Jak się tworzy radość

O muzyce, o wzajemnym przenikaniu kultur i o współpracy z Čechomorem

W trakcie swojej działalności w Czechach Ukrainiec Taras Voloshchuk współpracował z licznymi muzykami i zespołami muzycznymi, m.in. z piosenkarką jazzową pochodzenia polsko-kubańskiego Yvonne Sanchez. Od kilku lat jest członkiem zespołu jazzowego Limbo. Od roku 2007 jest basistą znanego zespołu folk-rockowego Czechomor.

To, że już jako pierwszoklasista zmierzał Pan drogą muzyczną, to chyba nie było aż tak przypadkowe...
Racja, mój dom był przepełniony muzyką. Tata grał na harmonii, ale tylko jako amator. Muzyka była marzeniem - niestety niespełnionym - i dla mojej mamy, która pragnęła zostać wokalistką i pianistką, ale w końcu przez całe życie pracowała jako projektantka ubrań. Ale i dla mnie początek nie był aż tak łatwy. Najpierw poszedłem normalnie jako sześciolatek do pierwszej klasy i dopiero później dowiedzieliśmy się o istnieniu szkoły muzycznej dla wybitnie uzdolnionych dzieci. Musiałem wygrać w bardzo trudnym konkursie, na jedno miejsce było aż trzydziestu kandydatów. Ale udało się.

Najpierw grał Pan na wiolonczeli, potem na swoich wymarzonych skrzypcach, teraz gra Pan na kontrabasie...
Zawsze bardziej fascynowała mnie muzyka kameralna. To było powodem dla współpracy z kwintetem "Kijów" i z Orkiestrą Kameralną kijowskich solistów. Ogromne znaczenie miał dla mnie trzyletni okres współpracy z moim przyjacielem, kompozytorem Hryhorijem Nemirowskim (więcej na www.nemirovsky.kiev.ua). Zajmowaliśmy się wszystkim czym się dało: od dawnej muzyki francuskiej aż do tej najbardziej nowoczesnej. Wówczas grałem nie tylko na skrzypcach, ale również na fortepianie, a nawet na fideli i innych dawnych instrumentach. Ostatecznie zajęliśmy się jazzem.

Wielostronna działalność. Co więcej, już w 1993 osiągnął Pan wraz z zespołem sukces w międzynarodowym konkursie muzyki kameralnej. Co się zdarzyło, że człowiek nagle skończył z dotychczasowym życiem, zatrzasnął za sobą drzwi i wyjechał do nieznanego kraju?
To był taki okres. Miliony ludzi - tylko z Kijowa cały milion, to znaczy każdy trzeci obywatel stolicy - wyjechali za granicę. Najpierw nastąpiła masowa emigracja ukraińskich obywateli pochodzenia żydowskiego, później zaczęli wyjeżdżać kolejni. Raptem okazało się że wyjechali wszyscy moi przyjaciele i znajomi. Wiosną 1998 roku po raz pierwszy kupiłem sobie kontrabas. Mój przyjaciel, malarz, opowiedział mi o życiu w Czechach. A w roku 1999 wyjechaliśmy tam z matką. Trzy lata wcześniej zmarli mój ojciec i babcia, w Kijowie nic nas już nie trzymało.

Znany w Kijowie i nie tylko młody muzyk - a tu nagle chodzi po ulicach Pragi (lub Kladna, gdzie mieszka) i szuka pracy...
No, nie było to łatwe. Brałem udział w różnych konkursach, na przykład do Praskiej Orkiestry Kameralnej i innych zespołów muzycznych. Nigdzie nie dostałem się, rzekomo zawsze byłem drugi... W końcu dałem sobie spokój. Jednak uparcie ćwiczyłem grę na kontrabasie - na początku roku 2000 aż 13 godzin dziennie. Później udało się mi założyć zespół Karibe, który już dziś nie istnieje w pierwotnym składzie. Była to głównie muzyka latynoamerykańska, członkowie pochodzili z Ameryki Łacińskiej. Potem poznałem legendarnego pianistę Jana Knopa, znanego pod pseudonimem Naj Ponk. To on właśnie wprowadził mnie do środowiska muzycznego, tak że znowu ludzie zaczęli mnie poważać. Ponownie też zacząłem grać jazz, głównie z ludźmi skupionymi wokół klubu "U maleho Glena" przy ul. Karmelickiej w Pradze.

A doświadczenia ? Szczerze mówiąc, najbardziej jest mi przykro z tego powodu, że czeska społeczność czasami bardzo nieufnie traktuje obcokrajowców, szczególnie tych pochodzących ze wschodu, jak również ich kulturę.


Ale w końcu pojawiły się i sukcesy...
W roku 2001 nasz zespół został zaproszony do Lucerny żeby zagrać jeden utwór. Tam poznaliśmy Yvonne Sanchez, która również przez ostatnie lata mieszka w Pradze. Yvonne jest ogromnym talentem, ma poczucie rytmu, potrafi napisać piękne piosenki - świetnie się z nią współpracuje. Z czasem nasza czteroosobowa kapela również osiągnęła sukces w postaci nominacji na Anioła. My zawsze pracowaliśmy na zasadzie improwizacji, a na koncertach tylko próbowaliśmy to powtórzyć, ale w bezpośrednim kontakcie z publicznością każde wystąpienie było nieco inne.

I wreszcie pojawił się Czechomor. Jak to w ogóle jest, kiedy kijowski "klasyk" i praski jazzman, który na co dzień gra z ludźmi z najróżniejszych krajów świata, staje się uczestnikiem legendarnej czeskiej kapeli folkowej?
Legendarnej - to prawda, tylko ja o niej w ogóle nie wiedziałem! To był nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Gdzieś w roku 2007 usłyszałem od Romana (Roman Lomtadze, gruziński perkusista, który przez kilka lat był członkiem Czechomora; obecnie w USA), że Czechomor pilnie poszukuje basisty, ponieważ Michał Pavlik złamał sobie rękę. W ogóle nie wiedziałem, co to jest za zespół. Na pierwsze spotkanie Karel Holas przyniósł mi śpiewnik, i jeszcze powiedział mi, żebym posłuchał tych piosenek. Miałem tylko jeden tydzień, żeby nauczyć się 25 - 30 piosenek. Przez ten tydzień spałem 1,5 godziny dziennie... Na pierwszej próbie jeszcze grałem z nut. Jak już przygotowywaliśmy się do wyjścia na scenę przed koncertem, Franta Černý mówi do mnie: Gdzie masz nuty? A ja mu na to, że już nie potrzebuję.

Jak poczułeś się, kiedy niespodziewanie znalazłeś się w środowisku muzyki folkowej, na dodatek piosenek ludowych innego narodu?
Muszę się szczerze przyznać do tego, że zawsze podchodziłem do folkloru bardzo ostrożnie, a nawet z obawą, powiedziałbym, że po prostu celowo go unikałem. Zniechęciły mnie wcześniejsze doświadczenia z kolegami z akademii muzycznej, którzy rzekomo jeździli zbierać folklor, ale w rzeczywistości najczęściej jechali na wieś żeby się zabawić i popić. Kompletnie nie znosiłem tzw. "pop-folkloru", tych tandetnych aranżacji, kiedy to ta muzyka przypomina tanie souveniry dla zagranicznych turystów.

Drogę do folkloru właśnie odnalazłem poprzez muzykę arabską, perską, i turecką, ponieważ jest to źródło i podstawa folku europejskiego. Na dodatek, cały ten "nasz" region - tutaj mam na myśli Republikę Czeską, Słowację, Węgry, Polskę i Ukrainę Zachodnią - ma wspólne korzenie. Z punktu widzenia kultury jest to prawie jakby jeden kraj. Dlatego od razu poczułem, jak bliska jest dla mnie muzyka Czechomora. Nie lubię również tych muzyków akademickich, co jakby postanowili, że teraz będą zajmować się folklorem. W Czechach są takie zespoły i muzycy, i to dość znani, jednak takie formalne podejście do muzyki ludowej wcale mnie nie interesuje.

Muzyka Czechomora nie jest odbierana jako sztuczne "robienie folkloru". W tej muzyce jest radość, pasja, tragedie i humor. Jest to po prostu, jak to się mówi w angielszczyźnie: message, czyli wiadomość, że z muzyki da się zrobić cud.

Mógłbym tutaj przytoczyć i konkretny przykład z własnej dziedziny, tzn. gry na skrzypcach. Kiedy gra na skrzypcach pierwszy skrzypek jednej znanej kapeli z Morawskiej Słowacji, to jest rzeczywiście klasyka, a jednak są to tylko skrzypce. Natomiast kiedy gra Karel Holas, jest w tym niezwykłe uczucie. Nie mogę nie podziwiać go jako skrzypka. Jego technika jest unikatowa - jak gdyby w jednym dźwięku skrzypiec jednocześnie odzywały się dwa, trzy różne instrumenty!

Na świecie są miliony muzyków, jednak naprawdę unikatowych jest mało. Pojawiają się rzadko, a człowiek natychmiast rozpoznaje ich po sposobie gry, po dźwięku. W Czechomorze każdy muzyk jest silną osobowością. Te osobowości, skupione w jednym zespole, tworzą coś naprawdę nierealnego, wyjątkowego. Kiedy gram z nimi, nie zastanawiam się nad tym, czy to jest folk, jazz lub rock. Jest to po prostu tylko radość.


Wspomniał tu Pan o wspólnych korzeniach folkloru w regionie środkowoeuropejskim. Najnowsza płyta Czechomora, wydana w listopadzie 2009, jest trzecią i jednocześnie ostatnią z cyklu "Opowieści". Tym razem poświęcona jest opowieściom z grodów i zamków śląskich, a oprócz członków kapeli występują tam jako wykonawcy również i artyści ze Śląska - Ewa Farna i Radek Pasternak.
Ten cykl jest sam w sobie unikalnym projektem. I ma jeszcze jeden bardzo ciekawy aspekt, o czym mało kto nawet w Czechach wie. Wystarczy zajrzeć na pewne zagraniczne strony internetowe, chociażby rosyjskie, gdzie te płyty są polecane studentom bohemistyki jako niezbędna pomoc do nauki języka czeskiego. Prawie wszyscy obcokrajowcy, którzy mieszkają lub pracują w Republice Czeskiej - w tym Amerykanie, Chińczycy, Kubańczycy, Rosjanie, Ukraińcy, Wietnamczycy - uczyli się lub uczą się języka czeskiego według Czechomora.

A czy wiedzą o tym Pana koledzy z kapeli?
Nie mieli o tym pojęcia. Jak im powiedziałem, byli ogromnie zdziwieni!

Jak Pan myśli, czy przyczyną wzrastającej popularności muzyki folkowej jest fakt, że we współczesnym, zglobalizowanym świecie ludzie mają uczucie, iż tracą własną tożsamość?
W ciągu ostatnich dwudziestu lat świat muzyki zmienił się nie do wiary. Runęły granice. W naszym "obozie socjalistycznym" do tej pory muzyka stanowiła część składową systemu społeczno-politycznego i miała go usprawiedliwić. W dzisiejszych czasach, dla odmiany, wszystko bywa uzależniane od pieniędzy. Pieniądze są nie tylko ekwiwalentem towaru, ale - niestety, często są odbierane jako ekwiwalent każdej jednostki.

Z drugiej strony, słuchacze już nie ograniczają się przeważnie do muzyki z USA, jak to było w przeszłości. Pojawiła się potrzeba autentyczności. Z tego punktu widzenia muzyka folkowa może być potężnym instrumentem, który pomoże ludziom utożsamić się z otaczającym środowiskiem i zrozumieć samych siebie i sens własnego życia. Każdy z nas przecież jest otoczony pewną symboliką, na przykład w stosunkach z przyrodą czy krajami, które się da w taki sposób poznać. Ze stanowiska tego poznania i w ogóle postrzegania czasu i przestrzeni jako takich, muzyka, a w szczególności folkowa, ma ogromne znaczenie.


Czy Pan pokusił by się zgadnąć, jak będą się rozwijać poszczególne kierunki muzyczne?
Jest to dość skomplikowane pytanie. Współczesny świat dałoby się podzielić na pięć głównych regionów muzycznych mniej więcej według pojedynczych kontynentów. Wspomniałem już o tym, że podstawy muzyki powstały w Persji jakieś 3 tysiące lat temu. Pod tym względem muzyka europejska jest bardzo młoda, ponieważ kształtowała się wtedy, kiedy już wszystkie podstawy były dawno wybudowane, a wszystkie formuły ustalone. W porównaniu do muzyki arabskiej lub perskiej jest to nastolatka w wieku 12-13 lat, która przejęła dziedzictwo po przodkach i na nim buduje własną indywidualność.

Myślę, że w tym stuleciu świat muzyczny mniej lub bardziej powróci do korzeni, tzn. do muzyki arabskiej lub indyjskiej. Jednak zaryzykowałbym stwierdzenie, że za jakieś 50 lat taka Francja czy Belgia będą krajami islamskimi. Te tendencje będą nasilać się nadal, a przyszłe stulecie będzie już wiekiem muzyki arabskiej. Jednocześnie w świecie muzyki coraz większą rolę odgrywa nurt tzw. world music, co również ma swój udział w zapoznaniu słuchaczy na całym świecie z innymi kulturami. I to wskazuje na początek wielkich procesów i zmian.


Rozmawiamy o poznawaniu innych kultur. Ale w związku z realiami politycznymi i z przeważającym konsumpcyjnym stylem życia - czy Pan nie obawia się, że te procesy mogą doprowadzić do konfliktów wewnętrznych w poszczególnych krajach, jak i pomiędzy krajami lub wzajemnie wykluczającymi się kulturami?
To jest możliwe. A może się stać, że te konflikty będą jeszcze bardziej fatalne, niż te, których ludzkość doświadczyła w XX wieku.

Nie jest to zbyt zachęcająca perspektywa, chociaż każdy z nas w skrytości ducha ma świadomość czegoś takiego. Wróćmy do muzyki - myśli Pan, że przeżyje?
Zależy która. Jeśli chodzi o pop, powiedziałbym, że ta muzyka już siebie wyczerpała, że już nie jest w stanie nic nowego wymyślić. Mogą pojawiać się nowe i nowe piosenki, i to we wszystkich nurtach. Nie wiem, czy za 100 lat ludzie jeszcze będą słuchać piosenek Madonny. Ale folkloru z całą pewnością będą słuchać.

tłumaczenie z czeskiego Natalya Kostyak

Taras Voloshchuk (ur. 1972) w latach 1979 - 1990 uczęszczał do Państwowej Specjalistycznej Szkoły Muzycznej im. M. Łysenki w Kijowie (Lysenko Music School), kierunek - skrzypce. Przez kolejne 5 lat studiował na Wyższej Akademii Muzycznej im. P. Czajkowskiego w Kijowie. Nagrał ponad 50 albumów muzyki kameralnej.
Skrót artykułu: 

W trakcie swojej działalności w Czechach Ukrainiec Taras Voloshchuk współpracował z licznymi muzykami i zespołami muzycznymi, m.in. z piosenkarką jazzową pochodzenia polsko-kubańskiego Yvonne Sanchez. Od kilku lat jest członkiem zespołu jazzowego Limbo. Od roku 2007 jest basistą znanego zespołu folk-rockowego Čechomor.

Dział: 

Dodaj komentarz!