Konwencja UNESCO w praktyce

Postanowienia Konwencji UNESCO z 2003 roku w sprawie ochrony dziedzictwa niematerialnego zostały ratyfikowane przez Sejm RP jako ustawa w dniu 22 X 2010 roku. Od tego czasu przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego spotykają się z reprezentantami środowisk kultury tradycyjnej, naukowcami oraz instytucjami powołanymi do wspierania dziedzictwa niematerialnego w celu określenia sposobów wdrożenia jej zapisów. Również ze strony środowisk zainteresowanych wdrażaniem zapisów konwencji płyną sygnały o potrzebie rozmów, warsztatów i praktyk jakie należałoby podjąć w tym zakresie.

Międzynarodowa Konferencja Naukowa "Niematerialne dziedzictwo kulturowe: źródła - wartości - ochrona" połączona z warsztatami odbyła się w październiku ubiegłego roku w Lublinie przy współudziale Instytutu Kulturoznawstwa Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej.

Pod koniec sierpnia tego roku w Olsztynku odbyła się kolejna konferencja -"Dobre praktyki w realizacji zadań związanych z Konwencją UNESCO w sprawie ochrony dziedzictwa niematerialnego z 2003 roku". Organizatorem był Narodowy Instytut Dziedzictwa przy współpracy z Urzędem Marszałkowskim Województwa Warmińsko-Mazurskiego. Celem konferencji było przedstawienie najważniejszych zagadnień związanych z realizacja postanowień Konwencji UNESCO z 2003 roku, zwłaszcza na poziomie regionalnym, w świetle sformułowanego przez Narodowy Instytut Dziedzictwa Krajowego programu ochrony niematerialnego dziedzictwa. Oprócz prelegentów reprezentujących polskie instytucje (Jan Adamowski, Joanna Cicha-Kuczyńska, Bartosz Skaldawski, Katarzyna Sadowska-Mazur, Amudena Rutkowska, Julia Włodarczyk, Gustaw Juzala), pojawili się prelegenci z Finlandii, Litwy, Węgier, Wielkiej Brytanii, oraz przedstawiciele stowarzyszeń i fundacji (Barbara Grąziewicz-Chludzińska, Ryszard Michalski, Aleksandra Czetwertyńska, Bożena Pawlina-Maksymiuk, Andrzej Bieńkowski).

Poniżej prezentujemy wypowiedź Andrzeja Bieńkowskiego - etnografa, badacza muzyki tradycyjnej, założyciela fundacji Muzyka Odnaleziona.


Czy to koniec autentyku? Na marginesie folklorów w Kazimierzu

Kiedy w 1964 roku powstawał Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu, wiejska muzyka była traktowana jako dość kłopotliwe dziedzictwo kultury, z którym nie bardzo wiadomo co robić. Bo z jednej strony powoływano się na Chopina czy Szymanowskiego jako na wzory tego do czego może służyć muzyka ludowa, z drugiej ceniono muzykę folkową, którą grała orkiestra Dzierżanowskiego czy zespół Mazowsze. Autentycznej muzyki wiejskiej nie sposób było usłyszeć w mediach. Twórcy festiwalu w Kazimierzu stanęli przed ważnym problemem zdefiniowania co to jest muzyka ludowa i jakie kryteria w jej ocenie przyjąć.

Pół wieku temu muzyka była żywą emanacją kultury wiejskiej. Odzwierciedlała wielkie zmiany jakie zaszły w obyczajowości wsi, łączyła tradycje z nowoczesnością i wymykała się dotychczasowym kryteriom. Ten fakt nie został zaakceptowany przez środowiska naukowe, które próbowały niejako zamrozić muzykę wsi w jej XIX-wiecznym kształcie i praktyce wykonawczej. Zaczęło się cenzurowanie występów folklorystycznych, także polityczne, jak niedopuszczenie do występów mniejszości narodowych. Można to tłumaczyć polityką narodowościową w PRL. Ale była też cenzura nazwijmy to naukowa, polegająca na arbitralnym określeniu co jest ludowe, a co nie. To była już decyzja środowisk naukowych i administracyjnych. Do takich decyzji między innymi zaliczam zakaz występów wiejskich muzykantów na zabawach ludowych niezweryfikowanych przez specjalne komisje (przełom lat 1960/70).

Wielki skrzypek Kazimierz Meto ze wsi Glina opowiadał mi o zabawie na której grał. Ktoś doniósł na milicję, która przyjechała. Ponieważ Meto nie miał weryfikacji, zabawę rozpędzono, a organizatorom wlepiono mandat - więcej już Mety nie zaproszono…

Festiwal obserwuję i dokumentuję od 38 lat od strony oficjalnej, ale dostrzegam też jego reperkusje na wsi. Kiedy powstawał, działały koła gospodyń wiejskich i domy kultury. To te placówki i ich działacze byli podstawą selekcji wykonawców na festiwalu. Z jednej strony konserwatywna polityka festiwalowa powodowała, że mogli na nim wystąpić wykonawcy, których wieś już nie akceptowała (można ich było przy okazji nagrać dla radia), ale z drugiej strony powodowało to izolację od żywej muzyki wsi. W konsekwencji doprowadziło to do braku młodych wykonawców. W międzyczasie zespoły wiejskie powoli przekształcały się w zespoły amatorskie. Festiwal w Kazimierzu zaczął kręcić się w kółko, nagradzając stale tych samych wykonawców.

Celem mojego wystąpienia nie jest opisanie wagi festiwalu dla miasta, chcę zająć się wsią. Bezsporną zasługą festiwalu jest zwrócenie uwagi na samo zjawisko muzyki wiejskiej i dowartościowanie wielu zapomnianych artystów. Festiwal ten stał się kanonem jak urządzać takie imprezy i według jakich kryteriów dobierać wykonawców. Z czasem pokusa zdobycia nagrody stała się tak silna, że instruktorzy pouczali muzykantów co i jak mają grać czy śpiewać, żeby podobać się organizatorom i zdobyć nagrodę (szły za tym pieniądze, bo autorytet głównej nagrody - Baszty, ciągle jest duży). Jan Gaca, wybitny skrzypek ze wsi Przystałowice, powiedział mi kiedyś: "Panie Andrzeju, dawniej to się grało na zabawach czy weselach, ale kiedy nastały folklory to pan instruktor każe nam całkiem inaczej grać i nie pozwala grać wolnych kawałków, i nie mogę też występować z moim akordeonistą i perkusistą."

Mimo tego, w latach 70. Kazimierz spełniał ważną rolę stymulującą wieś. Ale czasy zaczęły się zmieniać, odeszło bezpotomnie pokolenie weselnych skrzypków. Wyrosło nowe pokolenie, mające inny stosunek do kultury wsi. Dla nich kryteria jurorów z Kazimierza były nie do przyjęcia. Sami jeździli na wieś do muzykantów i uczyli się grać tak jak oni, wytyczali drogi porozumienia miedzy starymi mistrzami a młodzieżą. Zwracam też uwagę na pionierskość tego typu nauki gry, niemającej żadnej pomocy metodologicznej. To pokolenie Domów Tańca, teraz to już setki wykonawców. Charakterystyczne jest, że znakomita większość tej młodzieży pochodzi z miast. Długo udawano, że takiego zjawiska nie ma, bo jest zagrożeniem dla lokalnego establishmentu. W 2013 roku na Dniach Kolbergowskich w Przysusze, (to eliminacje do występów w Kazimierzu), przewodniczący jury oświadczył w uzasadnieniu werdyktu, że organizatorzy nie życzą sobie w przyszłości występów młodych kontynuatorów muzyki wsi.

Niech ta postawa będzie przestrogą przed traktowaniem kultury instrumentalnie, przed widzeniem wsi tak jak za czasów wielkiego Oskara Kolberga. Wybitny skrzypek i etnograf Witek Broda określa taką postawę mianem "patrzenia z bryczki". Od kilku lat Festiwal w Kazimierzu dopuszcza to młode pokolenie do występu w odrębnej kategorii. To ważny krok, choć na marginesie festiwalu.

Rok 2013 - jestem zaproszony do Kazimierza z wystawą fotografii i filmami. Jestem zaskoczony sposobem prezentowania muzyki i ludzi. Na zabytkowym rynku, wśród pięknych kamieniczek, zasłoniętych przez wielką scenę, stoi namiot gigant, taki jakiego używają zespoły rockowe. To scena mroczna i nieprzyjazna. Nie przystosowana do występów 2, 3 osób. Niewiele widać w jej wnętrzu bez wielkich świateł i telebimów. Pod sceną siedzi dziesięcioosobowe jury, odgrodzone od publiczności wysokim płotem, zza którego już nic nie widać. Bo i po co? Najważniejsze jest jury, a publiczność w ogóle jest tu niepotrzebna. I jeszcze jedno. Muzykanci i śpiewaczki przyjeżdżają tu na trzy dni, występują tylko raz, około dziesięć minut, a potem nudzą się i nagrywają po raz kolejny do radia. Nie ma pomysłu, żeby wykorzystać ich obecność i talent. Wyjątkiem jest mała scena w namiocie, zorganizowana przez ludzi związanych z Domem Tańca. Bardzo cenna i żywa inicjatywa. Nie może jednak wypełnić luki stworzonej przez samą koncepcje festiwalu, która nie uwzględnia zmian jakie zaszły w kulturze w ostatnich latach.

Brałem udział w wielu podobnych festiwalach w Niemczech, Szwecji, na Ukrainie i Białorusi. Nigdzie nie spotkałem takiego marnotrawienia czasu ludzi, którzy przyjechali zagrać i zaśpiewać. Te festiwale były dla publiczności, widzów i ludzi chętnych do nauki gry i śpiewu, a nie dla jury. Standardy i sposób pokazywania kultury wiejskiej w Kazimierzu mają ciągle znaczenie dla sposobu traktowania i pokazywania folkloru w Polsce. Wielu organizatorów traktuje festiwal w Kazimierzu jako model przygotowywania imprez regionalnych, oddzielających się od widzów. Przykładem niech będą Dni Papryki w Potworowie. Muzycy wiejscy to nie gwiazdy rocka potrzebujące wielkich scen, nagłośnienia ochroniarzy i telebimów. Autentyczna muzyka, czyli taka jaką gra się na wsi, dobiega kresu. Kończy się, tak jak skończyły się inne nurty w muzyce. Ale nie oznacza to jej całkowitego zaniku, bo podjęło ją nowe pokolenie grające tak jak na wsi. To oni zdecydują o tym, że muzyka wsi przetrwa. Dobrze, że Kazimierz - choć nieśmiało - uchyla przed nimi drzwi.

Na zakończenie mojego wystąpienia kilka uwag o dobrych praktykach w popularyzacji kultury wsi. Jestem optymistą kiedy widzę jak zmienia się recepcja tej kultury, jak z roku na rok przybywa kontynuatorów tradycyjnej muzyki. Właśnie takiej, a nie popkulturowego folku czy world music. Te procesy u nas są podobne do tych w Niemczech, Skandynawii czy Ukrainie, tylko że tam zaczęły się one wiele lat wcześniej. Ważnym przykładem stworzenia dobrych relacji miasto - wieś, muzykant - odbiorca, jest festiwal Wszystkie Mazurki Świata w Warszawie.

Jeżeli festiwal w Kazimierzu chce mieć znaczenie kulturotwórcze, powinien wyciągnąć wnioski z tego, jak robią to nasi sąsiedzi, bo stoimy wobec alternatywy - trwamy dalej, oddzielając się od świata, skazując się na marginalizację, albo przyjmujemy formułę otwartą, muzykanci i śpiew wśród ludzi, rozmowy, nauka, warsztaty i otwarcie na współczesną wieś. Stawką w tej grze jest przyszłość naszej kultury!


Andrzej Bieńkowski, Muzyka Odnaleziona, Olsztynek 2013
Skrót artykułu: 

Postanowienia Konwencji UNESCO z 2003 roku w sprawie ochrony dziedzictwa niematerialnego zostały ratyfikowane przez Sejm RP jako ustawa w dniu 22 X 2010 roku. Od tego czasu przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego spotykają się z reprezentantami środowisk kultury tradycyjnej, naukowcami oraz instytucjami powołanymi do wspierania dziedzictwa niematerialnego w celu określenia sposobów wdrożenia jej zapisów. Również ze strony środowisk zainteresowanych wdrażaniem zapisów konwencji płyną sygnały o potrzebie rozmów, warsztatów i praktyk jakie należałoby podjąć w tym zakresie.

Dział: 

Dodaj komentarz!