Mikołajki Folkowe 2000

Kolejne Mikołajki Folkowe minęły i przeszły do historii. Od kilku lat impreza rozpoczyna się w czwartek. Swoistym preludium do całości w tym roku stała się prezentacja filmu "Ur-Musig" Cyrilla Schläpfera, poświęconego archaicznej muzyce Alp. Poprzedzał on wieczorny koncert dwóch zespołów wywodzącym się z lubelskiej "Chatki Żaka" - Skubańców i Jahiar Group. O ile ta druga nazwa nie powinna być obca nikomu z czytelników "Gadek", o tyle pierwszy zespół nie jest jeszcze szeroko znany i warto o nim wspomnieć: Osobowo liczny, wykonuje muzykę inspirowaną, szczególnie modną dzięki filmowi "Buena Vista Social Club", muzyką latynoską. Oczywiście można się domyślać instrumentarium - konga i rozmaite perkusjonalia, dużo dęciaków - żywiołowa muzyka i radość grania - to naprawdę dobry zespół. Jahiar Group - cóż... w grupie zaszły ostatnio zmiany personalne, odszedł Kurtmołła Abdujganijew - akordeonista z Krymu, który znakomicie rozumiał muzykę Jahiara. Za to grupa powiększyła się o perkusistę, kolejnego bębniarza i akordeonistkę, co znalazło odzwierciedlenie w aranżacjach poszczególnych kawałków. Brzmią w tym składzie bardziej popowo, ale to, co najważniejsze, zostało bez zmian. Czar Orientu dalej działa.

Do konkursu "Scena Otwarta" stanęła rekordowo duża liczba wykonawców - piętnaście zespołów. Poziom ich wzrasta systematycznie. Minęły już dawne czasy, kiedy spośród wszystkich startujących w konkursie było kilka zdecydowanie wyróżniających się od reszty. Wtedy wszyscy wiedzieli, kogo trzeba nagrodzić i nie słyszało się nieprzychylnych komentarzy do decyzji jury. Ale w tamtych czasach folk praktycznie tkwił w podziemiu, o Brathankach nikt nie słyszał... Teraz więcej ludzi zajmuje się tym gatunkiem muzyki, i co najważniejsze - robi to coraz lepiej. Nic więc dziwnego, że ile osób na widowni, tyle zdań co do tego, kto powinien wygrać. Już od paru edycji członkowie jury maja naprawdę twardy orzech do zgryzienia. Teraz nie było inaczej.

Wyróżniał się z pewnością, nie tylko ze względu na ogromną biegłość techniczną, Lautari Folk Band wykonujący przede wszystkim muzykę Cyganów rumuńskich nie odbiegającą od pierwowzoru. W repertuarze mieli też mieli huculską kołomyjkę Magura. Nazwa grupy pochodzi od cygańskiego rodu z Rumunii, którego tradycyjnym zajęciem było muzykowanie. Osobliwość zespołu stanowiły skrzypce rumuńskie z trąbką zamiast pudła rezonansowego. Trio (skrzypce, cymbały rzeszowskie i birbina - klarnet litewski) otrzymało III nagrodę ufundowaną przez Radiowe Centrum Kultury Ludowej.

Pierwsze miejsce i nagrodę Rektora UMCS jury przyznało Sarakinie z Białegostoku, znakomicie interpretującej muzykę bałkańską. Nie jest to wszakże rezultat mody wywołanej przez Gorana Bregovicia. Członkowie zespołu są potomkami przybyszów z tamtych terenów, toteż w ich przypadku dające się słyszeć tu i ówdzie głosy "o przejmowaniu obcych mód" nie mają sensu. Wykonują po prostu muzykę swoich dziadków.

Na uwagę zasługuje również The Common Ground z Łodzi - miasta kojarzonego dotychczas wyłącznie z "ciężkim graniem". Z nazwy można wnioskować, że jego członkowie wykonują głównie muzykę celtycką - tak jednak nie jest, podczas występu zaprezentowany został również rodzimy kawałek "Hej, od Krakowa jadę" znany zarówno z wcześniejszych opracowań folklorystycznych, jak i folkowych. Najważniejszy był ich żywioł i zacięcie, z jaka kojarzy się muzyka rodem z Zielonej Wyspy.

Nie był to jedyny zespół inspirujący się muzyką irlandzką. Doskonale zaprezentował się też Donegal z Tarnowskich Gór, sięgający do motywów z hrabstwa Donegal. Ich występ cechowały ciekawe, żywiołowe i dojrzałe aranżacje, duże zgranie, interesujące brzmienie skrzypiec i gitary. Jeszcze jednym przedstawicielem tego nurtu był lubelski Samhain. Wystąpił w rozszerzonym (w porównaniu do zeszłego roku) składzie i w ciągu 15 minut pokazał zarówno skoczne jak i nastrojowe motywy irlandzkie bliskie oryginalnemu brzmieniu.

Nie można pominąć jednego z bardziej oryginalnych wykonawców tegorocznej edycji "Mikołajków" jakim był Projekt Percival - Ovo, powstały z połączenia dwóch zespołów - Percival Schuttenbach i Grupy Muzycznej OVO. O ich muzyce trudno by było napisać "fuzja dwóch wpływów". Brzmi to zbyt banalnie, ale trudno znaleźć właściwe określenia. Co by jednak nie powiedzieć - surowe śpiewy Ovo brzmią ciekawie na tle ostrych riffów wymiatanych na elektrycznych gitarach i basie przez Kornelię i Mikołaja Rybackich, co czyni całą muzykę dość oryginalną. Zespół Ovo ustrzegł się dzięki temu monotonii śpiewu, a Pecival otrzymał trochę bardziej folkowe brzmienie. Tej grupie przypadło wyróżnienie organizatorów - figurka św. Mikołaja.

Zupełnym muzycznym ewenementem było Trio Taklamakan. Osoby je tworzące odebrały w przeszłości solidną edukację na akademii muzycznej, co już samo w sobie sytuuje ich w mniejszości do reszty amatorów biorących udział w przeglądzie. Ich muzyka była wypadkową klasyki i folku - głównie bałkańskiego i klezmerskiego, chociaż gdzieniegdzie pojawiały się tez rodzime akcenty. Występ przypominał nastrojem wydaną w zamierzchłych czasach czarną płytę "Koncert w parku zdrojowym". Nie można przemilczeć faktu, że na kontrabasie zagrał Andrzej Trzeciak - ongiś członek Kwartetu Jorgi.

W tym roku, po kilkuletniej przerwie, dało się zaopserwować powrót mody na muzykę obcą - tym razem nie andyjską czy celtycką, jak poprzednio, ale bałkańską i cygańską. Natomiast wśród zespołów inspirujących się kulturą spod rodzimych strzech dalej zauważyć można trwanie modelu zapoczątkowanego przez Orkiestrę p.w. św. Mikołaja. Taką grupą był zespół Buki z lubuskiego - II nagroda ufundowana przez Radiowe Centrum Kultury Ludowej. Jest to spora grupa o dużym przekroju wiekowym, najmłodsza osoba liczy dopiero 16 lat. Ich muzykę cechuje eklektyzm tematów i wszechobecne tamburynko. Najciekawiej wypadł ostatni z prezentowanych przez nich utworów "Nie wybieraj chama".

Z pozostałych wykonawców należy wspomnieć przede wszystkim o Folkiestrze Form Różnych. Członkowie tej grupy pochodzą z Kolna i grają rodzimy kurpiowski repertuar, aż dziw, że nie zostali zauważeni przez jury. Wiodącą rolę ogrywa w tej grupie akordeon i bębny, może gdy przybędą instrumenty solowe, brzmienie zespołu stanie się pełniejsze i ciekawsze.

Kolejnym zespołem z nurtu "słowiańskiego" była grupa Skąd Inąd. Jej muzycy poznali się podobno w kuchni jednego z warszawskich akademików. Śpiewają pieśni ludowe od Bułgarii do Podlasia w prostych aranżacjach. Głównym atutem zespołu są żeńskie wokale (występując na Nowej Tradycji Skąd Inąd było jeszcze trio wokalnym). Inną kapelą o podobnym repertuarze byli Goście z Nizin. Jak każdy zespół, w którym Ewa Wróbel "maczała palce", także i oni zachwycali pięknymi białymi głosami. Wokale znakomicie harmonizowały z oszczędną instrumentacją. Na szczególną uwagę zasługuje ballada z Mazowsza pt. "Trasny smok", która w końcowym fragmencie przeradza się w ostre, surowe (prawie punkowe) pulsujące rytmem granie.

Z innej strony Słowiańszczyzny pochodził repertuar zespołu Džezva istniejącego od 1998 roku. W ich wykonaniu publiczność usłyszała bośniackie serdalinki - tradycyjne pieśni miłosne powstałe kilkaset lat temu i wciąż żywe, łączące w sobie tradycję chrześcijańską, żydowską i islamską oraz inne pieśni z tego regionu.

Na konkursowej scenie pojawiła się zamojska Pankharita, jako jedyny przedstawiciel niegdyś bardzo popularnego kierunku - muzyki andyjskiej. Pokazali kawał dobrej, tradycyjnej muzyki, słychać było zgranie (wszak istnieją od 1992 r.) i dojrzałość muzyczną. Prowadzący koncert Maciej Szajkowski (Kapela ze Wsi Warszawa) przytoczył anegdotę, że pewnego razu na występ tej kapeli przyszli zwabieni nazwą punkowcy.

Grupą o zupełnie innych inspiracjach był Jucal z Lublina reprezentujący Lubelską Szkołę Flamenco. Mimo że zespół nie został wyróżniony, to i publiczność, i jury zauważyli znaczny rozwój grupy, która w zeszłym roku wystąpiła po raz pierwszy.

Przedziwnym tworem była kapela Zielona, która powstała w studenckim środowisku lubelskim. Jej członkowie, choć związani ze różnymi środowiskami muzycznymi, grywali między innymi na "szpakowiskach" i nie mieli zbyt dużo czasu na przygotowanie się do festiwalu. Zaprezentowali eklektyczny repertuar wykonując zarówno celtyckie, jak i polskie utwory oraz śpiewane w języku znanym wyłącznie zespołowi. Przejmująca kurpiowska pieśń weselna sieroty "Któż tam po kumorze" w niemal metalowym wykonaniu mogła budzić kontrowersje.

Późnym wieczorem - to już też tradycja - wystąpił gość, tym razem czeski band TeaGrass, wykonujący bardzo rasową, amerykańską muzykę - czyli bluegrass - z elementami rodzimego folkloru. Bardzo szybkie "wymiatanie", dużo energii... i przeurocza młodziutka wokalistka. Wszystkim się podobało.

Koncert Główny jak zwykle rozpoczął się koncertem Orkiestry św. Mikołaja. Tym razem grupa ta zaprezentowała materiał ze swego najnowszego albumu "Z dawna dawnego". Został on dobrze przyjęty, pomimo tego wszyscy czekali na stare "żelazne" hity, przy których rozpętało się największe szaleństwo.

Po miłym momencie wręczenia nagród nastąpił koncert laureatów. Wielu uczestników "Mikołajków" miało wielki dylemat. Wszak festiwal to nie są tylko koncerty, to również spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi z innych miast, oglądanie wystawionego na straganie rękodzieła, wdychanie palonych masowo kadzidełek indyjskich, słuchanie rytmów wybijanych na bębnach, metalicznych dźwięków drumli czy popiskiwania różnego rodzaju fletów... Słowem - to wszystko składa się na atmosferę festiwalu, a i jest równie kuszące jak sama muzyka. Z tego powodu niektórzy nie mogąc usiedzieć w miejscu, kursowali z sali na korytarz i odwrotnie. Z kłopotu wybawiła ich przerwa.

Druga część koncertu rozpoczęła się "jawornikowym" akcentem - pochodem Sołtysa. Ci, którzy odwiedzili choć raz bazę prowadzoną przez SKPB i Orkiestrę w porze, kiedy odbywa się tam impreza znana jako "Imieniny Sołtysa", wiedzą, o co chodzi. Korowód wprowadził publiczność z powrotem na salę widowiskową, a Sołtys wręczył Fonogram Roku 2000 przedstawicielowi zespołu "Się Gra", zdobywcy tego trofeum - Bartkowi Stańczykowi. Zespół zagrał porywający koncert, prezentując piosenki przede wszystkim z nagrodzonej płyty. Po nich na scenie pojawił się przedstawiciel Gardzienic, który odebrał I nominację za płytę "Metamorfozy" i Julia Doszna, której solowe nagrania a capella "Tam na Łemkowynie" zostały sklasyfikowane przez jurorów Folkowego Fonogramu Roku na III miejscu. Koncert zakończyła Dikanda - jej debiutancka płyta "Muzyka czterech stron wschodu" uplasowała się tuż za wyżej wymienionymi wykonawcami. Wspaniały żywiołowy występ jeszcze raz potwierdził klasę tej grupy bawiącej słuchaczy rzewnymi ukraińskimi pieśniami jak i gorącymi wyuzdanymi afrykańskimi rytmami.

Niedziela to - już tradycyjnie - dzień poświęcony muzycznym zjawiskom "okołofolkowym". Po reggae, muzyce dawnej, czy bluesie przyszedł czas na poezję śpiewaną - bądź co bądź na Zachodzie określaną również jako "folk" i piosenkę turystyczną. W "Chatce Żaka" zapanował nastrój sprzed 10 lat, kiedy to w grudniu odbywał się legendarny już festiwal Piosenki Turystycznej "Bakcynalia" (podobne imprezy istnieją jeszcze w Łodzi - YAPA, czy w Gdańsku - Bazuna) i jesienne całonocne "Biesiady" z balladą. Organizatorzy - Orkiestra św. Mikołaja - właśnie na "Bakcynaliach" stawiali pierwsze kroki. W holu z tej okazji zawisła wystawa "Bakcynaliów żal" złożoną z fotografii i plakatów tej cieszącej się niegdyś popularnością imprezy, której wielu uczestników "Mikołajków" już nie pamięta. Na koncercie wystąpili muzycy z tamtych zdjęć - Ryszard Borkowski z zespołem, Andrzej Garczarek i EKT Gdynia. Ryszard Borkowski, lubelski bard, przypomniał kilka standardów piosenki turystycznej i zaśpiewał ostanio napisane przez siebie piosenki. Andrzej Garczarek stanął na scenie "Chatki Żaka" po raz pierwszy od 8 lat. Do repertuaru wspaniałego wzruszającego recitalu - spektaklu/monodramu weszły "Kolęda", "Stachuro, Stachuro" i inne perełki. Na zakończenie EKT Gdynia - kultowy zespół wszystkich festiwali turystycznych lat osiemdziesiątych. Dziś nieco zelektryfikowani, z charakterystycznym ochrypłym głosem lidera Jana Wydry zagrali zaśpiewali kilkanaście starych dobrych hitów piosenki żeglarskiej. Wszyscy dostarczyli wzruszeń, a na widowni można było zauważyć bardzo dużo osób starszych od przeciętnego bywalca Mikołajków, mniej więcej o dekadę , których żywiołowy odbiór koncertu wskazywał, że przyszli specjalnie po to, aby przypomnieć sobie czasy, gdy mieli po dwadzieścia parę lat i emocjonowali się "Bakcynaliami", tak jak my obecnie Mikołajkami. Po występie otoczyli wykonawców własnym kółeczkiem i wtedy okazało się, że wszyscy są starymi znajomymi. Rozpoczęła się rozmowa, w której pytano się wzajemnie: "Co słychać?" i wymieniano wiadomości o tych, którzy nie mogli się pojawić na koncercie.W tym opisie nie można pominąć bardziej kameralnych mikołajkowych wydarzeń - warsztatów wokalnych Ewy Wróbel, będących kontynuacją jej zajęć z Jawornika i warsztatów flamenco prowadzonych tradycyjnie przez Lubelską Szkołę Flamenco. Można było nauczyć się robić tradycyjne ozdoby choinkowe z kolorowego papieru i słomy a także obejrzeć filmy Zbigniewa Nasiadki oraz Grzegorza Michalca.

Podsumowując, mimo braku sensacji i gwiazd wielkiego formatu (festiwal o to nigdy nie zabiegał) na Mikołajkach usłyszeliśmy kawał dobrej i oryginalnej muzyki. Przede wszystkim jednak brać folkowa miała jeszcze jedną okazję do spotkania i wymiany doświadczeń.

Skrót artykułu: 

Kolejne Mikołajki Folkowe minęły i przeszły do historii. Od kilku lat impreza rozpoczyna się w czwartek. Swoistym preludium do całości w tym roku stała się prezentacja filmu "Ur-Musig" Cyrilla Schläpfera, poświęconego archaicznej muzyce Alp.

Dział: 

Dodaj komentarz!