Jedną garstką ziemi...

Jesień jest czasem, kiedy natura kończy swoją wiosenną i letnią gorączkę płodności, plenności i sukcesu rozrodczego, wycisza się, przygotowuje do sennej, zimowej pory. Pierwszy jesienny miesiąc - wrzesień, temperaturami jeszcze bliższy latu, ale już pozbawiony gorączki żniw, był dawniej na wsiach czasem wesel. Kiedy jednak zebrano już zboża i owoce, ziemniaki wykopano, a w krajobrazie wsi zaczęły dominować czerwone rżyska po tatarce, połacie rozłożonego do roszenia na pustych polach lnu i snujące się dymy ognisk palonych przez pastuszków na kartofliskach, wtedy następował czas jesiennej nostalgii i zadumy.

Podczas wrześniowych wesel śpiewano pieśni, często rubaszne, ocierające się o tematykę zalotów, prokreacji. Wrzesień był też miesiącem, kiedy świętowano zakończenie zbiorów. W czasach przedchrześcijańskich było to uroczyste Święto Plonów przypadające na równonoc jesienną. W dobie chrześcijaństwa przetrwało ono z całym bogactwem pieśni, zwyczajów i nadal ewoluuje w postaci różnorodnych dożynek parafialnych, gminnych i powiatowych. Oba te zjawiska, mające miejsce w początkowej fazie jesieni, dotyczą płodności - płodności ziemi i człowieka.

Po tej apoteozie rozrodczości następuje czas odpoczynku, uśpienia. W przyrodzie życie "chowa się w ziemi" na całą zimę, aby na wiosnę znów "wyjść na powierzchnię", rozpocząć się na nowo. Cykliczność tych zjawisk, wyznaczająca naturalny rytm przyrody, może być kojarzona z następstwem ludzkich pokoleń, które "z prochu powstają i w proch się obrócą" i nieprzypadkowo to ostatni miesiąc jesieni jest czasem Zaduszek, kiedy wspominamy naszych zmarłych, zastanawiamy się nad ulotnością życia ludzkiego i jego przemijaniem, odwiedzamy nekropolie.

Wiejskie cmentarze, a szczególnie najstarsze ich części, to niezwykła kronika tych małych społeczności. Jeśli mamy dobrego przewodnika: babcię, dziadka, kogoś kto pamięta dawne czasy, możemy poznać wiele ciekawych historii. Szkoda tylko, że z wiejskich cmentarzy w zastraszającym tempie znikają piękne stare pomniki, drewniane i kamienne krzyże zastępowane nowoczesnymi nagrobkami.

W mojej małej, roztoczańskiej miejscowości, w starej części cmentarza spotkać można jeszcze przedwojenne pomniki i krzyże z piaskowca. Na jednym z nich znajduje się zdjęcie ślicznej, młodej dziewczyny w harcerskim mundurku. To szkolne zdjęcie przedstawia koleżankę mojej babci, a napis nagrobny głosi, że zginęła w wiośnie swego życia "z rąk okrutnego mordercy".

Historia, którą opowiedziała mi pod tym pomnikiem babcia dużo mówi o zwyczajach dawnej wsi. Śliczna harcerka była bogatą jedynaczką, a więc dziewczyną z dużym powodzeniem u chłopców i chętnie zapraszaną na wesela. Na jednym z takich wesel siedziała jako druhna obok państwa młodych, a przy niej drużba - jej narzeczony. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem podczas wznoszenia toastu za zdrowie państwa młodych kawalerowie strzelali w górę "na wiwat". Był to okres międzywojenny, więc we wsi znajdowało się bardzo dużo broni palnej porzuconej na polach po bitwie czy przywożonej z wojny. Stan tej broni był różny, często była uszkodzona lub niewłaściwie konserwowana. Kiedy więc okrzyknięto wiwat i oddano strzały, drużba również podniósł swoją broń do góry, ale nie wypaliła, a kiedy zdziwiony opuścił rękę, wtedy pistolet wypalił… prosto w siedzącą u jego boku narzeczoną. Dziewczyna zmarła, a zrozpaczony chłopak do końca życia pozostał samotnym i zgorzkniałym człowiekiem. Z czasem na pomniku dziewczyny czyjaś ręka zdrapała fragment napisu o "okrutnym mordercy". Być może był to sam sprawca wypadku?

Interesującym zwyczajem było umieszczanie na nagrobkach zawodów, szczególnie tych powszechnie szanowanych, lub funkcji publicznych i społecznych. Możemy też zobaczyć takie tytuły jak: prof., dr czy mgr, oraz tytuły wojskowe, jak płk, kpt. Takie napisy często znaleźć można na starych cmentarzach miejskich. Z ciekawą kontynuacją tego zwyczaju spotkałam się na ukraińskim cmentarzu, gdzie na całkiem współczesnym pomniku kierowcy ciężarówki widnieje postać wesołego, uśmiechniętego mężczyzny na tle ogromnego ZiŁ-a.

Najbardziej smutnym miejscem wiejskiego cmentarza z moich stron rodzinnych jest zakątek przeznaczony do pochówku dzieci. Maleńkie nagrobki, kryjące niewielkie trumienki, wywołują uczucie żalu, przywodzą na myśl refleksję, że życie tych małych istot było tak krótkie, niespełnione i przypominają, że śmierć dotyczy ludzi w każdym wieku i nie jest czymś dalekim i niedotyczącym nas.

Śmierć fascynuje swoją nieuniknionością, nieodwracalnością, zrównuje międzyludzkie różnice stanu i posiadania, dotyczy w równym stopniu bogatego i biednego, króla i chłopa.


Jedną garstką ziemi, gdy przysypan będę,
Wnet boleści życia i cierpień pozbędę.
Jedna garstka ziemi niech mi będzie święta,
Niech kara grzechowa będzie z nią odjęta.
Jedna garstka ziemi na wszystko mi stanie,
Za nią wieczne szczęście, wieczne królowanie.
Wszyscy się zowiecie przyjaciółmi mymi,
Rzućcie mi życzliwie jedną garstkę ziemi.
Gdy mię przysypiecie, wszystkie me niedole
Skończą się na świecie moje wszystkie bóle.
Jedna garstka ziemi, lekarstwo na rany,
Nie cierpi, nie jęczy ziemią posypany
Czyście są królami, czy pany na ziemi
Wszystkich was przysypie jedna garstka ziemi…
Skrót artykułu: 

Jesień jest czasem, kiedy natura kończy swoją wiosenną i letnią gorączkę płodności, plenności i sukcesu rozrodczego, wycisza się, przygotowuje do sennej, zimowej pory. Pierwszy jesienny miesiąc - wrzesień, temperaturami jeszcze bliższy latu, ale już pozbawiony gorączki żniw, był dawniej na wsiach czasem wesel. Kiedy jednak zebrano już zboża i owoce, ziemniaki wykopano, a w krajobrazie wsi zaczęły dominować czerwone rżyska po tatarce, połacie rozłożonego do roszenia na pustych polach lnu i snujące się dymy ognisk palonych przez pastuszków na kartofliskach, wtedy następował czas jesiennej nostalgii i zadumy.

Dodaj komentarz!