Poganie

Dawne ludy żyjące w harmonii z przyrodą

Ukko, Najwyższy Panie, Dziadku Stary na niebiosach,
Wyciągnij swój miecz ognisty we krwi żmii umaczany,
Wyciągnij go ze szkarłatnej pochwy skrzesaj ognia, Ojcze Wiatrów,
Wyślij błyskawicę, Väino
Ponad bezkresnymi wodami,
Ponad falami mórz szerokich.
Pan Śmierci skrzesał ognia,
Wysłał błyskawicę Mędrzec.
Płomień zapłonął w sercu iskry właśnie tam kierując,
Rozpalił lędźwia młodzieńca,
Rozpalił pierś dziewicy.




Miarowy rytm bębnów szamańskich, czczenie bóstw i sił natury, prastare obrzędy druidów, kult macierzy i rodów zwierzęcych. Nie, nie chodzi o obrządek, raczej o pogaństwo muzyczne, o neodruidów, którzy nawiązali do tradycji praojców w nazwie szwedzkiej grupy folkowej, a także misternie wpletli motywy ludowe do swej twórczości. Zespół wyłonił się z prochów praojców niczym feniks w roku 1987. Piewcami było trzech szwedzkich studentów szkoły ludowej w Skinnskatteberg (notabene mają oni blisko do Laponii, gdzie do tej pory żywa jest tradycja dawnych wierzeń, więc nie ma się czemu dziwić): Hallbus Totte Mattsson, Anders Stake (później zmienił nazwisko na Norrude) oraz Björn Tollin. Nazwa zespołu pochodzi podobno od stwierdzenia jednego z przyjaciół Totte Mattssona, który słysząc niesamowite odgłosy instrumentów podczas jednej z prób wykrzyknął: "To jakieś pogańskie granie!".

W rok od początku działalności cała trójka napisała muzykę do sztuki Petera Oscarssona zatytułowanej "Den Stora Vreden", czyli "Wielki Gniew". Teatr w Gävle rozbrzmiewał dźwiękami wykonywanymi na żywo przez to intrygujące trio. Muzyka doskonale ilustrowała tajemniczy, diabelski klimat przedstawienia, dlatego w krótkim czasie zyskała niemały rozgłos. W 1989 roku ukazała się długo oczekiwana i już owiana mistyczną legendą pierwsza płyta, zatytułowana po prostu "Hedningarna", która wydana została przez Alice Records.

Dni uciekały a muzycy, błądząc zapewne po leśnych ostępach, wpadli na trop dwóch kobiet, które w równym stopniu zafascynowane były kulturą i, co ważniejsze, muzyką skandynawskich przodków. Okazało się, że ich świdrujące głosy czarownic idealnie wkomponowują się w niepokorną muzykę. W 1991 roku Sanna Kurki - Suonio i Tellu Paulasto, razem z całym zespołem rozpoczęły współpracę ze szwedzką wytwórnią Silence Records. Tam dopiero cały kwintet miał okazję zasmakować wzmocnionego przez aparaturę studyjną brzmienia i mógł do woli eksperymentować z najprzeróżniejszymi instrumentami, z których większość została dawno zapomniana przez współczesnych. Wkrótce drogę niewiernych twórców zaczęły rozświetlać promienie chwały. Termin niewierności nawiązuje nie tylko do tradycji, ale również do kierunku rozwoju muzycznego członków zespołu, którzy za nic mieli obowiązujące trendy i wbrew nim zaczęli penetrować rejony dotąd nieznane, tworząc zupełnie nową stylistykę.

Kolejny, bardzo dobry album "Kaksi" (co po fińsku oznacza "dwa"), wydany we wrześniu 1992 roku, zyskał ogromny rozgłos i już pięć miesięcy później Hedningarna nagrodzona została nagrodą Grammy, sprzedając 35 000 egzemplarzy w samej tylko Szwecji. Media prześcigały się w raportach na temat genialnej grupy, która z muzealnych instrumentów wydobywa zupełnie współczesne dźwięki. Tak naprawdę to muzealne one nie były, bo część jako fascynaci zbudowali sami artyści, a niektóre tylko odnowili i przystosowali do podłączenia do wzmacniaczy. Czyżby sukces ten miał oznaczać, że na Północy płynie jeszcze w ludziach gorąca krew Wikingów?

W 1994 roku ujrzał światło dzienne genialny krążek "Trä", (czyli "drzewo"), co było okazją do niezwykłej imprezy mającej miejsce w ogromnym szałasie nomadów w jednej z dzielnic Sztokholmu. Niedługo potem pięcioro Pradawnych wystąpiło na festiwalu w Roskilde, a publiczność całej Europy miała okazję poznać tych żywiołowych szamanów podczas najprzeróżniejszych festiwali w 1995 roku. Niestety Sanna i Tellu nie mogły brać udziału w powstawaniu nowego dzieła, ponieważ były coraz bardziej wyczerpane nieustannymi podróżami na kolejne występy. Wolały też spokojnie i w zaciszu domowym odpocząć od spraw wielkiego świata, do czego przyczynił się fakt, że znalazły się w tym czasie w stanie błogosławionym. Pragnęły też ukończyć studia na prestiżowej Akademii Sibeliusa. Tellu, mając do wyboru rodzinę i zespół wybrała to pierwsze i wkrótce na jej miejsce pojawiła się (w 1996 r.) Anita Lehtola, od razu udowadniając swą wartość podczas festiwalu w Holandii i koncercie w Madrycie.

W poszukiwaniu spokoju podstawowy trzon zespołu, czyli trzech Niewiernych zawędrowało do Falun, gdzie zbudowali zaciszne studio nagrań o nazwie "Hednavisionen". Nowy album nagrany został niestety bez charyzmatycznych wokalistek, dlatego różni się trochę od poprzednich dwóch, ponieważ dziki śpiew kobiet nadawał charakterystyczne brzmienia, o które "Hippjokk", wydany w lutym 1997 roku jest uboższy. Podczas jego powstawania muzycy postanowili sięgnąć jeszcze głębiej do korzeni i nagrać album stricte ludowy. Nie mogli jednak powstrzymać się od eksperymentowania z nowymi brzmieniami, dlatego nie można nazwać tej płyty tradycyjną. Ten projekt zawiera również nowy element, mianowicie bogatszy jest o tradycyjny lapoński śpiew - jojk, wykonywany przez Wimme Saariego, który użyczył już swego głosu w jednym z utworów na płycie "Trä". Przez małe studio przewinęło się sporo ludzi, którzy wzbogacili dzieło o nowe elementy. Johan Liljemark dodał dźwięki didgeridoo, Knut Reiersrud zagrał gitarowe solo. Pojawiła się też postać jeszcze jednego druida, basisty Ulfa Ivarssona, który występował ze swoimi braćmi przez dwa lata, jednak zdecydował się opuścić ich zastępy tuż przed nagraniem nowego albumu.

W zimie roku 1998 zjednoczone siły damsko-męskie postanowiły poszukać inspiracji w Karelii, leżącej na granicy rosyjsko-fińskiej. Tam zachował się zwyczaj śpiewania run, czyli pieśni przodków przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Tam też Elias Lönnrot zbierał wszystkie epickie opowieści śpiewane, które później weszły w skład eposu narodowego Finów - Kalevali. Wszystkich oczarowała prostota i dobroduszność mieszkańców tego regionu oraz ich prastara i wciąż żywa tradycja. Wkrótce powstał nowy materiał, muzyka wyciszona i bardziej akustyczna oparta w sporej części na karelskiej muzyce ludowej. Tym razem więc chęć powrotu do korzeni wzięła górę nad nowoczesnymi zapędami muzyków. Zaraz potem Björn i Totte postanowili spróbować sił w innym zespole, wzięli więc udział w nagraniu beztroskich tańców z grupą "Boot", a Sanna również wykorzystała chwile wytchnienia, aby przygotować swoją solową płytę. Oba albumy ukazały się w 1999 roku nakładem Silence Records. Także w tym roku został wydany album "Karelia Visa", nowe pogańskie dziecko, a zespół znów w dobrej formie ruszył w trasę po Skandynawii oraz Stanach Zjednoczonych. W Minneapolis zagrał nawet do przedstawienia tanecznego opartego na ich muzyce. "Pieśń Karelii" to jak dotąd ostatnie dzieło niesamowicie oryginalnej i charyzmatycznej formacji "Hedningarna".

W czym tkwi fenomen tej grupy? Dlaczego tak porusza całe masy ludzi? Cóż takiego jest w tych dźwiękach starych instrumentów i ludowych melodiach zaaranżowanych na nowo? No właśnie... Jest coś takiego, co nie pozwala przejść obok tej muzyki obojętnie. Wszyscy członkowie zgodnie twierdzą, że cała magia ukryta jest właśnie w instrumentach, że w ich środku jest jakiś Duch, który wydobywa tak tajemnicze brzmienie. Wystarczy tylko umiejętnie je nagłośnić, aby wszyscy usłyszeli jak te Duchy przemawiają... Istnieje jeszcze jedno przypuszczenie. Otóż muzyka "Hedningarny" ma swe korzenie w kulturze staroskandynawskiej i odnosi się do wrażliwej duchowości słuchaczy. A przecież człowiek również potrzebuje być zakorzenionym w jakiejś tradycji. U Skandynawów pamięć o tradycji jest czymś bardzo osobistym, dla wielu z nich, czymś najważniejszym. Okazuje się tymczasem, że nie tylko dla nich, ale i dla innych narodowości również. Może wszyscy oddani fani czują w sobie jakiś związek z pranordyckimi przodkami. Na pewno coś w nich odżywa i przypomina o sobie, kiedy słuchają tego echa, które wzywa zagubionych potomków do swojej ojczyzny.

Nie można zapomnieć o tych, którzy swoją odwagą wyznaczyli nowy kierunek, łamiąc dotychczasowe normy obowiązujące wśród artystów ludowych. Wyznaczyli zupełnie nowe kanony, przekroczyli granice i nadali tradycyjnej muzyce nowoczesne formy, tchnęli świeżą siłę i udowodnili, że tradycja długo jeszcze pozostanie żywa wśród ludów Północy. Co więcej nie byli nigdy krytykowani przez zamknięte środowisko fundamentalistów ludowych w Skandynawii, lecz spotkali się z ich życzliwym przyjęciem.

O niezwykłej podróży w czasie i w przestrzeni w jaką zaprasza słuchacza "Hedningarna" recenzenci napisali setki tekstów, używając wymyślnych porównań i wysublimowanych komplementów. Dopatrywano się w tym fińsko-szwedzkim kwintecie inspiracji rockiem, bluesem i muzyką dance, nazywano ich technoszamanami i praskandynawskimi trip-hopowcami. I jest w tym wszystkim trochę racji, bo jednoczą oni wiele gatunków rozwijając je w jeden, piorunujący koncept. Ich korzenie wyrastają z tradycji pranordyckiej, ale rozgałęziają się na cały świat.

Jak najlepiej scharakteryzować ekscytującą muzykę, którą tworzą "Poganie"? Jest ona przede wszystkim bardzo emocjonalna i obrazowa. Skojarzenia z omszałymi borami, dzikimi pustkowiami Laponii, tajemniczymi głosami dochodzącymi z głuszy, z wpatrzonymi ślepiami wilków, łomotem skrzydeł polującego jastrzębia łatwo nasuwają się na myśl, gdy zamknie się oczy słuchając ich płyt. Jest też bardzo charakterystyczna jeśli wziąć pod uwagę akustykę. Wiele utworów opartych zostało na ciężkim, potężnym rytmie samplowanego bębna. Do tego rytmu często dochodzi kolejny element jakim jest powtarzanie tego samego dźwięku przez cały czas i tworzenie w ten sposób tła, na którym opiera się melodia. Taki zabieg nazywa się angielskim słowem - drone. Jego funkcję pełni lira korbowa, z której wydobywają się łatwo poznawalne, piękne i intrygujące dźwięki przypominające odległe miauczenie. Na tym tle opiera się melodia grana najpierw w durowej tonacji, a później powtarzana w molowej. Na przemian grane te same dźwięki, ale w różnych skalach prowadzą ze sobą nastrojowy dialog. Czasem na zasadzie ronda melodia ewoluuje poprzez zmiany bądź tonacji, bądź instrumentu. Zazwyczaj prowadzącą skrzypce i lira, ale rolę tą przejmują też flet wierzbowy, dudy szwedzkie czy inne ludowe twory o dziwnych, szwedzkich nazwach. Bogactwo instrumentów tworzy bogactwo i wielość barw. Nie brakuje lutni, harfy smyczkowej, rogu koziego, kanteli. Całości dopełniają dramatyczne głosy wokalistek, które przywodzić mogą na myśl bułgarskie zaśpiewy ludowe, wykonywane np. przez "Trio Bulgarka". Teksty opowiadają o wielu sprawach związanych z ciężkim życiem, o naturze, śmierci, pokonywaniu trudności i parciu naprzód, o pierwotnej, naturalnej miłości prostych ludzi. Pojawia się wiele pieśni będących hymnami do fińskich bogów, częste są motywy mitologiczne, a gdzieniegdzie nawet występują jako bohaterowie istoty z wierzeń, jak na przykład wilkołaki (wspaniała opowieść zatytułowana "Godzina wilka" na płycie "Trä") czy krasnoludy. W większości są to wolne aranżacje podań i przekazów ludowych. Wszystko razem tworzy nieziemski klimat. Trudno oprzeć się wrażeniu, że pląsa się w lnianej koszuli w ekstatycznym rytuale, bo przecież czuć zapach ognia, słychać przywołania, ręce błądzą po korze drzewa... Podsumowując w jednym zdaniu: "Hedningarna" to praskandynawska, pogańska muzyka ziemi.





DYSKOGRAFIA

1989 - "HEDNINGARNA"
Niestety nie posiadam tej płyty. Kiedy tylko się w nią zaopatrzę, napiszę parę słów.
W Polsce niedostępna.

1992 - "KAKSI"
Na tej płycie jest mniej elektroniki w stosunku do akustyki. Więcej utworów instrumentalnych, a rozdzierająco przejmujące głosy pojawiają się jedynie w około połowie kompozycji. Ale kiedy się już pojawią to przechodzi dreszcz, bo to tak, jakby słuchać zaklinających przyrodę wiedźm. Czasem inkantują one dzikie frazy unisono z lirą lub skrzypcami. Emocje, które to wywołuje trudno opisać. Jeden utwór zaśpiewany jest w języku szwedzkim przez męski głos. Wszystkie kompozycje cechuje raczej wolne tempo, a w kołyszącym rytmie słyszalne są dźwięki smutku i bólu. Jedynie dwie z nich mają słodki, beztroski charakter skocznych piosenek. Wiodącym instrumentem są tu dudy szwedzkie o trochę innym brzmieniu niż tradycyjne. Pojawiają się też riffy gitary elektrycznej, a nuty molowe z łkaniem wypływają ze strun gitary akustycznej, co najlepiej słychać w ostatnim leśnym, przestrzennym hymnie. Czasem tylko tempo narasta, przechodząc w taneczny rytm, zachęcający do pląsów przy świętych ogniskach. I wtedy ta muzyka porywa na dobre, by wkrótce ukoić magicznym, przejmującym wezwaniem do powrotu do korzeni... Album wydany w Polsce przez "Folk Time", ale ze zmienioną okładką.
1994 - "TRÄ"
To najbardziej "programowana", dynamiczna i ciężka płyta. Dzika, ekstatyczna i przepełniona pradawną energią. Wściekłe śpiewy tutaj chyba sięgają apogeum, w dużej mierze dzięki Tellu Paulasto. Muzyka poraża i paraliżuje. Kiedy niski, groźny i pełen przekonania głos śpiewa o drzewach, które przy próbie ścięcia przygniotą niedoszłych drwali, po plecach przechodzą ciarki, taki ogromy przekaz emocjonalny ma ten tekst w połączeniu z muzyką. Głębokie, potężne, dudniące, najprzeróżniejsze bębny, dodatkowo wzmocnione pogłosem w funkowo-dubowym rytmie podobne są w brzmieniu szamańskim kannusom, a ich puls dociera gdzieś głęboko w jaźń. Niektóre utwory to liryczne, spokojne i nastrojowe runa, też bogate w niespokojne odgłosy. Da się słyszeć płynącą wodę i ryk piły tarczowej w wyżej opisanym utworze o ścinaniu lasu. Tak charakterystyczne melodie wykonywane na lirze, fletach, skrzypcach, drumlach i paru innych nieokreślonych źródłach dźwięku, bazujące na dronach oraz szydercze krzyki czarownic, przenoszą słuchacza w sam środek magicznego rytuału. Ekstatyczny, taneczny puls bębnów bliski jest niemal stylistyce disco, ale wzruszający jojk przypomina, że obrzęd jeszcze trwa. Dominujący język fiński, w którym wrzeszczą wokalistki, maluje w świadomości baśniowe krainy, niczym te opisane na kartach Kalevali. Nie ma tu słodkich piosenek, są gniewne, zadziorne, drapieżne kompozycje zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej. Nawet te spokojniejsze ballady owiane są klimatem niepokoju. Cały pogański majestat tej muzyki elektryzuje i powala na długo. To upragniony składnik duszy dla Tych, Którzy Rozumieją głosy wiekowych borów. Album również wydany w Polsce przez "Folk Time"
1994 - "KRUSPOLSKA: SASHA MIXES"
Podobno są to bardzo udane eksperymenty DJ Sashy. Do tańca na pewno w sam raz, do zadumy niekoniecznie.
1996 - "FIRE"
Kompilacja nagrań z trzech pierwszych albumów i wydana pod zmienioną na angielską nazwą "The Heathens". Próba zarobienia pieniędzy na tej grupie przez wytwórnię Sony. Mimo to jest to całkiem udana i reprezentatywna składanka.
1997 - "HIPPJOKK"
Tańce w rytmie polki przeplatają się z muzyką bliską techno. Kompozycje nie wychodzące poza stały schemat. Czyli łomoczący bęben z pogłosem, drony na lirze korbowej i hulaszcze melodie głównie na skrzypcach. Dialogi między instrumentami i przenoszenie motywu przewodniego z durowej tonacji w molową, bardziej liryczną stanowią również nieodłączny element tej misternej układanki. Trochę brakuje tu dzikich czarownic, ale wynagradza to Wimme Saari, który podobnie potrafi wzruszyć do głębi swym jojkiem. Surowe, dramatyczne piękno połowy kompozycji miesza się z bardziej pogodnymi melodiami. Atmosfera przywołuje na myśl jakąś leśną grotę, gdzie dzieją się dziwne rzeczy, a to za sprawą nadania niektórym instrumentom echa. Czasami klimat staje się naprawdę groźny i straszny a piękne słowa jakimi przemawia lira przypominają zaklinanie wiatru. We wzruszających, pierwotnych melodiach pobrzmiewają niekiedy nuty mające w sobie coś z muzyki tureckiej. Zostają one na długo w pamięci, malując obrazy wspomnień o tym, co odeszło bardzo dawno temu. Brzmienie liry wzrusza i niepokoi, napawa nadzieją i powoduje dreszcze. Przeważają kompozycje instrumentalne, a jedną z tych, gdzie pojawia się również śpiew, jes
opowieść o dwóch krasnoludach, które napadnięte przez trolle bronią się zaciekle. Jest też w jednym z utworów gitarowe solo, a płytę zamyka jojk na tle... dyskotekowego dudnienia. Jednak jest to tylko złudzenie, bo ten rytm podobny jest po prostu do bicia serca.

1997 - "REMIX PROJECT"
Kolejna próba przełożenia muzyki "Hedningarny" na język dla mas. Na pewno lepsze to niż zwykła papka dyskotekowa.
1999 - "KARELIA VISA"
Bardziej wyciszony i spokojny album. Powrót do akustycznej i naturalnej aranżacji. Prawie nie ma tu generowanych dźwięków, a te które są misternie wtapiają się w ludowy i tradycyjny nastrój całości. Beztroskie piosenki i teksty przeplatają się z bardziej zadumanymi kompozycjami, w których pobrzmiewają bolesne nuty. Znowu pojawia się ciekawy rytm, oparty na wspomaganym nieco brzmieniu naturalnych bębnów i również tutaj wiodącymi instrumentami są lira i skrzypce. Kilka utworów wyśmienicie nadaje się do tańca i wspólnego radowania się pięknem przyrody. Teksty wykonywane są wyłącznie w śpiewnym języku fińskim, posiadającym swoisty czar, doskonale odpowiadający urokowi całej muzyki. Pojawiają się czasem smutne nawoływania dwóch wokalistek, brzmiące tak jakby wołały one do starych, leśnych bóstw. Wtedy właśnie nastrój zaczyna przechodzić w coraz bardziej tajemniczy, kiedy niemal wyczuwa się obecność kogoś jeszcze, może duchów odpowiadających na wezwania? Jest w tej muzyce coś, co przykuwa uwagę i magiczną siłą wiąże zmysły, powodując mrowienie.
Inne albumy na których pojawiają się członkowie "Hedningarny":

Sanna Kurki-Suonio "Musta"
Solowy album wokalistki niewiele różniący się stylistyką od dokonań rodzimej formacji.Anders Norrude "Himself"Wirtuoz dud szwedzkich i starszej wersji liry korbowej zwanej lirą Mora (szw. Moraharpa). Daje tutaj popis swoich możliwości, jednak duch również pozostaje wspólny z rodzimą grupą. Nie może być inaczej skoro jest on jednym z jej współtwórców. Boot "Virvla"Dwóch Pogan z jeszcze jednym przyjacielem wykonują tu pieśni taneczne. Tradycyjne tańce nazywane po szwedzku "polska" w wirującym tempie. Virvla znaczy bowiem wirowanie, dlatego cała płyta ma taki właśnie charakter.
Dział: 

Dodaj komentarz!