Na granicy kultur. Lesvos

Muzyka i spotkania

Kręta, górska droga prowadzi nas do Ajasos. Zapada już zmierzch, a my spieszymy się, by zdążyć na czas. Dziś wieczorem w "Anagnostirio", miejscowym centrum kultury, założonym jeszcze w 1894 r., odbywa się ważne święto. Zaprezentowana zostanie książka i płyta "Santury z Mitilini". Społeczność miasteczka uhonoruje Kostasa Zafiriju, miejscowego mistrza gry na santurze i nauczyciela. Przestronna sala centrum zapełnia się mieszkańcami. Autorem książki jest Dimitris Kofteros, również santurzysta, mieszkający od lat w Atenach, ale pochodzący z nieodległej wsi Boros. Gdy na scenę wywołany zostaje Zafiriju, sala rozbrzmiewa brawami i okrzykami aplauzu. Razem z nim pojawiają się uczniowie, około 40 osób. W kilku grupach wiekowych grają ze swym nauczycielem utwory z tradycji wyspy. Po koncercie inny mistrz instrumentu, Stratis Kazandzis, prowadzi mnie do biblioteki centrum. Podziwiam tu XIX-wieczne santury, pamiątki po pokoleniach muzyków. A potem zapada już noc i wszyscy kierujemy się na plac… Tradycyjne kafenija, kawiarnie (poza kawą serwujące także przekąski - mezedes - oraz bardzo lubianą tu anyżówkę uzo), zapełniają się.

Ajasos jest jedną z największych i najpiękniejszych górskich osad wyspy Lesvos (Mitilini). Skrywa się pośród zalesionych zboczy masywu Olimbos, miejscowego Olimpu (968 m n.p.m.). Mieszkańcy mówią tu archaicznym dialektem ajasotika, mało zrozumiałym dla reszty wyspiarzy. Miasteczko jest dumne ze swojej tradycji. Do dziś działa tu wiele warsztatów ludowego rękodzieła. Rzeźba w drewnie oliwnym, ludowe meblarstwo, garncarstwo, tkactwo. Wyśmienite są także przetwory miejscowego koła gospodyń. Jest wrzesień i na progach domów wygrzewają się w słońcu pierwsze zebrane kasztany: obok Ajasos rozciąga się największy na północnym Morzu Egejskim las kasztanów jadalnych. Od końca XIX wieku na Mitilini, znajdującej się wciąż w granicach Imperium Osmańskiego, zaczęły intensywnie rozwijać się prądy intelektualne i literackie (od lat 20. XX w. znane jako "Wiosna na Lesvos"), inspirujące się nurtami powstałymi w niepodległej Grecji, a także w sąsiednich miejskich centrach Greków - Smyrnie (do 1922 r.) i Konstantynopolu. Lesvos z chęcią dążyła do przyłączenia się do Grecji, a centra takie jak "Anagnostirio" (dosłownie: czytelnia) w Ajasos, stały się na wyspie zarzewiem nowej myśli greckiej, ośrodkiem literatury czy muzyki. Miasteczko ożywiło się. Dynamicznie rozwijało się także jego życie muzyczne, przyciągające instrumentalistów z wielu regionów wyspy. Tutejsze panijiri (rodzaj tradycyjnego odpustu), poświęcone Maryi, osiągnęło tak wielką sławę, że przyciągało wielu prawosławnych z drugiego brzegu Azji Mniejszej, odległego ledwie o kilka, kilkanaście kilometrów od Lesvos.

I znów kręta, tym razem gruntowa droga. Samochód kaleczą przydrożne, cierniste krzewy. Za zakrętem oczom ukazuje się niewielki klasztor - Moni Vukolon, "Klasztor Pasterzy". Jego nazwa odwołuje się do starożytnego jeszcze słowa "bukolos" - pasterz. Pod klasztorem lśni w słońcu Harley Davidson, ale pasterstwo wciąż jest sposobem na życie mieszkańców okolicy. Dziś zgromadzili się oni na polanie nieopodal budynku. To dzień dorocznego święta klasztoru, odbywa się więc panijiri. W przeciwieństwie do niektórych zabaw, przyciągających ludność z całej wyspy, do Moni Vukolon przybywają tylko miejscowi, wielu z nich konno. Hodowla koni to na wyspie jeszcze starożytna eolska tradycja. Dwie godziny wcześniej we wsi widziałem odświętnie ubranych mężczyzn i młode kobiety oraz ich piękne, zadbane konie. Teraz zjeżdżają się na panijiri, wzbudzając podziw już zgromadzonej tu społeczności. Młodzieńcy spoglądają z nieskrywaną dumą z wysokości siodeł swych rumaków, a dostojności dodają im zawiązane na głowach chusty, które wolno nosić tylko jeźdźcom. Każda rodzina przynosi przygotowane jedzenie. Ludzie wzajemnie częstują się. "Sponsorami" panijiri są wszyscy. Leje się wino i uzo. Grę rozpoczyna orkiestra ze wsi Skutaros, od dziesięcioleci słynnej ze swych muzyków. Skrzypce, klarnet, kornet, buzuki, ale i współczesny keyboard oraz perkusja. Dzieci rozpoczynają tańce, ale wyspiarski rytm sirto, tańczony wokół rozpostartej pasterskiej chusty, szybko zwabia młodzież i dorosłych. Na koniec korowodu dołącza roześmiana kobieta trzymająca za uzdę swojego konia. Ludzie i zwierzęta złączeni w radosnym rytmie. "Gdy wrócisz do siebie na Północ, powiedz Angeli Merkel, że bawimy się tu świetnie!" - żartuje do mnie ze swojego konia pan Christos. Zabawa rozkręca się. Teraz mężczyźni tańczą popisowe solowe zeibekiko, którego nazwa wywodzi się od małoazjatyckiego ludu Zeibeków. Po chwili orkiestra zmienia styl i przed nami pary starszych mieszkańców łączą się w czułym walczyku. Kolejna rodzina zaprasza mnie do swojego stolika, a młody Kostas przedstawia mi wszystkich swoich krewnych. Witają się ze mną zaciekawieni. Ale oto rozpoczęła się kulminacja zabawy: przed orkiestrą, do tradycyjnego wschodniego rytmu Kioroglu, jeźdźcy tańczą na swych koniach. Rumaki stają "dęba" na tylnych nogach, a wiejska publika krzyczy z zachwytu. Kioroglu to na Mitilini "taniec koni", od pasterskiego zachodu po słynne ze swych zwierząt wsie Ajia Paraskievi i Mandamados w centrum i na północy wyspy. Po chwili jeźdźcy schodzą z siodeł, tańcząc teraz dostojne zeibekiko przy swoich zwierzętach. "Miałeś wielkie szczęście, to jedna z najbardziej autentycznych zabaw na całej wyspie" - słyszę od przyjaciół z Mitilini gdy odjeżdżamy.Lesvos jest trzecią co do wielkości wyspą Grecji. Mieszka tu dziś 100 tys. ludzi, w urokliwym mieście Mitilini i dziesiątkach wsi, rozrzuconych wśród wzgórz. Po drugiej stronie cieśniny wznosi się majestatyczna Azja Mniejsza. W czasach Imperium Osmańskiego ludzie swobodnie przemieszczali się między brzegami, a zamożniejsze greckie rodziny miały po dwa domy, po obu stronach. Na wyspę przybywało też wielu wędrownych muzykantów, grających np. na zurnach czy na lutniach oud. Mieszkało tu niewielu muzułmanów (w 1908 r. na 139 tys. mieszkańców było ich tylko 18 tys.), a większość stanowili prawosławni Grecy. Po reformach w Imperium w XIX w. (Tanzimat i Islahat fermani), m.in. ułatwiających handel oraz regulujących prawa mniejszości wyznaniowych (w tym majątkowe), rody greckie zaczęły wykorzystywać uprzywilejowaną lokalizację Mitilini na szlakach handlowych. Postawiły przede wszystkim na uprawę i przetwórstwo oliwek (w latach 20. XX w. uprawiano tu już 11 mln drzew oliwnych!). Jak się okazało był to świetny wybór. Gospodarka wyspy ściśle związała się ze zdominowaną przez Greków zamożną Smyrną i rozkwitła. Wiele rodzin bardzo wzbogaciło się, budując okazałe domy, a nawet zakładając swe handlowe kolonie w Azji Mniejszej, Egipcie czy Rumunii. Kosmopolityczny miejski styl życia zaczął mieszać się z tradycją wiejską. Szybkie przemiany gospodarcze i społeczne przyczyniły się do błyskawicznej ewolucji tradycji, także tej muzycznej. Instrumenty "starej tradycji", zurny, bębny dauli (davul), gajdy, wyspiarskie dudy tsambuna czy pasterskie flety traciły na popularności. W ich miejsce pojawiły się wieloosobowe orkiestry ze skrzypcami, santurem oraz zapożyczonymi z osmańskich orkiestr wojskowych (te zaś zaczerpnęły je z Europy) instrumentami dętymi - klarnetem, kornetem, puzonem, trąbką, a z czasem nawet saksofonem! Miejsce muzykantów-amatorów coraz częściej zajmowali muzycy (w większości wciąż miejscowi), znający przynajmniej podstawy teorii muzyki. Powoli zanikały zbiorowe wykonania wokalne - wspólne śpiewy w kawiarniach i tawernach (np. charakterystyczne pieśni plomaritiko z regionu nadmorskiego miasteczka Plomari). Bardzo wzrosło za to znaczenie muzyki instrumentalnej. Społeczność spontanicznych wykonawców przeobrażała się w widownię, społeczność odbiorców. Nie zmieniło się jedno: tradycyjny repertuar wyspy pozostawał nierozerwalnie związany z repertuarem małoazjatyckiego brzegu (tzw. utwory mikrasiatika). Nowością były jednak rytmy "europejskie" (tzw. evropaika), polki, walczyki, tanga a nawet mazurki, które przybywały na wyspę z odległego świata wraz ze statkami i marynarzami, ubogacając jej lokalną muzykę. Wiele orkiestr łączyło w swym repertuarze obydwa nurty. Muzyka miejska - małoazjatycka (głównie smyrneńska) i zachodnia - harmonijnie przeplatały się na zabawach z muzyką wiejską. Na Lesvos powstawały dziesiątki orkiestr - kombanijes - często konkurujących ze sobą i wędrujących przez wyspę od zabawy do zabawy. Złoty okres "nowej tradycji" to czas dwudziestolecia międzywojennego. W 1912 r. Lesvos dołączyła do państwa greckiego. Po przegranej wojnie z Turcją w 1922 r. życie muzyczne wyspy wzbogaciło się o greckich przesiedleńców z małoazjatyckiego brzegu. Spalenie Smyrny, koniec tamtejszej greckiej wspólnoty oraz stopniowy spadek znaczenia transportu morskiego oznaczały jednak dla wyspy początek ekonomicznej zapaści. Na nowe centrum wyrosły Ateny, dla których jednak Mitilini była już tylko peryferyjną wyspą. Nowe media przyniosły tu jednocześnie tradycje "nowej stolicy", w tym ateńskie nurty pieśni rembetiko i laiko. Miejsce santuru zaczęła zajmować lutnia buzuki. Coraz chętniej wykorzystywane elektryczne wzmacniacze dźwięku osłabiły znaczenie "dawnych" fisera - instrumentów dętych. Muzyczna tradycja po raz kolejny zaczęła zmieniać radykalnie swoje oblicze.Na stoliku przed nami kelnerka stawia małe filiżanki z kawą parzoną na sposób turecki. W Grecji to kafes elinikos, kawa po grecku. W historycznej kawiarni "Panelinion" przy portowym nabrzeżu miasta Mitilini czas płynie leniwie. Na ścianach wielkie reprodukcje fotografii miasta z początków XX wieku. Mój wzrok przykuwa zdjęcie łodzi z uchodźcami z Azji Mniejszej. W 1922 r. gdy płonęły greckie czy ormiańskie dzielnice Smyrny, a przerażony tłum tłoczył się w tamtejszym porcie, nie znajdując sposobu na wydostanie się z pułapki, handlowcy i rybacy z Mitilini wysłali łodzie na ratunek. Po pożodze greckiej Smyrny i po wymianie ludności między Grecją a Turcją w 1923 r., przez wyspę przewinęły się dziesiątki tysięcy uchodźców. Wielu wyjechało dalej do Pireusu, Aten czy Salonik, około 30 tys. pozostało. Z Azji Mniejszej przybył niegdyś na wyspę także dziadek Solona Lekasa. Z Solonem spotykam się tu, aby nagrać z nim wywiad. Dzięki wesołemu usposobieniu śpiewaka rozmowa płynie lekko. Najbardziej interesują mnie amanedes. Solon (ur. w 1946 r.) jest ostatnim szerzej znanym wykonawcą w Grecji, który tych "pieśni żalu" nauczył się z tradycji, od starców i meraklides (bywalców kawiarni) swojej dość oddalonej od głównych szlaków wsi, Piji. Amanes (nazwa w liczbie pojedynczej) jest improwizowaną pieśnią, zapisywaną dwuwersem (każdy wers ma budowę piętnastozgłoskowca), śpiewaną w jednym z licznych makamów (gr. makamia), wzorców melodycznych muzyki Bliskiego Wschodu. Ze względu na powtórzenia i bogatą melizmatykę, wykonanie tej pieśni trwa jednak zwykle aż kilka minut. Amanes (manes) to ekspresja duszy, pieśń śpiewana spontanicznie z potrzeby uzewnętrznienia bólu, cierpienia, poczucia niesprawiedliwości społecznej, ale także zachwytu nad światem. Gatunek ten w latach 30. został zakazany w kemalistowskiej Turcji jako zbyt grecki. W Grecji dyktatura generała Metaksasa zakazała śpiewania amanedes jako zbyt tureckich. Utwory te zadomowiły się w greckim przedwojennym rembetiko wraz z licznymi uchodźcami ze Smyrny czy leżącego naprzeciwko Mitilini Ayvaliku. Jednak greckie miasta poznały amanedes już w końcu XIX wieku dzięki wędrownym zespołom występującym w słynnych muzycznych kawiarniach kafe-aman. W tradycji Lesvos, zespolonej z tradycją pobliskiej Azji Mniejszej, amanedes wykonywano w kulturze ludowej wsi. Być może dlatego przetrwały tu najdłużej. Śpiewał je pięknie na przykład wuj Solona. Już w młodości pieśniarza amanes odchodził stopniowo w zapomnienie, nie pasując do nowej rzeczywistości. W latach 60. czy 70., gdy Solon wędrował przez wyspę od zabawy do zabawy z miejscowymi orkiestrami, amanedes wykonywał już rzadko. Zresztą, jak sam mówi: "Amanes nie jest śpiewany na rozkaz". Solon został "odkryty" dla całej Grecji w latach 90. przez muzykologów. Pojawiły się zaproszenia do stacji telewizyjnych. Na temat Solona i amanedes zaczęto wygłaszać odczyty na naukowych kongresach, nagrano z nim płytę.

Kończymy rozmowę. Solon wesoło uśmiecha się do mnie, przewijając w spracowanych palcach paciorki komboloi. Jego "narzędziem" pracy był nie tylko głos. Solon to także mistrz obróbki kamienia. Podobnie jak jego ojciec, budował na wyspie murki setia, do dziś podpierające tarasy oliwne na wzgórzach. Wiele z tych misternych konstrukcji to jego dzieła.

Anemotia i Ajia Paraskievi. Dwie wsie, w których poznaję starych petrades - mistrzów kamienia. Pan Takis (dziś już nieżyjący) i pan Christos. Obaj pokazują mi domy w swoich wsiach, mówiąc z dumą: "To ja zbudowałem!"… Wsie i miasteczka Mitilini to w dużej części perły ludowego budownictwa. Molivos, Vatusa, Skalochori, Jera, Polichnitos i wiele innych. W licznych okolicach Grecji stare domy z kamienia zostały wyparte przez bardziej współczesne budownictwo, Lesvos zachowała jednak swoją dawną tradycję. Kamienne budowle nierzadko nasuwają skojarzenia ze starymi domami Epiru. Nieprzypadkowo. Wiele szlaków Imperium Osmańskiego przebiegało przez Lesvos. To wędrowni epiroccy budowniczowie przynieśli tu w minionych wiekach sztukę, którą następnie podjęli i rozwinęli miejscowi. Patrząc na te arcydzieła, nie sposób wyjść z podziwu, że stworzyli je ludzie nieposiadający "profesjonalnej" wiedzy z zakresu architektury. A jednak mistrzowie! "Sfotografuj mój dom!" - przyjaźnie i z dumą krzyczy do mnie staruszek w wiosce Pterunda, wskazując na budynek z ciemnopurpurowego kamienia. Okolica wsi obfituje w wielobarwne skały wulkaniczne, stały się więc one tu naturalnym budulcem. W Ajia Paraskievi, w jednym ze starych domów przy placu, mieści się kafenijo, kawiarnia. Miejscowi, którzy tu przesiadują, są zachwyceni widokiem obcego. Cieszą się, że mogą komuś poopowiadać. Słucham historii o hucznym panijiri, "święcie byka", które co roku odbywa się we wsi, przyciągając gości z całej wyspy i z wielu okolic Grecji. Dzień kończy się i pan Christos zaprasza mnie do swojego domu. W jego ogrodzie moją uwagę zwraca piękny, kamienny piec: na jednej ze ścian misternie wyrzeźbiony jest kształt wyspy.

Z muzykiem i etnomuzykologiem Nikosem Andrikosem spotykam się w ciepłe popołudnie w Ogrodzie. To nazwa starej kawiarni w parku miejskim, gdzie już przed stu laty odbywały się potańcówki zamożnego mieszczaństwa Mitilini. Nikos naucza muzyki wschodniej w szkole ludowej działającej przy centrum "Anagnostirio" w Ajasos. Instrumentalista, badacz i dydaktyk, autor ciekawej książki "Muzyka sakralna Smyrny 1800-1922". Znawca muzyki Wschodu, którą przez lata studiował w Turcji. Spotkanie z nim to niezliczona ilość opowieści i ciekawostek, od fenomenu Solona Lekasa po tradycję gry na lutni oud, zachowanej w tutejszej wsi Eresos przez Ormian.

Po Turkach nie pozostało na Mitilini zbyt wiele. We wsi Mesagros oglądam jeden z paru zachowanych na wyspie minaretów, które nie zostały zburzone w akcie zemsty za krzywdy doznane w przeszłości. Lesvos była jedną z dość niewielu wysp greckich, na których Turcy zamieszkiwali także we wsiach. W turkochoria, wioskach tureckich, zwykle mieszkało niewielu prawosławnych. Jednak najwięcej muzułmanów żyło w warownych twierdzach, jak te, które do dziś zdobią miasto Mitilini, Molivos na północy czy niezwykle urokliwą, nadmorską wieś Sigri na zachodzie wyspy. Po 1922 r. także miejscowi muzułmanie musieli opuścić swoje domy (kryterium wymiany ludności między Grecją a Turcją było wyznanie). Przenieśli się, m.in. do Ayvaliku, na przeciwległym brzegu. Pewnego wieczora odwiedzam jedną z galerii miasta Mitilini, w której odbywa się wernisaż prac ich potomków. Tematem obrazów i grafik jest wykorzenienie, uchodźstwo. Na otwarcie wystawy przybyli z Turcji wszyscy autorzy prac. Właśnie stają roześmiani do pamiątkowego zdjęcia. Ta wystawa to jedna z pięknych inicjatyw wymiany kulturalnej między obydwoma krajami, politycznie skłóconymi, lecz kulturowo pod wieloma względami bardzo bliskimi. Wyjeżdżając z miasta włączam samochodowe radio. Przez otwarte okno w gaje oliwne wlewa się turecki pop i klasyczna muzyka otomańska. To nadaje drugi brzeg…

Wieczorem pod starym meczetem w mieście Mitilini gromadzi się mnóstwo ludzi. Parees - grupy znajomych. Zajmujemy schody do meczetu, zapełnia się też łączka pod dawnym domem hodży. Trwa radosny, tak typowy dla Grecji, potok rozmów, przywitań, objęć, przyjacielskich pocałunków i życzeń. Kryzys ekonomiczny znów bardziej zbliżył ludzi do siebie. Przyniesiono napoje i miejscowe wypieki. Europejska Noc Muzeów. Za chwilę usłyszymy wykład o muzułmańskim dziedzictwie na Lesvos, a potem koncert. Gdy zapada już noc, Nikos Andrikos, wraz ze swym zespołem, rozkładają i stroją instrumenty, przenosząc nas po chwili w świat muzyki otomańskiej. W tę jedyną noc brama dość mocno zrujnowanego meczetu zostaje otwarta. Ściany świątyni chłoną z rozgrzanego powietrza dawno zapomniane, pełne mistycyzmu dźwięki i odbijają je echem. Czy to tylko dźwięki tamtego "świata za cieśniną"?… Nikos opowiada właśnie historię jednego z wybitnych kompozytorów tzw. szkoły romantycznej w muzyce tureckiej końca XIX wieku. Mistrz Tanburi Ali Efendi urodził się tutaj, na Lesvos, i zanim wyjechał na nauki do wielkich miast Imperium, to tu zakochał się w muzyce. Jego twórczość wypełnia teraz całą przestrzeń między meczetem i domem hodży. Prawdziwa podróż w czasie.

Stare domy z osmańskimi balkonami sachnisi, ociekające miodem małe, pachnące cynamonem pączki lukumades, klarnety i trąbki wiodące wielkanocną procesję, taniec aptaliko na zabawie towarzyszącej chrzcinom w nadmorskiej Eftalu... Romowie handlujący imponującymi warkoczami czosnku na panijiri w Mandamados. Muzeum uchodźców z Azji Mniejszej w porciku Skala Lutron. Pięknie naiwne obrazy prymitywisty Theofilosa. Pomnik trzymającej swą lirę Safony w Skala Eresu. Nadmorska kapliczka Maryi-Gorgony w Skala Sikamias, utrwalona na zawsze w powieści Mirivilisa. Pomnik Matki z Azji Mniejszej na brzegu spoglądającym w stronę Ayvaliku. Porzucone na plaży pontony współczesnych uchodźców. Mitilini zasypuje pamięć tysiącem obrazów.

Molo w mieście Mitilini jest miejscem przepięknym. Stoję na nim i rozglądam się. Przede mną wejście do zatoki portowej, a za nim zielona góra Amali. Po lewej stronie, za cieśniną, majaczą tureckie osiedla. Po prawej, na łagodnych wzgórzach, rozpościera się czerwień dachów miasta o chlubnej przeszłości. Niezmiennie spoglądającego na Wschód… Kolejna podróż na Mitilini kończy się. Znów zapada zmrok. Nie ma dziś wiatru, a tafla wody jest gładka. Grecy mówią w takie dni: morze-oliwa. Cieśnina zapełnia się rojem światełek. To łodzie rybaków z dwóch brzegów wypłynęły sobie na spotkanie…


Tomasz Kozłowski
tomaszkozlowski1@gmail.com

ródła:
S. Chturis (red.), "Muzyczne skrzyżowania na Morzu Egejskim: Lesvos XIX-XX wiek", wyd. 1, Ateny 2000.
D. Papajeorjiu , "Meraklis i śpiewak Solon Lekas z Lesvos: oblicza i odmiany Wschodu w praktykach muzycznych Lesvos" - materiały na V Międzynarodowy Kongres Historii Centrum Badań Nowogreckich (2003), Mitilini 2003.- wywiady własne, przeprowadzone na wyspie Lesvos z Solonem Lekasem, Nikosem Andrikosem, Stratisem KazandzisemGreckie nazwy własne zapisano w transkrypcji fonetycznej.
Tomasz Kozłowski zaprezentował w 2013 r. na Podyplomowych Studiach Etnomuzykologicznych Uniwersytetu Warszawskiego pracę dyplomową pt. "Muzyka na Lesvos. Przeobrażenia tradycji od końca XIX wieku po czasy współczesne". Opiekun naukowy pracy - dr Weronika Grozdew-Kołacińska.
Skrót artykułu: 

Ajasos jest jedną z największych i najpiękniejszych górskich osad wyspy Lesvos (Mitilini). Skrywa się pośród zalesionych zboczy masywu Olimbos, miejscowego Olimpu (968 m n.p.m.). Mieszkańcy mówią tu archaicznym dialektem ajasotika, mało zrozumiałym dla reszty wyspiarzy. Miasteczko jest dumne ze swojej tradycji. Do dziś działa tu wiele warsztatów ludowego rękodzieła. Rzeźba w drewnie oliwnym, ludowe meblarstwo, garncarstwo, tkactwo. Wyśmienite są także przetwory miejscowego koła gospodyń. Jest wrzesień i na progach domów wygrzewają się w słońcu pierwsze zebrane kasztany: obok Ajasos rozciąga się największy na północnym Morzu Egejskim las kasztanów jadalnych.

Dział: 

Dodaj komentarz!