Marzą mi się wydziały muzyki etnicznej

Maria Pomianowska to fascynująca postać w muzyce Wschodu i Zachodu. Z powodzeniem łączy rolę liderki Zespołu Polskiego z badaniami nad muzyką różnych kultur. Ukończyła warszawską Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w klasie wiolonczeli. Kilka lat spędziła w Indiach i Japonii zgłębiając tajniki tamtejszej muzyki. Śpiewa, gra na kilkunastu instrumentach strunowych takich jak: suka biłgorajska, fidel płocka (padudla), bas ludowy, rota celtycka, gadułka (Bułgaria), kemanche (Iran), rebab (Turcja), sarangi (Indie), er-hu (Chiny) oraz morin hur (Mongolia). Współpracowała z Yo-Yo Mą, grała na dworze cesarskim w Japonii. Co dwa tygodnie, w nocy z poniedziałku na wtorek na antenie Programu II Polskiego Radia prezentuje unikatową muzykę Wschodu. Nic więc dziwnego, że rozmowa z tak wielką i ciekawą postacią była dla mnie ogromnym zaszczytem, a zarazem wyzwaniem.






Gra Pani na kilkunastu instrumentach strunowych. Kiedy zaczęła się Pani fascynacja nietypowymi instrumentami?
Fascynacja muzyką Wschodu zaczęła się dość wcześnie, bo w szkole podstawowej. Miałam malutkie radio, na którym przed snem "wyłapywałam" audycje muzyczne z Turcji (bo jedynie taki zasięg był wtedy możliwy). Instrumentami (nietypowymi) zainteresowałam się już konkretnie, gdy uczyłam się gry na wiolonczeli w szkole muzycznej II stopnia Przyjechał wtedy do Polski najwybitniejszy mistrz gry na sarangi Pandit Ram Narayan. Po jego koncercie postanowiłam pojechać do Indii i nauczyć się teorii i praktyki muzyki indyjskiej. Będąc na pierwszym roku studiów w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina pojechałam w czasie wakacji do Delhi i tam rozpoczęłam fascynującą przygodę z muzyką i instrumentami pozaeuropejskimi.

Powiedziała Pani kiedyś w "Gadkach": Będąc ciągle człowiekiem z zewnątrz - dla muzyków klasycznych zbyt uwikłana w muzykę Wschodu i folk, dla folkowców zbyt klasyczna, dla Azjatów zbyt europejska, dla muzykantów wiejskich zbyt miejska itd.- zaczęłam szukać we wszystkich gatunkach muzycznych, którymi dotychczas się zajmowałam elementu, którego obecność mogłabym dostrzec w każdej muzyce. Jest Pani klasycznie wykształconym muzykiem, a mimo to prezentuje Pani wciąż rzadką w Polsce otwartość i tolerancję muzyczną, nie dzieli Pani muzyki na prawowitą i dobrą muzykę klasyczną oraz na gorszą folkową czy popularną, ale na dobrą i złą muzykę. Czy to właśnie pobyt w Japonii i Indiach wpłynął na Pani szerokie muzyczne horyzonty i zmianę europejskiego, niemieckocentrycznego myślenia o muzyce?
Tak. Obserwacje innych tradycji muzycznych oraz bezpośrednie ich doświadczenie (szczególnie tak egzotycznych jak Indie, Chiny, Persja czy Japonia) dają szczególny rodzaj dystansu do informacji na temat muzyki, których uczymy się w szkole.

Prowadzi Pani badania i ratuje od zapomnienia takie instrumenty jak: suka biłgorajska czy fidel płocka, łączy Pani Chopina z muzyką azjatycką, gra Pani zamknięte koncerty na japońskim dworze cesarskim, ma Pani na koncie współpracę z mistrzem wiolonczeli Yo-Yo Mą, a na rodzimym rynku wyznacza Pani szlak między innymi takim zespołom jak Kapela ze wsi Warszawa. Jest Pani muzyczną pionierką...
To duża satysfakcja, a czasami nawet zdziwienie, że te nowe pomysły właśnie pochodzą ode mnie. Często wydaje mi się, że to co robię jest tak proste, oczywiste i nie powinno ani dziwić, ani zachwycać. Czuję, że moja rola to rola osoby, która po prostu materializuje pomysły, które już dawno zostały zapisane w zbiorowej podświadomości.

Kiedy byłam małym dzieckiem mówiłam (oczywiście językiem dziecięcym) o nieuchronności otwarcia na inne od europejskich sposoby myślenia na temat sztuki. Byłam wiele lat wyśmiewana i traktowana jak "dziwoląg", co oczywiście nie stanowiło jakiegoś wielkiego problemu hamującego mój pęd ku tworzeniu czegoś nowego. Teraz wszyscy mówią o globalizacji w kulturze i sztuce i zastanawiają się, jak otworzyć się na inne kultury i jednocześnie nie zagubić własnej tożsamości.

Od 2006 roku jestem w Radzie Programowej festiwalu "Skrzyżowanie Kultur" i szefem warsztatów - "Akademii SK". Dwa lata temu na koncercie finałowym warsztatów centralnym punktem koncertu stał się Mazurek op.33 nr 2 Fryderyka Chopina zagrany na instrumentach perskich, afrykańskich, polskich a co najbardziej unikalne - zatańczony stylem Bharata Natyam pochodzącym z południa Indii. W zeszłym roku Selcuk Gurez z Turcji - "wirujacy derwisz" na zakończenie koncertu finałowego w towarzystwie dwóch flecistów z Iranu i Polski grających na trzcinowych neyach zawirował do mazowieckiego oberka.

Wspomniałem o cesarskim dworze w Japonii. Proszę opowiedzieć, jakie to uczucie grać dla Jej Cesarskiej Mości, cesarzowej Michiko?
Cesarzowa Japonii, jak większość mieszkańców kraju Kwitnącej Wiśni, kocha Chopina i ładnie gra na fortepianie i harfie. Jej najstarszy syn gra na altówce, córka Sayako na flecie. Wielokrotnie grałam z każdym prawie członkiem rodziny cesarskiej, ale najzdolniejsza jest właśnie cesarzowa Michiko, zatem najprzyjemniejsze muzyczne chwile spędziłam właśnie z nią. Grałam zarówno dla cesarzowej, jak i z cesarzową. Gdy pierwszy raz występowałam na dworze cesarskim pomyślałam: Jakież to życie płata mi ciekawe figle... Było to bardzo przyjemne spotkanie. Dzięki rodzinie cesarskiej poznałam Yo-Yo Mę, który zamówił u mnie kompozycje i kilkakrotnie wspólnie graliśmy ten program. Nigdy przed, i nigdy po muzykowaniu z Yo-Yo Mą z żadnym artystą nie muzykowało mi się tak wspaniale.

Wiem, że Pani nowa płyta zatytułowana będzie "Fryderyk Chopin na pięciu kontynentach". Może Pani opowiedzieć nam o koncepcji płyty?
To kolejny krok w odkrywaniu nowych brzmień. Próba odpowiedzi na pytanie, co by było, gdyby Chopin wyemigrował do Paryża nie 180 lat temu a obecnie. Spotkałby tam ludzi z Afryki, Indii, Persji, Ameryki Południowej, Chin, Japonii itd. Jaki wpływ miałyby zatem tak bogate systemy muzyczne i instrumentarium na jego twórczość, z którymi stykałby się codziennie w Paryżu XXI wieku? To - przyznaję - próba tworzenia nowej rzeczywistości w oparciu o oryginalne utwory Chopina oraz tradycyjne melodie kultur pozaeuropejskich. Materiał jest już nagrany, a płytę planujemy wydać w październiku.

Na koniec pytanie o Pani muzyczne marzenia i plany.
Moim marzeniem jest zakrojona na bardzo szeroką skalę edukacja muzyczna - i nie tylko muzyczna - w Polsce na wysokim poziomie. Edukacja poprzez sztukę i stworzenie w szkołach muzycznych I i II stopnia oraz w akademiach muzycznych wydziałów tzw. muzyki etnicznej (nauka teorii i praktyki). Stworzenie kilku orkiestr złożonych z suk biłgorajskich i padudli płockich. Stworzenie orkiestr XXI wieku z instrumentami etnicznymi wielu kultur świata razem z instrumentarium europejskiej muzyki klasycznej i nagranie płyt ze wszystkimi moimi pomysłami muzycznymi. Mam bardzo, bardzo wiele muzycznych marzeń, ale żeby je zrealizować musiałabym żyć co najmniej 250 lat!

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Od redakcji: Przy autoryzacji wywiadu Pani Maria zdradziła nam, że od 2010 roku w krakowskiej Akademii Muzycznej będzie prowadzić nowy kierunek na Wydziale Instrumentalnym - "Fidele kolanowe" (nauka gry na suce, sarangi, fideli płockiej, kemancze, gadułce, er-hu, morin-hur itd.). Serdecznie gratulujemy!

Skrót artykułu: 

Maria Pomianowska to fascynująca postać w muzyce Wschodu i Zachodu. Z powodzeniem łączy rolę liderki Zespołu Polskiego z badaniami nad muzyką różnych kultur. Ukończyła warszawską Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w klasie wiolonczeli. Kilka lat spędziła w Indiach i Japonii zgłębiając tajniki tamtejszej muzyki. Śpiewa, gra na kilkunastu instrumentach strunowych takich jak: suka biłgorajska, fidel płocka (padudla), bas ludowy, rota celtycka, gadułka (Bułgaria), kemanche (Iran), rebab (Turcja), sarangi (Indie), er-hu (Chiny) oraz morin hur (Mongolia). Współpracowała z Yo-Yo Mą, grała na dworze cesarskim w Japonii. Co dwa tygodnie, w nocy z poniedziałku na wtorek na antenie Programu II Polskiego Radia prezentuje unikatową muzykę Wschodu. Nic więc dziwnego, że rozmowa z tak wielką i ciekawą postacią była dla mnie ogromnym zaszczytem, a zarazem wyzwaniem.

Dział: 

Dodaj komentarz!