O przyrodzie głosem muzyków

Muzyka ekologiczna. Nie raz zastanawiałem się nad tym terminem. Teraz z czystym sumieniem mogę jednak napisać, że nie ma czegoś takiego. I choć gdzieniegdzie odbywają się, podrzędne raczej, festiwale muzyki ekologicznej, nie zmienia to faktu, że jest to sztuczny twór, który nie ma pokrycia w rzeczywistości. Czym bowiem miałaby się charakteryzować taka muzyka? Czy miałaby być w jakiś szczególny sposób odmienną muzyką od folku, bluesa, rocka czy punka…? No właśnie. Po prostu takiego gatunku muzyki nie da się wyodrębnić.

Można, co najwyżej, spotkać ekologa, który jest muzykiem lub różnego rodzaju artystów, grupy muzyczne, które poprzez swoje utwory, albo charakterystyczny przekaz, próbują zwrócić uwagę na problemy niszczenia dzikiej przyrody, czy konsumpcyjny styl życia.

Ale gdzie można znaleźć takich wykonawców, którym bliżej do natury i dla których wartością jest zachowanie naturalnego środowiska w stanie niezniszczonym i niezmienionym?

Postulat zachowania dzikiej przyrody i jej ochrony w mniejszym lub większym stopniu jest niewątpliwie jednym z postulatów praktycznie wszystkich ruchów kontrkulturowych drugiej połowy XX wieku. Nie wdając się w szczegółowe analizy zarówno hipisi, punki, hardcorowcy, czy bliscy Czytelnikom "Gadek" - folkowcy, dla nich wszystkich natura i przyroda nie raz jest tematem utworów muzycznych, czy też jest po prostu wartością. W przypadku tych wykonawców, dla których najważniejszy jest przekaz tekstowy ten temat pojawia się równie często, jak walka o równouprawnienie kobiet, sprzeciw wobec ekonomicznego wyzysku, konfliktów zbrojnych, przemocy, niesprawiedliwej władzy, czy polityki prowadzonej przez korporacje czy bogate rządy świata.

Na naszym podwórku w latach 80-tych był wysyp zespołów, które zwracały uwagę na niszczenie przyrody, szczególnie można to było zauważyć w trakcie festiwalu jarocińskiego. To właśnie ci wykonawcy, którzy "ulubili" sobie to miejsce, zdawali się zauważać, że są zatrute rzeki, zatrute zboża, zatruta ziemia, zatrute morza, jak śpiewał zespół Tilt. W nurcie punkowym szczególnie miejsce w popularyzowaniu tematyki ochrony przyrody zaznaczyły grupy Dezerter i Włochaty. Pierwszy nagrał wymowny utwór "Ostatnia chwila" będący chyba najbardziej wyrazistym głosem w obronie dzikiej przyrody wśród polskich artystów: W pustym lesie rodzi się świadomość, Że to ostatnia chwila żeby się przebudzić, I chociaż drzewa zostały już wycięte, To nadal nie obchodzi to zbyt wielu ludzi… oraz uczestniczył w działaniach dla utworzenia Turnickiego Parku Narodowego na Pogórzu Przemyskim. Drugi, praktycznie na każdej ze swoich płyt, jako główny temat, prezentował niszczenie środowiska, zwierząt, dzikiej przyrody. Na płycie "Dzień gniewu" już cytat na okładce nie pozostawia wątpliwości: Wy grabicie tę planetę zostawiając krew i popiół - wszystko jasne.

Można wreszcie, jak zrobił to nieistniejący już zespół La Aferra, nagrać całą płytę z dedykacją dla ochrony konkretnego miejsca przyrodniczego; krążek "Ziemia ginie - obudź się!" z 1996 roku został zadedykowany ochronie Puszczy Białowieskiej w prowadzonej przez Pracownię na rzecz Wszystkich Istot kampanii dla ochrony Puszczy.

Wśród amerykańskich organizacji obrony dzikiej przyrody muzyka często stanowiła narzędzie w wypowiadaniu swoich racji. Tak było w przypadku Earth First! - radykalnego społecznego ruchu, którego głównym celem było zachowanie naturalnych lasów Ameryki. Judi Bari i Darryl Cherney nagrali niejedną piosenkę, która miała służyć prowadzonym kampaniom w obronie lasów -szczególnie bliski był im nurt muzyki country. Bari i Cherney stali się nawet obiektem ataku bombowego - w roku 1990 bomba eksplodowała w ich samochodzie, gdy aktywiści zmierzali na spotkanie dotyczące kampanii dla lasu Headwaters w północnej Kalifornii.

Tematy ochrony dzikiego życia pociągnęły nawet tak charyzmatycznego wokalistę jak Jello Biafra (w latach 80 lider punkowej grupy Dead Kennedys). W USA istniały nawet wytwórnie płytowe, które specjalizowały się w wydawaniu muzyki zaangażowanej na rzecz ochrony przyrody np. EarthBeat! Utwory, które znajdowały się na takich płytach, reprezentowały szerokie spektrum gatunkowe, jednak ze sporym udziałem tradycyjnego country i bluesa.

Za gitarę nie raz chwytał John Seed, dyrektor Ośrodka Lasów Tropikalnych w Lismore w Australii, jeden z bardziej znanych w świecie działaczy ekologicznych. Muzyka staje się po prostu narzędziem wypowiedzi, dzięki któremu można dotrzeć do innych odbiorców. Takich przykładów można by mnożyć wiele, ale nie pozwala na to objętość artykułu.

Oczywiście znaleźć też można przykłady udziału wielkich gwiazd muzyki w kampaniach na rzecz środowiska np. popierające działania Greenpeace (lata 80.). Ostatnio też można usłyszeć o poparciu działań dla ochrony klimatu, choćby przez Bono i zespół U2.

Odrębnym wątkiem, ale równie ważnym, jest pokazywanie poprzez muzykę piękna ziemi, jej dźwięków, które spotykamy w naturze. Wreszcie prezentowanie różnych kultur, różnych grup etnicznych całego świata, czy też poszukiwanie własnych korzeni muzycznych. Nie można przecież zaprzeczyć twierdzeniu, że dźwięki, które otaczają człowieka są jego środowiskiem naturalnym i że zawsze były źródłem inspiracji przy tworzeniu jakiejkolwiek muzyki. Na polskim podwórku niewątpliwie bezcenne okazały się w tym zakresie doświadczenia grup Osjan, Kwartet Jorgi, Atman i Orkiestra św. Mikołaja. Każdy z nich w specyficzny sposób uwrażliwiał odbiorców na dźwięki natury. Nie dziwi też wielość tradycyjnych instrumentów muzycznych wykorzystywanych przez tych wykonawców. Muzycy Atmana byli ponadto zawodowo zaangażowani w działania na rzecz ochrony przyrody, zaś realizowany przez nich swego czasu projekt "Gadająca Łąka" był niezwykle ciekawą próbą uwrażliwiania ludzi na przyrodę i jej dźwięki. Dziś te pomysły kontynuuje grupa Karpaty Magiczne.

Przy jakże wymownym i zarazem medialnym proteście przeciw zniszczeniu Doliny Rospudy swój głos zabrali również artyści, w tym muzycy. Okazało się, że wrażliwość na zachowanie dzikiej przyrody trudno jednoznacznie zakwalifikować czy przyporządkować do jakiegoś konkretnego nurtu, czy niszy muzycznej. Okazało się, że tę wrażliwość albo się w sobie ma, albo nie ma. Apel Ludzi Kultury dla Rospudy podpisali m.in. Urszula Dudziak, Stanisław Sojka, Krystyna Giżowska, zespół Dezerter, Anna Maria Jopek, Krystyna Prońko, Jan Krenz, Jarosław Śmietana, Grzegorz Turnau, zespół Oddział Zamknięty. W tym przypadku nieistotne było, jakie teksty na co dzień są wykonywane przez poszczególnych muzyków lub jaki gatunek muzyki prezentują - po prostu artyści dali świadectwo poparcia dla idei ochrony cennego miejsca przyrodniczego, jednocześnie dając również wyraz swej obywatelskiej postawie. Być może właśnie to jest najlepsze miejsce na udział muzyków w dyskusji o przyszłości ochrony przyrody, działaniach dla jej zachowania. Być może głos oddany publicznie przez muzyków, jak miało to miejsce w sprawie Rospudy, to najlepsza okazja, by móc zrobić coś wymiernego, coś, co może mieć związek z ochroną środowiska.

Niektórym artystom nie brakuje odwagi i wrażliwości, by czasem zająć stanowisko w ważnej sprawie dla ochrony środowiska. Nie jest to jednak nurt dominujący na scenach muzycznych. Muzycy są przede wszystkim muzykami, i ten fakt głównie determinuje ich aktywność, co zresztą zupełnie nie powinno dziwić. Chwała tym, którzy potrafią zwrócić uwagę na sprawy ochrony i zachowania przyrody. Niewątpliwie jednak los działań na rzecz ochrony środowiska spoczywa głównie w rękach specjalistów, ekologów, a także - jeśli nie przede wszystkim - urzędników i polityków. Trzeba być tego świadomym, że to właśnie od tych grup najwięcej należy wymagać, gdy idzie o jakość środowiska. A gdy przy okazji czasem muzycy pomogą lub zwrócą uwagę na jakiś problem ekologiczny, to z tego faktu należy się tylko i wyłącznie cieszyć.


Grzegorz Bożek
Dziennikarz miesięcznika "Dzikie Życie", aktywista Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Autor wielu muzycznych wywiadów na łamach "Dzikiego Życia". W latach 90. organizator koncertów w ramach tzw. sceny niezależnej na Podkarpaciu.
Skrót artykułu: 

Muzyka ekologiczna. Nie raz zastanawiałem się nad tym terminem. Teraz z czystym sumieniem mogę jednak napisać, że nie ma czegoś takiego. I choć gdzieniegdzie odbywają się, podrzędne raczej, festiwale muzyki ekologicznej, nie zmienia to faktu, że jest to sztuczny twór, który nie ma pokrycia w rzeczywistości. Czym bowiem miałaby się charakteryzować taka muzyka? Czy miałaby być w jakiś szczególny sposób odmienną muzyką od folku, bluesa, rocka czy punka…? No właśnie. Po prostu takiego gatunku muzyki nie da się wyodrębnić.

Dział: 

Dodaj komentarz!