Mozaika wewnetrznie rozdarta

10 października 2010 ukazała się "Ludovava" - debiutancki album warszawskiej kapeli MOSAIC. Z liderką zespołu, Jolantą Kossakowską, o muzyce dworsko-chłopskiej, dawnych kulturach, mistycyzmie i konfliktach rozmawia Mateusz Dobrowolski.

W swojej muzyce łączycie elementy muzyki dawnej, dworskiej z polską muzyką ludową. Pogardliwy stosunek "dworu" do "ludu" jest pewnym faktem historycznym. Czy można z tych dwóch wrogich sobie światów czerpać inspirację w tym samym stopniu i tworzyć nową jakość? Czy można zbudować na tym jakiś mit?
Jeśli przyjrzymy się historii świata zauważymy, że motorem zmian, na lepsze czy gorsze, często był konflikt. Im większy i bardziej zasadniczy, tym większe zmiany przynosił. Nasza muzyka poniekąd czerpie z owoców tego konfliktu. Te dwa światy przenikały się wzajemnie, obawiały się jeden drugiego i wzajemnie fascynowały. Pod tym względem nie były hermetyczne. Muzyka, tańce wędrowały z pałaców "pod strzechy" i w odwrotnym kierunku. Wiejscy muzykanci podsłuchiwali melodie z dworu i adaptowali je. Szlachta zapraszała do grania wiejskie kapele. Na terenie Wersalu do dziś jest zakątek ze specjalnie wybudowaną wioską, gdzie francuski dwór "baraszkował" w strojach chłopów. A w kwestii mitu - my nie budujemy żadnych mitów, tworzymy po prostu naszą muzykę, będącą syntezą tych światów. Mit nas nie interesuje. Dla nas najważniejsza jest muzyka.

Skoro jesteśmy przy tym Wersalu - przecież taka forma zabawy świadczy raczej o kompletnym niezrozumieniu wsi, jest jakąś karykaturą życia, czy nawet zabawy na wsi.
Można tak to odebrać. Ale patrząc na ten przykład i setki innych, gdy w melodii oberka spod Kozienic czy Parzęczewa słychać cytat z mazura dworskiego, nie dziwi nas to już ani trochę. Być może dawno temu taki cytat brzmiał prześmiewczo. Być może był parodią podszytą zazdrością, tęsknotą za luksusami dworskiego życia. Szlachta pląsająca po chłopsku być może też wygłupiała się, tak jak dzisiaj bananowa młodzież przy disco polo. Ale dla nas, współcześnie, ta muzyka przyniesiona z dworu na wieś i vice versa brzmi oryginalnie i świeżo. Stworzono nową, oryginalną jakość. Idziemy trochę tym tropem.

W Waszym instrumentarium trudno doszukać się chyba czegoś typowo polskiego.
Nieprawda. Często w naszych aranżacjach pojawiają się cymbały polskie, na których gra Mateusz Szemraj. Sebastian Wielądek gra na lirze korbowej. To instrument obecny dawniej w całej Europie, w Polsce jeszcze w międzywojniu. Gra z nami gościnnie Maciek Cierliński - wtedy mamy dwie liry. Bart Pałyga, który dołączył ostatnio do składu, gra na tradycyjnych basach, Zosia Kolbe-Wojdyr - m.in. na dudach, czyli instrumencie, który wodził prym w polskich kapelach przed skrzypcami i chociaż to dudy galicyjskie, to nawiązują do ostrego brzmienia polskich dud. Mój instrument - fidel średniowieczna - to z kolei prototyp skrzypiec. Na fidelach grano na polskich zamkach i dworach. A na gęślach gra się dziś na Podhalu. Wojtek Lubertowicz gra na instrumentach perkusyjnych z różnych stron świata, ale pośród nich są obręczowe bębny polskie.

Gracie muzykę akustyczną. Na płycie nie ma śladu żadnych efektów, pogłosów, stosowanych przez wiele zespołów nurtu folkowego.
Dochodzą nas głosy, że fajnie byłoby, gdyby naszą muzykę okrasić efektami elektronicznymi, dubami. Ale Mosaic to zespół akustyczny, który wyrósł z poszukiwań i eksperymentów z muzyką dawną. W akustycznych brzmieniach drzemie siła naszego zespołu. Najbardziej lubimy grać w niewielkich przestrzeniach, bez żadnego nagłośnienia. Oczywiście jesteśmy otwarci i będzie nam miło, jeśli ktoś potraktuje nasze utwory jako materiał do remixów. Jedną z moich ulubionych płyt Bjork jest "Telegram". Same remixy, a na okładce podziękowanie, które artystka składa ich autorom.

Wasza płyta świetnie brzmi: mimo ciągłej obecności wielu planów muzycznych, wszystko jest czytelne, głębokie, soczyste, "cieszy uszy". Czyja to zasługa?
Za mix i mastering odpowiadała Ewa Guziołek-Tubelewicz z Polskiego Radia. Włożyła mnóstwa serca w tę płytę Świetne brzmienie to jej zasługa. Wojtek Lubertowicz, który jest z wykształcenia realizatorem dźwięku, asystował Ewie od początku do końca. Efekt finalny to także jego dzieło.

Na płycie słyszymy mnóstwo tragicznych, przejmujących historii: o pomówieniach, dorastaniu, zawiedzionych nadziejach etc… Lubicie jakoś szczególnie smutne motywy?
Pieśni tradycyjne to cały kosmos. Dla nas, muzyków z miasta, to świat w pewnym sensie egzotyczny, ginący. Tradycja ma dwa oblicza. Z jednej strony dzięki szacunkowi do tradycji możemy dziś odkrywać to co dawne, zachwycać się pięknem starych melodii, budować sobie w głowie malownicze pejzaże. Ale jest też mroczna strona tradycji, jej zachowawczość, zasadniczość. To świat sztywnych podziałów, surowych i często okrutnych zasad. Świat kultury, która rodziła sytuacje o dużym napięciu emocjonalnym. Płytę "Ludovava" otwiera utwór "Druhny", pieśń weselna z Kurpiów. Wesele to jeden z najważniejszych obrzędów - panna młoda w pewnym sensie umiera, opuszcza świat panieński i nie ma już do niego wstępu. Zanim odrodzi się jako mężatka i wstąpi w dorosłe życie jest moment rozpaczy, zapomnienia w szale tańca. Płytę zamyka utwór "Siodłaj konia" opowiadający o innym ważnym momencie. Za ciasna suknia porzuconej dziewczyny jest jasnym sygnałem, że w tym okrutnym świecie czeka ją i jej nieślubne dziecko okrutny los. Dziś, gdy jesteśmy już wykorzenieni z tej kultury, to "wczorajsze" myślenie i zawarty w nim ładunek szczerych, potężnych emocji, inspiruje i prowokuje. Wracając do warstwy muzycznej, konserwatywna kultura wsi zachowała w sobie skale i rytmy, które występują do dzisiaj np. w muzyce bliskiego wschodu. Szczególnie ciekawa jest dla nas muzyka ściany wschodniej, Kurpiów, Lubelszczyzny. Tam zachowały się muzyczne elementy nawiązujące do kultury orientalnej, która była niegdyś rozprzestrzeniona i zasymilowana w Europie znacznie bardziej, niż nam się dziś wydaje.

Muzycznie sięgacie w tej chwili już zdecydowanie dalej na wschód niż Półwysep Arabski. Na płycie (na przykład w utworze "Bez listeczków") usłyszeć można także indyjską tampurę. Kultura subkontynentu indyjskiego to kolejny element muzycznej mozaiki zespołu MOSAIC?
Tampura pasowała do tego utworu. "Bez listeczków" to pieśń życząca, mistyczna, transcendentalna, a na płaszczyźnie muzycznej to spontaniczna improwizacja. Wciąż rozwijamy instrumentarium. Zamiast wymyślać ograniczające nas geograficznie zasady, poszukujemy nowych brzmień.

"Ludovava" to pięknie wydana płyta. Czyja to zasługa?
Oprawę graficzną przygotował Michał Czachowski, nasz wydawca, a okładkę i logotyp MOSAIC zaprojektowała Zosia Kolbe-Wojdyr.

Ta okładka to takie odbicie waszej muzyki. Na czarnym tle kolorowy, misternie, wręcz orientalnie zdobiony ptaszek, który różne może przypominać wiele rzeczy. Ciepłe barwy, bijąca z nich radość zestawiona ze smutkiem tła. Tak samo w środku - czarno-biała płyta, a pod nią kolorowy, ciepły rysunek. Barwny orient spotyka smutną ścianę wschodnią.
Okładka nie ma aż tak głęboko ukrytych znaczeń. Motyw ptaka pochodzi z jednej z moich toreb. Szukaliśmy inspiracji na okładkę, akurat miałam torbę przy sobie i Zosię zafascynowała prostota tego rysunku. Często w prostocie tkwi siła. Najważniejsze, że okładka jest frapująca. Resztę niech sobie słuchacz dopowie.

Gdzie i kiedy będzie można w najbliższym czasie Was usłyszeć?
Już 6 grudnia - premiera naszej koncertowej płyty kolędowej. Zapraszamy serdecznie na koncerty i do zapoznania się z nagraniami.

www.mosaic.art.pl

Zespół Etno "Mosaic" - zdobywca I-szej nagrody w konkursie "Scena Otwarta" Mikołajek Folkowych w 2008 roku, za "profesjonalizm, warsztat i pełnię brzmienia"

Skrót artykułu: 

10 października 2010 ukazała się "Ludovava" - debiutancki album warszawskiej kapeli MOSAIC. Z liderką zespołu, Jolantą Kossakowską, o muzyce dworsko-chłopskiej, dawnych kulturach, mistycyzmie i konfliktach rozmawia Mateusz Dobrowolski.

Dział: 

Dodaj komentarz!