Miłosne gierki Kurpianek w lubelskim Teatrze Starym

"Najważniejsza jest pierwsza miłość, nie ta, co sakramentem uświęcona"; "Takie kochanie to w bajkach, nie w życiu"; "Zakochuje się raz na całe życie" - takie słowa towarzyszą wspomnieniom młodzieńczych czasów dojrzałych już Kurpianek. W ich role w spektaklu "Kalino malino czerwona jagodo" w reżyserii Igora Gorzkowskiego w wykonaniu Studia Teatralnego Koło wcieliły się: Aleksandra Grzelak, Olga Omeljaniec, Natalia Sikora i Diana Zamojska. Natalia Sikora za rolę Anieli w tej sztuce otrzymała nominację do nagrody dla młodego aktora, aktorki lub reżysera, występującego maksymalnie 3. sezon na scenie w XV edycji konkursu Feliksy Warszawskie w sezonie teatralnym 2012/2013. Aktorka pochodząca ze Słupska ma na swoim koncie m.in. zwycięstwo w II edycji programu "The Voice of Poland" i laur konkursu Super Debiutu na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu oraz Srebrny Samowar zdobyty na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze. Patronat honorowy nad spektaklem objęło Państwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie. Przedstawienie mieliśmy okazję obejrzeć 11 października w Teatrze Starym w Lublinie. Bazą dla spektaklu były zasłyszane i spisane historie kurpiowskich kobiet.

Scenografia autorstwa Joanny Gawrońskiej i ilość wykorzystanych w spektaklu rekwizytów jest skromna i wielofunkcyjna: ozdobne elementy kwiatowe, centralnie umieszczona ławka - jako miejsce do siedzenia, ale też mostek do tańcowania i dostrzegania koślawych nóg; pień brzozy - jako magiczne miejsce przechowywania i wydobywania gorzałki za pomocą naplucia na rękę. Początkowo aktorki występują w strojach ludowych (kwieciste chusty, pasiaste spódnice za kolana). Siedzą na ławce niezgrabnie, rozkraczone, w kapciach, z powykrzywianymi nogami, wspominając, jakie to kiedyś miały nogi. Gdy występują w sukienkach są boso. Emocje łatwo wyczytać z ich twarzy - jak im się coś nie podoba w grymasie wykrzywiają buzie. Ich makijaż przerysowany, groteskowy (tony różu na policzkach) sprawia, że wyglądają na wiejskie kumoszki z czerwonymi licami.

Kobitki wspominają dobre czasy, jak kiedyś to i bimberek był, i zabawa. Trzeba było pić wódkę, żeby nie mieć robaków. Posługując się gwarą, opowiadają o swoich dolegliwościach, ale mają na te przypadłości własne sposoby zaczerpnięte z medycyny ludowej. Jak zaboli, to należy udać się do lasu i nazrywać "pokrzywów". A jak się zrobi od tego skóra czerwona jak burak, piekąca i pojawią się bąble, trzeba iść pod zimną wodę, ale i denaturatem pokrzywy zalać. Nieraz i gorzałka na choroby im pomoże. Świętują zatem swoje miłosne przygody sprzed lat, spożywają alkohol na bóle fizyczne i sercowe, ciała i ducha. Wierzą w różne przesądy, np. gdy jedną z bohaterek swędzi nos to znaczy, że będzie się całować. Wiele z ich życiowych mądrości spełnia się w życiu. Kobiety boją się diabła i są religijne. Dobrze wiedzą jaki patron od czego, że św. Marcin od cukierników i młynarzy, a jak z kolei zęby bolą, to do św. Józefa należy się zwrócić.

Uwagę przykuwają wyśpiewywane pieśni. Pojawiają się przyśpiewki w stylu: "Trzewiczki podrę, pończoszka cała, nie zalicaj się, bom jeszcze mała".

Pieśni mówią również o przyrodzie, jej harmonii z życiem człowieka, współegzystencji świata ludzkiego i natury: "Zasło słonko za lasem, dziwce ukochane z tysiąca wybrane". Ale też pojawiają się proste przyśpiewki jak: "Oj la, oj la la, matulu moja, chyba zemdleja". Nie brakuje oczywiście tytułowej: "Kalino malino czerwono jagodo, czemu opłakujesz dziewczyno, niebogo".

Stronę muzyczną spektaklu, za którą odpowiadają Piotr Tabakiernik i Bartosz Ługowski, tworzą dwaj akompaniatorzy usadowieni wysoko na balkonie. Jeden z nich gra na melodionie, drugi na ukulele, na którym m.in. grała Marilyn Monroe w filmie "Pół żartem, pół serio". W wykonaniu tych dwóch instrumentalistów wybrzmiewa choćby "Zasiali górale owies", do którego tańczy para bohaterów, podobnie jak do powolniaka czy oberka. Niekiedy nastrój budują szczekające psy. Kiedy indziej bohaterki wsłuchują się jak derkacz-lelek samicę woła.

W role zalotnych mężczyzn wcielają się również aktorki. Zazwyczaj wdziewają do męskich ról szerokie spodnie na szelkach, białe koszule (tak są też ubrani autentyczni mężczyźni w spektaklu, czyli instrumentaliści) i idą w zaloty do pań, np. z czerwonymi goździkami i kryształem. Wyraziście pokazane zostały rozterki typowe dla panien, ich odwieczny problem - którego kawalera wybrać, a w spektaklu również - którą drogą z nim podążać. Przez las nie pasuje, bo tam tną komary, przez wieś też nie, bo ona nie panna z dzieckiem. Aktorki odgrywają wszystkie role męskie. Sposoby kawalerów na zdobycie względów rodziców są stare jak świat. Adoratorzy częstują wódką, z prośbą, by wujek powiedział słówko w jego sprawie Werci. Kilkakrotnie aktorki wykorzystują motyw ubijania masła bądź ciasta w maselnicy. Występuje tu umowność inscenizacyjna, jednak mało wiarygodna dla widza. Są też inne umowne sceny, ale zręczniej wykonane. Na przykład gdy jedna z aktorek z języka robi wijącego się robaka, po czym udaje, że go połyka. Chce popisać się przed Anielą (Natalia Sikora). Potem piją flaszkę, by zalać tego robaka.

Panny opowiadają o weselach, oczepinach i różnych atrakcjach, ale także o licznych problemach z mężczyznami. Wiele z nich nie miało łatwego życia: zdrady, wyrachowanie, złe traktowanie. Ale występuje tu niejednokrotnie krotochwilny, przaśny i obsceniczny humor. Panny częstują swoich chłopców jabłkami, jedna z kobitek radzi swojemu jeść pestki, bo od pestek jajka chłopakom obrastają.

Po wspomnieniach, aktorki znowu wcielają się w role starych kobiet, zgromadzonych na ławce w tej samej konfiguracji co na początku spektaklu. Najbardziej wiarygodnie w roli starszej kobiety wygląda Teresa, czyli gołdapianka - Diana Zamojska, także w porównaniu z wcześniejszymi kreacjami w tym przedstawieniu. Kobiety zaczynają rozmawiać o śmierci, o tamtym świecie, o sacrum i profanum, o szatanie, co za nimi łazi, diable z ogonkiem, o synach, dzieciach, nowych pokoleniach. Niektóre z nich są nagabywane przez dzieci, żeby sprzedały gospodarstwo, a one za nic nie chcą tego zrobić. Dokonują podsumowania swojego życia. W końcu zauważają, że nie ma wiatru. Zastanawiają się czy ich też może już tu nie ma. "A gdzie my są?" - pytają. "W niebie?" Stwierdzają, że to nie niebo, a cisza. Takim metafizycznym akcentem kończy się ten spektakl, ukazujący życie ludzkie i miłość, która jest w nim najważniejsza, kieruje zarówno biologią, jak i duchowością człowieka.

Skrót artykułu: 

„Najważniejsza jest pierwsza miłość, nie ta, co sakramentem uświęcona”; „Takie kochanie to w bajkach, nie w życiu”; „Zakochuje się raz na całe życie” – takie słowa towarzyszą wspomnieniom młodzieńczych czasów dojrzałych już Kurpianek. W ich role w spektaklu „Kalino malino czerwona jagodo” w reżyserii Igora Gorzkowskiego w wykonaniu Studia Teatralnego Koło wcieliły się: Aleksandra Grzelak, Olga Omeljaniec, Natalia Sikora i Diana Zamojska.

Dział: 

Dodaj komentarz!