Nie tędy droga

Recenzja spektaklu muzycznego Chłopi w Teatrze im. Danuty Baduszkowej w Gdyni

Premiera musicalu Chłopi miała miejsce 6 września 2013 roku w Teatrze im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Spektakl muzyczny na podstawie twórczości Władysława Reymonta zaadaptowali Wojciech Kościelniak (scenariusz i reżyseria), Piotr Dziubek (muzyka) oraz Rafał Dziwisz (teksty piosenek). Nadzieja na sukces była wielka: Wojciech Kościelniak, postać znana chyba wszystkim fanom gatunku, wraz ze swoimi doświadczonymi współpracownikami (Lalka, Ferdydurke, Idiota) obiera za temat dzieło z kanonu polskiej literatury. Chłopi odbili się niemałym echem na polskiej scenie muzycznej. Machinie promocyjnej towarzyszyły doskonałe recenzje w największych polskich dziennikach, tygodnikach oraz portalach internetowych dotyczących teatru. Wskazywano przede wszystkim na reżyserię Kościelniaka, aktorstwo najwyższej próby, rewelacyjne sceny zbiorowe oraz ciekawe ujęcie tematu. Na spektakl wybrałem się 28 marca tego roku i szczerze przyznam - nie dostrzegłem nic z tego, co napisano.

Rozkładając dzieło na części pierwsze, można dostrzec bardzo wiele słabości. Pierwszy aspekt stanowi wybór i opracowanie tematu. Złośliwie można byłoby stwierdzić, że po nakręceniu olbrzymiej ilości obrazów związanych z kanonem lektur szkolnych przyszła pora, aby zaprząc do tego teatr muzyczny. Oczywiście wątpię, aby reżyser poszedł tym tropem, jednakże odnoszę równocześnie wrażenie, że musical stworzony został dość nieporadnie. Choreografia rodem z oper XVIII w., takich jak Krakowiacy i Górale , bardziej kojarzy się z Cepelią i ludowizną zespołów pieśni i tańca niż z nowoczesną choreografią musicalową możliwą do ujrzenia na światowych scenach teatralnych. Mam wrażenie, że twórca układów tanecznych Chłopów poszedł po linii najmniejszego oporu. Wśród opinii o musicalu pojawiło się m.in. zestawienie z Nędznikami. Wystarczy spojrzeć na stronę wizualną, aby dało się stwierdzić, że to porównanie na wyrost. Warto zwrócić uwagę, że dzieło Kościelniaka operuje tak naprawdę najprostszymi skojarzeniami. Nie próbuje ująć ludowości w warstwę symboliczną, wszystko zostaje wyłożone jak kawa na ławę. W warstwie językowej autor tekstu wyraźnie bazuje na tekście oryginalnym, chociażby używając w dialogach języka zaczerpniętego z Reymonta. Nie tędy droga. Dosłowność ukazuje brak pomysłu na nowoczesne potraktowanie powieści. Wystarczy spojrzeć na inne sceny polskie i światowe (chociażby produkcje Mariusza Trelińskiego w Operze Narodowej), aby zauważyć, że musical już od wielu lat operuje metatekstem, który stał się niejako jego podstawowym językiem. Płaskie potraktowanie tematu uwidacznia się również na szerszym planie. Na poziomie fabularnym nie da się odczuć tego, co jest tak bardzo istotne w Chłopach, mianowicie tła społecznego dzieła. To, co stanowi siłę musicalu amerykańskiego, brytyjskiego czy niemieckiego, czyli wnikliwa obserwacja sytuacji, w jakiej znajdują się główni bohaterowie, stanowi słabość gdyńskiej produkcji. Czy będzie to Porgy and Bess, Show Boat czy Skrzypek na dachu kontekstem jest tragedia społeczności, która stanowi podłoże problemów bohaterów. U Kościelniaka, mimo iż tekst oryginalny bazuje na czynniku społecznym, sfera ta zostaje porzucona. Dodatkowo odbiorcy trudno zinternalizować to, co reżyser ukazuje w Chłopach. Żadna z warstw fabuły nie daje możliwości związania się z bohaterami. Dzieło to przede wszystkim umuzyczniona książka, świat fantomów, które widzimy, ale nic do nich nie czujemy. Również w sferze muzycznej mamy do czynienia z banałem. Uwidacznia się to chociażby w poszczególnych motywach muzycznych, ale również w budowie harmonicznej i formalnej oraz w instrumentacji. Partiom wokalnym brakuje chwytliwości (czy ktokolwiek potrafi zanucić chociaż jeden fragment?), schematyczność harmonii nuży, rytmika powtarza najprostsze, ujęte wręcz stereotypowo wzorce tańców ludowych, a opracowanie partii orkiestrowych, pozornie ciekawe, ostatecznie zachowuje jeden model instrumentacyjny dla całego dzieła. Ostatecznie wychodzi z tego neocepelia, w której nie ma miejsca na różnorodność, triumfuje natomiast powtarzalność. Ostatecznie Chłopi są niejako wyrazem słabości polskiej sceny musicalowej, która zamyka się w paradygmacie kanonu. Kanoniczne są nie tylko teksty, na których oparte są poszczególne dzieła, ale również sposób ich opracowania. Koturnowość, słabość tekstów, nieciekawa muzyka stanowią tego emanację. Wydaje się również, że autorzy nie posiedli know-how, tego jak powinny wyglądać nowoczesne przedstawienia teatralne. I stawiam dolary przeciwko orzechom, że w przeciwieństwie do dzieła Władysława Reymonta za kilka lat nikt nie będzie pamiętał o tym, że musical Chłopi miał miejsce.

Wojciech Bernatowicz
muzykolog, muzyk, pedagog, dziennikarz, doktorant w Instytucie Muzykologii Uniwersytetu Warszawskiego

Skrót artykułu: 

Premiera musicalu Chłopi miała miejsce 6 września 2013 roku w Teatrze im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Spektakl muzyczny na podstawie twórczości Władysława Reymonta zaadaptowali Wojciech Kościelniak (scenariusz i reżyseria), Piotr Dziubek (muzyka) oraz Rafał Dziwisz (teksty piosenek). Nadzieja na sukces była wielka: Wojciech Kościelniak, postać znana chyba wszystkim fanom gatunku, wraz ze swoimi doświadczonymi współpracownikami (Lalka, Ferdydurke, Idiota) obiera za temat dzieło z kanonu polskiej literatury. Chłopi odbili się niemałym echem na polskiej scenie muzycznej. Machinie promocyjnej towarzyszyły doskonałe recenzje w największych polskich dziennikach, tygodnikach oraz portalach internetowych dotyczących teatru.

Dział: 

Dodaj komentarz!