Magia w zabawach dziecięcych

"Na wysokiej górze
rosło drzewo duże,
nazywało się: Aplipapliblitenblau,
a kto tego nie wypowie,
ten nie będzie grał!"

Taką wyliczankę nieraz powtarzaliśmy podczas naszych podwórkowych zabaw. Po wielu latach, w czasie studiów etnologicznych, odkryłam jej mistyczne i złożone znaczenie.

Motyw góry i drzewa, a dokładniej świętej góry i drzewa życia, towarzyszy naszej kulturze od samych jej początków. Drzewo, ze względu na swoją budowę, stanowiło element scalający trzy sfery świata: niebo, ziemię i podziemie. Było rodzajem medium, obrazem równowagi Wszechświata. Także w kulturze judeochrześcijańskiej, stanowiło symbol przymierza Boga i ludzi, jednocześnie rodząc owoce pozwalające odróżnić dobro od zła. Idąc dalej tym tropem, nie dziwi nas jego skomplikowana nazwa występująca w wyliczance, dostępna tylko wybrańcom. W kulturze tradycyjnej poznanie czyjegoś imienia jest równoznaczne ze zmianą relacji - oswojeniem tego, co obce, symbolicznym przekroczeniem granicy.

Tym sposobem możemy dojść do wniosku, iż osoba wyliczająca posiada dostęp do wiedzy tajemnej, a także obdarzona jest pewnego rodzaju przywilejem - decyduje o tym, kto wchodzi do gry, a kto nie zostanie do niej dopuszczony. Właśnie o tym pisze między innymi Jerzy Cieślikowski w książce "Wielka zabawa" , która jest jak dotąd jedną z najobszerniejszych i najbardziej interesujących pozycji w zbiorze polskiej literatury dotyczącej folkloru dziecięcego. Uznając książkę Cieślikowskiego za punkt wyjściowy moich badań, podejmuję próbę ukazania aspektu magicznego zabaw dziecięcych. Stanowi on najbardziej archaiczny trzon wielu gier, które nadal możemy spotkać w przedszkolach, na podwórkach, czy we własnej pamięci.


Magiczne korzenie zabawy

Aby dotrzeć do genezy dziecięcych zabaw, musimy zrozumieć w jaki sposób funkcjonowało dziecko w kulturze słowiańskiej co najmniej do schyłku XIX wieku. W gruncie rzeczy okres dziecięctwa kończył się zaraz po niemowlęctwie - wtedy mały człowiek zaczynał być traktowany jak dorosły, brał czynny udział w życiu rodziny i lokalnej społeczności. Wielu zjawisk jeszcze nie rozumiał, wiele było dla niego zagadką. Starał się naśladować świat dorosłych, adaptując zastane warunki do swoich zdolności pojmowania. Podczas zabawy przeżywał to, co widział i słyszał, będąc z dorosłymi. Podobnie jest także dziś, niemal każdy bowiem pamięta ze swojego dzieciństwa zabawę w dom czy szkołę. Dlatego mówi się, że obserwując dziecięce zabawy, możemy dotrzeć do reliktów najbardziej archaicznych obrzędów czy zwyczajów naszych przodków. Wielu niewinnym grom dziecięcym towarzyszą tajemnicze szczegóły. Na przykład w ogólnie znanej zabawie w ciuciubabkę, osobie w środku kręgu zawiązuje się oczy i wprowadza się ją za pomocą kręcenia wokół własnej osi w stan, gdy nie jest ona świadoma kierunku, w którym podąża. Nasuwa to skojarzenia z dawnymi obrzędami ofiarnymi, kiedy to odurzano młodą dziewczynę roślinami o właściwościach psychotycznych, zawiązywano jej oczy i prowadzono na śmierć.

Innym przykładem, nieco bliższym i nie tak tajemniczym, jest zabawa w świat na opak. Występuje w różnych formach, ale jej cechą charakterystyczną jest odwrócenie zasad - chłopcy udają dziewczęta, a dziewczyny chłopców, kto powinien stać - ten siada, kto ma biegać - ten stoi. W tego rodzaju zabawach możemy odnaleźć humorystyczne teksty o szczekających kotach i krowach znoszących jajka. "Wlazł na gruszkę, siał pietruszkę, strzelił w konia, zabił muszkę" - to jeden z przykładów tego typu żartobliwych wierszyków.

Pochodzenia tego rodzaju zabaw upatruje się w obrzędach i zwyczajach karnawałowych. W kulturze tradycyjnej, właśnie wtedy, gdy następuje symboliczna walka dobra ze złem, cały świat powraca do stanu pierwotnego chaosu. Zwierzęta mówią ludzkim głosem, przy jednym stole siedzi biedny i bogaty. W karnawale wszystko jest możliwe, tak samo jak w dziecięcych "wywracankach".


Biedronka i ślimak

Seria bardzo popularnych rymowanek o biedronce czy ślimaku to w rzeczywistości pierwsze zaklęcia, których uczyło się dziecko na wzór "dorosłej" magii. Podczas gdy starsi zbierali się na polu i błagali niebiosa o deszcz czy słońce, dzieci pochylały się nad bożą krówką, mówiąc: "Biedroneczko, leć do nieba, przynieś mi kawałek chleba". Cieślikowski wspomina, iż biedronka była i jest istotą oddaną na wyłączność dziecięcego kultu, żyjątkiem, którego zabicie jest grzechem. Podrzucona z ręki biedronka wróżyła urodzaj bądź niepowodzenie, zależnie od tego czy spadła na ziemię, czy wzbiła się ku górze. Także ślimak w rymowankach dziecięcych jest istotą magiczną, którą można przekupić słowami: "Ślimak, ślimak, pokaż rogi, dam ci sera na pierogi". Te pierwsze rymowanki były niejako wstępem do późniejszych działań magicznych, takich jak zakopywanie kawałka starego chleba na polu przed siewem zboża, aby namówić ziemię do kolejnego plonu, czy śpiewanie pieśni przywołujących wiosnę.

Prośby i groźby

Innym przykładem takich podwórkowych czarów jest zaklinanie rzeczywistości podczas procesu twórczego. Dobrze obrazuje to dawny zwyczaj wykręcania fujarki z kory wierzbowej, popularny wśród małych pasterzy. W czasie tej czynności dzieci śpiewały na przykład taką piosnkę:
Uleń mi się, piszczałeczko,
dam ci jutro dwa jajeczka,
a jak mi się nie ulenisz,
to cię rzucę za piec,
podziubie cię czarna kura,
jarzębiaty kogut.

Dzieci na przemian prośbą i groźbą czarowały nad tworzonym przez siebie instrumentem. Rzucały błogosławieństwa lub przekleństwa, tak samo jak ich rodzice nad wypiekanym chlebem czy niedobrym człowiekiem. Ten sposób zaklinania rzeczywistości wielu z nas pamięta jeszcze z piaskownicy - ileż to razy stukało się łopatką w wiaderko, mówiąc: "Udaj się babko, bo jak się nie udasz, stłukę cię na kwaśne jabłko!" Odpowiednie słowa i gesty miały zapewnić nam powodzenie w pracy.


Postaci magiczne w zabawach

Jeśli mówimy o aspekcie magicznym zabaw dziecięcych, nie możemy pominąć kwestii postaci w nich występujących. Jedną z nich jest już wspomniana postać wyliczającego - orędownika nowego porządku, który w trakcie wyliczania staje się niejako medium - pośrednikiem pomiędzy światem materialnym i pozazmysłowym. Przez wyliczającego przemawia los, a on sam ma moc zmieniania rzeczywistości poprzez dodawanie do wyliczanki kolejnych wersów czy zwrotek. W wielu zabawach i tekstach folkloru dziecięcego występują stworzenia magiczne budzące strach albo władające specjalnymi mocami. Przyjrzyjmy się kilku z nich, które pojawiają się w książce Cieślikowskiego .

Baba Jaga
Prawdopodobnie pochodzenia ruskiego, znaczy tyle co "wiedźma, czarownica, jędza". Postać, która potrafi wykrzesać ogień paznokciami, zamienia rosę w mleko, a z mleka kleci masło. Jej osobę odnajdujemy w wierszykach niepozbawionych cech wróżebnych, np. "Deszczyk pada - słońce świeci, Baba Jaga masło kleci".

Bobo
Było straszydłem występującym w całej Polsce. Matki mówiły do dzieci "siedź cicho, bo cię bobo weźmie". Przedstawiane jako mały kosmaty stworek, czasem wcielający się w psa lub kota. Jeden z wierszyków na temat Boba, odnaleziony w okolicach Sławkowa, brzmi tak:
Pójdźmy Jasiu, oba,
nie bójmy się boba,
bo bobo malutkie
zbijemy go oba .

Co zabawne, współcześnie wyraz "bobo" zmienił zupełnie znaczenie. Możemy usłyszeć, że w dziecięcym wózeczku leży "małe, śliczne bobo", czyli dzieciątko, bobasek.


Mamuny, boginki, krasnoludki

Cytując Cieślikowskiego: W Kieleckiem boginki mieszkają w wilczym potoku. Jest ich sześć, są bardzo piękne, piorą kijankami bieliznę. Słychać wyraźnie plusk i bicie: ciap, ciap, ciap! Łupu - cupu! Stąd ich nazwy: Ciacia, Łacia, Łup-cup-cup. W Modlnicy pod Krakowem mają przezwiska: Waca, Maca, Tuc, Puc, Gonka, … .

Mamuny, boginki, krasnale czy dziwożony porywały dzieci, podmieniając je na inne, chorowite i płaczliwe. Stąd znane do dziś zawołanie "czy cię boginki odmieniły?", choć współcześnie występujące nie tylko w kontekście negatywnej zmiany.

Z krasnalami sprawa jest o tyle zagmatwana, że niegdyś były to istoty demoniczne, nie całkiem przyjazne ludziom. Ich postrzeganie odmieniły dopiero rozmaite baśnie, które zaczęły ukazywać je w roli życzliwych pomocników.


Strala
Diabeł w wietrze. Być może dzieci słyszały go w wyciu wiatru, może wlatywał przez komin do chałupy. Ze względu na jego "brzydkie przezwiska" (strala, srala, zasraniec), można wnioskować, że nie był taki straszny. W Kieleckiem śpiewano o nim taką piosenkę:
O Mazur, Mazureczek
posed na piec do dziewecek.
Ja też mowił, żeby złaził,
a ón jesce dali właził.
Jesce on sie nie przeżegnáł,
już go Strala z pieca zegnał.

Także inne przykłady istot diabelskich możemy spotkać w dziecięcych zabawach. Diabeł był częstym gościem wyliczanek czy rymowanek dziecięcych. Także duchy pojawiały się w takich wierszykach jak "Siedzi baba na cmentarzu, trzyma nogi w kałamarzu, przyszedł duch - babę w brzuch, baba - fik, a on znikł".

Wszelkie straszydła przenikały do folkloru dziecięcego, który próbował je oswoić, ośmieszyć. A czasem po prostu straszyły się nimi dzieci nawzajem, dla samej przyjemności poczucia dreszczyku emocji.


Skąd się wzięła wyliczanka

Są dwie podstawowe koncepcje naukowe dotyczące pochodzenia wyliczanki. Jedna z nich odnosi się do praktyk pasterskich - liczenia owiec czy bydła przed zamknięciem ich na noc w pomieszczeniu. Stąd też przypominające liczenie formułki takie jak "une dune reks fater filter zeks…" Druga koncepcja związana jest już z działaniem magicznym. Wyliczając, człowiek zdaje się na ślepy los, którego wyroki decydują o tym, kto zostanie wybrańcem. Podobno w ten właśnie sposób druidzi wybierali ofiary z ludzi, którzy mieli ponieść śmierć w trakcie magicznych obrzędów, a później na tej samej zasadzie odbywało się dziesiątkowanie żołnierzy. Ta funkcja wyliczanki zachowała się do dziś, choć już nie w tak drastycznym wydaniu. Podczas dziecięcych zabaw, proste rymowanki służą znalezieniu "ofiary", która wcieli się w niezbyt lubianą postać (np. berka), lub też kreują bohatera - kogoś, kto jako pierwszy będzie mógł coś uczynić (np. wybrać innych do swojej drużyny). Wyliczanka funkcjonowała dawniej nie tylko wśród dzieci, lecz także w środowiskach złodziejskich czy żebraczych. Stąd, poza omówionymi funkcjami, posiadała (i posiada nadal) również funkcje dodatkowe, takie jak np. wskazanie winnego.

Przedziwny język dzieci

O magiczności wyliczanek świadczy przede wszystkim używany w nich język, jak pisze Cieślikowski "pełen niezrozumiałych słów, dających tym więcej swobody w samodzielnym tworzeniu niekontrolowanej mowy przewrotnej". Ogromną liczbę wyliczanek da się sprowadzić do liczb - tak zwane "entliczki - pentliczki" są niczym innym jak właśnie przebranymi i udziwnionymi rdzeniami liczebników głównych i porządkowych, takich jak: "Erlec merlec, ele mele, ency dency, dychy dachy bonach machy, sęk, pęk, perła pupa draus".

Przedziwna jest ta mowa, zwana przekątną czy też przekrętną, bowiem poza zamianą prawidłowych liczebników na zmyślone, także kolejność liczb zwykle się nie zgadza. Na przykładzie krakowskiej wyliczanki "ene due reks kwinkwe zeks, ene due rabe kwater kwinkwe zabe", możemy zaobserwować, że liczba 4 pod postacią kwater, najpierw jest pominięta, aby w następnym wersie wskoczyć na właściwe miejsce.

Słowa niezrozumiałe w dziecięcych rymowankach pełnią funkcję stricte magiczną - nie opisują rzeczy ani relacji, lecz służą do oddziaływania na realne zjawisko. Za Cieślikowskim: "(…) przekazują uczucia i namiętności, a nie znaczenia. A jeśli słowo ma osiągnąć odpowiedni efekt, towarzyszyć mu musi obrzęd - zabawa (gra) dziecięca".

Gdy wypowiadający słowo ma przeświadczenie o tym, że nie jest ono ani nazwą, ani symbolem czy znakiem rzeczy, lecz samo w sobie jest rzeczą - wtedy nabiera ponadnaturalnej mocy.


Zmienia się świat, zmienia się kultura i człowiek, jednakże pewne elementy pozostają stałe i niezmienne. Dzieci ciągle naśladują świat dorosłych, ciągle widzą i słyszą więcej. Przeżywają te same lęki i radości, co ich rodzice i dziadkowie. I choć zmienia się forma zabaw, wyobrażenia postaci czy język gier, niezmienne pozostają zaklęte w nich zasady i emocje. Magiczne formuły stosowane przez naszych przodków są nadal powtarzane na szkolnych podwórkach. I pomimo że zatraciły już głębsze, pierwotne znaczenie, nadal są stałym elementem dziecięcego folkloru.

Zachęcam do tego, by wsłuchać się czasem w treść swobodnej dziecięcej mowy w trakcie zabawy i stawiać sobie pytania - gdzie jest jej źródło, jaki jest jej cel, skąd może pochodzić... Całkiem prawdopodobne, że podczas takich rozważań doszukamy się prawdy o sobie samym.


Magdalena Jakubowska
studentka I roku etnologii na UMCS w Lublinie
Skrót artykułu: 

"Na wysokiej górze
rosło drzewo duże,
nazywało się: Aplipapliblitenblau,
a kto tego nie wypowie,
ten nie będzie grał!"

Taką wyliczankę nieraz powtarzaliśmy podczas naszych podwórkowych zabaw. Po wielu latach, w czasie studiów etnologicznych, odkryłam jej mistyczne i złożone znaczenie.

Dział: 

Dodaj komentarz!