Polak podbija Indie

Michał Czachowski

Michał Czachowski - muzyk, kompozytor, publicysta, architekt, jeden z najlepszych gitarzystów flamenco w Polsce. Koncertujący z sukcesami na całym świecie, współpracujący ze znakomitymi muzykami z Hiszpanii i Indii. Swoje umiejętności rozwijał między innymi u boku takich gitarzystów flamenco, jak Rafael Cortés, Gerardo Nunez i Salva del Real. W 1998 roku otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Po występie na międzynarodowym festiwalu w Cabella Ligure we Włoszech, został zaproszony do Akademii Muzycznej w Nagpur w środkowych Indiach. Tam pracował jako nauczyciel gitary, równocześnie ucząc się gry na tradycyjnym, indyjskim instrumencie strunowym - sitarze. W 2005 roku wydał płytę "Indialucía - Tam Gdzie Wschód Spotkał Zachód". "Indialucía" będącą połączeniem flamenco z muzyką Północnych Indii. Album ten stał się jedną z najlepszych płyt world music w USA w 2006 roku. Od wielu lat, Michał jako jedyny na Śląsku zajmuje się nauczaniem gry na gitarze flamenco. Prowadzi także szkołę oraz publikuje artykuły na temat tej muzyki na łamach pism: angielskojęzycznego "Flamenco International Magazine" oraz polskich: "Świat Gitary" i "Jazz Forum". Występował razem z takimi wielkimi muzykami flamenco jak: tancerze Eduardo el Clavijo, Teo Barea, Carlos Troya i Maite Saez, cajonista Ricardo Espinosa, flecista Domingo Patricio, gitarzyści Rafael Cortés, Gerardo Nunez, Rafael Cuen Garibi czy wirtuoz instrumentów perkusyjnych Pierluca Pineroli, oraz mistrzami muzyki indyjskiej: tancerz Pratap Pawar, sitarzysta Avaneendra Sheolikar, tablista Sandesh Popatkar, Sukhvinder Singh, znakomity śpiewak Prasad Khaparde oraz amerykański wirtuoz sarodu Steven Day. W roku 2004 oraz 2005 Michał Czachowski został wybrany przez czytelników pisma "Gitara i Bas" najlepszym gitarzystą flamenco. Właśnie wrócił z prawie dwumiesięcznej trasy koncertowej po Indiach.

Jak doszło do tego, że pojechałeś na tak długą trasę koncertową do Indii i kto cię tam zaprosił?
O wszystkim decydował jeden z najlepszych współczesnych klasycznych muzyków Indii - Lakshmi Narayan Subramanian. Jest on synem L. Narayana - twórcy rewolucyjnego stylu w ramach tradycyjnej, karnatycznej muzyki Południa. Gra na skrzypcach. Przyjaźnił się z Yehudi Menuhinem, nagrali wspólnie płyty. L.Subramanian dostał mój album "Indialucía" od jednego z muzyków indyjskich, którego zaprosiłem do tego projektu, jak i dwukrotnie na trasy w Polsce - Girdhara Udup. To rewelacyjny perkusista młodego pokolenia, grający między innymi na gathamie - takim glinianym dzbanie, pakawatchu - dwustronnym membranofonie, drumli oraz całej masie innych perkusjonaliów. Często wspólnie występuje z L. Subramanianem, więc opowiedział mu historię muzyka z Polski, który próbuje łączyć tradycyjną muzykę Indii z flamenco i jazzem.

"Indialucía musiała wywrzeć na nim spore wrażenie. Nieczęsto Hindusi zapraszają do siebie młodych, nieznanych tam muzyków z Europy...
To prawda. Muzycy z Polski nie są tam znani, ba! Polska jest dla Hindusów krainą jeszcze nie odkrytą. Taka terra incognita, najczęściej kojarzona z Holandią (Poland - Holand). Wszędzie gdzie występowałem, Hindusi zachwycali się, jakie piękne mamy w tej Polsce tulipany (śmiech). Natomiast projekt "Indialucía" idealnie pasował do idei festiwalu, który nazywa się "Global Fusion". Impreza ta odbywa się co roku w wielu różnych miastach Indii. Przyjeżdżają na nią muzycy z całego świata, między innymi: Jean Luc Ponti, Stanley Clarck, Billy Coban i wielu innych wykonujących jazz, klasykę i world music. Jest to również impreza, na której możemy zobaczyć mistrzów klasycznej muzyki Indii starego pokolenia, siedemdziesięcio - osiemdziesięciolatków, takich jak Ravi Shankar, którzy zmieniali tę muzykę i prezentowali ją z wielkim powodzeniem w świecie.

W jakich miastach koncertowałeś?
Festiwal ten odbywał się we wszystkich większych miastach Indii południowych. Co drugi dzień graliśmy gdzie indziej. Zaczęło się w Goa, potem Bangalore, Chennai (dawny Madras), Trivandrum, Koczin, Hajderabad i inne. Przemieszczaliśmy się samolotami, mieszkaliśmy w luksusowych hotelach i pałacach. Co dwa dni występowaliśmy na wielkich koncertach dla kilkuset, a nawet kilku tysięcy ludzi w przepięknych salach o doskonałej akustyce. To były niezwykłe przeżycia.

No właśnie, jakie były reakcje na Twoją muzykę?
Ludzie w Indiach słyną z otwartości na nowe brzmienia. Lubią eksperymenty. Flamenco jest tam mało znane, w ogóle gitara jest instrumentem egzotycznym. Ciekawe, że na przykład kompletnie zmodyfikował ją Vishwan Mohan Bhatt dodając strun, zmieniając gryf, inaczej strojąc. Za klasyczne ragi grane techniką slaydową dostał "Grammy". Podobnie inny genialny skrzypek Shankar - ze skrzypiec uczynił dwugryfowe cudo. Generalnie Hindusi lubią innowacje, a muzyka wypełnia im życie. Non stop wybrzmiewa w zgiełku i chaosie ulic, w biurach i domach. Jest jak powietrze - czymś nieodłącznym. To naród niezwykle wykształcony pod tym względem - wszyscy potrafią śpiewać, mają dużo większą wrażliwość i percepcję muzyczną niż Europejczycy, na przykład posługują się mikrotonami, a muzyka klasyczna i tradycyjna jest hołubiona. Pop też jest na wysokim poziomie. Nawet rząd specjalnie dba o swoich artystów dając im liczne przywileje i sowicie wynagradzając. W takim Chennai dostałem grubą książkę z ofertą koncertów na jeden sezon. Myślałem, że chodzi o jeden rok, bo było tam kilkaset koncertów samych znakomitości. Okazało się, że jest to program na jeden miesiąc.
Moja muzyka była więc postrzegana jako nowa forma. Przeplatana z indyjskimi motywami, instrumentarium wywoływała ogromne emocje i euforie. Może nikt nie lewitował, ale mogę sobie jedynie pomarzyć, by podobne reakcje publiczności towarzyszyły artystom w Polsce. Jedna rzecz natomiast wydaje się zabawna - w Indiach podczas koncertów - nie ma zwyczaju wyłączania telefonów komórkowych i co parę chwil słychać dzwonki. Ludzie nie opuszczają sali, tylko w najlepsze gadają i dają do posłuchania fragmenty koncertu swoim rozmówcom. Jest to normalne, do tego stopnia, że nawet muzykom na scenie zdarza się odbierać telefon podczas koncertu i rozmawiać. Nie muszę dodawać, że w trakcie koncertu zachodzą też inne reakcje - machanie głowami, rękami, żywiołowe i spontaniczne okrzyki (wowow), a nawet bekanie i wypuszczanie gazów - co jest oznaką uznania. Można powiedzieć, że na moich koncertach powietrze było aż szare, co znaczy, że wszyscy byli pod dużym wrażeniem (śmiech).

Jak sądzisz , co jest takiego niezwykłego w muzyce, którą wykonujesz, że spodobała się ona akurat Hindusom? Przecież jej rdzeniem jest flamenco, jazz, eksperymenty. I fakt, że chyba po raz pierwszy w historii pojechał tam Polak nie na zaproszenie naszej ambasady, instytutu kultury, tylko dużego festiwalu i samego Subramaniana.
Moja płyta jest fuzją muzyki wielu kultur, każdy znajdzie tam jakiś pierwiastek sobie najbliższy. Siła tkwi w kreowaniu uniwersalnych tematów w oparciu o różne gatunki. "Global Fusion" jest właśnie festiwalem gdzie wspólnym mianownikiem dla artystów z różnych stron świata jest wychodzenie spoza własnych przestrzeni i gatunków. Nadrzędnym celem jest spotkanie różnych ludzi i odnalezienie wspólnych cech. Dialog często biegunowo dalekich sobie kultur - pozornie, jak się okazuje. Hindusi doskonale wyczuwają, że nowy wiek jest czasem "globalnych fuzji". Czułem się tam naprawdę szczególnie wyróżniony. Po koncertach miałem mnóstwo zainteresowanych słuchaczy, którzy przychodzili mi gratulować, dowiadywać się o różne szczegóły mojej muzyki. Miałem także kontakt z artystami z Bengalu, którzy współpracowali z Jerzym Grotowskim i przyjeżdżali do Polski na zaproszenie jego teatru. Wypowiadali się o nim, jak o guru.

Indie w ostatnim czasie ulegają ogromnym przeobrażeniom. Boom gospodarczy, postęp techniczny, informatyzacja, wszechobecność Internetu i kultury masowej w amerykańskim wydaniu, światowy sukces Bollywood... W jakim stopniu zmiany te powodują zmierzch prastarej kultury i tradycji, a na ile jest ona obecna w codziennym życiu?
Na przestrzeni siedmiu lat, od kiedy podróżuję po Indiach, te zmiany są radykalne i wydaje się, że per saldo wcale nie przynoszą Indiom chwały. Kraj traci swoją tożsamość, nawet ta dawna i wielka kultura wydaje się bezbronna wobec komercji. Jeśli Zachód nie czyni spustoszenia wojną, komercjalizacja i popkultura w jankeskim wydaniu dopełniają dzieła zniszczenia. Owszem, to potęga w dziedzinie komputerów - Bangalore jest lokalną doliną krzemową, zapotrzebowanie na informatyków z Indii jest ogromne, zwłaszcza w Ameryce. Podobnie lekarzy. Bollywood też gra na patriotyzmie, ale nie ma to wiele wspólnego z tradycją. Indie, w czasach globalnej wioski stały się kolejnym, modnym przystankiem turystycznym z zabarwieniem orientalnym. Natomiast dalej są fenomenem społecznym, religijnym, kulinarnym, kulturowym i przede wszystkim muzycznym. Ta najstarsza forma muzyki wciąż ma swoje ważne miejsce i nie przestaje inspirować ludzi z całego świata.
W czerwcu spełniły się Twoje marzenia - udało Ci się zaprosić mistrza Subramaniana do Polski i zagrać z nim dwa koncerty. Opowiedz o tym, jak do tego doszło i jak to wyglądało "od kuchni". Jak Subramaniamanowi podobało się w Polsce?
To ciekawe, że Subramaniamowi bardzo podobała się Polska. Przede wszystkim lżejszy klimat, spokój i czysto na ulicach. Taki wielki artysta jak on, a nie ma żadnych oznak zmanierowania "wielkim światem". Zwykły gość, który ciekaw jest świata. Koniecznie chciał pojechać do Żelazowej Woli, aby zobaczyć miejsce w którym tworzył Chopin szukając inspiracji. No i szalony na punkcie skrzypiec, bo w ciągu jednego dnia kupił cztery pary starych skrzypiec.

Skrót artykułu: 

Michał Czachowski - muzyk, kompozytor, publicysta, architekt, jeden z najlepszych gitarzystów flamenco w Polsce. Koncertujący z sukcesami na całym świecie, współpracujący ze znakomitymi muzykami z Hiszpanii i Indii. Swoje umiejętności rozwijał między innymi u boku takich gitarzystów flamenco, jak Rafael Cortés, Gerardo Nunez i Salva del Real. W 1998 roku otrzymał Nagrodę Ministra Kultury i Sztuki. Po występie na międzynarodowym festiwalu w Cabella Ligure we Włoszech, został zaproszony do Akademii Muzycznej w Nagpur w środkowych Indiach. Tam pracował jako nauczyciel gitary, równocześnie ucząc się gry na tradycyjnym, indyjskim instrumencie strunowym - sitarze. W 2005 roku wydał płytę "Indialucía - Tam Gdzie Wschód Spotkał Zachód". "Indialucía" będącą połączeniem flamenco z muzyką Północnych Indii. Album ten stał się jedną z najlepszych płyt world music w USA w 2006 roku. Od wielu lat, Michał jako jedyny na Śląsku zajmuje się nauczaniem gry na gitarze flamenco. Prowadzi także szkołę oraz publikuje artykuły na temat tej muzyki na łamach pism: angielskojęzycznego "Flamenco International Magazine" oraz polskich: "Świat Gitary" i "Jazz Forum". Występował razem z takimi wielkimi muzykami flamenco jak: tancerze Eduardo el Clavijo, Teo Barea, Carlos Troya i Maite Saez, cajonista Ricardo Espinosa, flecista Domingo Patricio, gitarzyści Rafael Cortés, Gerardo Nunez, Rafael Cuen Garibi czy wirtuoz instrumentów perkusyjnych Pierluca Pineroli, oraz mistrzami muzyki indyjskiej: tancerz Pratap Pawar, sitarzysta Avaneendra Sheolikar, tablista Sandesh Popatkar, Sukhvinder Singh, znakomity śpiewak Prasad Khaparde oraz amerykański wirtuoz sarodu Steven Day. W roku 2004 oraz 2005 Michał Czachowski został wybrany przez czytelników pisma "Gitara i Bas" najlepszym gitarzystą flamenco. Właśnie wrócił z prawie dwumiesięcznej trasy koncertowej po Indiach.

Dział: 

Dodaj komentarz!