Obłęd

Marzyliście kiedyś o czymś co wydawało wam się zupełnie nierealne, a w pewnym momencie sprawy przybrały taki obrót, że nagle wasze marzenie stało się to faktem? Ja miałem tak właśnie z Molly Malone's. Marzyłem o kapeli, która zagra celtic-punk po polsku, ale na światowym poziomie. Kapeli, która szantowy klimat z mazurskich jezior i nadmorskich portów połączy z ostrym riffem i bogatą spuścizną rodzimej rebelii. I w końcu doczekałem się. W ręku trzymam przepięknie wydany album - w efektownym digipacku, z ciekawą grafiką i bogato ilustrowaną książeczką z tekstami. Ze zdjęć szczerzą się do mnie gęby muzyków, którym kibicowałem już jakiś czas, i których starałem się wspierać jak tylko się dało, chodząc na ich koncerty, prezentując kawałki w radio, linkując ich twórczość w sieci. W końcu jednak docenił ich ktoś, kto posiada znacznie większą moc ode mnie, zainwestował w nich i jestem pewien, że w niedalekiej przyszłości ta inwestycja mu się (przynajmniej) zwróci.

"Obłęd" to jedenaście zadziornych, celtic-punkowych hymnów, zagranych z werwą, z serduchem i w pełni profesjonalnie. Obok szalejącej gitary elektrycznej i nieustannej galopady sekcji rytmicznej, ciekawie pobrzmiewają podchmielony akordeon i ogniste skrzypce. Wszystkie te elementy łączy poprawny i czysty wokal oraz ciepłe brzmienie gitary akustycznej, które dobitnie potwierdza, że chłopaki z Molly Malone's muzykę po prostu mają we krwi.

Stylistycznie załoga z Giżycka czerpie z najlepszych wzorców. Wiele jest tu odniesień do Flogging Molly, zwłaszcza jeśli chodzi o połączenia na linii gitara akustyczna - skrzypce, ale można doszukać się też ech Dropkick Murphys (wspomniany już akordeon), wczesnego The Dreadnoughts czy po prostu klasyki polskiego punka, z Dezerterem, The Analogs i Sztywnym Palem Azji na czele.

Jeśli chodzi o teksty, ekipa dowodzona przez charyzmatycznego Jarka Kwiatkowskiego porusza się zazwyczaj w klimatach miłosnych i egzystencjalnych. Jest sporo o ślepej miłości (autorska wersja klasycznej ballady "Molly Malone", "Szminki ślad") i łamaniu kobiecych serc ("Bez sumienia"), ale Molly Malone's zastanawia się też nad sensem wiary ("Deja Vu") i ogólnie sensem egzystowania w rozpędzonym i złowrogim świecie (tytułowy "Obłęd"). Ciekawe w tym wszystkim jest to, że chłopaki, mimo obranej stylistyki, raczej stronią od przyśpiewek o piciu piwa, pływaniu statkami po morzu i szorowaniu pokładu. Zamiast tego dostajemy teksty refleksyjne, czasami moralizatorskie, nie bojące się podejmować tematów ważnych i na czasie. Kontrastuje to nieco ze skocznymi melodiami, głęboko zakorzenionymi w tradycji muzyki celtyckiej, ale wydaje się to zabiegiem zamierzonym, jakkolwiek już dawno temu sprawdzonym - odsyłam do liryków autorstwa Dave'a Kinga czy Shane'a McGowana.

Całość wyprodukowana jest bardzo klarownie, każdy instrument żyje swoim życiem i dzięki temu wszystkie partie tworzą przyjemną, zgraną całość. Świdrujące gitarowe solówki Piotrka Wagnera urzekają, bardzo energiczne skrzypce nagrane przez Paulinę Sikorską, która już niestety nie gra z zespołem - powalają. Pochwalić należałoby też basowe wojaże Irka Paca, który czasami zapędza się nawet w hardcore'owe rejony - z resztą, pomaga mu w tym szalejący za perkusją Adam Jastrzębski, co dodatkowo wzmacnia i podkreśla Malonesową stylistykę. Główne wokale Jarka Kwiatkowskiego fajnie wspomagają chórki przywodzące na myśl chociażby dokonania Bad Religon. Ciekawie też wypada udział gości z grupy Shannon - flet i mandolina stanowią miłą odmianę w tej i tak już bogato zaaranżowanej produkcji. Podsumowując - wszystko chodzi jak w zegarku.

Serce rośnie kiedy słyszy się takie debiuty na rodzimej scenie, kiedy w końcu marzenie o polskim celtic punku na wysokim poziomie nie jest już fikcją, a stało się faktem. Molly Malone's udanie wypełnia lukę na polskim rynku muzycznym, na którym wciąż brakuje solidnego, spontanicznego i po prostu radosnego grania w folkowym klimacie. Wówczas gdy folkmetalowcy duszą się we własnym sosie, a kapele celtyckie konsekwentnie od kilkudziesięciu lat grają cały czas tak samo, giżycka formacja, z uniesioną głową rozpoczyna swój marsz ku chwale. Trzymam za nich kciuki i myślę, że nie tylko ja je trzymam.

Molly Malone's
Obłęd
Lou Rocked Boys 2013
Skrót artykułu: 

Marzyliście kiedyś o czymś co wydawało wam się zupełnie nierealne, a w pewnym momencie sprawy przybrały taki obrót, że nagle wasze marzenie stało się to faktem? Ja miałem tak właśnie z Molly Malone's. Marzyłem o kapeli, która zagra celtic-punk po polsku, ale na światowym poziomie. Kapeli, która szantowy klimat z mazurskich jezior i nadmorskich portów połączy z ostrym riffem i bogatą spuścizną rodzimej rebelii. I w końcu doczekałem się. W ręku trzymam przepięknie wydany album - w efektownym digipacku, z ciekawą grafiką i bogato ilustrowaną książeczką z tekstami.

Dodaj komentarz!