Pan Koralik

Dariusz Gołębiewski

Fot. z arch. Mikołajek Folkowych

Dariusz Gołębiewski to twórca rękodzieła artystycznego ze szklanych koralików. Mimo że nie do końca sprawny fizycznie, jest aktywny i dużo podróżuje. Mieszka w Ostrowcu Świętokrzyskim, a kolorowe kulki stały się sensem jego życia. Z Panem Koralikiem rozmawiała Nina Orczyk.

Nina Orczyk: Początkowo nawlekanie koralików miało poprawić Twoją sprawność manualną, potem przerodziło się w pasję. Opowiedz, jak rękodzieło stało się Twoim sposobem na życie ?
Dariusz Gołębiewski:
To wciąż poprawia moją sprawność manualną. Tworzę z koralików od przedszkola, pierwsze z nich nanizałem mając trzy lata i siedem miesięcy. Później praktycznie cały wolny czas poświęcałem na ich nawlekanie. Gdziekolwiek je zobaczyłem, chwytałem za nie i plotłem po swojemu. Pierwsze sprzedałem w autobusie do Warszawy, mając ciut więcej niż cztery lata.
Widzę, że bardzo wcześnie zacząłeś. Praca z maleńkimi kulkami jest niezwykle żmudna i czasochłonna. Musisz być bardzo spokojnym, cierpliwym człowiekiem…
W tej chwili tworzę serwetę 170 na 170 centymetrów. Zacząłem ją 19 marca 2017 r. Do teraz wykonałem ciut więcej niż połowę. Nie muszę być cierpliwym człowiekiem. Potrafię wyznaczyć sobie cel i latami, krok po kroku dążyć do jego realizacji, nie tylko przy koralikach.

Przylgnął do Ciebie przydomek Pan Koralik. Zapewne sam go wymyśliłeś, więc masz dystans do siebie i do tego, co robisz…
Właściwie nie ja go wymyśliłem. Zawsze tworzyłem tylko z koralików. Jestem wierny sobie i swojej pasji. Dlatego ludzie zaczęli mnie z tym kojarzyć – Koralik, Pan Koralik. Powstał kiedyś reportaż radiowy Joanny Sikory pod takim tytułem. Później zespół Asymetria stworzył o mnie piosenkę. Ona również była tak zatytułowana. Lubię ten przydomek. Pan Koralik to ja, to moje życie, moja pasja, moja namiętność i nie wyobrażam sobie siebie robiącego coś innego. Kocham to. Myślę, że mimo to, iż jest to tylko kawałek szkła, to ten kawałek szkła wie, że go kocham... On mnie nie rozczaruje, nie oszuka. On czuje, że jest moim życiem i odwzajemnia to. Książek o koralikach mam ponad sześćset z kilkudziesięciu krajów świata.

Twoje podejście do tych małych kawałków szkła jest wyjątkowe. Robisz z koralików biżuterię, a także bombki, pisanki, figurki. Która z tych form jest Twoją ulubioną?
Z koralików jestem w stanie stworzyć prawie wszystko, lecz mam swoje ulubione formy. Niektórych wzorów czy splotów nigdy nie próbowałem, za dużo tego jest. Nie chce mi się siedzieć przy jakimś wzorku, który trzeba bardzo długo rozpracowywać. Wolę tworzyć to, co znam. Wszystkie wzory i techniki czerpię z przeróżnych książek. Gdyby ktoś się upierał, żeby stworzyć dla niego konkretną rzecz, to pewnie dałbym radę to zrobić, lecz nie byłaby to radość tworzenia, tylko przymus pracy. Nie chcę tak działać. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Sam sobie jestem sterem, żeglarzem i okrętem.

No tak, jesteś twórczo niezależny. Jeździsz z warsztatami koralikowymi po całej Polsce. Jak ludzie reagują na Twoje zajęcia?
Warsztatów już niestety nie chcą. W ciągu ostatnich trzech lat przeprowadziłem ich aż cztery. Z tego nie jestem w stanie wyżyć. Jestem osobą niepełnosprawną, wiec nie miałbym możliwości podjęcia stałej pracy... Napisano mi w orzeczeniu lekarskim: „całkowicie niezdolny do pracy, bez prawa do renty”. Co w takim razie robić? Usiąść na dupie i płakać? Poddać się? Nie tędy droga. Trzeba iść za głosem serca, za swoją pasją... Ja za nią podążam od dziecka. Pytasz, jak ludzie reagują? Różnie, czasem jest zachwyt, lecz coraz częściej wzruszenie ramion i pytanie: „Koraliki? Każdy głupi to potrafi”. Lecz nie każdemu się chce. Nie każdemu chce się chcieć tak, jak mi się chce. Przy koralikach odpoczywam. Średnio siedzę przy takim tworzeniu ok. siedemnaście godzin na dobę, nie licząc przerw na pójście do ubikacji, przerw na papierosa, kawę czy obiad. Od pierwszego stycznia przepracowałem prawie czterysta godzin...

Robótka koralikowa musi być bardzo wciągająca. Wykonałeś sukienkę dla Justyny Steczkowskiej.
Tylko raz się w niej pojawiła. To było ponad dwadzieścia lat temu.

Czy miałeś jakieś inne, równie wyjątkowe i ważne zamówienia?
Dla mnie każde zamówienie jest ważne i wyjątkowe, nawet najmniejszy pierścioneczek czy bransoletka. Wszystkie mówią o tym, że ludziom podoba się to, co tworzę. Dla nich to jest również ważne. Nie chcą chińszczyzny, która zalewa nas i nie tylko nas. Chcąc kupić pamiątkę, musisz się naszukać, by nie kupić nic z Azji. Jestem dumny z tego, że na moim stoisku nie znajdziesz ani grama takiego towaru. Wiem, gdzie kupuję materiały do swoich prac i wiem, że to nie napędza gospodarek azjatyckich. Szklane koraliki kupuję wyłącznie czeskie. Są produkowane od wielu wieków w Jabloncu i okolicach. Używam polskiej żyłki z dawnego Stilonu, obecnie Monofilu, nici z Ariadny Łódź. Specjalnie tam jeżdżę i kupuję materiały u producentów, żeby nikt mi nie zarzucił, że mimo iż to moja praca, to materiały są chińskie. Choć baaaaardzo często to słyszę i to mnie najbardziej wkurza. Ludzie myślą, że na mym stoisku znajdą nie polskie rękodzieło, lecz chińszczyznę. Nie powiem ci, co mnie wtedy trafia, bo bym przeklinał…

Dużo podróżujesz nie tylko po Polsce. Która wyprawa była dla Ciebie najbardziej ekscytująca?
Każda podróż jest dla mnie ekscytująca. Nie jest ważne, czy to tylko wyjście do miasta, czy w najdalszy rejon świata. Wszędzie zwracam uwagę na udogodnienia dla osób niepełnosprawnych. Pod tym względem najbardziej rozczarował mnie Paryż. Na Islandii było też trochę problemów. Często nie było tam udogodnień, dlatego że w niektórych miejscach byłem pierwszą osobą niepełnosprawną, która je odwiedziła. W Dublinie jedynie w Muzeum Whisky nie było windy. Natomiast w Pradze jest bardzo dużo bruku, wiec troszkę gorzej się porusza. W Norwegii nie ma prawie żadnych barier architektonicznych. Za kilka tygodni lecę do Londynu. Zobaczymy, jak tam przyjmą człowieka poruszającego się z balkonikiem inwalidzkim. W marcu lecę do Rzymu. Ciekawi mnie, jak tamto miasto jest przystosowane. Chcę się też wybrać z moimi wyrobami na jarmark wielkanocny do Wilna. Zobaczymy, jak tam będzie to przyjęte. Moim marzeniem jest wybranie się na Grenlandię zimą, żeby móc na własne oczy zobaczyć zorzę polarną.

Życzę Ci powodzenia w realizacji celów i wielu wspaniałych podróży. Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Skrót artykułu: 

Dariusz Gołębiewski to twórca rękodzieła artystycznego ze szklanych koralików. Mimo że nie do końca sprawny fizycznie, jest aktywny i dużo podróżuje. Mieszka w Ostrowcu Świętokrzyskim, a kolorowe kulki stały się sensem jego życia. Z Panem Koralikiem rozmawiała Nina Orczyk.

fot. z arch. Mikołajek Folkowych

Dodaj komentarz!