Leonardo z kaszubskich Brus

Na drogowskazie przy drodze wylotowej z Brus do Chojnic widnieje piktogram muzeum, a obok dwa słowa: Józef Chełmowski.

Gospodarstwo Chełmowskiego dostrzec można już z szosy. Dom nieduży, zatopiony w zieleni drzew. Nasz artysta mieszka w nim od urodzenia, czyli od 1934 r. Obok zabudowania gospodarcze, mały sad, ogród z pasieką. Wszędzie mnóstwo rzeźb. Ledwie wiatr dmuchnie, furkoczą drewnianymi śmigiełkami.


Chełmowski nie zliczy wystaw krajowych. Były też zagraniczne. W Słowenii wystawiał obraz prawie sześćdziesięciometrowej długości zatytułowany "Apokalipsa" oraz mniejsze - "Anioły". Muzeum bytowskie sprowadziło te prace do kraju służbowym busem. Na polskiej granicy celnicy zatrzymali muzealników: "To nie jest auto z odpowiednią klimatyzacją! Przecież wieziecie dzieła sztuki!"- nakrzyczeli, ale przepuścili.

Józef Chełmowski trzy lata uczył się w szkole niemieckiej i trzy w polskiej. Już wtedy rzeźbił kapliczki z kory i malował na tekturze. Ramki oklejał kaszą i barwił. Nie miał osiemnastu lat, kiedy został towarowym na kolei. Jakiś czas był bileterem w kinie. Talent artystyczny ujawnił publicznie dopiero po przekroczeniu czterdziestki. Dzisiaj utrzymuje się z renty oraz z tego, co sprzeda muzeom i kolekcjonerom. Każdą sprzedaż obowiązkowo odnotowuje. Państwu oddaje osiemnaście procent pobranej sumy. Dochodów imponujących nie ma, bo jest bardziej artystą, myślicielem i wynalazcą niż robigroszem.

Dlaczego tworzy? - "Temat mnie inspiruje. Nie mam do kogo się z tym zwrócić i dlatego tworzę". Bez zahamowań mierzy w samo sedno Tajemnicy. O swoich odkryciach i przemyśleniach opowiada obrazami i rzeźbami. Buduje instrumenty muzyczne, konstruuje wynalazki. Pracuje nad machiną perpetuum mobile. Pisze także książki.

Pytam o warsztat. - "Teraz maluję akrylami, ale z początku była tempera. Później oleje, rozcieńczałem je samą terpentyną. Podkłady dawałem różne. Wapno i twaróg. Białko. Najchętniej maluję na deskach i papierze. Gruntuję emulsją. Farby witrażowe powinny być przeźroczyste. Jak te na szybkach werandy. One jednak zginęły. Wprzód były chemiczne. Później dodawałem barwnik do wosku i malowałem na gorąco".

Gdzieniegdzie widać próchniejące drewno, łuszczącą się farbę. Czy zabezpiecza rzeźby pokostem, a obrazy werniksem? - "Nie warto. Każde pokolenie powinno tworzyć własne dzieła".

Bez zahamowań pokazuje swoje prace. - "Lubię mieć wystawy i jak ktoś tu przyjedzie popatrzeć".

W sadzie utrzymuje sporą pasiekę. Prawie wszystkie ule wydrążył w pniach topoli. Upiększył je rzeźbami i malowidłami. Wskazuje na jeden z obrazów. Przedstawia mężczyznę, który uwiązał ślimaki i wyprowadza je z kapustnika. - "Zamiast je wytępić - wyprowadza, bo są tam niepotrzebne. Tak faktycznie nie jest, ale może być, prawda? A tam, wyżej, misie jadą w kogucim zaprzęgu. To namalowałem dla samej przyjemności".


"Błędy nie są tak ważne, ale to, czy da się odczytać sens…"

Zaraz po wojnie ojciec zachorował na Parkinsona. - "Żal było patrzeć! Co te choroby robią z człowiekiem! Czym on jest na tym świecie!" - I szybko dodaje: - "Ciekawe nad tym się zastanowić, prawda?"

Poznał dziewczynę, która też miała ciężko chorego ojca. Pobrali się. Są razem na dobre i złe ponad czterdzieści lat. - "Podobno żona nie lubi, kiedy pan filozofuje?" - podpytuję. - "Rozumiem ją. Ma granicę wiedzy, której nie chce przekraczać. A ja przekraczam". Mają zamężne córki: jedną w Szwecji, drugą po sąsiedzku.

Ściany i meble uginają się pod ciężarem obrazów, szopek, instrumentów muzycznych i innych dzieł. Dominują treści religijne i filozoficzne. Rzędy drewnianych figurek tworzą panteon wybitnych postaci: Pasteur, Goethe, Jan Paweł II, Stradivarius, Luter, Heine. Postaci potraktowane są schematycznie. Ale nie bez wyrazu. - "Musi być trochę podobieństwa. Nobla na przykład nie mogę robić bez bródki, bo ją miał. Strój też odgrywa rolę. Puszkin lubił chodzić w białym ubraniu i musi takie mieć".

Chełmowski uczestniczy w konkursach i w przeglądach regionalnych i krajowych, skąd przywozi nagrody. "Ciągle u mnie coś się rozwija. Wcześniej była sześćdziesięciometrowa "Apokalipsa". Zakupiło ją Muzeum Zamkowe w Bytowie. Ona opowiada o grozie, co ma nastąpić i o zniszczeniu zła. Bo życie pozostanie. Ta księga jest utajniana przez Kościoły, bo mówi prawdę o fałszywych apostołach. Wzorowałem się na tłumaczeniu Miłosza. Do muzeum w Bydgoszczy oddałem inny składany obraz - filozoficzne spojrzenie na Ojca Świętego".

Gospodarz demonstruje księgę zatytułowaną "Moc w Bogu Wszechświata i w człowieku". Napisał ją po polsku i po niemiecku na składance z tektury falistej oklejonej dwustronnie brystolem i obciągniętej płótnem. Ma około dziesięciu metrów długości. Jest bogato ilustrowana. Przygotował ją na wystawę w Niemczech. - "Sięgam tu w nasz układ na głębokość ośmiu milionów lat. Na niemiecki tłumaczyła przyjaciółka w Niemczech. Na początku przepisywania jedną niemiecką literkę zjadłem. I w polskim też dużo zjadam. Ktoś mi powiedział, że błędy nie są tak ważne, ale to, czy da się odczytać sens".


Inspiracje, konstrukcje, wynalazki

Mówi, że jest katolikiem, ale ciekawią go też inne religie. W poszukiwaniu prawdy sięga zatem nie tylko do Biblii. - "Według mnie w Kosmosie muszą działać grawitacje spiralne, bo prosta linia daje kataklizm, a to muszą być przyciągania łagodne, które są jak pocałunki. Gdy przyjmę teorię Einsteina, to wszystko rozbija się w pył. Żaden astronom nie powiedział mi, jaką siłą była stworzona nasza Ziemia. Słońce tego nie zrobiło. Biblia mówi o siedmiu dniach, ale nie naszych. Życie przyniosła inna planeta, gdzie te "siedem dni" to są tysiące lat".

Pytam o obraz z charakterystycznym arabskim napisem. - "To po kurdyjsku. Wiersz o wolności. Kurdowie mają historię podobną do naszej. Polska też była długo w niewoli". Inny obraz, zatytułowany "W kosmiczną dal". - "Tam uporządkowałem systemy słoneczne. Ziemia jest na trzeciej pozycji po Merkurym i Wenus. Później dopiero Mars, Jupiter i Saturn. Plutona już nie ma. Aniołki są kupione. Pomiędzy gwiazdami mi pasowały, to przykleiłem". Kolejny obraz - "Wizja końca świata". - "To Chrystus przychodzący w majestacie groźnych zwierząt ze znakiem "zwyciężysz". W tej chwili zwierzęta robią krzywdę, ale złagodnieją". Jest też obraz o wkroczeniu wojsk radzieckich do Brus - "Ja to widziałem. A tam namalowałem na szkle zatonięcie statku "Busko Zdrój"". W innym miejscu widzimy obraz z przelotem zeppelina. - "Z podwórka go widziałem. Machaliśmy do tych ludzi, którzy siedzieli w podwieszonym koszu". Na zewnętrznej ścianie werandy Chełmowski wykonał duże malowidło ścienne zatytułowane "Odsiecz kaszubska pod Wiedniem". - "To na pamiątkę udziału kaszubskiego regimentu w tej bitwie". Na sąsiedniej ścianie widnieje Nobel, patron tropicieli prawdy i wynalazców.

"Zbudowałem ciekawy mięśniolot na zasadzie Lilienthala. On zlatywał z gór Harzu i się zabił, dlatego postanowiłem polecieć odwrotnie - w górę. To była ciekawa praca. Trzeba było podglądać ptaki, żeby poznać teorię lotu. Nogi miałem za krótkie, żeby dobrze startować. Ale trochę się wzniosłem. Wisiał potem w stodole. Porwał się pod ciężarem kurzu".

Do pracy jeździł piętrowym rowerem własnego projektu. "Łańcuch szedł do góry. Wyżej autobusu siedziałem. Człowiek się nie opryskał, pies nie ugryzł, widok daleki. Miałem z boku drabinkę. Odepchnąłem się i szybko po niej przebiegałem na siodełko! Żeby zsiąść, zeskakiwałem. Wynalazczość jest ciekawa!"

Chełmowski z pasją buduje instrumenty muzyczne. Pierwszy wykonał bodaj w 1976 r. Przygotował go na ogólnopolski konkurs ogłoszony przez Wyższą Szkołę Muzyczną we Wrocławiu. Postawiono warunek, aby mógł być obsługiwany przez dzieci. - "Dałem pianolinkę. To był klawiszowy instrument. Pokazywali go w telewizji. Moja córeczka go demonstrowała".

Maestro przedstawia najnowsze dzieło, jeszcze nieukończone. - "Będzie działać na zasadzie katarynki. Zrobię dużo wałków. Sam nabiję kołki, żeby uderzały w struny. Ale bez półnut. Wystarczą pełne. Mamy dużo pieśni".

Instrument przypominający gitarę, z klawiszami na gryfie i korbą wystającą z pudła, to lira korbowa. - "Kręcę korbę i dusząc klawisze wygrywam melodie. Ale tu jest błąd. le nabiłem jeden próg. Melodyjności przez to nie ma. Progi sam rozmieszczam ze słuchu: do, re, mi, fa... A tutaj leży jednostrunofon. Membranę wziąłem ze starego patefonu. Przekształca drgania na głos. Dużo moich instrumentów znajduje się w muzeum w Szydłowcu". - "Co bardziej fascynuje w instrumentach: konstrukcja czy ich przeznaczenie?" - "Szuka się ciągle tych nowych dźwięków". -" A jakiego konkretnie? - "Jeszcze nie słyszałem anielskiego głosu. Szukam go".


Bo myśl nie ma oporu w Kosmosie…

Przeglądam całostronicowe ilustracje w księdze pana Józefa. " Co ta przedstawia?" - "Tak ogólnie: Majestat Boga. Kosmos. Nieskończoność. A tu nasi aniołowie stróże. A to Drzewo Rodu Ludzkiego. Jeszcze miały być korzenie, ale się nie zmieściły. A tu człowiek żyjący na Ziemi po popełnieniu grzechu. Kolory są symboliczne. Kosmos jest ciemnością. Widzimy tylko gwiazdy. Jasność to miejsce Boga: w jednej dłoni trzyma kulę ziemską, drugą dzierży władzę pasterską nad Wszechświatem". - "A to modlitwa "Ojcze nasz", prawda?" - "Tak. To "Vater unser"". Przepisana po niemiecku. Obok pierwsza sura Koranu. A to z Miszny". Na kolejnej ilustracji znajdujemy napis: "Boże Stwórco, dałeś ciemność nocy". - "Tak. Bo za dnia człowiek widzi tylko jasny horyzont. Dopiero nocą rozwija się ten bezkres. Widzi się całe osiem milionów lat". - "A tu obok?" - "To "Gniew Boski". Są to plagi z proroctwa Sybilli: pocenie się zwierząt krwią, trzykrotny wschód Słońca... Nie wszystkie przyjdą naraz. Pojawiają się stopniowo".

Trudno nie dostrzec w mieszkaniu szopek bożonarodzeniowych. Rozbrzmiewają melodyjkami, które nie zawsze współbrzmią z ich nieraz bardzo dramatycznym przesłaniem. Nad jedną, zamiast radosnego "Gloria in excelsis Deo", anioł woła: "Biada, biada". Grozy dodają śmiercionośne rakiety preshing i cruise oraz napis: "Siła mordu nad człowiekiem". - "Bo kto idzie za nauką Chrystusa? Człowiek tylko myśli o zwalczaniu jeden drugiego" - wyjaśnia artysta.

Chełmowski jest bez wątpienia bardziej piewcą fascynujących go idei niż ludowym wytwórcą pamiątek. - "Zagłębia się człowiek w to podwórko Boga i pyta: skąd ta harmonia? I dostaje odpowiedź od samego Majestatu, z tej siódmej planety. Bo myśl nie ma oporu w Kosmosie. Światło i głos natrafiają na opór, a dla myśli go nie ma. To też trzeba przemyśleć i opisać. I to, czym jest życie ziemskie, ta troistość: narodzenie, rozmnożenie i śmierć. Życie jest dziełem Majestatu. To są te Minimum i Maksimum - nigdzie początku i końca. Bo śmierci w zasadzie nie ma. Jeżeli człowiek nawet umiera, służy innym istnieniom. Dlatego Wszechświat ciągle się odradza. Nigdy nie ogarniemy go rozumem, bo zawsze pojawiają się nowe pytania. I tak idzie bez końca".

Spisane na podstawie materiału, jaki zgromadziłem jesienią 2000 r. i w maju 2006 r.
Skrót artykułu: 

Na drogowskazie przy drodze wylotowej z Brus do Chojnic widnieje piktogram muzeum, a obok dwa słowa: Józef Chełmowski.

Gospodarstwo Chełmowskiego dostrzec można już z szosy. Dom nieduży, zatopiony w zieleni drzew. Nasz artysta mieszka w nim od urodzenia, czyli od 1934 r. Obok zabudowania gospodarcze, mały sad, ogród z pasieką. Wszędzie mnóstwo rzeźb. Ledwie wiatr dmuchnie, furkoczą drewnianymi śmigiełkami.

Dodaj komentarz!