Płyta roku 2017

Folkowe płyty 2017

Ocenianie płyt to trudna sprawa. Przez lata nauczyliśmy się dostrzegać dobre i ciekawe strony każdego albumu, który trafia w nasze ręce. Od lat jednak nic nas jakoś szczególnie nie zachwyciło. Nie znaczy to, że nic nam się nie podoba, ale trafienie na coś nowego, innego, nowatorskiego jest coraz trudniejsze. W ubiegłym roku ukazało się wiele ważnych i długo wyczekiwanych płyt. Debiutanckie albumy artystów od dłuższego czasu funkcjonujących już na scenie folkowej; „drugie” krążki, które bywają o tyle trudne, że powinny potwierdzić sukces pierwszych, a także pokazać jakiś rozwój w twórczości artystów – takich premier w ubiegłym roku było naprawdę sporo i raczej nie zawiodły oczekiwań fanów (zarówno te debiutanckie, jak i te „drugie”). Wreszcie płyty „weteranów” świętujących swoje kolejne dziesięciolecia na scenie. I tu chcieliśmy zwrócić uwagę na najnowszą płytę Kapeli ze Wsi Warszawa „re:akcja mazowiecka”. Po dwudziestu latach albumy zespołu nadal potrafią wywołać dyskusję, falę krytyki i oburzenia. Zachwytu oczywiście też. A intelektualny ferment i spór jest istotny, o ile rzecz jasna polega na wymianie argumentów. Co ważne, w przeciwieństwie do kilku innych wykonawców, zespół uniknął samocytowania. Brzmienie oczywiście jest bardzo charakterystyczne, ale nie ma się wrażenia, że „to już słyszeliśmy tu, a to już słyszeliśmy tam...”. Choć zespół wrócił do korzeni, do miejsc, w których zaczynał, to zrobił to inaczej, od nowa, ze słyszalnym bagażem dwudziestu lat doświadczeń, lecz, jak zawsze, z szacunkiem wobec wiejskich mistrzów oraz z zachowaniem transowego ducha i charakteru muzyki centralnej Polski. Warto odnotować coraz większą popularność muzyki miejskiej, międzywojennej – zainteresowanie Warszawską Orkiestrą Sentymentalną, paszport Polityki dla Hańby! czy docenione pomysły Jazz Bandu Młynarski-Masecki na płycie „Noc w wielkim mieście”, którym udało się przebić do słuchaczy spoza środowiska folkowego.

Paulina Łaskarzewska i Jan Konador
Muzyczna Galeria Folkowa, www.folk.pl

 

Rok 2017 był niezwykle udany dla muzyki – niezależnie od gatunku. Kult płyty winylowej, wzmocnienie internetu jako doskonałego i najprostszego środka przekazu oraz coraz odważniejsze eksplorowanie możliwości YouTube’a w celach promocyjnych to takie pierwiosnki w skostniałej strukturze rynku muzycznego. Do szczęścia brak tylko lepszej sprzedaży płyt i biletów na koncerty. Z tym niestety bywa różnie. W polskim jazzie w legendarnej wytwórni ECM swoje płyty wydali Tomasz Stańko oraz Maciej Obara. Co prawda jazzmani od zawsze lubią łączyć swoje inspiracje z muzyką źródeł, poszukując etnicznych wątków kulturowych, jednak nie ma co liczyć, że zagości ona na stałe w stajni Manfreda Eichera. Piszę o tym dlatego, żeby pokazać, jak niszowym, a jakże ważnym gatunkiem jest folk. Znaleźć źródło, odnieść się do pochodzenia, znaczenia, zrozumieć klasyczne struktury chce wielu. A tylko muzycy folkowi mają do tego absolutne prawo. I czerpią z niego pełnymi garściami, co pokazały zorganizowane jesienią w Katowicach Targi Muzyki Świata WOMEX. Śmiem sądzić, że podobnej muzycznej imprezy dla szeroko pojętej branży, muzyków, dziennikarzy, agencji koncertowych, wydawców nigdy wcześniej nie było w naszym kraju. Płytowo też było udanie, ale chciałbym wspomnieć o trzech wspaniałych i dziejowych wydawnictwach. Pierwsze z nich należy do duetu Krzysztof Trebunia-Tutka i Tymon Tymański, zatytułowane jest „Zbójnickie”. To nieoczywiste spotkanie dwóch światów i artystycznych osobowości. Trebunia-Tutka to muzyk pielęgnujący tradycje ludowe, takie jak muzyka, śpiew, taniec, gwara, przekaz tradycyjnych wartości. Tymon Tymański to kontrabasista jazzowy, rockowy gitarzysta, wokalista, tekściarz, niepokorna dusza, buntownik i od pewnego czasu kolega po fachu, radiowiec. Podstawą i sednem projektu są utwory góralskie o charakterze zbójnickim, naznaczone rockowo-jazzowym charakterem. Ich treść odnosi się do poszukiwania sprawiedliwości, umiłowania honoru, wolności i miłości. Drugi album miał w pewnym sensie swój premierowy przedsmak na wspomnianych targach WOMEX, gdzie wydawca Adama Struga zaprezentował mi kilka zupełnie nowych pieśni. Finalnie znalazły się one na płycie „Leśny bożek”, która trafiła do naszych rąk 17 listopada. Po „Adieu”, „Strug. Leśmian. Soyka” i „Myszy” jest to czwarty album, którego twórca jest doskonały, a może – spróbuję użyć tego sformułowania – absolutny. Sam komponuje muzykę i śpiewa wszystkie piosenki mocnym, charyzmatycznym barytonem. Głosem, który przyciąga i mami słuchacza bez względu na płeć – jak śpiew mitycznych Syren. Na nowym, doskonałym pod każdym względem krążku znajdziemy teksty w połowie autorstwa Struga, w połowie – wiersze Bolesława Leśmiana, Leopolda Staffa, Adama Asnyka i Jana Pocka. Najważniejszą folkową płytą ubiegłego roku jest w moim odczuciu zjawiskowa i jubileuszowa pozycja w dyskografii zespołu Dikanda. Płytą „Devla Devla” zamknął rok obchodów, wszak formacji stuknęła okrągła dwudziestka (!!!). Takie święto zobowiązuje, więc i płyta okazała się dziejowa i niezwykle wartościowa – nie tylko dla samego zespołu. „Devla Devla” to jedenaście utworów, z których każdy to charakterystyczne dla Dikandy, niestandardowe, odważne połączenie brzmień z różnych zakątków świata. Jest to w większości autorska muzyka zespołu z tekstami w języku polskim i własnym, wymyślonym przez grupę dikandyjskim. Ale uwaga! Ów język w twórczości tej formacji w takim wymiarze pojawił się absolutnie premierowo!!! W warstwie dźwiękowej mamy inspiracje muzyką Bałkanów, Łuku Karpat, Maroka, ale zespół penetruje też inne zakątki świata. Nie boi się pięknych, lirycznych kompozycji, mocnego podkreślenia rytmu czy jego zmienności. Członkowie grupy po raz kolejny udowodnili, że w Polsce nie mają sobie równych. Zachwycili i dali nadzieję na więcej – na pewno na koncertach w bieżącym roku. A na te serdecznie i Państwa zapraszam.

Adam Dobrzyński
Redaktor radiowej Jedynki, dziennikarz muzyczny, krytyk, konferansjer.

 

Ubiegły rok przyniósł nam kilka pięknych płyt z muzyką folkową. Trudno było mi zdecydować, którą uważam za najciekawszą – czy uniwersalną, liryczną „Oj borom, borom” Maniuchy i Ksawerego, czy mistrzowską „re:akcję mazowiecką” Kapeli ze Wsi Warszawa. Ostateczny wybór padł na przewrotny tytuł „Wiejski Dżez” Kapeli Maliszów, która najczęściej mi towarzyszy. Od kilku lat obserwuję jak najbardziej zasłużony sukces zespołu. Zresztą nie tylko ja. Ich pojawienie się w programie Sounds Like Poland podczas warszawskiego festiwalu Skrzyżowanie Kultur 2014 wywołało spory ferment na polskiej scenie folkowej, ale przede wszystkim zachwyt publiczności i krytyków. A przecież o tym zespole słyszałam już wcześniej od przyjaciół bywających w Męcinie Małej. „Wiejski Dżez” to album będący niejako kontynuacją „Mazurków niepojętych” z 2015 r. To płyta zróżnicowana, wielobarwna i głęboko osadzona w zanikającej tradycji, ale też tę tradycję podtrzymująca i nadająca jej nowe znaczenie. Znajdziemy na niej zarówno melodie tradycyjne, jak i kompozycje Jana Malisza (zwykle oparte na ludowych tekstach) oraz coraz częściej mocno improwizowane brzmienia autorstwa Kacpra Malisza, którego skrzypce uciekają już znacznie poza rodzimą tradycję. Ale wciąż jest w „Wiejskim Dżezie” szczerość i prawda muzyki, którą ta rodzina nosi w sobie od pokoleń w tym konkretnym miejscu u podnóża Karpat. Tu nie ma miejsca na wyrachowanie i komercję. Malisze są dla mnie bezprecedensowym przykładem muzykującej wielopokoleniowej rodziny, która nie ulega modom i nie próbuje się wpisać w bardziej popularne nurty muzyczne, ale robi swoje, czyli komponuje, gra i śpiewa z szacunkiem dla tradycji, choć delikatnie ją uwspółcześniając. Jak to mówią – do tańca i do różańca. I ta płyta to potwierdza. Za każdym razem, gdy słyszę czysty głos Zuzanny w otwierającym płytę „Zawiśloczku” czy zamykającym album „Chmielu”, myślę sobie – niech ta muzyka trwa jak najdłużej. Życzę im i sobie, aby ta naturalność, prostota oraz wirtuozeria prawdziwego muzykowania od serca przyniosła nam kolejne żywe melodie z Męciny Małej.

Bożena Szota
Manager kultury. Zajmuje się organizacją i produkcją koncertów i imprez kulturalnych. Od 2004 r. pracuje w Centrum Kultury ZAMEK w Poznaniu. Od pierwszej edycji koordynatorka programu Festiwalu Ethno Port Poznań oraz cyklu JazZamek.

 

Za nami kolejny dobry rok na folkowej scenie. Wszelkie obawy o koniec rynku płyt przynajmniej na razie można odłożyć w czasie. W 2017 r. ponownie ukazały się pięknie nagrane i wydane albumy. Wszystkich nie sposób wymienić, ale przynajmniej kilka należy przy tej okazji odnotować. Na pewno Kapela ze Wsi Warszawa i jej „re:akcja mazowiecka” – wielki powrót grupy na Mazowsze, do swoich mistrzów, żywych świadków świetności muzyki tradycyjnej. To wspaniały hołd oddany całemu pokoleniu muzykantów, którzy są w tym albumie na pierwszym planie – chwała za to KzWW! Płyta to zapis muzycznego spotkania po latach, przypomnienie tego, co zdefiniowało i ukształtowało zespół. Dzięki zagranicznej dystrybucji albumu nasze dobro narodowe, jakim jest grono polskich muzykantów, będzie miało okazję pochwalić się swoim kunsztem na świecie. To na pewno jedna z najważniejszych płyt z muzyką świata ostatnich lat! Warto przy tej okazji odnotować doskonały album „Wesele” formacji Tęgie Chłopy, dzięki któremu mogliśmy od początku do końca towarzyszyć młodej parze w tym ważnym dla niej dniu – genialny patent i mistrzowskie wykonanie! Do wielkiej formy wrócił Żywiołak. Jego „Pieśni Pół/nocy” to muzyczno-etnograficzna wycieczka w czasie i przestrzeni – na północ i do początków naszego państwa. Powstała płyta, której powinno się słuchać na lekcjach historii, szczególnie w dobie mody na wybiórczo dziś traktowany patriotyzm. Żywiołak zrobił kawał dobrej roboty, może to nawet najlepszy rozdział w działalności zespołu. Na koniec muszę stwierdzić (jak pewnie wielu innych słuchaczy), że to był kolejny rok Hańby! – albumem „Będą bić” ponownie udowodnili, że bezsprzecznie są jednym z najciekawszych zjawisk na naszej polskiej scenie. Występy na największych festiwalach oraz nagrody z Paszportem Polityki na czele to zdecydowanie nie przypadek. Jak widać – to był kolejny ciekawy rok!

Marcin Piosik
Radio Afera

 

Rok 2017 był nieco grzeczniejszy niż jego poprzednik i w zdecydowanej większości pozostawił po sobie nowe produkcje artystów już znanych w polskim światku muzyki folkowej. Dlatego ich poziom był wysoki, solidny i wyrównany. Przyznaję, że spoglądając na dziesiątkę finalistów Folkowego Fonogramu Roku, paradoksalnie cieszę się, że nie jestem jurorem akurat tego konkursu – wybór naprawdę nie byłby łatwy! Bardzo mnie satysfakcjonuje, że w tejże dziesiątce znalazły się płyty aż trzech laureatów Nowej Tradycji 2016 – łódzkiego Kożucha, tria WoWaKin oraz rewelacyjnych Maniuchy i Ksawerego. Myślę, że na wyróżnienie szczególnie zasługują ci ostatni. Płyta „Oj borom, borom…” jest surowa w formie, ale zarazem bardzo sugestywna i – co ważne – głęboko przemyślana na poziomie współpracy muzycznej i współpracy pomiędzy dwojgiem ludzi. Duży plus wędruje też do Kapeli Maliszów za konsekwencję, muzyczny „nerw”, szacunek do tradycji i konstruktywne ścieranie się pokoleń w „Wiejskim dżezie”. Pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie bardzo rzetelnie opracowana „Płyta tatarska” duetu Cicha & Pałyga, a długo wyczekiwanym albumem „re:akcja mazowiecka” Kapeli ze Wsi Warszawa, który te oczekiwania spełnił nie tylko za sprawą twórczego i przemyślanego podejścia do współpracy z muzykami tradycyjnymi, ale również uhonorowania ich muzyki osobnym krążkiem. Brakowało mi nieco w 2017 r. odważniejszych eksperymentów, takich jak np. „Żywizna” rok wcześniej, ale ponieważ akcja wyzwala reakcję, to należy się spodziewać, że i takie podejścia do tradycyjnej materii powrócą.

Magdalena Tejchma
Muzykolog, muzyk, od 2015 r. dziennikarz Radiowego Centrum Kultury Ludowej. Córka etnografa, której (pomimo prób) na szczęście nie udało się uciec przeznaczeniu. Na antenach radiowej Dwójki i Jedynki prowadzi magazyny „Źródła” i „Kiermasz pod kogutkiem”, audycje „Zagrane po polsku” i „Nokturn” oraz autorski program „Orient Express”. Jako muzykolog zgłębia przede wszystkim tajniki tureckiej muzyki klasycznej i muzyki Mewlewich.

Skrót artykułu: 

Ocenianie płyt to trudna sprawa. Przez lata nauczyliśmy się dostrzegać dobre i ciekawe strony każdego albumu, który trafia w nasze ręce. Od lat jednak nic nas jakoś szczególnie nie zachwyciło. Nie znaczy to, że nic nam się nie podoba, ale trafienie na coś nowego, innego, nowatorskiego jest coraz trudniejsze. W ubiegłym roku ukazało się wiele ważnych i długo wyczekiwanych płyt. Debiutanckie albumy artystów od dłuższego czasu funkcjonujących już na scenie folkowej; „drugie” krążki, które bywają o tyle trudne, że powinny potwierdzić sukces pierwszych, a także pokazać jakiś rozwój w twórczości artystów – takich premier w ubiegłym roku było naprawdę sporo i raczej nie zawiodły oczekiwań fanów (zarówno te debiutanckie, jak i te „drugie”).

(Paulina Łaskarzewska i Jan Konador)

Dział: 

Dodaj komentarz!