko wsiąkać i zgłębiać kolejne tajniki. Na warszawskiej "Scenie Lubelskiej" (jakaż uniwersalna pod względem geograficznym nazwa miejsca!) odbywają się przez cały rok warsztaty tańców, organizowane przez osoby związane z kręgiem warszawskiego Domu Tańca. Gdyby chcieć chodzić na wszystko, można by wypełnić niemal cały tydzień.

Zaczynamy od poniedziałku - w arkana czardasza i innych tańców węgierskich wprowadzają Piotr Drużny i Mateusz Dobrowolny, wielokrotni uczestnicy węgierskich Tanchazów. Uczą głównie tańców węgierskich z terenu Węgier i Siedmiogrodu, a także Mołdawii. Pięknie wygląda czardasz w wykonaniu osób, które już go umieją zatańczyć - ze wszystkimi obrotami dziewcząt i solowymi popisami mężczyzn (ale jakiż trudny jest proces wtajemniczania!). Tańce w kole wymagają koncentracji, żeby poszczególne kroki się nie pomyliły i dobrej koordynacji wszystkich kończyn - w tym celu uczestnicy przeganiani są po sali w przedziwnym tańcu chocholim, kiedy ręce i nogi mają się kręcić w odmiennych kierunkach. Poza dobrą zabawą, wyrabia to korelację obu półkul mózgowych. Po warsztatach tańców można zostać pół godziny na lekcji języka węgierskiego - choć wtedy zaczynają się już tańce irlandzkie. Znajomość węgierskiego - przynajmniej podstawowa - przyda się do przyśpiewek, którymi można urozmaicić zabawę.

W środę czas na polskie tańce miejskie (zaraz po wtorkowym tangu) pod kierunkiem Piotra Zgorzelskiego - tu królują fokstroty, polki na raz i na dwa, walczyki i inne sztajerki. Tańce te były wykonywane jeszcze w latach 60. XX wieku na zabawach, tak zwanych "dechach" dawnej Warszawy i jej okolic. Umiejętności nabyte na tych spotkaniach można czasem wypraktykować na zabawach tanecznych organizowanych przy muzyce na żywo, w restauracji "Pod Karpiem" przy ulicy Stalowej 37.

W środowe wieczory, po tańcach polskich, najbardziej tłumna chyba grupa przybywa na tańce francuskie! Tańce te trwają nieprzerwanie już bodajże dwa lata. Najpierw spotkania odbywały się w poniedziałki na Mazowieckiej (jeszcze prowadzone przez Annę Abramowicz), a po krótkiej przerwie letniej pojawiły się na "Scenie Lubelskiej". Laikowi hasło "tańce francuskie" raczej z niczym się nie kojarzy... Są to tańce tradycyjne, ludowe, bardzo przyjemne i łatwo "wpadające w nogi". Warsztaty obejmują różne rodzaje tańców z kilku regionów Francji, głównie z centralnej, a także z Bretanii i historycznej Gaskonii. Są tańce w parach - scottish, mazurka, różne odmiany walczyków; tańce korowodowe, jak an dro, hanter dro, laridé, gavotte, cercle circassien, chappeloise. Spotkania prowadzą - z dużym talentem pedagogicznym - Agata Abramowicz i Patryk Wernio. Wypróbowana grupa "tancowników" właściwie spotyka się już nie tyle dla nauki, ile dla przyjemności wspólnej zabawy.

W czwartki na "Lubelskiej" królują oberki. Warsztaty tradycyjnych tańców wiejskich prowadzi również Piotr Zgorzelski. Jak widnieje w ogłoszeniu "w programie nauka jednego z najbardziej zakręconych tańców Europy czyli oberka", ale także innych tańców, jak polki (prowadzona, kulawa), walczyki, czy tańce-zabawy, jak kontro, wiwat, krzyżoki, kozak-baran. Warsztatowicze wywodzący się z różnych środowisk tworzą barwne towarzystwo - od dziewcząt w kwiatkowych spódniczkach po punków-buntowników. Wszyscy z czasem uzależniają się od magicznej przyjemności wirowania. Oberek jest tańcem kompletnie szalonym - najlepiej było to widać na zabawie andrzejkowej, kiedy kilka par niemal rozniosło parkiet w rozpędzonym wirowaniu z piskami i tupaniem.

Wprawdzie polki i oberki nie zostawiają na człowieku suchej nitki, jak się dobrze przyłoży, ale dopiero tańce irlandzkie, to prawdziwy wycisk! Anna Braćko (tancerka zespołu Reelandia) zaczyna zajęcia od solidnej rozgrzewki, niczym na aerobiku, a potem jest jeszcze intensywniej! Podskoki, skipy, przebierane nogami promenady składają się na skomplikowane układy taneczne. Reele, jigi, ceili, ale i skoczne polki i tańce w parach pomieszane z korowodami - zabawa jest przednia, tylko... trzeba mieć kondycję.

Większość warsztatowiczów z poszczególnych grup spotkała się na zabawie andrzejkowej, która pod nazwą "Andrzejkowy koktail taneczny" odbyła się 30 listopada. Na przemian trwały rundki tańców francuskich, węgierskich, irlandzkich i polskich, a każdy taniec poprzedzony był króciutkim przypomnieniem kroków dla początkujących z innych grup. Dało to w sumie porządny marketing wszystkim warsztatom. Tłumy dopisały do tego stopnia, że bourre tańczono niemal w miejscu. Żeby tradycji stało się zadość, były i wróżby - puszczanie łódeczek na wodę, lanie wosku i wróżby zawinięte w kuleczki ciasta. Zabawa trwała do około północy, ale intensywnie, więc chyba wszyscy się wytańczyli.

Grono zainteresowanych tańcowaniem stale rośnie. Przychodzi taki często wylękniony kandydat na tancerza (a jednak choć trochę odważny skoro przyszedł!), patrzy z przerażeniem na tych, którym już trochę wychodzi, stawia krzywo zdrewniałe z tremy kończyny, garbi się lub prostuje dokładnie na odwrót do potrzeb i mokry pot spływa mu ciurkiem po plecach. Ale na warsztatach na "Lubelskiej" nikogo trema nie dziwi, nikogo brak wprawy nie śmieszy, bardziej doświadczeni pomagają nowicjuszom i nagle po iluś spotkaniach okazuje się, że narodził się kolejny lew parkietów i klepisk!

Skrót artykułu: 

Taniec wciąga. Kto zacznie i zasmakuje przyjemności hasania, ten już może tylko wsiąkać i zgłębiać kolejne tajniki. Na warszawskiej "Scenie Lubelskiej" (jakaż uniwersalna pod względem geograficznym nazwa miejsca!) odbywają się przez cały rok warsztaty tańców, organizowane przez osoby związane z kręgiem warszawskiego Domu Tańca. Gdyby chcieć chodzić na wszystko, można by wypełnić niemal cały tydzień.

Dział: 

Dodaj komentarz!