Pokaż diabła!

Czarownica mogła być starą kobietą w chałupie, do której przystępu bronił pies, najprawdopodobniej w tej zwierzęcej postaci sam diabeł. Mogła to być również piękna, młoda niewiasta o niezwykłej urodzie, dla najbliższych sąsiadek najżyczliwsza przyjaciółka. Każda czarownica miała kochanka nader urodziwego. Wiedźmy na kijach spotykały się z diabłem na Łysej Górze. Posiadały w zależności od nacji różne środki transportu, litewskie – łopaty, ale żmudzkie już ożogi. Przygotowywały magiczne mikstury. Nocą na najwyższej górze w wielkich kotłach warzyły długo, aż mikstura z tłuszczu dziecka, żabiego skrzeku i wielu innych dziwnych składników stawała się zupełnie przezroczysta. O tym, że lubimy opowieści grozy można było przekonać się na spektaklu „Mamuna, czyli Baba-Dziwo” w wykonaniu Furu Fundacji, obejrzanym przez lubelską publiczność 10. maja w ramach jubileuszowego X Studenckiego Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego Kontestacje w ACK UMCS Chatka Żaka. Spektakl wyreżyserowała Basza Songin na podstawie scenariusza Joanny Sarneckiej, Baszy Songin, Justyny Jary. Scenografią i teatrem cieni zajął się Dominik Gąsowski, kostiumami Basza Songin, grafiką Czarli Bajka. Całość koordynowała Joanna Kiljan. Spektakl powstał z inspiracji książką Juliana Tuwima „Czary i czarty polskie”, na podstawie wybranych legend, opracowań etnograficznych obyczajów i wierzeń ludowych w Polsce, efektów własnych badań etnograficznych oraz wydarzeń „z życia wziętych”.

Przedstawienie bogato okraszone jest muzyką. Szereg instrumentów (m. in. skrzypce, akordeon, tamburyn, trójkąt, grzechotki, terkotki) użytych przez aktorki buduje atmosferę. Momentami nastrojowo nastaje ciemność, wygaszone zostają wszystkie światła.  Klimat dopełnia dźwięk bębna i uderzenia w trójkąt udające dźwięk dzwonu. Aktorki momentami zachowują się jakby odprawiały gusła. Niekiedy wydając rytmiczne dźwięki, często budujące grozę najczarniejszych pieczar i borów, które zamieszkują mamuny. Gdy mowa jest o nadchodzeniu tych straszliwych stworów, dźwięk na skrzypcach udaje otwierające się drzwi. Jak rodzą się te kreatury? Kiedy kobieta w ukryciu pozbywa się płodu, umiera podczas porodu - z takich nieczystych czynów powstają mamuny, które mamią, a omamieni ludzie będą się zdawać końmi, osłami. Mogą też przybierać postać kapłana albo mnicha, często bardzo nieprzyzwoitego.

Trzy dziewczyny opowiadały również o starej kobiecie, mieszkającej w odległym miejscu, która wydaje z siebie więcej odgłosów zwierzęcych niż ludzkich. Mowa o kobiecie-wilku, zajmującej się zbieraniem kości. W tym celu przemierza pustynię. Zbiera szczątki szczególnie tych zwierząt, którym grozi wymarcie. Ma kolekcję kości jeleni, jaszczurek, ale przede wszystkim wilków. Kiedy uzbiera komplet układa je w białą figurę, kosteczka nad kosteczką. Gdy śpiewa kości zaczynają porastać ciałem, a następnie skórą i sierścią. Kiedy wydaje z siebie dźwięki, wilk zaczyna oddychać. Aż nagle otwiera oko, unosi ogień i nie wiadomo kiedy zrywa się do biegu i gdy tak biegnie promienie słońca, a potem księżyca pobłyskują między gałęziami, zamienia się w roztańczoną kobietę. Niezwykle ważny w tych opowieściach jest również świat przyrody, korespondujący z przedstawianą akcją.

Mamuny to przedziwne kreatury, chude, pokraczne. Ich ciało porośnięte jest kępkami ruty. Piersi dorosłej, wyprostowanej mamunie mogą sięgać do kolan. Dla wygody zarzucają je sobie na plecy. Mamuny zwykle nie działają w pojedynkę, często podrzucają dzieci. Są bardzo niebezpieczne. Mogą na przykład pozbawić dziecko cienia. Wtedy staje się ono szaleńcem, ale częściej wyrasta na złodzieja, zabójcę lub banitę. Dziecko można chronić, zawiązując mu na nadgarstku czerwoną tasiemkę. Babo-dziwoki, młode dziewczynki, niedorosłe eksponowały swoje kształty. Uwielbiały nagusieńko chodzić. Kochały psoty, a szczególne upodobanie miały do muzykantów. Kiedyś jeden wybrał się nad wodę i zbliżał się do kładki. One śmiały się, wdzięczyły do niego, chciały by im coś zagrał. Były całkiem rozebrane. Kształty miały niczego sobie. Tak się do niego wdzięczyły, ocierały się o muzykanta, co rusz któraś podchodziła bliżej, złotą monetę mu rzucała. Ten grał  ku ich uciesze jak szalony. One prowokowały go coraz bardziej. Boginie tańcowały, muzykant wygrywał melodie jak umiał najlepiej.  Przed nim rosła góra złotych monet. Ze zmęczenia zasnął jak borsuk w jamie. Śniło mu się jak dokonywał zakupów za tę górę pieniędzy. Obudził się, przeciągnął ale przed nim leżała tylko kupa drzazg z drzewa, a po boginiach i złotych monetach nie było ani śladu.

Aktorki, odtwarzające fabułę spektaklu, ubrane są w jednakowe szare suknie, przewiązane w pasie szarfą. Pod jednym okiem, na policzku mają w przejaskrawiony sposób dorysowane rzęsy. Z zapałem, jak natchnione, podają do wiadomości sensacyjne wieści, jak choćby o dziewczynie, która urodziła diabła. O tym, że chcieli diabła ochrzcić w Kościele św. Mikołaja, a wtedy błyskawica przecięła niebo i kościół zachwiał się w posadach. O tym jak z powrotem przewieziono diabła do szpitala, a ludzie skandowali: „Pokaż diabła!” i mimo, że lekarze bezskutecznie podawali mu trucizny, nie udało im się go zgładzić. Diabeł nie wygląda tak, jak go sobie wyobrażano, choć i tradycyjnie przedstawiana jego postać, byłaby ciekawa dla gawiedzi. Humorystyczne jest to, że gdy czorta przewożono do Kliniki Antropologicznej w Berlinie, ludzie upominali się o niego, że to polski diabeł. Jest mowa również o tym, co uczynił ludzkości ten zwodziciel, przez usta węża mówiąc z Ewą w Raju. Diabeł kusi bowiem na różne sposoby. Jego pomysłowość w tym względzie nie zna granic. Aktorki powołują się również na „Kroniki Bernardynów”, m. in. na wzmianki jak książę ciemności przeszedł sam siebie, gdy pod postacią mnicha, zaczął napastować niewiasty idące ku Warcie prać bieliznę. Prowadził z nimi lubieżne rozmowy i bezwstydnie się przed nimi obnażał. Aktorki przedstawiają oburzenie, a na planie teatru cieni pojawia się figurka diabła z ogromnym fallusem. Klimat erotycznej zabawy podkreślała pieśń: „Za duży był on, za duży. Utniemy, skrócimy, grzecznym uczynimy”. Dźwięk trójkąta, symbolizujący kościelny dzwon i rozglądanie się po widzach na sali były tylko nieskutecznym poszukiwaniem zakonnika. Nadaremnie go poszukiwano, gdyż zamienił się w osła i wskoczył w Wartę. Nie tylko ukrywa się on bowiem pod postacią węża, ale potrafi przybierać formy różnych zwierząt.

W spektaklu dużą rolę odgrywał też teatr cieni, jak i malowanie scenografii na żywo. Cienie tworzą specjalne lalki lub aktorki wykorzystują własne postacie, twarze, ciała. Jedna z wykonawczyń w planie teatru cieni, by kochankowi się przypodobać, trzepoce rzęsami. Czarownice też bowiem chciały być urodziwe, a paradoksalnie golono im głowę, bo wierzono, że we włosach czort siedzi, który nie pozwala wiedźmie wyznać całej prawdy. Klimat grozy podkreślany jest dźwiękami grzechotek, opowieściami o najczarniejszych pieczarach, borach. Tam to bowiem mieszkają mamuny, uwielbiające nocą przesiadywać w wodzie. Oddech, śpiew, pisk, zadyszka – aktorki wydobywają te głosy ze swojego ciała, tworząc swoistą fonosferę przedstawienia.

Grozę spektaklu na Kontestacjach złagodziła nieco kapela Katarzynki, która po spektaklu zainaugurowała swój koncert przyśpiewką „Chodź Marysiu z nami, tylko nie zawadzaj o próg falbanami”. I poszliśmy tańcować, gdzie „kafelki czekają na nasze lakierki”, nieco jeszcze  oszołomieni opowieściami o mamunach.

Małgorzata Wielgosz

Skrót artykułu: 

Czarownica mogła być starą kobietą w chałupie, do której przystępu bronił pies, najprawdopodobniej w tej zwierzęcej postaci sam diabeł. Mogła to być również piękna, młoda niewiasta o niezwykłej urodzie, dla najbliższych sąsiadek najżyczliwsza przyjaciółka. Każda czarownica miała kochanka nader urodziwego. Wiedźmy na kijach spotykały się z diabłem na Łysej Górze. Posiadały w zależności od nacji różne środki transportu, litewskie – łopaty, ale żmudzkie już ożogi. Przygotowywały magiczne mikstury. Nocą na najwyższej górze w wielkich kotłach warzyły długo, aż mikstura z tłuszczu dziecka, żabiego skrzeku i wielu innych dziwnych składników stawała się zupełnie przezroczysta. O tym, że lubimy opowieści grozy można było przekonać się na spektaklu „Mamuna, czyli Baba-Dziwo” w wykonaniu Furu Fundacji, obejrzanym przez lubelską publiczność 10. maja w ramach jubileuszowego X Studenckiego Ogólnopolskiego Festiwalu Teatralnego Kontestacje w ACK UMCS Chatka Żaka.

Dział: 

Dodaj komentarz!