Nie miałem żadnych reklamacji

Emil Mihaiu

O Emilu Mihaiu - urodzonym w rumuńskiej wsi Buza regionu Kluż (rum.: Cluj) - mówi się, że jest najlepszym skrzypkiem współczesnej Transylwanii (zwanej też Siedmiogrodem). Wykonuje muzykę rumuńską, węgierską i cygańską z siłą, klarownością dźwięku, rozległością frazy i elegancją rytmu. Podczas "Mikołajków Folkowych" w grudniu 2006 roku w Lublinie na scenie towarzyszyli mu Adalbert Balaci (altówka) i Zeno Zanc (kontrabas).


Od kogo uczył się Pan muzyki?
Emil Mihaiu: Uczyłem się grać u wiejskich lăutarów (muzykantów). Folklor rumuński różni się ze wsi na wieś. Dawniej było bardzo dużo zespołów składających się z trzech osób. Te formacje dziś już prawie zaniknęły, chociaż od jakichś kilku lat znów zaczynają się gromadzić, znów powstają. Cały problem w tym, że w konserwatoriach nie uczy się folkloru. Dlatego młodzi kierują się do lăutarów. Aby jednak nauczyć się dobrze grać folklor, trzeba grać na wsi, na weselach, przyjęciach. Trzeba być obok ludzi, żeby znać różne zabawy (jocuri). Dobry skrzypek, taki, który zagra wszystko, nie może się ukształtować ani w rok, ani w pięć, ani w dziesięć lat. Trzeba na to pracować całe życie.

Ja zacząłem grać w wieku 6 lat. W wieku 8 lat grałem już na zabawie. Grałem całą niedzielę, aż do wieczora, ponieważ byłem za mały, żeby grać w nocy. Od 11. roku życia grywałem na weselach i wtedy już grałem całymi nocami. W ówczesnych warunkach nie było wzmacniaczy, mikrofonów, wszystko graliśmy "live". Technika dotarła do nas dopiero około 1985 roku. Miałem wtedy 23 lata. Pojawiły się pierwsze wzmacniacze. Bardzo się wtedy cieszyliśmy, bo nam pomagały. Kiedy śpiewa się bez tego, jest znacznie ciężej. Chcę jeszcze dodać, że ręce się wtedy bardzo niszczyły. Nie było takich strun jak teraz. Struny były robione z drutu, a więc słabe. Nie było gdzie kupić innych. Takie były wtedy warunki, ale grano pięknie!


Siedmiogród to kraina o bogatej tradycji muzycznej...
W Siedmiogrodzie lăutar (muzykant), musi umieć grać trzy rodzaje muzyki - muzykę rumuńską, węgierską i cygańską. U nas Rumuni są większością, ale są też mniejszości - Węgrzy i Cyganie. W niektórych częściach Siedmiogrodu są Sasi, byli też Żydzi. We wsi, w której się urodziłem - Buza - byli Rumuni, Węgrzy, Cyganie i Żydzi. Między ludźmi nie było jednak rozbieżności. Prości ludzie nie mieli nic przeciw sobie; razem grali, razem tańczyli. Kiedy graliśmy tańce węgierskie, na przód przychodzili Węgrzy, żeby lepiej słyszeć. Kiedy graliśmy muzykę rumuńską, przychodzili Rumuni. Gdy graliśmy muzykę cygańską, podchodzili Cyganie.

Prawdę mówiąc to Cyganie byli muzykami. Dla Rumunów i Węgrów to byłby wstyd. Od jakichś dziesięciu lat są i Rumuni, którzy uczą się grać, ale zdarzają się rzadko. To jest cygańska profesja. I tak naprawdę, byli w tym bardzo dobrzy.


Kilku narodowościom mieszkającym tak blisko siebie, chyba trudno żyć oddzielnie, tylko w obrębie swojej grupy?
Tak było od tysięcy lat, od kiedy Węgrzy przybyli do Siedmiogrodu - były małżeństwa między narodami. Są i teraz. Gram na weselach co drugą-trzecią sobotę i często zdarza się, że panna młoda jest Rumunką, a pan młody nie lub też na odwrót. Wprawdzie od jakichś dziesięciu lat częściej się pobierają z Włochami, Hiszpanami...

Nigdy nie było podziałów między prostymi ludźmi. Ich nie interesowało, gdzie jest granica. Nie interesowało ich, kto jest przywódcą kraju. Oczywiście ekstremiści byli, są dzisiaj i będą, ale prości ludzie są inni.


Jakie konflikty mogły się więc zdarzać pomiędzy różnymi narodami Siedmiogrodu?
Konflikty są, gdy są ekstremiści. Ale od kiedy Rumunia wstąpiła do NATO, a teraz wchodzi do Unii Europejskiej, to wszystko gaśnie. Oczywiście, byli tacy, którzy mieli jakieś roszczenia, zwłaszcza w regionach Covasna i Mureş [w Kraju Szeklerów - przyp. red.]. Prości ludzie uważali jednak ich pomysły za wypaczone. Nie można tworzyć jednego państwa w środku innego. Szeklerzy to lud migrujący, tak jak Gepidzi, Awarowie, Tatarzy. Te ludy przeszły zarówno przez wasz kraj, jak i nasz. Okupowali nas. Szeklerzy nie byli jednak Węgrami; rozprzestrzenili się także w Mołdawii.

Jakim innym, oprócz zabaw i wesel, świętom, wydarzeniom na wsi towarzyszyła muzyka? Grano na pogrzebach?
Grano na ślubach, na chrztach, choć tu rzadziej i już się tego nie robi. Kiedyś grano na pogrzebach. Grano u ludzi bogatszych lub takich, którym to się bardzo podobało. Przede wszystkim u Węgrów. U Węgrów lub Cyganów. Lăutari grywali... Są określone utwory na pogrzeby, które się grało. U Węgrów grało się jeszcze romanse. U Cyganów grano natomiast różne utwory związane z rzemiosłem lub doiny. Na pogrzebach były też zawodzące kobiety - płaczki1. Te zwyczaje zachowały się jeszcze do dziś w niektórych wsiach, przede wszystkim w tych odizolowanych, które nie oglądają się na miasto. Myślę też, że wiele młodych osób teraz powolutku uczy się obyczajów, które do niedawna występowały, chce je poznać.

Wraca się do tradycji?
Jeśli przyjrzeć się nie tylko nam, ale też wszystkim innym narodom, nawet tym rozwiniętym, można zauważyć, że przechodzą przemiany. Na skutek tych przemian, pracy, niewiele osób ma teraz czas na kulturę. Tak dzieje się i u nas. To walka o środki do życia. Wiele ludzi wyjeżdża, przemieszcza się. Ci ludzie wracają potem do domu i słuchają innej muzyki. Ta muzyka trafia też na wesela, ale znika po roku, dwóch. Także manele2, o którym szybko się zapomni.

Są etnomuzykolodzy, którym zależy na podtrzymaniu tradycji. Takim jest na przykład Speranţa Rădulescu - najlepsza etnomuzykolog w Rumunii od czasów Brăiloiu. Oczywiście, wiele z tego, co teraz się u nas dzieje w sprawach tradycji jest efektem odpowiednich działań w tej dziedzinie. Wojewódzkie centra twórczości ludowej organizują coś w stylu "dzieci wsi" (fii satului), imprezę, która ma miejsce we wszystkich gminach. Ci, którzy decydują się na muzykę tradycyjną, jeśli chodzi o aspekt finansowy, dużo na tym nie zarabiają. Zarabiają ci, którzy śpiewają manele i muzykę "szatańską". Ja jednak wierzę, że ci, którzy grają prawdziwą muzykę, ostatecznie wygrają.


Na jakich instrumentach grają ci, którzy wybierają muzykę tradycyjną?
Jak już wcześniej powiedziałem, folklor rumuński jest bardzo zróżnicowany, to znaczy różni się z wioski na wioskę. Na Równinie Transylwańskiej podstawowymi instrumentami są skrzypce, kontra (altówka) i kontrabas, w Mołdawii instrumentami podstawowymi były bęben, klarnet i kobza. W Muntenii3 natomiast były skrzypce, cymbały i kontrabas. To były instrumenty w zespołach z trzema instrumentami. Pojawiły się też inne instrumenty, ale nie były typowe dla Rumunii. Taragota nie pochodzi z Rumunii, ale z Węgier, akordeon też nie pochodzi z Rumunii, tylko z Rosji. Dalej... Flet jest typowo rumuński, ale fletnia Pana specyficznie rumuńska nie jest - jest typowa dla Indii, Chin. Oczywiście, że te instrumenty znalazły miejsce w wielkich orkiestrach. Ta muzyka dużych zespołów nie jest jednak muzyką tradycyjną, to muzyka przerobiona. W Rumunii nie było orkiestr, w Rumunii były bandy i tarafy. Banda to grupa pięciu-sześciu lăutarów albo trzech-czterech.

Na wsiach są jeszcze osoby, które zajmują się wykonywaniem instrumentów?
Tak, są. W mojej wsi była szkoła muzyczna i był jeden warsztat. Bardzo dobrzy lutnicy są w Reginie, także w Klużu.

Czy ma Pan swoich uczniów, którym przekazuje tajniki muzyki ludowej?
Uczniów instrumentalistów nie mam, mam uczniów wokalistów, ale chcę także uczyć instrumentalistów. Oczywiście ukształtowałem także kilku instrumentalistów, którzy uczyli się dalej. Przyszli do mnie i z przyjemnością pokazałem im kilka rzeczy.

Obecnie u nas jest moda na naukę gry na instrumentach elektronicznych, ale nie z miłości do takich instrumentów, tylko raczej z tego powodu, że grając na nich można zarabiać na weselach. Warunki życia spowodowały taką sytuację. Ale powoli się to zmienia. Obserwuję, że teraz i na weselach jest pożądana muzyka tradycyjna. My też zaraz po występach na "Mikołajkach Folkowych" wracamy grać na weselach. Na wiele z nich jesteśmy zapraszani w takim składzie, to znaczy skrzypce, kontra (altówka) i kontrabas.


To wesela tylko wiejskie, czy też miejskie?
Tak właściwie, to ludzie w miastach także ze wsi pochodzą... Obecnie bardzo wiele osób wraca na wieś. Grałem kiedyś na pewnym weselu w regionie Bistriţa. Byli tam tacy staruszkowie, którzy stali i rozmawiali: "Ci to grają, ci trzej! Panie, w zeszłym tygodniu był jakiś z kserokopiarką!". Myśleli o komputerze. Co mogę dodać - także lăutar może uczynić dużo, jeżeli umie grać. Z czasem kształtuje ludzi, on właściwie uczy ich, jak tańczyć. Teraz częściej grywam na weselach w miastach. Gram muzykę tradycyjną i nie miałem żadnych reklamacji... Bardzo się ona podoba. A to mi sprawia wiele radości.

Miastowi nie wstydzą się swojego wiejskiego pochodzenia?
Zarówno w Polsce, jak i w Rumunii ludzie byli zmuszeni wyjechać do miasta, nie wyjechali więc z własnej woli. Oczywiście i u nas byli tacy, którzy zapomnieli, skąd wyszli. Ale też zawsze byli tacy, którzy im o tym przypominali. To jest lud romański; jak się widzi kogoś, kto popełnia błąd, mówi mu się tak: "Na szlabanie kierpce zostawiłeś?". I dodaje się: "Zapomniałeś skąd jesteś?". U nas na szczęście nawet intelektualiści kochają folklor, kochają tradycję. Nie tylko folklor, ale wszystko, co należy do tradycji ludu.

Jest Pan mistrzem w grze na skrzypcach. Jeżeli jest się na takim mistrzowskim etapie, to trzeba nadal ćwiczyć, próbować? Czy można pozwolić sobie na przykład na niegranie przez trzy miesiące?
Kto uważa się za mistrza w swoim fachu, robi duży błąd. To rzemiosło to walka, którą się prowadzi. U nas się mówi: "Ciągle się uczysz i niczego nie wiesz", czyli: "taki sam głupi pozostajesz". Oczywiście, są ludzie, którzy są dobrymi instrumentalistami, którzy znają swoje miejsce i nie zadzierają nosa. Są też tacy, którzy są słabi, ale mają się za wielkich. Tak to już między ludźmi bywa.

Występuje Pan w specjalnym stroju, w haftowanej koszuli...
Ta koszula i te hafty są typowe dla regionu Bistriţa w Siedmiogrodzie. To koszula z perełkami, są tu wyszyte. Taka koszula kosztuje bardzo dużo, około 250 euro; w jej wykonanie trzeba włożyć bardzo dużo pracy. Kolory tych haftów [żółty, czarny - przyp. red.] są typowe dla regionów Kluż, Bistriţa i Mureş. W innych regionach są inne kolory, na przykład czerwony. W Maramureszu są takie same hafty, tylko niebieskiego koloru.

Czy te same kolory noszą mężczyźni i kobiety w danym regionie?
Tak, te same. Wyszywaniem zajmują się kobiety. Ale nie wszyscy robią z perełkami, które są na tym stroju. Z perełkami stroje zamawiały osoby uważane za bogate. Takie koszule były droższe. Pozostali mieli strój bez perełek. Najsławniejsze miejsce, gdzie i dzisiaj szyje się bardzo dużo strojów ludowych, nie tylko na skalę regionalną, ale i ogólnopaństwową to region Sund. Tam znajduje się dużo warsztatów.

W Rumunii są regiony, gdzie od święta zakłada się takie stroje?
Tak, w bardzo wielu regionach, zresztą nie tylko Siedmiogrodu, także w Mołdawii. Nosi się je na ślubach, zakłada się je przy różnych okazjach.

Jak podoba się Panu w Polsce i w Lublinie na festiwalu "Mikołajki Folkowe"?
Bardzo mi się podoba. Uważam, że dokonaliście wiele, aby zmienić stare struktury, które występowały zarówno w Polsce, jak i w Rumunii. Po upadku Ceauşescu często podróżowałem na Zachód, gdzie widziałem dobre rzeczy. Bardzo się cieszę, że możecie organizować ten festiwal. Widziałem wielu ludzi z wystawami. To bardzo dobrze. Młodzi, którzy przychodzą na taki festiwal, na pewno szukają, chcą poznać to, co było w przeszłości. To ważne dla każdego narodu. To, co robicie, jest dobre i prawdziwe.

Z rumuńskiego tłumaczył Łukasz Pikul

1 Współcześnie w miastach "usługi" płaczek to koszt minimum 200 lei (ponad 200 zł).
2 Manele - rodzaj rumuńskiego disco polo - jeśli chodzi o teksty, słuchających i całą otoczkę; w formie natomiast bardzo orientalne. Sama nazwa "manele" oznaczała w XIX wieku właśnie pieśni orientalne. Wśród Rumunów panuje opinia, że manele słuchają tylko Cyganie.
3 Muntenia - południowa Rumunia z Bukaresztem; w dawnej Polsce ten obszar określało się jako Multany albo Wołoszczyzna.
Skrót artykułu: 

O Emilu Mihaiu - urodzonym w rumuńskiej wsi Buza regionu Kluż (rum.: Cluj) - mówi się, że jest najlepszym skrzypkiem współczesnej Transylwanii (zwanej też Siedmiogrodem). Wykonuje muzykę rumuńską, węgierską i cygańską z siłą, klarownością dźwięku, rozległością frazy i elegancją rytmu. Podczas "Mikołajków Folkowych" w grudniu 2006 roku w Lublinie na scenie towarzyszyli mu Adalbert Balaci (altówka) i Zeno Zanc (kontrabas).

Dział: 

Dodaj komentarz!