Kamczatka Enter

Pewnie w każdym języku są takie pojęcia, których alegoryczna wymowa jest i oczywista, i czytelna. Bez względu na ilość przeczytanych książek, odbytych rozmów, obejrzanych filmów czy postawionych sobie pytań, pewne słowa - klucze przywołają jednoznaczne skojarzenia. Nazwa "Rosja" nigdy nie budziła zaufania. Słowo "Syberia" nie budziło go tym bardziej. Trudno się dziwić, skoro tylko w czasie II wojny światowej na Syberię wywieziono ponad milion Polaków! W jak nieludzkich warunkach żyli i umierali, nie można sobie nawet wyobrazić. Podobnie jak faktu, że do dziś nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności za te zbrodnie. Ale Rosja nie jest tylko kolebką zbrodniczego systemu komunistycznego, a Syberia nie tylko upiornym cmentarzyskiem ofiar tego systemu. Posłuchajcie…

"Widzę, że przydarzyło mi się to, co przytrafia się zlepionym przez długotrwałe leżenie księgom: trzeba niejako odwijać pamięć i od czasu do czasu wytrząsać wszystko to, co tam znajduje się na składzie". (Seneka)

Rok 2008. Grudzień. Decyzja zapada i jest nieodwołalna: wyruszam na Kamczatkę. Na przygotowanie mam pół roku. Rodzina łapie się za głowę. Gdzież to jest? Studiowanie map, atlasów… Trzeba szukać gdzieś na Syberii ("Na Sy-be-rii?! O matko!"). Bardzo daleko na jej wschodzie. Jest! Niewielki cypelek na mapie Azji, na południe od Czukotki i Cieśniny Beringa. Sam kraniec Azji. W prawo Alaska. W górę koło podbiegunowe. W dół Japonia. 11 tysięcy km od Polski. 10 stref czasowych. Nie można tam dojechać, bo nie ma żadnych dróg. Tylko samolotem. Z Moskwy to ponad 9 godzin lotu.

Do roku 1992 Kamczatka była zamkniętą zoną, niedostępną dla nikogo. Nawet mieszkańcy Pietropawłowska musieli posiadać odpowiednie przepustki, by poruszać się po mieście. Powód? Tajemnica wojskowa. A tak konkretniej? Tak konkretniej to liczne bazy wojskowe, poligony testowe rakiet strategicznych i batalistycznych, bazy łodzi podwodnych, składy radioaktywnego paliwa rakietowego. Kamczatka to jeden wielki poligon, także współcześnie. Jadąc żużlową drogą w kierunku Wulkanu Kozielskiego, mijaliśmy trójkątne znaki drogowe z czarnym czołgiem narysowanym w środku i podpisem - "Uwaga! Strzelają!" Ze względu na konieczność zaopatrywania tych licznych baz wojskowych, miasto jest wygodnie obsługiwane portem lotniczym, który jest w stanie obsłużyć każdy typ samolotu. W razie potrzeby drogą startową staje się szeroka ulica i wtedy pas startowy może wynosić ponad 3,5 km. Droga powietrzna to jedyna możliwość dotarcia na Kamczatkę, zaś sam Pietropawłowsk jest drugim co do wielkości miastem na kuli ziemskiej bez połączenia drogowego i kolejowego (pierwszym jest Iquitos w Peru). Dolecieć stąd można na obydwa moskiewskie lotniska międzynarodowe, do Sankt Petersburga i Władywostoku, a także do Anchorage na Alasce, zaś w sezonie letnim jest połączenie Korean Air z jednym z głównych przesiadkowych lotnisk Azji, portem lotniczym Incheon w Seulu, stolicy Korei Południowej. Gorzej z drogami lądowymi - na całym półwyspie (470 km2) jest tylko 300 km dróg asfaltowych.

9 lipca 2009 roku o godz. 16. na lotnisku Domadiedowskim w Moskwie wsiadamy do samolotu, zaś 11 lipca wysiadamy z niego na lotnisku w Pietropawłowsku. Ani na chwilę nie zaszło słońce. Dwa dni zlewają się w jeden, długi, nie oddzielony nocą. Lecieliśmy około 10 godzin, stale na wschód. I tak nam uciekł 10 lipca (pamiętam, bo to urodziny mojego brata). Prosto z lotniska, po dwóch (czy trzech?) dobach podróży, jedziemy wykąpać się w wodach termalnych. Gorąca woda płynie tu prosto z ziemi. Wystarczy wskoczyć do dużej, drewnianej wanny, rozgrzać porządnie ciało, a potem zanurzyć się na kilka sekund w pobliskim zimnym (bardzo zimnym!) jeziorze. Po trzech takich seansach jedyne o czym się marzy, to wygodne łóżko do spania. Ale łóżka nie ma. Zasypiamy więc w pozycji siedzącej, natychmiast po wejściu do jeepa, którym mamy pokonać ostatni odcinek podróży do Pietropawłowska. A więc dotarliśmy! Jesteśmy na ziemi, która z naszego punktu widzenia jest "końcem świata". Czuję się jak student po zaliczonej sesji - roznosi mnie. Widzę znany z programów w National Geograpfhic egzotyczny świat wulkanów i ocean, nastawiam się na kolory, dźwięki i obrazy. Prysznic wrażeń. I zabawa! Ks. Krzysztof Kowal, proboszcz parafii rzymskokatolickiej, gdzie będziemy pracować jako wolontariusze, śmieje się, że zaczynamy "dział reklamy". Składają się nań: spacer promenadą nad zatoką Awaczyńską do centrum miasta, gdzie wita nas ok. trzydziesto metrowy pomnik Lenina. Na wprost niego kolejny pomnik - Św. Piotra i Pawła. W 1740 roku Vitus Bering, opływając wschód Azji, dopłynął aż na południe półwyspu Kamczatka, do osady, której nazwa powstała z połączenia nazw dwóch jego statków: Św. Piotr i św. Paweł. Z tablicy przykręconej do pomnika patronów miasta dowiadujemy się, że "Św. Piotr założył kościół prawosławny". I tak oto człowiek uczy się przez całe życie…

Pietropawłowsk jest miastem zbudowanym w niezwykle pięknym miejscu: na wzniesieniu nad tą częścią Oceanu Spokojnego, która wpływa do Zatoki Awaczyńskiej i zwana jest morzem Beringa. W ciągu dnia ulice pełne są zabieganych ludzi i japońskich samochodów z kierownicą po prawej stronie, jak w Anglii. Tyle, że tutaj ruch jest prawostronny, jak w Polsce. Wzdłuż ulic szare, zaniedbane i brudne blokowiska, podobne do siebie we wszystkich ubogich dzielnicach na świecie. Te same wulgarne rysunki i napisy na ścianach, te same pijackie wrzaski pod oknami. Od swojskich obrazków z Polski różnią się tylko żelbetonowymi przyporami, które w razie trzęsienia ziemi mają ochronić budynki przed zawaleniem oraz sznurami na bieliznę, które są porozciągane wysoko nad głowami przechodniów. Jak w starych filmach Felliniego. Ale nocą, pięknie oświetlony, ze śnieżnobiałymi szczytami wulkanów odbijającymi się w wodach zatoki, z dostojnym wzgórzem nieustannie dymiącego, królującego nad miastem wulkanu Koriackiego - Pietropawłowsk staje się klejnotem w czarującej oprawie.

Całe terytorium Kamczatki leży w strefie tzw. Pacyficznego Pierścienia Ognia, na terenie bardzo aktywnym sejsmicznie. Szacuje się, że 90 % wybuchów wulkanów na całej kuli ziemskiej ma miejsce w tej strefie. Na półwyspie jest około 170 wulkanów, z czego 28 jest wciąż aktywnych. Udało nam się wejść na dwa czynne wulkany - Goriełyj (1829 m n.p.m) oraz Mutnowski (2322 m n.p.m.). Mutnowka to najpiękniejsze i najgroźniejsze miejsce w jakim byłam - jego kratery są tak potężne, że nie można zobaczyć nawet ich zarysu. Nad głową dostrzegam tylko lodowe szczyty w odcieniach błękitu, lazuru i granatu, a pod sobą głębokie przepaście, szczeliny bez dna, z mgłą dymu, siarkowymi fumarolami, gorącymi rzekami spływającymi spod topniejącego lodowca i bulgoczącą ziemią. Wszystko wokół huczy, upiornie śmierdzi siarką, dymi… Przeraża i zachwyca jednocześnie.

Półwysep Kamczacki zamieszkuje około 400 tys. ludzi, z czego połowa w jedynym tu mieście, Pietropawłowsku Kamczackim. Rdzennej ludności jest już tylko kilka procent: Koriacy - 2,3%, Itelmeni - 0,8%. System komunistyczny rozprawił się z nimi w sposób bezlitosny. Jeszcze 20 lat temu wiele starszych osób odmawiało mówienia po rosyjsku i używało terminu "republika autonomiczna", by podkreślić, że "dobrowolną" sowietyzację syberyjskich grup etnicznych w 1950 roku poprzedziły długie walki. Najdramatyczniejszy los spotkał Ewenków, którzy walczyli z władzami komunistycznymi najżarliwiej. Władza ludowa po rewolucji zmieniła nazwy wielu plemion autochtonicznych - Tunguzi stali się Ewenkami, Samojedzi - Nieńcami, Lamuci - Ewenami. Komuniści rozprawili się także z religią autochtonów. Kult przodków, miejsc, zwierząt i ognia zniknął wraz z szamanami, którzy byli zabijani lub zmuszani do ukrywania się. Wszystkie te działania ludowej władzy doprowadziły do rozpadu tych grup.

Natasza mieszka w Esso, niewielkiej wiosce leżącej około 650 km na północ od Pietropawłowska. Esso zwane jest "wioską bez kominów", bo do ogrzewania domów używa się tu wód płynących wprost z ziemi. Wioska leżąca w tajdze, przez wzgląd na niezwykłe piękno przyrody, zwana jest przez europejczyków "Szwajcarią Kamczatki". Chyba najbardziej znana jest z międzynarodowych wyścigów psich zaprzęgów "Bieriengija", które rozpoczynają się właśnie w Esso, a kończą aż na Czukotce. Natasza mieszka w Esso od urodzenia. Jest córką zesłanego na Kamczatkę Polaka i rdzennej Ewenki. Zna już tylko język rosyjski. Obie jej dorosłe córki także. - "Nie mówiliśmy po eweńsku. Chcemy, żeby nasze dzieci nie startowały z gorszej pozycji niż inni. Eweński nie będzie już im potrzebny".

Najliczniejszą grupę na Kamczatce obecnie stanowią Rosjanie - 85,9%, ale są też Ukraińcy (3,9%), Tatarzy (0,8%) i Białorusini (0,7%). 5% mieszkańców półwyspu określa się jako "pozostali". W tej grupie znaleźli się potomkowie zesłanych tu Polaków. Według nieoficjalnych szacunków co trzeci Sybirak ma polskie korzenie. To nie dziwi, wszak od XVIII wieku było to miejsce zsyłek naszych rodaków. Nie bez przyczyny mówi się, że Syberia to więzienie bez krat - cały jej obszar zajmuje około 10 % powierzchni lądów na kuli ziemskiej! Rozciąga się od Uralu po Pacyfik. Mierzona wzdłuż Syberia ma około 8 tys. km, w szerz - ponad 3 tys. km. Zimą, w jej północno-wschodnich obszarach, temperatura spada do - 50o C! W Ojmiakonie, najzimniejszym miejscu na Ziemi zamieszkałym przez ludzi, najniższa zmierzona temperatura wyniosła - 67,7o C (pomiar z 6 lutego 1933 roku). Średnia temperatura stycznia to -50o C, zaś lipca +34o C. A przecież gułagi dla "wrogów ludu" znajdowały się nie tylko w środkowej czy południowej części Syberii, nie tylko na Kołymie, ale także w okolicach położonych jeszcze bliżej kręgu polarnego - na Przylądku Dieżniewa. Potem jest już tylko ocean, a za nim Alaska. Jak stąd uciec? Dokąd? Choć wydaje się to niewiarygodne, historia jednak zna przypadki, że ucieczki z gułagów na Syberii się udawały - np. Witoldowi Glińskiemu. (Na podstawie jego relacji złożonej przed rządem RP w Londynie po 1945 roku powstała książka "Długi marsz", której autor, Sławomir Rawicz, opowiedział ucieczkę z gułagu na Syberii jako własne przeżycia. Film Petera Weir'a z 2010 roku pt."Niepokonani" - ze znakomitymi kreacjami Collina Farella i Eda Harissa - jest ekranizacją tej nieprawdopodobnej historii).

Kazimierz Wyka tak wypowiedział się o śmierci Krzysztofa Kamila Baczyńskiego w powstaniu warszawskim: "Należymy do narodu, którego losem jest strzelać z brylantów do wroga". Dramatyczna historia Polski dowodzi słuszności smutnej refleksji Wyki, bo to Polacy, jako jeńcy wojenni i skazańcy po licznych powstaniach od końca XVII i XVIII wieku, poprzez cały wiek XIX i XX do dziś stanowią elitę badaczy tego rejonu świata. Ich postawy budzą podziw wśród współczesnych, bo dowodzą, że "robić swoje" można wszędzie i w każdych warunkach. Nawet będąc… więźniem. Nauka zawdzięcza im pierwsze opisy flory i fauny Bajkału, który do XIX wieku był uważany za martwy akwen. Zesłańcy z Polski dokonują pomiarów wysokości gór (Beniowski liczy swoje kroki, wchodząc na najwyższy czynny wulkan Kamczatki, Kozielską Sopkę (4850 m.n.p.m) - współczesne badania z zastosowaniem specjalistycznego sprzętu potwierdzają jego pomiary). Robią rzetelne badania geologiczne, opisy Kołymy, Kamczatki, Jakucji i innych ziem w dalekiej Azji. Wśród badaczy - zesłańców są m.in. Adam Dłużyk Kamieński, Ludwik Bończa Sienicki, Józef Kopeć i Faustyn Ciecierski. Są przyjaciele Adama Mickiewicza zesłani w głąb Rosji po procesie młodzieży wileńskiej - poeta Jan Czeczot, mongolista Józef Kowalewski i "poszukiwacz kamieni" - Tomasz Zan. Są także liczni wygnańcy postyczniowi - odkrywca fauny i flory Bajkału, lekarz Benedykt Dybowski i jego towarzysz niedoli, ornitolog Wiktor Godlewski, geologowie Aleksander Czekanowski i Jan Czerski, malarz, kuzyn Henryka Sienkiewicza Roman Szwoynicki. Są zesłańcy z końca XIX wieku - badacze języka i kultury Jakutów - Wacław Sieroszewski i Edward Piekarski, autor "ukochanej książki pokolenia" "Szkice syberyjskie" Adam Szymański, odkrywca szczątków mamuta, podróżnik Konstanty Wołłosowicz, a także starszy o rok brat Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego - Bronisław, wybitny uczony o szczególnych zasługach dla Syberii i nauki w ogóle, zbadał bowiem, opisał i zachował na wałkach fonograficznych dla przyszłych pokoleń język Ajnów, tajemniczego ludu niewiadomego pochodzenia, zamieszkującego wówczas południowy Sachalin i japońską wyspę Hokkaido. Wśród bohaterów są też badacze "dobrowolcy", wśród nich florysta Ferdynand Karo, lekarz ubogich Julian Talko-Hryncewicz, genialny fotograf Azji Leon Barszczewski, geologowie, inżynierowie górnicy - Leonard Jaczewski, Karol Bohdanowicz, Józef Morozewicz, Kazimierz Grochowski, Stanisław Zalewski, a także Benedykt Dybowski, który mimo zakończenia dwunastoletniego okresu zesłania, po 2 latach pobytu w Polsce, postanawia wrócić na Kamczatkę. Dybowski pracuje jako badacz zwyczajów rdzennych ludów, jednocześnie jako lekarz. Zasadą, której pozostał wierny od czasów zesłania jest to, że nigdy nie pobiera opłat za leczenie. Kamczatka zawdzięcza Dybowskiemu bardzo wiele: wprowadzenie wśród tubylców szczepień ochronnych przeciw ospie, budowę kilku szpitali dla trędowatych, sprowadzenie nie tylko europejskich warzyw, ale i zwierząt hodowlanych, m.in. za własne fundusze przywozi kozy czy króliki (te ostatnie z Ameryki) i obdarowuje nimi tubylców, co owocuje znaczną poprawą ich sytuacji. Na wyspę Beringa sprowadza konie, ucząc Aleutów ich hodowli, jazdy konnej i z zaprzęgiem. Jednak największą zasługą jest sprowadzenie tutaj reniferów. Za piętnaście sztuk tych zwierząt wraz z transportem płaci kilkaset rubli, sporą część z własnej kieszeni. Rozmnożyły się tak, że niespełna dwadzieścia lat później ich populacja liczy kilka tysięcy sztuk. Zwierzęta te znacznie wzbogaciły menu miejscowych, którzy jeszcze dziś z wdzięcznością wspominają Benedykta Dybowskiego, uwieczniając go zresztą w legendzie. Na nieodległej wyspie Beringa jest Góra Dybowskiego. Nazwę taką nadała jej rdzenna, wtedy jeszcze niepiśmienna, ludność wyspy. Na Kamczatce nazywano badacza Dobrym Białym Bogiem z Polski.

Nie można wymienić wszystkich dokonań tych niezwykłych ludzi. Niektórzy odeszli w zapomnienie, z innymi historia obeszła się łaskawiej. Jan Czerski (zesłaniec po powstaniu styczniowym, odkrywca i badacz Kołymy) ma obecnie największy pomnik na świecie - 1500 km długości, 200 km szerokości, ponad 3 km wysokości. Góry Czerskiego w Jakucji, o szyderczej nazwie ich najwyższego szczytu - Pobieda.

W muzeum etnograficznym w Pietropawłowsku Kamczackim znajdują się niezwykle cenne pamiątki: oryginalne zapiski Benedykta Dybowskiego, jego szkice, opisy zwyczajów ludzi. Zwiedzającym udostępnia się tylko ich cyfrową wersję.

Fragment "Pamiętników" Benedykta Dybowskiego:

"Gościnność Kamczadli jest serdeczna i bezinteresowna; powiadają, że Kamczadal oddaje gościom wszystko co ma, wraz z sercem swojem. Troskliwość o gościa, usłużność, chęć odgadnięcia każdej jego potrzeby i myśli - oto ich przymioty. (…)

Piekła nie znali. Bóstwo główne czcili jedno. Ten system religijny, tak pierwotny, w dziwnym stoi kontekście z wysoko wykształconą moralnością ludu… Nie w nim należy szukać źródeł, z którego wypłynęły przymioty moralne Kamczadałów. Nie sztucznie obmyślany system kar i nagród, nie groza lub rozkazy umoralniały mieszkańców Kamczatki. Uczyniła to pobudka daleko szlachetniejszej natury - Miłość."

Miałam okazję być w kilku domach kilku Polaków-zesłańców, którzy jako dzieci, w latach 1939-1940 byli wywiezieni na Syberię. Najczęściej rozmawiałam z Agnessą Ant, którą nazywaliśmy Babcią. W tych spotkaniach brałyśmy jednak udział nie tylko my, dwie Polki, ale uczestniczył w nich także kawał historii Europy, bo między nami stały całe pokolenia walczących przeciwko sobie narodów i systemów wartości. Stali siepacze carycy Katarzyny i ubeckie katownie Kremla. Stali z pistoletami sołdaci strzelający do polskich oficerów w Katyniu, Ostaszkowie czy Miednoje… Stał Mołotow, Beria i Stalin. Pamięć o tych udrękach była przekazywana latami w naszym domu. Tylko że Babcia musiała nauczyć się innej wersji niż ta, którą znałam ja. Miałam wątpliwości, czy zderzenie tych wersji nie okaże się katastrofą? Historie Agnessy były chaotyczne i opowiadane bardzo cicho. Z pewnym i oporami mówiła o sołdatach, którzy ich pilnowali, gdy jechali na wschód. Budzą w niej grozę do dziś. Od ich wyroków nie było żadnej instancji odwoławczej, żadnego trybunału. Zabiją - to zabiją. Jej się udało, ale ojcu… Ściszonym głosem opowiadała, jak posądzono go o szpiegostwo. Jak przyjechali do kołchozu i zabrali. Miała kilka lat, bawiła się z koleżanką. Nie czuła strachu, mimo że byli poza krajem. Czuła się bezpieczna, bo całym światem małego dziecka są rodzice. Nie ważne, w Polsce czy Kazachstanie, byle byli obok. Gdy zabrali ojca, świat się zawalił. Dziś, jako niemal osiemdziesięcioletnia kobieta, wciąż nie może w telewizji oglądać filmów z "żołnierzami ubranymi tak, jak tamci, którzy zabrali tatusia".

Poznaliśmy też wielu Rosjan - Aloszkę, byłego żołnierza z łodzi podwodnej, który od zakończenia służby wojskowej przez kilka lat ma obligatoryjny zakaz opuszczania terytorium Kamczatki. Alosza to niekwestionowana dusza towarzystwa. To on nas uświadamiał, że "samaja charosza boliezń ciełowieka eto skleroza - pociemu? Nu kak?! Każdyj dień - nowost" (najlepsza choroba dla człowieka to skleroza. Dlaczego? No jak dlaczego?! Każdy dzień to nowość!) Poznaliśmy wielbicielkę teatru Natalię, która znała na pamięć całe fragmenty poematów Puszkina i wspaniale je recytowała. Tą znajomością mnie zaczarowała. A na pożegnanie przyniosła mi piękne wydanie "Eugeniusza Oniegina" i w dedykacji napisała: "Naprawdę chcesz zrozumieć rosyjską duszę? Przeczytaj więc tę książkę". Nie była to zresztą jedyna książka, którą targałam w plecaku do Polski - od Babci Agnssy, w podziękowaniu za remont i sprzątanie mieszkania dostaliśmy rosyjskie wydania klasyki literatury polskiej - "Kuda idiosz" ("Qvo vadis"), "Kukłę" ("Lalka"), oraz wspaniały zbiór opowiadań Antoniego Czechowa, wydany w 1950 roku! (Oczywiście - przyszło mi na lotnisku słono dopłacić za nadbagaż, a potem i tak celnicy próbowali mi te książki odebrać - ale gdy zawiodły wszystkie inne sposoby perswazji, rozpłakałam się. Ostatecznie machnęli ręką, wbili potrzebną pieczątkę i wypuścili z Rosji. Książki przywiozłam. Stoją na honorowym miejscu i stanowią pamiątkę o niemożliwej do wycenienia wartości emocjonalnej). Poznaliśmy niezwykle ciepłych i dobrych Olgę i Alberta, których uczyliśmy języka polskiego w zamian za kawior, naukę gotowania "uchy" i przyrządzania łososia (na Kamczatce żyją wszystkie pacyficzne gatunki tej ryby i jest to jedyne takie miejsce na świecie - łosoś wpływa do kamczackich rzek na tarło, stąd też podstawowym źródłem utrzymania mieszkańców półwyspu jest rybołówstwo). Olga po skończeniu studiów (filologia angielska) pracowała w Indiach, obecnie znowu mieszka w Pietropawłowsku i opiekuje się chorą mamą. Poznaliśmy Jekaterinę, która obdarowała nas pięknymi, własnoręcznie wykonanymi pamiątkami i Koriakę, który przyniósł nam rogi reniferów z wygrawerowanymi na nich scenkami z pewnej dalekiej wyprawy.

Nie umiem bez emocji myśleć o Syberii - pewnie jak większość Polaków. Emocje mam skrajne, tak jak skrajne przeżycia stale mi tam towarzyszyły. Pod wieloma względami wyprawa na Syberię była ekstremalna. Żar lawy wulkanów przeplatał się z chłodem lodowców. Były momenty, że nie mieliśmy co jeść, ale były i takie, że w plecakach nieśliśmy 30 kg łososia, a chleb smarowaliśmy kawiorem zamiast masłem. Mijaliśmy kompletnie pijane, młode kobiety i piękne dziewczyny, które stojąc w kolejce w supermarkecie, pobożnie odmawiały "czotki" (prawosławny odpowiednik różańca). Jedyne, co mogę powiedzieć na pewno - Kamczatka to nie miejsce, to stan umysłu.

Skrót artykułu: 

Pewnie w każdym języku są takie pojęcia, których alegoryczna wymowa jest i oczywista, i czytelna. Bez względu na ilość przeczytanych książek, odbytych rozmów, obejrzanych filmów czy postawionych sobie pytań, pewne słowa - klucze przywołają jednoznaczne skojarzenia. Nazwa "Rosja" nigdy nie budziła zaufania. Słowo "Syberia" nie budziło go tym bardziej. Trudno się dziwić, skoro tylko w czasie II wojny światowej na Syberię wywieziono ponad milion Polaków! W jak nieludzkich warunkach żyli i umierali, nie można sobie nawet wyobrazić. Podobnie jak faktu, że do dziś nikt nie poniósł żadnej odpowiedzialności za te zbrodnie. Ale Rosja nie jest tylko kolebką zbrodniczego systemu komunistycznego, a Syberia nie tylko upiornym cmentarzyskiem ofiar tego systemu. Posłuchajcie…

Dział: 

Dodaj komentarz!