Na Rozstajach, czyli w Krakowie

Relacja z "Rozstajów" 2003

„Rozstaje” są już imprezą z tradycją. Między 17 a 20 lipca pojawiły się w Krakowie po raz piąty. Tym razem, poza krakowskim Rynkiem, muzyka brzmiała również w klubie festiwalowym na ulicy Piłsudskiego. Ponadto koncertom towarzyszyła wystawa rysunków Ignacego Czwartosa w Sukiennicach, trwająca już od poniedziałku 14 lipca. Z uwagi na rozmach organizacyjny tego przedsięwzięcia, trudno było uczestniczyć w całości festiwalu, we wszystkich występach w różnych miejscach – i tak też było w moim przypadku. Niemniej jednak sądzę, że nie odbiera mi to prawa do wypowiedzenia się.

Na piątkowym koncercie pojawili się Teresa Mirga i Kałe Bała reprezentujący spiskich Cyganów. Wypadli przeciętnie. Szkoda, że grali i śpiewali siedząc, smętnie, monotonnie, bez ognia i po prostu nudno. Trudno, aby taki występ utkwił w pamięci. Czasami wręcz na ulicy spotyka się ciekawszą cygańską kapelę. Jednak, aby być sprawiedliwym muszę dodać, że wielu osobom podobali się, co można było dostrzec w reakcjach zgromadzonych. Niedługo potem na scenie pojawił się, zapewne znany od lat miłośnikom folku, ukraiński teatr Zwierciadło (działa w Krakowie, chociaż pochodzi z Kijowa). Temu nie zabrakło ognia! Grał znane standardy i dzięki temu poderwał część publiczności. Smaczku dodawały anegdoty, na ten przykład o Moskalach, tudzież zabawne powiedzenia, chociażby: „Jesteśmy ukraińskimi nacjonalistami, bo Słonina piszemy z dużej litery, a Moskwa z małej”. Na minus należy spisać kiepskie instrumentarium (raziło zwłaszcza brzmienie gitary) i mało wyszukane aranżacje. Przydałby się też żeński głos do kobiecych partii w pieśniach.

Występująca po Ukraińcach morawska cymbalistka Zuzana Lapčiková z zespołem Jazz Trio Emila Viklickiego zaprezentowała nietypową interpretację tradycyjnej muzyki swojego regionu. Zaczęło się bardziej jazzowo niż folkowo, później proporcje się zmieniały. Sądzę, że koncert ten powinien być w sali (jak Hradišt’an w zeszłym roku), a nie na świeżym powietrzu. Wtedy odbiór tej muzyki byłby pełniejszy, a ona sama bardziej czytelna. Kolejna formacja, również jazzująca i również cymbałowa – Kalman Balogh z zespołem, znacznie lepiej odnalazła się w klimacie Rynku Głównego – jak mniemam, dzięki żywszemu repertuarowi. Ten zespól węgierskich Cyganów oprowadził nie tylko po muzyce cygańskiej czy węgierskiej, ale też bałkańskiej, żydowskiej i rumuńskiej. Niewątpliwie najciekawszy z występów piątkowych!

Sobota zaczęła się po góralsku. Pierwszym zespołem była, znana z zeszłorocznych lubelskich „Mikołajków Folkowych”, słowacka Muzička. Wprawdzie muzycy wystąpili w takich samych kreacjach, takim samym ustawieniu i jak się zdaje także składzie, co w Lublinie – tym razem zaprezentowali szerszy repertuar. Oprócz pieśni z Tatr (niektóre w na poły polskiej gwarze góralskiej, znane i po polskiej stronie) i środkowej Słowacji, były utwory z pogranicza morawskiego oraz parę kawałków rusińskich. Kolorytu dodawał zespół tancerzy, który miał dosyć ekstrawaganckie stroje, ale to nie one, a sam taniec przyciągał uwagę. Muzička zagrała podróż po całej Słowacji na sposób żywy i interesujący. Słuchając ich, aż trudno było nie pomyśleć o więzach łączących kulturę muzyczną łuku Karpat ponad granicami państw i języków.

Wydaje się, że nieco blado przy Słowakach wypadli polscy górale z formacji Hurda z Janem Karpielem Bułecką. Wedle słów lidera: „Zespół Hurda gra po góralsku i ogranicza się tylko do tego, co jego członkowie wynieśli z domów rodzinnych; może nie jest to efektowne (jak dla kogo), ale autentyczne”. Zdania były podzielone. Odebrałem ten występ jako technicznie poprawny, a nawet dobry, tyle że śmiertelnie nudny. Zagrali po prostu to, czego się zazwyczaj spodziewamy po góralskim zespole. Niczym nie zaskoczyli, niczym nie zachwycili (w zeszłym roku desant z Podhala w postaci młodej śpiewaczki Hanny Rybki z zespołem był znacznie ciekawszy).

Powiew góralszczyzny okazał się jednak zaledwie preludium do prawdziwej muzycznej uczty, która miała nastąpić tuż po nim. Dwa ostatnie występy sobotnie były bowiem absolutną rewelacją, sprawiającą, że ten festiwal wyraźnie zapisze się w historii polskich imprez folkowych. Boban Markovic Orkestar zagrała wiele utworów powszechniej znanych, a to parę kawałków z repertuaru Gorana Bregovica, a to żydowski przebój Hava Nagila, a to jeszcze jeden, również żydowski kawałek (brzmiący nieco podobnie, jak śpiewany przez Aloszę Awdiejewa) Rebe Elimelech, czy wreszcie sporo utworów latynoskich i folkowe przeróbki muzyki pop. W zespole stosunkowo słabo zaznaczona była sekcja basowa składająca się z jednego tylko helikonu. Rolę rytmiczną pełniła dość rozbudowana perkusja, co okazało się bardzo dobrym pomysłem, jako że dzięki temu orkiestra zabrzmiała niesamowicie lekko. O ile w zeszłym roku ostro krytykowałem w duszy kapelę dętą z Rumunii (między innymi za przerost basu właśnie), tak teraz nie mogłem przestać chwalić dęciaków z Serbii. Wiem, że podczas koncertu nie byłem w tym zachwycie odosobniony. Na tym występie zgromadził się największy tłum, a niemała jego cześć poszła w tany, co na „Rozstajach” nie jest aż tak znowu częstym zjawiskiem. Dobrze wypadł też śpiew lidera zespołu, Bobana Markovica, który zabrzmiał w kilku utworach – harmonizował z lekkością grania orkiestry. Kapela podobała się i była kilkakrotnie wywoływana do bisu.

Przyszedł czas na wyczekiwane „Taraf de Haidouks”. Mimo trudniejszego niż Boban repertuaru, oni również zachwycili tłum i otrzymali rzęsiste brawa, tudzież kilkakrotnie bisowali. Szczególnie wart zapamiętania był specyficzny śpiew starszych członków zespołu. Małym zaskoczeniem, ale zdecydowanie pozytywnym, było to, że wystąpili w składzie bardzo zróżnicowanym wiekowo. Było sporo muzyków młodych i w średnim wieku. Pozwala to z optymizmem patrzeć na przyszłość zespołu.

Tytułem uzupełnienia podaję repertuar tych spotkań i koncertów, na które nie udało mi się dotrzeć. W czwartek w klubie festiwalowym zabrzmiał Kwartet Jorgi i Ania z Zielonego Wzgórza. W piątek Zuzana Lapčiková z zespołem, Się Gra Trio (bez gitarzysty Tomasza Rokosza i Bogdana Brachy – założyciela grupy) i Kalman Balogh z zespołem. Przy sobocie zagrała Muzička, Jan Karpiel Bułecka i Hurda, Boban Markovic Orkestar oraz Taraf de Haidouks. Natomiast niedziela należała (w filharmonii) do Joanny Słowińskiej z zespołem i Kati Guerreiro.

Stronie muzycznej jak zwykle nieco ustępowała organizacyjna. Na plus w porównaniu z rokiem poprzednim można zaliczyć lepsze oplakatowanie miasta i jeżdżący po Rynku wóz, z którego rozdawano jabłka i program koncertu. Minusem było umiejscowienie na Rynku dwóch koncertów, które raczej powinny być w sali, czyli Kałe Bała i Zuzany Lapčikovej. W ten sposób zatraciło się coś, co miało szansę stać się niemałym przeżyciem muzycznym. Niestety największym minusem okazała się konferansjerka koncertów na Rynku w wykonaniu Jana Karpiela Bułecki. Popełniał on wiele błędów merytorycznych, opowiadał niesmaczne dowcipy, pytał słuchaczy o ilość wypitego piwa. le to wypadło. Nic nie zmienia jednak faktu, że tegoroczne „Rozstaje” zasługują na opinię jednego z największych wydarzeń muzycznych w kraju, co sprawiły doskonałe formacje – Kalman Balogh z zespołem, Boban Markovic Orkestar i Taraf de Haidouks. Im należy się pochwała za muzykę, organizatorom zaś – za możność jej wysłuchania.


Artur Rumpel

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!