Perkałaba

Energia gór

Ти гулєй, гулєй, гулєй… Сині гори – це не місто…*
*Ty tańcz, tańcz, tańcz… Niebieskie góry to nie miasto… - z ukraińskiego, fragment piosenki „Perkałaby”

Ukraiński zespół Perkałaba słynie z tego, że gra długo i bez przerwy. Zdarzyło się tak na festiwalu Szeszory od godziny 22. do 4. nad ranem. Perkałaba słynie również ze swojego huculskiego punk-rocka. Łączą tak dużo w swojej muzyce, że często sami nie potrafią wytłumaczyć co chcieliby nią wyrazić. Energia? Warto to samemu sprawdzić na koncercie iwano-frankowskich muzyków. Andrij Fedotow, wokalista zespołu, po koncercie w Lublinie opowiedział między innymi o tej niezwykłej energii, a także o wrażeniach z ostatniej trasy koncertowej w Austrii, Niemczech oraz Polsce.


Lublin był ostatnim miastem w waszej kilku tygodniowej trasie koncertowej po Niemczech, Austrii oraz Polsce. Co Pan czuje teraz, kiedy ona już się kończy?
Kiedy przekroczyliśmy niemiecko-polską granicę, przyjechawszy do Warszawy, powiedziałem chłopakom z zespołu, że tutaj jesteśmy jak w swojej ojczyźnie. Już same terytorium Polski jest nam bardzo bliskie. Powiedziałem: moje palce, ręce aż po łokcie, nogi, prawie całe ciało już jest w domu. Jesteśmy bardzo zmęczeni, już bardzo chcemy wrócić do domu.

A jak odbierali muzykę "Perkałaby" w tych trzech różnych krajach? Kto przychodził na wasze koncerty? Czy byli Ukraińcy, przedstawiciele diaspory ukraińskiej?
Bardzo mało. Właściwie nawet nie wiem dlaczego. Byli Rosjanie, Białorusini, trochę Ukraińców. Są miejsca, w których gramy już trzeci rok z rzędu w jednym i tym samym klubie. Znamy więc ludzi, którzy przychodzą na nasze koncerty, sale są wypełnione. I ludzie ci są już w dość poważnym wieku - średnio 35 lat!

Jeśli już wspomnieliśmy o trasach zagranicznych… Można na palcach jednej ręki policzyć ukraińskie zespoły, które udają się w takie trasy. Czy trudno jest to zorganizować? Jak długo przygotowywaliście się do waszej?
Sami bezpośrednio nie zajmujemy się ich organizacją, o tym dokładniej może opowiedzieć nasz manager. Natomiast niezależnie od tego czy mamy jakieś występy czy nie mamy, gramy codziennie, robimy próby, tworzymy nowe utwory… Teraz staramy się nagrać nową płytę. Pracujemy codziennie, ponieważ bez tego nic nie osiągniemy. To jest normalna praca. Po prostu masz już to ustalone, że każdego dnia te cztery godziny, do 16 czy 17 jest Perkałaba. Niezależnie od pogody, choroby, różnych kłopotów domowych. Godzina 17 - i już - mamy próbę.

Biorąc pod uwagę nazwę zespołu Perkałaba, jej znaczenie, wykorzystywanie różnych instrumentów, używanie specjalnego słownictwa w tekstach, szczególnie regionalizmów huculskich, widzimy ciekawą mieszankę. Jednak co dominuje bardziej - muzyka nad tekstami czy odwrotnie?
To wszystko stanowi jedność. Nie można jednoznacznie stwierdzić, co jest bardziej czy mniej ważne. Staramy się tworzyć i teksty i muzykę tak, żeby były one zakończone do ostatniego słowa, do ostatniej nuty.

Wprowadzacie dużo motywów folklorystycznych w swojej muzyce, wykorzystujecie instrumenty ludowe i to nie tylko ukraińskie. Skąd to się bierze?
Po prostu urodziliśmy się wśród tego, wychowaliśmy. Myślę, a nawet jestem o tym przekonany, że każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu przejął się duchem tej ziemi, na której się urodziliśmy (a jest to duch Ukrainy Zachodniej, bo jesteśmy właśnie stamtąd). Każdy słuchał tej muzyki, wychowywał się na niej: ktoś grał gdzieś na weselu, ktoś po prostu słuchał. I tak to żyło w nas. W zespole jest nas dziewięcioro. I każdy w zasadzie ma swoich ulubionych wykonawców. Jeżeli wziąć nasze mp-trójki to można stwierdzić, że muzyka, którą sobie nagrywamy w podróż jest bardzo różna. Jest to widoczne także podczas prób, ponieważ każdy chce wnieść coś swojego, to, co lubi. Ale razem z tym żyjemy w jednym duchu. Oczywiście, zdarzają się dyskusje, małe kłótnie, ponieważ jeden chce, żeby takt kończył się tak, jak on zaplanował, inny słyszy to inaczej. Staramy się jednak robić tak, żeby brzmiało to jak najlepiej.

Zespół istnieje ponad dziesięć lat. Czy przez ten czas zmieniliście się?
Bezpośrednio skład nie ulegał istotnym zmianom, jednak coś się działo. Na przykład, w tej trasie gra z nami po raz pierwszy nasz basista, po raz pierwszy pojechała z nami Rusia, która jest zawodową aktorką, śpiewaczką (Rusłana Chazipowa - wokal, tańce, dżembe - MK). Kiedyś nasi gitarzysta oraz puzonista utopili się więc tę zmianę wymusił na nas los. A jeżeli chodzi o muzykę to próbowaliśmy w bardzo różnych stylach. Na samym początku były eksperymentalne próby z elektroniką. Ale ogólny charakter, w którym teraz gramy oraz graliśmy kiedyś nie zmienił się.

W waszej twórczości, jak i w twórczości wielu innych artystów z Iwano-Frankowska, na przykład pisarza Tarasa Prochaśki, obecne są góry jako przestrzeń filozoficzna, jako odrębna epoka. A czym one są dla was poza twórczością, poza muzyką?
Góry są naszym domem, skąd czerpiemy ducha, energię, siłę. Góry są nadzwyczajnie potężne, nawet małe stoki mają w sobie ogromną siłę. Każdy, nawet nieświadomie, będąc w tym mieście chłonie tę siłę. Jest to pojednanie z przyrodą. Kiedy byłem młodszy często bywałem w górach: braliśmy namioty, jechaliśmy, wspinaliśmy się z góry na górę, odpoczywaliśmy i szliśmy dalej. Teraz każdy ma swoje sprawy, kłopoty. Założyliśmy rodziny, w naszym zespole jest już dziewięcioro dzieci. Pewien czas trzeba poświęcać rodzinie, bez tego nie jesteśmy już sobą. Przez te kilka tygodni ja oraz inni muzycy, którzy mają dzieci, bardzo stęskniliśmy się za swoimi dziećmi, rodzinami, za uściskami, za tymi oczyma. Stęskniliśmy się do łez.

Wracając do stylu, w którym gracie oraz do wykorzystania ukraińskich motywów folklorystycznych w muzyce, niech Pan opowie, jak to odbierają w świecie? Na przykład Niemcy, czy jest im to bliskie?
Jest pewna energia, którą wydzielasz. Różnie to można określić. To odczuwa się na poziomie podświadomości. Ostatni koncert w Niemczech graliśmy w mieście Bremerhaven. To jest północ, a mieszkańcy północy i południa Niemiec bardzo się różnią. Ludzie z północy są chłodni, opanowani. Ale w tym mieście średni wiek publiczności wynosił 45, 50 lat. W ogóle nie było młodzieży. I sala była wypełniona. Oni chociaż nie rozumieli tekstów (było dwóch Rosjan, którzy coś rozumieli) odbierali nas bardzo serdecznie i dobrze. W Polsce również bardzo ciepło odbierają naszą muzykę. Gramy tu często. Wkrótce będziemy na południu - w Krakowie, Krośnie oraz Tarnowie.

Czy podczas trasy wydarzyło się coś ciekawego?
Zaskoczyło nas bardzo dużo. Zapamiętałem wizytę w rozgłośni radiowej "Rosyjski Berlin". Ta stacja prezentuje na swojej antenie muzykę rosyjską. Jest to pełnowartościowe oraz niezależne radio. Kiedy weszliśmy do studia, zobaczyliśmy na ścianach kilkadziesiąt zdjęć bardzo znanych rosyjskich muzyków, aktorów, dziennikarzy. Większość z nich zna cały świat. I wśród tego wszystkiego była też "Perkałaba". Każdy koncert, który zagraliśmy w tej trasie był osobliwy. Cudownie było w Warszawie, w dużym i znanym klubie "Stodoła". Było bardzo dużo ludzi, dobra atmosfera, tego występu nie chciało się kończyć…

Skrót artykułu: 

Ukraiński zespół Perkałaba słynie z tego, że gra długo i bez przerwy. Zdarzyło się tak na festiwalu Szeszory od godziny 22. do 4. nad ranem. Perkałaba słynie również ze swojego huculskiego punk-rocka. Łączą tak dużo w swojej muzyce, że często sami nie potrafią wytłumaczyć co chcieliby nią wyrazić. Energia? Warto to samemu sprawdzić na koncercie iwano-frankowskich muzyków. Andrij Fedotow, wokalista zespołu, po koncercie w Lublinie opowiedział między innymi o tej niezwykłej energii, a także o wrażeniach z ostatniej trasy koncertowej w Austrii, Niemczech oraz Polsce.

Dział: 

Dodaj komentarz!