Przewodnik Alternatywny

"Przyrodnikiem jestem z wykształcenia, zamiłowania i praktyki zawodowej. Muzykiem zostałem z wielkiej fascynacji dźwiękiem i kontrkulturą, a podróżnikiem nie czuję się zupełnie."

Rozmowa z Markiem Styczyńskim, autorem książki pt. Zielnik podróżny. Rośliny w tradycji Karpat i Bałkanów.


Muzyk, przyrodnik, podróżnik w jednej osobie?
Podróżnik to zużyta figura z czasów kolonialnych. Moje podróże biorą się z nomadycznej potrzeby wędrowania i doświadczania swobodnego dryfu w stylu wypracowanym przez sytuacjonistów. Sam akt pieszej wędrówki jest tu sprawą pierwszoplanową. Jestem wyznawcą tezy Zdzisława Skroka, że tego rodzaju praktyka "jest szansą na odzyskanie utraconego człowieczeństwa". Cytat pochodzi ze świetnej książki tego autora, pt. Wielkie Rozdroże. Ćwiczenia terenowe z archeologii wyobraźni i oddaje wiele z tego czego szukam poza domem. Moje specjalności i zamiłowania dobrze się uzupełniają i pozwalają na zobaczenie wielu mniej znanych aspektów rzeczywistości. O tym jest Zielnik..., o innym sposobie czytania rzeczywistości niż ten uznawany za oczywisty i uprawniony. Po lekturze Zielnika... wielu ludzi odkryło na nowo dobrze znane im tereny, rośliny i idee. To duża satysfakcja, zwłaszcza, że książka jest na rynku zaledwie od czerwca tego roku. Mam sporo zwrotnych informacji od bardzo różnych czytelników i z radością zauważam, że cel jej napisania został osiągnięty: rośliny i żywe otoczenie przestało być przezroczyste, nieobecne i nieważne.

Skąd wybór właśnie tego terenu? Czy książka może być traktowana również jako przewodnik?
Wybór obszaru był dla mnie oczywisty ze względu na moje doświadczenie zdobyte głównie podczas pracy zawodowej na terenie Karpat, kilku dziesiątków lat wędrówek po tych górach oraz penetracji tego obszaru pod względem muzycznym, a w szczególności w poszukiwaniu instrumentów i towarzyszącej im tradycyjnej kultury. Karpat nie da się zrozumieć bez odniesienia się do tradycji Bałkanów i dlatego starałem się trzymać rejonów dobrze mi znanych. Wchodząc głębiej w zagadnienia etnobotaniczne, musiałem sięgnąć do północnych terenów Skandynawii, gdyż wiele górskich roślin to gatunki, które niejako odziedziczyliśmy po okresach ustępowania zlodowacenia i zmiany klimatu. Takie gatunki mogły przetrwać po ociepleniu się klimatu jedynie w górach, gdzie do dzisiaj znajdują się strefy i obszary odpowiadające niegdysiejszej tundrze. Sporo karpackich i bałkańskich roślin występuje także w Azji i nie uniknąłem wycieczek w tamtą stronę, gdyż etnobotanika pięknie pokazuje nam wszystkie procesy jakie zachodziły nie tylko w naturze, ale także w rodzących się społecznościach ludzkich, które przenosiły wiele cennych dla siebie roślin, albo wiedzę o nich, wędrując przez całe kontynenty. Może wydawać się to nieprawdopodobne, ale były czasy gdy myśliwi silnie związani ze stadami reniferów żyli na obszarze od Karpat po dzisiejsze Mazury... Tego rodzaju informacje dają wiele inspiracji do tworzenia własnej muzyki, poszukiwań przyrodniczych, ale także pozwalają innym okiem zobaczyć wiele problemów z ochroną przyrody, a nawet z własną tożsamością. Zielnik... jest także przewodnikiem alternatywnym, podpowiada po co i jak wędrować bez wskazywania obowiązkowych tras i miejsc rozbijania namiotów.

Jak długo trwało gromadzenie materiału i jakie doświadczenia temu towarzyszyły?
Świadome gromadzenie materiału do Zielnika... trwało blisko cztery lata, ale studia etnobotaniczne i doświadczenia zajęły mi około piętnastu lat. W Zielniku... w skrócie przedstawiłem kilka sporych projektów jakie zrealizowałem w latach 1986 - 2010, a dokumentacja ma jeszcze starszą historię. Niestety, mimo otwartości Wydawcy, nie miałem nieograniczonych możliwości co do objętości książki i dzisiaj wydaje mi się to zbawienne wobec ciągle nowych informacji i doświadczeń. W Zielniku... świadomie pominąłem grzyby, które wymagałyby dodatkowych rozdziałów, ale też kilka innych interesujących tematów. Dzięki temu powstała dość wyważona książka, którą z pewnością nie zaspokoiłem apetytów zawodowych botaników, ale - jak się nieomal codziennie przekonuję - trafiam do wielu ludzi wrażliwych na żywe otoczenie.

W pewnym sensie książka o charakterze ściśle naukowym jest w tej dziedzinie łatwiejsza do napisania, bo autor nie musi nikogo zainteresować treścią i zgrabnie unika ważnych kwestii związanych ze sposobem prowadzenia badań i analizy subtelnych związków jakie łączą nas z roślinami. Wzruszenie ramionami zirytowanych naukowców już nie wystarczy, bo ludzie chcą wiedzieć jak to jest z naszą prawdziwą naturą, a nie przeglądać suche wykazy gatunków, które wymarły, są na wymarciu, albo odwrotnie: atakują nas jako tzw. rośliny inwazyjne.

Sukcesy (także naukowe) towarzyszące takim nowym zjawiskom jak hortiterapia (leczenie ogrodami), doświadczaniu roślinnych substancji psychoaktywnych, wielu obszarom bioartu, nowej architektury i ekologicznych filozofii dotyczących wielkich miast i problemu energii wskazuje, że potrzebny jest powrót do podstawowej dla naszego gatunku wiedzy o roślinach.
Geneza Zielnika... Jak wyglądało jego tworzenie?
Moim młodzieńczym odkryciem muzycznym było spostrzeżenie, że tradycyjne instrumenty przechowują właściwie wszystkie najważniejsze cechy i możliwości muzyki na nich granej. Nigdy nie wierzyłem w możliwość pełnego i wiernego zapisu muzyki tradycyjnej za pomocą zachodniej notacji muzycznej, czyli nut umieszczonych na pięciolinii. Podróże do Azji i rozrastająca się szybko kolekcja instrumentów (a było to w czasach gdy nie wystarczyło iść po nie do sklepu lub zamówić w internecie) utwierdziła mnie w tej nieufności i widziałem wielokrotnie jak w muzyce rytualnej bardziej chodzi o stworzenie specyficznej przestrzeni, w której mogła się wydarzyć muzyka, niż o technikę zapamiętywania określonych schematów i dbanie o ich wierne powtarzanie. Połączenie pasji przyrodnika i krnąbrnego muzyka (a zawsze dbałem o to, aby robić w tej materii wyłącznie to co sam uznam za stosowne...) pogłębiła etnobotaniczna analiza tego co obserwowałem w Himalajach, w górach Piryn i Riła w Bułgarii, czy w Karpatach (głównie słowackich), a od pewnego czasu za kręgiem polarnym w Sápmi (Laponia). Dobrym przykładem są Karpaty, w których od krajobrazu poczynając, (bo właściwie cały krajobraz Karpat ma charakter kulturowy), przez wybrane rodzaje roślin jakie wykorzystuje się w budowie instrumentów, po rośliny magiczne i dające wsparcie, wszystkie te fascynujące obszary są oparte na naszych ludzkich relacjach z roślinami. Dzisiaj wolę mówić o muzyce bzu czarnego niż muzyce słowackiej fujary pasterskiej, tak jak w Japonii o honkyoku (klasyczna muzyka medytacyjna) mówi się, że ma brzmieć jak szum bambusowego gaju. Innym ważnym impulsem do napisania Zielnika... było zawodowe doświadczenie zapominania wielu przyrodników i zawodowych strażników przyrody i tego, czym się naprawdę zajmują. A zajmują się żywymi organizmami od tysiącleci związanymi z ludźmi, które nie powinny być traktowane jedynie jako katalog z bardzo mądrymi oznaczeniami. Wielu naukowców w taki sposób ucieka od emocji, jakie towarzyszą nam w trakcie obserwacji wielkiej rzezi i zniszczenia, które ludzie fundują swojemu otoczeniu.

Czy przyszłość przyniesie kontynuację dla Zielnika...?
Oczywiście moja wizja i praktyka etnobotaniki jest i będzie kontynuowana. W styczniu pojawi się książka napisana wspólnie z moją żoną Anną Nacher, pt. Vággi Várri - w tundrze Samów, w której czytelnicy znajdą sporo etnobotanicznych wątków najstarszego rdzennego ludu Europy. To jest jak wyprawa w głąb czasu i poznawanie najstarszych korzeni także naszej strefy. Przygotowuję także nową książkę o etnobotanicznych aspektach muzyki tradycyjnej. Sporo interesujących informacji zamieszczam na swoim etnobotanicznym blogu www.etnobotanicznie.pl i omawiam na warsztatach terenowych, które regularnie prowadzę. Od pewnego czasu jestem zapraszany z wykładami na temat etnobotaniki dla studentów Uniwersytetu Rolniczego, UJ i AGH w Krakowie. Domowe rozmowy i wspólne wyjazdy wpłynęły także na prace mojej żony, a ostatnio na Jej książkę pt. Rubieże kultury popularnej (Galeria Miejska Arsenał, Poznań 2012), zwłaszcza w rozdziałach traktujących o kulturze slow, guerrilla gardeningu, nowym, miejskim ogrodnictwie i neoszamaniźmie. Etnobotanika nie oznacza jedynie znajomości roślin jadalnych albo popularnych halucynogenów, ale jest fascynującym i inspirującym przedmiotem badań.

Rozmawiała Monika Koziołek-Sulima

Podziękowania dla redakcji magazynu "Dzikie Życie" za wsparcie w realizacji wywiadu.

Skrót artykułu: 

"Przyrodnikiem jestem z wykształcenia, zamiłowania i praktyki zawodowej. Muzykiem zostałem z wielkiej fascynacji dźwiękiem i kontrkulturą, a podróżnikiem nie czuję się zupełnie."

Rozmowa z Markiem Styczyńskim, autorem książki pt. Zielnik podróżny. Rośliny w tradycji Karpat i Bałkanów.

Dodaj komentarz!