Kraina słońca...

Obecnie większości z nas Bułgaria kojarzy się z winem Sofia, słoneczną pogodą i modnymi niegdyś wczasami nad Morzem Czarnym. Może nawet któraś z naszych ciotek zapamiętała nazwy nadmorskich kurortów, jak Złote Piaski, reklamowane jako bułgarska Riviera czy Słoneczny Brzeg. Zapewne też orientujemy się, że stolicą Bułgarii jest Sofia i kojarzymy nazwisko prezydenta. Ale na tym nasza wiedza o tym kraju zwykle się kończy i nikt nie widzi sensu jej zgłębiania. A szkoda, bo wbrew pozorom jest to kraj ciekawy, zamieszkały przez ciekawych ludzi i miałby wiele do zaoferowania dzisiejszym zblazowanym turystom, gdyby tylko odważyli się oni przełamać stereotypowe wyobrażenie o krajach tzw. demoludu, niestety wciąż pokutujące wśród naszego społeczeństwa.

Moja przygoda z Bułgarią zaczęła się cztery lata temu, gdy jako świeżo upieczona studentka rozpoczęłam naukę języka bułgarskiego na specjalizacji wybranej bez większego udziału świadomości. Po roku nauki wyjechałam na trzytygodniowe seminarium językowe do Sofii (a właściwie na jej peryferia). Męcząca, prawie dwudniowa podróż, upał, początkowe trudności w porozumiewaniu się, nudnawe poranne zajęcia raczej nie pomagały w kształtowaniu się u mnie pozytywnej opinii o Bułgarii. W miarę upływu czasu zaczęłam się jednak coraz bardziej wciągać w niepowtarzalną atmosferę tego kraju i interesować życiem ludzi o jakże odmiennej od naszej kulturze, mentalności i sposobie bycia. Dzisiaj, po trzykrotnie spędzonych tam wakacjach i ukończonej specjalizacji bułgarystycznej zachowałam w pamięci niemal wyłącznie pozytywne wrażenia i cieszę się, że mam możliwość podzielenia się nimi.

Po pierwsze – słońce

 

Latem w Bułgarii jest naprawdę gorąco i może się uważać za szczęśliwca ten, komu trafi się trzydziestostopniowe przyjemne ciepełko. Gorzej, gdy temperatura sięga 40 stopni, wtedy mało kto ryzykuje wyjściem na plażę czy choćby na ulicę. Życie nabiera rozpędu dopiero wieczorem. W ten sposób można wrócić z wakacji nieopalonym (oczywiście jeśli ktoś się uprze - będzie sterczał na słońcu, ale to wróży raczej nieuchronne oparzenie słoneczne niż piękną opaleniznę).

 

Słońce wysusza prawie całą roślinność i krajobraz nabiera cech stepowo-pustynnych. W takiej burej, zakurzonej scenerii niesamowite wrażenie robią olbrzymie pola słoneczników, zwracających jak wymusztrowane armie twarze ku słońcu, co pięknie odzwierciedla bułgarska nazwa tej rośliny – „słynczegled”. Słońce wygania też większość mieszkańców miast nad morze. Wbrew turystycznym pozorom, Sofia latem jest opustoszała. Zdaje się nikogo nie interesować fakt, że w środku sezonu kolejka linowa na sofijską Witoszę (odpowiednik naszego Giewontu) nie działa, a największe muzeum historyczne zostało przeniesione z centrum na peryferie, w dodatku nikt nie wie, jak tam dojechać. Widocznie Bułgarom trudno zrozumieć, że turysta może chcieć zobaczyć coś więcej niż kolejne plaże i kurorty nadmorskie...

Po drugie – morze

 

Otaczane niemal kultem, będące powodem do dumy, sławione w piosenkach. Nie ma się czemu dziwić, Morze Czarne jest ciepłe, czyste i okrążone malowniczymi plażami różnego typu, od kamienistych przez muszelkowe po typowo piaszczyste. Przy czym piasek też nie wszędzie jest jednakowy: może być biały i miałki albo żółto-szary, gruboziarnisty czy też przypominać muszelkowy popiół. Popularna bułgarska piosenkarka Toni Dimitrowa śpiewa w jednej ze swoich piosenek: Ech, to morze, moje morze, pozostanie we mnie, ono na pewno mnie nie zawiedzie.

Po trzecie – kuchnia

 

 

Być może moje kubki smakowe nie stanowią najwyższego poziomu ewolucji, do smakoszy się nie zaliczam, ale dla mnie bułgarska kuchnia jest wyśmienita. Lekka, dostosowana do upałów, nie obywa się bez przypraw i wina. Aromatyczne, pieczone na ruszcie mięso, świeże warzywa i owoce (tak wspaniałych arbuzów i melonów nie próbowałam nigdzie indziej!), pyszny nabiał na długo pozostają w pamięci.

 

Z sałatek najbardziej popularna jest szopska, której główne składniki to ogórki, pomidory, papryka i „sirene”, czyli biały słony ser w rodzaju fety. Serwuje się ją z oliwą lub specjalnie aromatyzowanym octem. Z innych sałatek niezła jest owczarska – z grubo krojonych ogórków, pomidorów, salami, oliwek i tłustego żółtego sera o nazwie „kaszkawał”, posypana startym jajkiem i sirene. Polecam spróbować, gwarantuję, że rozczarowania nie będzie.

Zupy nie są zbyt popularne, ale chętnie jada się ogórkowy chłodnik („tarator”), koniecznie z dodatkiem czosnku i orzechów. „Szkembe czorba”, tłusta zupa z klopsikami, podobno skutecznie neutralizuje skutki zbyt dużej ilości alkoholu... Bułgarzy świetnie przyrządzają mięso, głównie na ruszcie czy grillu, a także ryby i owoce morza. Nie będąc wcześniej zwolenniczką tych ostatnich, w Bułgarii posmakowałam w panierowanych małżach i kalmarach. Nie bez znaczenia jest fakt, że może sobie pozwolić na takie dania nawet średnio zasobny student, są naprawdę niedrogie.

Wreszcie alkohol. Znakomitego wina trudno sobie odmówić przy posiłku, zwłaszcza jeśli się jest w jednej z przeuroczych nadmorskich restauracyjek. Mocna, aromatyczna „rakija”, obecna w piwnicy każdej szanującej się gospodyni, najlepiej smakuje w towarzystwie przyjaciół na ogródkowym grillu. „Astika”, anyżkowa wódka, ponoć najlepsza na upały, pijana jest w postaci zmrożonych kryształków jako aperitif. Piwo jest raczej mało popularne i niezbyt smaczne. W dyskotekach najczęściej pije się koktajle, dżin z tonikiem lub „tequillę”, trunkowy krzyk mody ubiegłych wakacji.

Po czwarte – muzyka

 

 

Nawet dla wprawnego ucha jest trudna w odbiorze ze swoimi nieregularnymi rytmami i brzmiącymi orientalnie ozdobnymi motywami. Oparta na muzyce ludowej, pogardzana „czauga” (rodzaj naszego disco polo) fascynuje przyjezdnych, którzy świetnie się przy niej bawią w dyskotekach, zwłaszcza gdy się trafi na „choro” – ten korowodowy taniec bułgarski kojarzył mi się wyłącznie z tradycją ludową, stąd też ujrzenie go w dyskotece w wykonaniu młodych ludzi było sporym zaskoczeniem. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, aby w polskiej dyskotece ktoś chciał tańczyć np. oberka...

 

 

Taniec i śpiew są nierozłącznymi elementami codzienności Bułgarów. Tamtejsze restauracje, tzw. „mechany”, są zwykle dostosowane do tańca, do zwyczaju należy odtańczenie chora po sutym posiłku, przy czym tańczą wszyscy: rodzice i dzieci, dziadkowie i zakochane pary. Tego raczej też nie spotka się w Polsce.

Po piąte – mentalność

 

Składają się na nią nie tylko elementy zasygnalizowane już wcześniej, jak ignorancja turystyczna, kult morza czy umiłowanie tańca. Najważniejszy chyba jest bałkański temperament i hedonistyczne podejście do życia. Bułgarzy lubią się bawić, często spędzają czas poza domem w towarzystwie rodziny czy znajomych. Latem nadmorskie pensjonaty, karczmy i dyskoteki pękają w szwach. Należy podkreślić, że Bułgarzy mają wrodzone zdolności nie tylko do tańca, ale i do... flirtu. Początkowo byłam zaskoczona tym, że tam każdy flirtuje z każdym, bez względu na wiek, pozycję zawodową czy religię i wcale nie oznacza to rozpusty. Jakże to różni się od skostniałych norm tzw. przyzwoitości, krępujących jak gorset nasze społeczeństwo? Do zbyt religijnych Bułgarów też trudno zaliczyć (być może jest to wina poprzedniego ustroju); cerkwie i tak nieliczne są rzadko odwiedzane, nie ma więc presji ambony. Ale swoboda w interpretowaniu norm moralności ma chyba głębsze przyczyny. Na terenie Bułgarii, znajdującej się przez kilka stuleci pod panowaniem Turcji, mieszały się wpływy prawosławia, islamu, wierzeń pogańskich, a także z rzadka docierających tu idei zachodniego chrześcijaństwa, jak np. franciszkanizmu. Taki kocioł religijny w znacznym stopniu wpłynął na uformowanie się specyficznej moralności, zgodnej z prawami przyrody, odczuwanej piątym zmysłem i przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Moralistyki pobłażliwej dla grzechów ciała, a bezwzględnej dla grzechów duszy. Daje się ona zauważyć nawet w czasach fascynacji zdobyczami cywilizacyjnymi Zachodu i powszechnej amerykanizacji życia.

 

Nie mogę nie zwrócić uwagi na jeszcze jedną cechę Bułgarów, a mianowicie na gościnność. Jest to naród otwarty, bezpośredni, serdeczny, chętny do udzielenia pomocy, no i gościnny. Mieszkając w pensjonacie czy wynajętym pokoju jest się traktowanym niemal jak członek rodziny, ugaszczany domowymi smakołykami i zapoznawany z przyjaciółmi domu. Oczywiście taka postawa gospodarzy nie musi być regułą, niemniej jednak nawet jeden taki przykład rzuca pozytywne światło na całość, a ja miałam do czynienia z co najmniej kilkoma.

Gdyby popatrzeć na Bułgarię bardziej krytycznie, należałoby nazwać ich hedonizm po prostu lenistwem. Wtedy można by im przypisać hasło Co masz zrobić dziś, zrób jutro i pewnie byłoby w tym sporo prawdy. Jako dziewczyna, wychowana w poczuciu ciągłego obowiązku i samodoskonalenia się też odczuwałam momentami irytację z powodu wspomnianej wyżej ignorancji turystycznej czy też biurokratyzmu albo choćby kontrastu zagraconych podwórek z czyściutkimi zadbanymi hotelikami. Ale tam nikt nie zaprząta tym sobie głowy. Może i słusznie...

Poznając inną kulturę, inne przyzwyczajenia i sposób bycia nabrałam większego dystansu wobec własnego praktycyzmu i sceptycyzmu. Uświadomiłam sobie, jak krótkie jest życie i że szkoda go tracić na wieczną gonitwę za obowiązkami. Trzeba umieć zrobić coś dla siebie, żeby umieć zrobić coś dla innych. Zatem weźmy przykład z Bułgarów i nie zadręczajmy się zbytnio, że znów nie zdążyliśmy z czymś na czas, aby się nie okazało, że nie zdążyliśmy pożyć. Jeśli okaże to się zbyt trudne – zapraszam na wakacje do Bułgarii!

Skrót artykułu: 

Obecnie większości z nas Bułgaria kojarzy się z winem Sofia, słoneczną pogodą i modnymi niegdyś wczasami nad Morzem Czarnym. Może nawet któraś z naszych ciotek zapamiętała nazwy nadmorskich kurortów, jak Złote Piaski, reklamowane jako bułgarska Riviera czy Słoneczny Brzeg. Zapewne też orientujemy się, że stolicą Bułgarii jest Sofia i kojarzymy nazwisko prezydenta. Ale na tym nasza wiedza o tym kraju zwykle się kończy i nikt nie widzi sensu jej zgłębiania. A szkoda, bo wbrew pozorom jest to kraj ciekawy, zamieszkały przez ciekawych ludzi i miałby wiele do zaoferowania dzisiejszym zblazowanym turystom, gdyby tylko odważyli się oni przełamać stereotypowe wyobrażenie o krajach tzw. demoludu, niestety wciąż pokutujące wśród naszego społeczeństwa.

Dział: 

Dodaj komentarz!