Poszukaj sobie korzeni

(Folk a sprawa polska)

Czy pory roku mają wpływ na kondycję muzyki folkowej? Pytanie na pozór bez sensu. A jednak. Okres wakacyjny jest wszak czasem dla tej muzyki dobrym. To wówczas odbywają się liczne koncerty, festyny, festiwale, podczas których wielu przypadkowych słuchaczy ma szansę spotkać się z takim muzykowaniem, jego wielbiciele zaś mogą nacieszyć się nim do woli. Nie inaczej było w minione letnie miesiące. Mieliśmy więc i „Ethnosferę”, i „Rozstaje”, i „Dowspudę”, i festiwal w Jarosławiu „Pieśni Naszych Korzeni”, i „Dymarki Świętokrzyskie”, i „Folk Fest” – by wymienić tylko kilka. Niektóre były mniej okazałe niż w poprzednich latach, ale być może to kwestia raczej problemów tzw. budżetowych niż artystycznych.

Choć są i ciekawostki. Organizatorzy festiwalu w Krotoszynie, skąd wyprowadził się „Folk Fest”, w ubiegłym roku zorganizowali słabiutką fiestę pop – kubańską, której jedną z gwiazd była Majka Jeżowska (jakże folkowa!). W tym roku zaproponowali zaś imprezę opartą o nowe, elektroniczne brzmienia. Nie byłoby w tym nic złego ani dziwnego, gdyby nie fakt, że w materiałach zapowiadających „Global Beat” (bo o nim mowa) pojawiły się hasła, że muzyka folkowa w Polsce przestała się rozwijać i przeżywa okres stagnacji. Cóż. Jak powiadam – nie mam nic przeciw DJ-om (wręcz przeciwnie), ale przyklejanie (nietrafnych) etykietek o tym, że coś jest niemodne, a w zamian za to modne będzie coś innego, uważam za bezsensowne. Zwłaszcza, że kto był na tegorocznej „Nowej Tradycji”, kto uważnie obserwuje polski folkowy rynek, chyba nie odważyłby się na takie stawianie sprawy.

Swoistym potwierdzeniem tego były wakacje w Poznaniu. W tym zazwyczaj sennym (pod względem kulturalnym) mieście wakacje są okresem szczególnego uśpienia. A tu od połowy czerwca do połowy sierpnia zagrali m.in. Sielska Kapela Weselna, Lautari, Bal Kuzest, Kapela ze Wsi Warszawa, Stilo czy Muzykanci. Jest więc ten folk, czy go nie ma? Odpowiedzi mogliby udzielić słuchacze głośno oklaskujący kolejne ze wspomnianych występów.

Ciekawą okazją do przyjrzenia się naszym zespołom był wspomniany już festiwal „Ethnosfera” w Skierniewicach. Tu bowiem do konkursu stanęły też zespoły z bliskiej zagranicy. O ile tegoroczna „Nowa Tradycja” natchnęła optymizmem – pokazując kilka nowych, młodych zespołów bliskich odnalezienia własnego, oryginalnego stylu; o tyle w Skierniewicach polskie grupy pozostały nieco w tle. Mogliśmy jednak zobaczyć i usłyszeć, jak bogata i różnobarwna, a przy tym głęboka i porywająca jest muzyka białoruska. Osimira, WZ Orchestra, Aleksandra i Konstantyn – prezentując każdy inną estetykę, pokazali, jak atrakcyjne i poruszające może być granie oparte na tradycji, współczesne, choć wykonywane w większości na akustycznych instrumentach. Wielką klasę pokazał też dobrze znany w naszym kraju Tomaš Kočko. I choć to myśl, zdaje się, niepopularna, moim zdaniem festiwal ten potwierdził sens organizowania konkursów. Wiem, że muzyka to nie olimpiada, ale konkurs daje możliwość nie tylko oceny i porównania się z innymi wykonawcami (zobaczyć siebie w kontekście innych – to bywa pożyteczne). Jest też pewnie szansą na to, by zdobyć nieco pokory albo nieco dystansu do własnych dokonań, a to może wyjść chyba tylko na dobre. Zresztą, jak widać, artystom takim jak Kočko udział w konkursie “nie urąga”. I jest wyzwaniem nie sportowym, a artystycznym.

Pewnie ten felieton powinien być też o koncercie “muzyka świata” podczas festiwalu w Sopocie. Ale o czym tu pisać? O Irenie Santor, która została dzięki niemu gwiazdą world music? Ciekawe, czy to za sprawą występów przed laty w jakże ludowym i oryginalnym zespole Mazowsze? Niech to pozostanie tajemnicą organizatorów. Może każdy ma taką wrażliwość, na jaką zapracował i taką “muzykę świata”, na jaką pozwala mu wyobraźnia? Może.

Zachęcony jednak przez wyżej wymienionych organizatorów, wyobrażam sobie tylko – przepraszając za ten wybryk wyobraźni Pana Marcina Bornusa Szczycińskiego – że gdyby tylko Telewizja Polska mogła przejąć na przykład kontrolę nad festiwalem w Jarosławiu, to okazałoby się że “Pieśniami Naszych Korzeni” są tęskne songi Ich Troje czy zespołu Łzy, a może też Krzysztofa Krawczyka (on przecież folkowcem już jest). Może zresztą dla niektórych to prawda. Może i korzenie są tam, gdzie zechce nam się ich poszukać? Choćbyśmy szukali całkiem płytko.

Skrót artykułu: 

Czy pory roku mają wpływ na kondycję muzyki folkowej? Pytanie na pozór bez sensu. A jednak. Okres wakacyjny jest wszak czasem dla tej muzyki dobrym. To wówczas odbywają się liczne koncerty, festyny, festiwale, podczas których wielu przypadkowych słuchaczy ma szansę spotkać się z takim muzykowaniem, jego wielbiciele zaś mogą nacieszyć się nim do woli. Nie inaczej było w minione letnie miesiące. Mieliśmy więc i „Ethnosferę”, i „Rozstaje”, i „Dowspudę”, i festiwal w Jarosławiu „Pieśni Naszych Korzeni”, i „Dymarki Świętokrzyskie”, i „Folk Fest” – by wymienić tylko kilka. Niektóre były mniej okazałe niż w poprzednich latach, ale być może to kwestia raczej problemów tzw. budżetowych niż artystycznych.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!