Mazurki z przytupem

Kwietniowy festiwal Wszystkie Mazurki Świata tradycyjnie już przyciągnął do Warszawy tłumy tancerzy i muzykantów z różnych stron Polski i Europy. Tegoroczna edycja wiosenna - od wtorku do niedzieli (21–26 kwietnia 2015 roku) – ruszyła pod hasłem „Mistrzowie i uczniowie”, bowiem żyjemy w momencie, w którym to właśnie na uczniów zaczyna przenosić się ciężar kontynuowania tradycji i muzyki przejętej od „ostatnich wiejskich muzykantów”.

Przez w pierwsze trzy dni festiwalowe atrakcje umiejscowiono w praskim Centrum Kultury przy ul. Podskarbińskiej, gdzie były i warsztaty, i sala widowiskowa, i całkiem odpowiedni rozmiarowo hol na klubowe potańcówki po koncertach. W podziemiach Centrum wisiała wystawa obrazów Stanisława Baja, profesora malarstwa warszawskiej ADP pochodzącego z południowego Podlasia, a jej tematem były postaci wiejskie – głównie matka autora i sąsiedzi z nadbużańskich Dołhobród.

Konkurs Starej Tradycji w tym roku wielkich odkryć, w porównaniu do lat ubiegłych, nie przyniósł, a i nagroda główna tradycyjnie powędrowała do dudziarzy z Wielkopolski (Kapela Dudziarzy Wielkopolskich CK Zamek). Miejsce drugie i trzecie zajęli górale, kolejno: Andrzej Gut-Mostowy oraz ex aequo Kacper Ciaś i Kapela Muzyka Orawska, co było do przewidzenia, zważywszy, że w konkursie wystartowało bardzo dużo zespołów z kręgu muzyki góralskiej. Publiczność zaś wyróżniła Małą Kapelę Braci Golec – czyli najmłodsze pokolenie w muzyce ludowej. Mnie urzekł zespół Zornica (który wystawił w podgrupach kilku reprezentantów) – który pokazał, że na piekielnym instrumencie typu koza można również grać cicho. Przyznano też kilka wyróżnień indywidualnych. Na wtorkowej zabawie pokonkursowej zagrał Gęsty Kożuch Kurzu z Łodzi.

Środa należała do „dęciaków” z Kielecczyzny. Na chwilę Warszawa przeniosła się do Sędka, gdzie od dwóch lat odbywają się tabory tańca i gdzie zawiązała się kapela Tęgie Chłopy. Muzyka tego regionu jest przepiękna pod względem melodycznym, a jednocześnie dzięki instrumentom dętym przekazuje niesłychany ładunek pozytywnej energii. A nominalne „chłopy” to w lokalnej gwarze właśnie mazurki śpiewane, taka ich odmiana. Na koncercie „Muzyka z Kielecczyzny” owe „chłopy”, zawiślaki i powiślaki z obu stron Wisły, zagrali mistrzowie – Stanisław Witkowski na klarnecie i saksofonie, Władysław Bąk na akordeonie (i w śpiewie – co za tango!), Jan Góral na harmonijce ustnej, czyli „organkach”, a zaśpiewała Maria Kowalik. Towarzyszyli im uczniowie: zespół Tęgie Chłopy, w składzie: Maniucha Bikont, Maciej Filipczuk, Ewa Grochowska, Mateusz Kowalski, Michał Maziarz, Dorota Murzynowska, Szczepan Pospieszalski, Marcin Żytomirski, Michał Żak. Pan Stanisław Witkowski był poruszony i zachwycony, widząc jakich sobie wspaniałych uczniów wyuczył, a że ta muzyka broni się praktycznie sama i porywa do tańca nawet opornych, przeto atmosfera i entuzjazm publiczności tego dnia były chyba najgorętsze. I należy się zgodzić z Mistrzem – że „różne są piękne muzyki, ale nasza polska najpiękniejsza”.

W klubie festiwalowym było nieco odmiennie, bo zanim zagrały Kapela De Latourów i Tęgie Chłopy, poszedł w ruch fortepian i inne klasyczne instrumenty w ramach „Dżemu kieleckiego” na jazzowo. Co ciekawe, całkiem nowoczesna forma muzyczna nie odstręczyła tradycjonalistów i na parkiecie tłum wirował do improwizacji jazzowych nad podziw poradnie!
Czwartek był najbardziej „edukacyjny” w szerokim znaczeniu, bowiem na koncercie „Kolej warszawsko-wiedeńska” można się było dowiedzieć, że i w znanej, znakomitej muzyce austriackiej znalazły się polskie wpływy mazurkowe. Jak napisali autorzy koncertu w programie, „tytułowa »kolej« to w naszym przypadku nić muzycznego porozumienia między Mazowszem a Styrią – ze stacją pośrednią i możliwością przesiadki w inny wymiar w górach Beskidu Śląskiego”. Na początek zagrali po polsku: Stefan Nowaczek i jego uczniowie, Kapela Niwińskich muzykę Powiśla Maciejowickiego, Tadeusz Jedynak z uczniami Paulą Kolano oraz Joanną i Stanisławem Strelnikami – muzykę z Radomskiego, oraz kapela Wałasi z Beskidu Śląskiego. Potem był eksperyment: „Prawykonanie kompozycji Jakuba Sarwasa »Sobótka«, na głos i orkiestrę góralską w wykonaniu Wałasów i Królestwa Beskidu”. No i trzeba przyznać, że ten punkt programu okazał się propozycją dla widzów o stalowych nerwach, tolerancyjnym uchu i dużej otwartości muzycznej. Dopuszczając myśl, że mogę nie znać się na muzyce nowoczesnej i jej nie doceniać, nie zniosłam jednak niedomogów wokalnych na scenie. Nie byłam sama – kuluary zapełniły się bardziej niż zwykle, ale przecież i takie momenty są potrzebne na festiwalu, kiedy jest czas spotkać się na miłej rozmowie. Na koniec kolej przyjechała do Wiednia i Styrii i zagrali Fritz, Haertel, Kugler, Ströbitzer, Wascher, którzy zresztą w poprzednich latach byli stałymi gośćmi-tancerzami na Mazurkach. Zagrali i zatańczyli na scenie swoje „landlery” i sztajerki w takcie na trzy, nie obyło się bez jodłowania, a potem koncert przeszedł płynnie walczykami w potańcówkę klubową.

Piątkowy koncert „Mistrzowie i uczniowie” miał miejsce na Krakowskim Przedmieściu w „Skwerze” – doskonałej sali na tańce i lokalizacja ta została doceniona – piątkowa zabawa miała świetny klimat. Zagrały różne ludowo-muzyczne znakomitości jak Stanisław Głaz, Sławomir Czekalski, Kapela Byrtków, wszyscy z uczniami. Zaśpiewały też tradycyjnie i różnorodnie śpiewaczki z Gałek Rusinowskich, ale absolutnym objawieniem koncertu była pani Genowefa Lenarcik z Kurpi. Piosenek nauczyła się od swojego ojca, znakomitego śpiewaka Stanisława Brzozowego i chociaż obecnie mieszka w Lublinie, Kurpianka z niej jak się patrzy. Zaskoczyła wszystkich i pieśnią, i formą – wyszła pani ubrana jak artystka estradowa, a tu jak nie zaśpiewa po kurpiowsku! – aże ściany się zatrzęsły. Śmiało można powiedzieć, że śpiewolubów rzuciła na kolana. Towarzyszyły jej uczennice i uczniowie – Olga Kozieł, Ewa Grochowska, Bartłomiej Drozd i Paweł Grochecki – wszyscy bardzo dobrzy, ale Mistrzyni jeszcze nie przegonią!

W sobotę niemal od rana fort Forteca na Zakroczymskiej wypełnił się gwarem i stoiskami pełnymi najróżniejszych instrumentów muzycznych. Można było pooglądać, posłuchać, kupić, naprawić, dogadać się na budowę jakiegoś wymarzonego lub bardzo potrzebnego sprzętu. Targowisko instrumentów uzupełniały pokazy filmów o tematyce etnograficznej, warsztaty dla dzieci, warsztaty taneczne (np. tańców góralskich), minikoncerty i wystawy. A wieczorem – noc tańca – zwyczajowe podsumowanie tygodnia z mazurkami w najróżniejszych odsłonach. Ponad 20 zmieniających się składów na scenie grało niemal do rana. Było gdzie potańczyć, bo lokal duży, było co zjeść i wypić – bardzo przyjemna impreza, choć po niektórych widać już było zmęczenie z całego tygodnia. Najmocniejszym akcentem wieczoru był występ Kapeli Maliszów i popisowe solówki na skrzypcach Kacpra Malisza – jak ten chłopak czarował instrument! – aż żal było tańczyć, a nie słuchać.

Na Mazurkach były tradycyjnie i warsztaty – instrumentalne, taneczne i śpiewacze. Kolega chodził na warsztaty taneczne do grupy zaawansowanej u Piotra Zgorzelskiego, na których ja być nie mogłam, więc we wtorek dopytuję „jak było”:
– Przytupy były. Takie różne, spod Przysuchy.
Drugiego dnia pytam:
– Czego się dziś uczyliście?
– Przytupów! Sssuper było.
Czwartek:
– A co tam dziś mnie minęło na warsztatach?
– Fajnie, uczyliśmy się przytupywania.
W piątek: – O, dziś było fajnie – wirowanie w drugą stronę z zamianą rąk i przytupy!
Po takiej dawce umiejętności Mazurki musiały być z przytupem.

Joanna Zarzecka

Skrót artykułu: 

Kwietniowy festiwal Wszystkie Mazurki Świata tradycyjnie już przyciągnął do Warszawy tłumy tancerzy i muzykantów z różnych stron Polski i Europy. Tegoroczna edycja wiosenna - od wtorku do niedzieli (21–26 kwietnia 2015 roku) – ruszyła pod hasłem „Mistrzowie i uczniowie”, bowiem żyjemy w momencie, w którym to właśnie na uczniów zaczyna przenosić się ciężar kontynuowania tradycji i muzyki przejętej od „ostatnich wiejskich muzykantów”.

Dział: 

Dodaj komentarz!