Kobiety też noszą spodnie

W roku 2000 założyłyśmy wraz z innymi kobietami Stowarzyszenie Kobiet Romskich w Polsce. Od początku lat dziewięćdziesiątych organizacje pozarządowe w Polsce mogą mówić o tym, co ludzi boli i czego ludzie pragną, mogą zmieniać niesprawiedliwe prawa i dbać o to, by wszyscy traktowani byli równo, a ludzie którzy potrzebują pomocy, otrzymali tą pomoc. Organizacja pozarządowa to grupa ludzi, których coś łączy, którzy mają wspólny cel i którzy razem pracują nad tym, żeby ten cel osiągnąć. Romowie mają w obecnych czasach wielką szansę, by poprzez swoje organizacje pozarządowe doprowadzić do tego, że cały nasz naród będzie traktowany na równi z innymi narodami a żaden Rom, czy to kobieta, czy mężczyzna, czy dziecko nie będzie poniżany i prześladowany dlatego tylko, że jest Romem. (...)

Kobiety romskie pragną być rzeczniczkami interesów swych rodzin, praw swoich dzieci i przeciwstawić się dyskryminacji i wykluczeniu, które dotyka najbliższych. Ich pozycja w rodzinie, wśród bliskich, ich pozycja we własnym środowisku często nie odzwierciedla ich możliwości i ich starań na rzecz dobra najbliższych i dobra wspólnego. Stowarzyszenie Kobiet Romskich jest dla nas drogą do samodzielnego myślenia, do sterowania swoim własnym życiem.

Krystyna Gil
fragmenty z listu do Romów i Romek

Znaleźć panią Krystynę Gil wcale nie jest trudno. Dość szybko udaje się nam zdobyć numery telefonów i adresy - z Internetu i od osób prywatnych. Schody zaczynają się w momencie, gdy chcemy porozmawiać osobiście, bo ciągle tylko słyszymy od współpracowników, od męża: Już wyszła do świetlicy, właśnie jest w sklepie, chyba jest w urzędzie, idzie do domu...

Pani prezes Stowarzyszenie Kobiet Romskich, wyróżniona w plebiscycie "Poza stereotypem" - Senior Roku 2006 za działania na rzecz integracji romskiej mniejszości narodowej jest kobietą szalenie aktywną, dla dzieci - romskich, polskich, które przychodzą do świetlicy jest po prostu babcią.


Małgorzata Nieciecka: Czym zajmuje się Pani Stowarzyszenie?

Krystyna Gil: Mamy bardzo szerokie pole działania, więc trudno jest właściwie określić; zajmujemy się wszystkimi potrzebującymi - i sprawy prawnicze, i psycholog, pomoc humanitarna, pisanie podań, wniosków, załatwianie spraw w urzędach... Po prostu jak ktoś jest - czy czuje się dyskryminowany, wtedy służymy pomocą.

Mówi Pani jesteśmy…

Tak, jesteśmy na etacie. Jest nas cztery. To taki etat nie etat, powiedzmy, bo na przykład ja i wnuczka nie mamy pensji. Działam tutaj jako koordynator z danego projektu, a że tych projektów nie ma za dużo, to po prostu pracujemy raczej charytatywnie. Wnuczka jest moją prawą ręką.

Skąd bierze Pani siłę na te wszystkie działania?

O siłę, z czego ja biorę? Do działania inspirują mnie przede wszystkim dzieci, przychodzą, zrobię im jeść - jak możemy tak staramy się im pomóc, żeby te dzieci stąd nie wyszły głodne. Mamy otwarte od godziny dziewiątej do godziny osiemnastej. To jest raz, drugie to ja byłam dzieckiem popychanym, dzieckiem nietolerowanym, pochodzenia romskiego, Cyganką. Na dzieci ze świetlicy przelałam miłość i troskę, to, czego ja nie doświadczyłam. Tu dzieci nie mówią do mnie pani prezes tylko babciu: Babciu, bom głodny. Babciu, bom to, bom tamto.

Jakie były największe wzruszenia w Pani pracy?

Wielkim wzruszeniem - aż mi łzy poszły z oczu - to było jak jechałyśmy z wnuczką do Krakowa i bardzo się nam śpieszyło. Szło takich pięciu chłopaczków ze świetlicy, no i drą się: Proszę pani, proszę pani, niech pani poczeka - ja se myślę może się coś stało - i zatrzymałam się. Pytam, co się stało, a oni tak: Niech nas babcia przytuli do siebie, łzy mi poszły z oczu. Dlaczego? Bo te dzieci, pomimo że to były dzieci polskie, i że wiedziały, że to jest świetlica prowadzona przez kobiety romskie czuły się jak w rodzinie.

Jak to się stało, że powstała świetlica prowadzona przez kobiety romskie?

Wcześniej była świetlica na Os. Stalowym, musieliśmy znaleźć nowe miejsce. Dzięki Panu Prezydentowi Miasta Krakowa, Panu Majchrowskiemu, szybko dostaliśmy ten lokal. Tu wcześniej był bank, ale jak przyszliśmy to była ruina. Wychodziłam stąd o dziewiątej, dziesiątej wieczór, bo po malowaniu nie miał mi kto sprzątać. Na kolanach czyściłam to wszystko. Tutaj nawet prezes wspólnoty mieszkaniowej przyszedł i powiedział: Wiecie co, kobiety, podziwiam was, podziwiam że wyście doprowadziły tak jak jest. Pani Prezes myje na kolanach. A ja mówię, no czy ja jestem innym człowiekiem? Teraz jesteśmy gospodarzami tego obiektu. To jest ważne, że dzieci romskie są u siebie i one mogą gościć kolegów, koleżanki. Przyjmujemy wszystkie dzieci, pod jednym warunkiem, że rodzic podpisze deklarację i wyrazi zgodę, żeby dziecko tu przychodziło. Na deklaracji jest napisane Stowarzyszenie Kobiet Romskich, żeby nie było wątpliwości, i że ktoś nie wiedział, że tu są kobiety romskie.

Uważa Pani, że taka solidarność z biednymi to jest typowo romska cecha?

Tak, my nieraz sobie pomagamy, nieraz sami zamykamy się w swoim otoczeniu, ze względu na biedę czy dyskryminację. Dyskryminację odczuwamy nawet przy projektach, a także przy szukaniu sponsorów; jeszcze nam się sponsor nie trafił, który pomógłby w czymkolwiek.

Nawet Rada Dzielnicy nie zainteresowała się naszą działalnością. Za lokal płacimy bardzo dużo. Z Urzędu Miasta na cały rok dostajemy 1600 zł, a z MSW, z Programu dla Społeczności Romskiej - 20 tysięcy. To są pieniądze na określone sprawy, natomiast tu z samym czynszem jest problem. Borykamy się z wieloma problemami, ale nie jestem pesymistką, może coś się znajdzie. Przychodzą tu dzieci, które trafiły z innych świetlic i pokazują, że u nas jest OK..


A jaka jest współczesna kobieta romska?

Może powiem według siebie… Jeśli wcześniej kobiety chciały działać, to nie miały takiej szansy. Teraz przełamuje się ten stereotyp i już bardzo dużo kobiet chce cokolwiek zrobić dla swojej społeczności. To jest pierwsze Stowarzyszenie Kobiet Romskich, które powstało. Tu kobiety naprawdę są górą. Są u nas także mężczyźni, ale nie mają prawa głosu. Przy wyborach, ważnych decyzjach mogą nam tylko doradzać. Może czują się w naszym otoczeniu dyskryminowani, ale to po prostu taki hak na nich, jaki wcześniej oni mieli na nas. Nam nie wolno było cokolwiek zrobić, nie wolno było mieć koleżanki, kolegi, ale to się na szczęście zmienia. Ja teraz dużo jeżdżę, a mąż zostaje w domu. Ostatnio byłam w Brukseli, Niemczech, w Warszawie i był sam. Tradycja troszkę się zmienia, ale nie wszystko.

Co zmienia się na lepsze, a co kategorycznie powinno zostać?

Zdecydowanie wyrzuciłabym to, że kobieta w tradycji, w niektórych szczepach jest jak ta niewolnica Isaura, przecież każda kobieta kręci głową, bo to kobieta jest szyją, a mężczyzna głową. Dlaczego kobieta ma nie decydować na przykład o domu? Przecież romskie kobiety nie są gorsze od polskich... Weźmy właśnie kobiety polskie - przecież teraz powstała Partia Kobiet, prawda? U nas też zostały otwarte drzwi, gdy powstało to stowarzyszenie. Dawali nam trzy miesiące, ale się nie poddałyśmy - u nas kobiety też noszą spodnie!

Na jakich ludzi chciałaby Pani wychować dzieci?

Mam i dzieci, i wnuczki. Naprawdę życzyłabym wszystkim takich dzieci. Nie wyobrażam sobie, żeby któreś z dzieci ubliżyło mi albo mojemu mężowi. My ich kochamy, one nas szanują. Nigdy dzieci nie biliśmy, tylko wszystko cierpliwie tłumaczyliśmy.

Co sądzi Pani o posyłaniu dzieci do szkoły?

Kładłabym bat na rodziców. Ja - będąc sierotą, wychowywaną przez babcię nie umiejącą czytać, mogłam ją cyganić na każdym kroku, ale nie robiłam tego. Szkoła w Szczurowej, jaka była taka była, moje dzieci pokończyły szkoły, wnuczki matury mają. Kładziemy nacisk na rodziny, które się do tego nie kwapią. Ci, którzy ciągną do wykształcenia, są dla nas wielkim sukcesem. Jak wiadomo mamy ludzi wykształconych. Można policzyć ich na palcach, ale są. Mamy profesora Andrzeja Mirgę, piękne wiersze piszą Teresa Mirga, Izolda Kwiek czy Jan Mirga, już nie wspomnę Papuszy. Na edukację musi się złożyć wiele czynników: i dziecko, i rodzice i warunki a także sprzyjająca atmosfera. Jest różnica, czy to jest na wsi, czy w mieście. Rozumiem te rodziny na wsiach, raz, że nie mają warunków, dzieci nie są dobrze ubrane, mają daleko do szkoły. Kładłabym nacisk na państwo - dzieciom romskim trzeba pomóc, bo dzieci chłopów, rolników mają rodziców, którzy - a to jajka sprzedadzą, a to mleko a Cygan nic nie ma. Nic nie sprzeda, żyje tylko na łasce opieki.

Co uważa Pani za najważniejsze w życiu?

Otwartość. Nie można się zamykać na nikogo. I Rom i Polak muszą sobie pomagać i szanować się. Dzieci romskie i polskie powinny razem się uczyć i bawić. Trzeba ludziom dawać szczęście, szczególnie dzieciom, by mogły normalnie żyć, rozwijać się, realizować marzenia. To nie tylko Polacy, ale Romowie też muszą chcieć się otworzyć. Moim marzeniem jest otworzyć tu na Hucie knajpę z cygańskim jedzeniem, żeby pokazać kulturę romską. Chciałabym też pokazać nasz wkład, jak wielu Cyganów budowało Nową Hutę. Chciałabym, żeby ślad po na nas nie zaginął.

Dziękuję za rozmowę.

Stowarzyszenie Kobiet Romskich
Numer konta PKO BANK POLSKI
45 10 20 28 92 00 00 59 02 01 62 54 09
Skrót artykułu: 

Znaleźć panią Krystynę Gil wcale nie jest trudno. Dość szybko udaje się nam zdobyć numery telefonów i adresy - z Internetu i od osób prywatnych. Schody zaczynają się w momencie, gdy chcemy porozmawiać osobiście, bo ciągle tylko słyszymy od współpracowników, od męża: Już wyszła do świetlicy, właśnie jest w sklepie, chyba jest w urzędzie, idzie do domu...

Pani prezes Stowarzyszenie Kobiet Romskich, wyróżniona w plebiscycie "Poza stereotypem" - Senior Roku 2006 za działania na rzecz integracji romskiej mniejszości narodowej jest kobietą szalenie aktywną, dla dzieci - romskich, polskich, które przychodzą do świetlicy jest po prostu babcią.

Dział: 

Dodaj komentarz!