Inne pieśni Jakuba Wędrowycza

Relacja organizatora II Dni Jakuba Wędrowycza, które odbyły się 8-15.07.2007 roku w Wojsławicach.

Jaką muzykę ma w duszy Jakub Wędrowycz - czyli egzorcysta-amator, bimbrownik i filozof zamieszkujący prozę Andrzeja Pilipiuka i gminę Wojsławice, zaciekle i nonszalancko zwalczający siły ciemności grasujące w okolicy ?

Na czym gra ? O czym śpiewa ? W jakim śpiewa języku ?

Na takie pytania miały odpowiedzieć "Muzyki Wojsławickie" - warsztaty muzyki tradycyjnej towarzyszące drugiej edycji "Wesołych Spotkań z Tradycją - Dni Jakuba Wędrowycza", które odbyły się w drugim tygodniu lipca 2007 w Wojsławicach.


Co ma piernik do wiatraka - czyli gdzie Jakub Wędrowycz, a gdzie wielokulturowe warsztaty muzyczne?

Rodzinne gniazdo najweselszego bimbrownika polskiej literatury - Wojsławice to miejscowość położona we wschodniej Polsce, dziś wieś gminna, a dawniej miasteczko, typowe "sztetł" pogranicza polsko-ukraińskiego.

Jakub, chociaż fikcyjny i satyrycznie przerysowany, w swoich wadach i zaletach bardzo mocno wyrasta z lokalnej tradycji i wojsławickiej zbiorowej pamięci. Jest krwią z krwi i bimbrem z zacieru swojej Małej Ojczyzny.

A ojczyzna ta ma niezwykle ciekawą historię. Przez wieki zamieszkiwali tu wspólnie ludzie mówiący różnymi językami i wyznający różne religie - Polacy, Ukraińcy, Żydzi, katolicy, prawosławni, wyznawcy judaizmu. Razem tworzyli wojsławicką społeczność, wspólnie dzielili dole i niedole przynoszone do małych Wojsławic przez wielkie dziejowe zawieruchy, razem mieszkali, pracowali, wychowywali dzieci, bywało - zapraszali się nawzajem na święta, bywało - kłócili się między sobą, a bywało, że się w sobie zakochiwali, żenili i wspólnie pili weselny samogon. Razem, wspólnie - Wojsławice od zawsze zamieszkiwała społeczność wielokulturowa, zróżnicowana i barwna.

Aż przyszedł kataklizm drugiej wojny światowej i ten stan naturalnego kulturowego zróżnicowania i współistnienia został brutalnie przerwany - Żydzi zostali wymordowani, a Ukraińcy wysiedleni. Została ziejąca wyrwa w tkance wojsławickiego społeczeństwa i już tylko materialne ślady wielokulturowej przeszłości - budynki świątyń różnych wyznań (barokowa cerkiew, która stała się kolejno magazynem nawozów sztucznych, magazynem muzealnym, garażem i nieoficjalną publiczną toaletą, synagoga, która została zamieniona na magazyn zbożowy, jedynie renesansowy kościół w dalszym ciągu pełnił funkcje dla jakich został wybudowany), cmentarze różnych wyznań z których znikały kolejne nagrobki, drewniane, podcieniowe domy przy Rynku z charakterystycznymi "kuczkami" potrzebnymi do święta Sukkot, którego już nikt w Wojsławicach nie obchodzi.

Zostały dziury w społecznej pamięci, nienawiść po polsko-ukraińskim krwawym konflikcie z lat czterdziestych, społeczne tabu każące nie rozmawiać i nie przypominać o wielokulturowych korzeniach swojej miejscowości i swoich rodzin (bo przecież nazwiska na nagrobkach w katolickiej i prawosławnej części cmentarza są takie same, tylko pisane w różnych alfabetach), o tym że przed wojną większość domów przy Rynku zamieszkiwali Żydzi.

Bez zrozumienia wielokulturowości Wojsławic nie można zrozumieć ich historii. Mieszkając w Wojsławicach - bez zadbania o dziedzictwo różnych kultur budujących dawniej Wojsławice nie da się porządnie zadbać o własną miejscowość, bez zrozumienia tutejszej, zróżnicowanej kulturowo tradycji nie można uczciwie zrozumieć samego siebie.

Bez tej wiedzy trudno też zrozumieć Jakuba Wędrowycza, a już na pewno nie da się wyobrazić wędrowyczowej muzyki. W końcu Jakub, jako mężczyzna grubo ponad stuletni, wychowywał się w Wojsławicach - tyglu kultur. Musiał więc słyszeć i cerkiewne śpiewy i klezmerskie klarnety i oberkowe improwizacje z przytupem, dziś równie rzadkie i równie zapomniane.


Muzyki Wojsławickie

Postanowiliśmy przypomnieć te dźwięki, spróbować na moment przywołać dawny krajobraz dźwiękowy miejscowości. Sposobem na to stały się "Muzyki Wojsławickie" - wielokulturowe warsztaty muzyczne odbywające się w otoczeniu wojsławickiej wielokulturowej architektury.

Projekt nazwałem "Muzyki Wojsławickie" zainspirowany jedną z wypowiedzi nagranych podczas zbierania relacji historii mówionej. Pewien starszy pan powiedział mi, z błyskiem w oczach: Kiedyś to byli muzyki… Nie zabawa nazywali, tylko muzyki. Przychodził ktoś, skrzypce przynosił, zagrał i się tańczyło aż kurz szedł z podłogi.To był cel - za pomocą starodawnych dźwięków tak rozgrzać atmosferę, żeby się kurzyło dookoła.

Udało się. Zresztą okazało się, że o kurz nietrudno. Festiwal rozpoczął się niedzielnym koncertem grupy wokalnej Muzyka z Drogi w starej wojsławickiej cerkwi. Gdy w przeddzień koncertu otworzyliśmy bramę świątyni, od kilku lat będącej w remoncie, okazało się że na odnowionej podłodze zalega kilkucentymetrowa warstwa remontowego pyłu. Wodą nie dawało się go zmyć, trzeba było uciec się do sposobu rodem z książek o Wędrowyczu. Poskutkowało, kiedy ma się nazwie imprezy egzorcystę-amatora wszystko udaje się w zadziwiający sposób.

Koncert w cerkwi był dla mnie chyba najważniejszym wydarzeniem całego festiwalu. Już z pokoju dziecinnego miałem widok na ten budynek, na placyku pod cerkwią (dawnym przycerkiewnym cmentarzu) uczyłem się grać w piłkę, do zrujnowanej cerkwi chodziłem w nocy oglądać nietoperze, a obraz sylwetka cerkiewnej dzwonnicy z cebulastą kopułą pojawia się na większości moich rysunków z przedszkola.

To bardzo ważny dla mnie budynek i wielką radość sprawia obserwowanie jak, dzięki staraniom archidiecezji prawosławnej, postępuje wreszcie jego remont.

Koncert "Muzyki z drogi" sprawił, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat w wojsławickiej cerkwi znów zabrzmiał prawosławny śpiew wielogłosowy.

Udało się poruszyć od dawna zamilkłą strunę w duszy miejscowości. Na koncert tłumnie przyszli mieszkańcy Wojsławic (w dużej mierze dzięki owocnej współpracy z księdzem katolickim, który w ogłoszeniach parafialnych zachęcał do wybrania się na cerkiewny koncert i sam zasiadł wśród publiczności w pierwszym rzędzie, obok prawosławnego kapłana z Chełma). Sporą rolę odegrała też ciekawość - budynek cerkwi jest na co dzień zamknięty i niewielu wojsławiczan miało okazję widzieć jego wnętrze. Przyjechało trochę gości spoza Wojsławic.

Niezależnie od motywów przybycia - Muzyka z Drogi zaczarowała wszystkich. Dziewczyny (i chłopak) wytworzyły aurę niezwykłą i magiczną. Nie najłatwiejsze przecież w odbiorze i swoiście monotonne, tradycyjne wschodnioeuropejskie pieśni wielogłosowe w ich wykonaniu uniosły wszystkich wysoko.

Podobnym sukcesem zakończył się koncert pieśni i piosenek żydowskich w wykonaniu Piotra Mirskiego, jaki odbył się w piątek w synagodze (czyli obecnie bibliotece) na szczelnie wypełnionym przez publiczność babińcu (czyli obecnie sali narad Rady Gminy Wojsławice). Piotrowi, z pomocą Ewy Grochowskiej i dzieciaków - uczestników warsztatów udała się rzecz, o jakiej nawet nie próbowałem myśleć, że jest możliwa : rozśpiewanie widowni, nakłonienie mieszkańców Wojsławic do wspólnego śpiewania żydowskich piosenek. Chyba znów zadziałała wędrowyczowa magia.

O ile koncerty pieśni "egzotycznych" - prawosławnych i żydowskich przyciągnęły liczną i żywo reagującą publiczność, o tyle warsztaty i koncerty tradycyjnej muzyki polskiej cieszyły się mniejszym zainteresowaniem. Może trochę zawiodła promocja, a może - w odbiorze mieszkańców - przywożenie muzyków z miasta, żeby grali wiejskie oberki jest jak wożenie drewna do lasu. Może. Ale to jednak przykre, że ludzie są obojętni wobec własnej tradycji muzycznej.

Podczas "Dni Jakuba Wędrowycza" można było zetknąć się z tradycyjną polską muzyka wiejską w znakomitym, pełnym wirtuozerii wykonaniu - grali m.in. Remigiusz Mazur-Hanaj i Agata Harz, Katarzyna Szurmiej, Krzysztof Butrym i Kapela Braci Dziobaków z Woli Destymflandzkiej, a wszystko razem łączyła promieniująca megawatami pozytywnej energii Ewa Grochowska.

Bawiłem się świetnie, ale momentami było mi trochę głupio widząc, że zorganizowałem warsztaty głównie dla swoich znajomych i rodziny. Na szczęście energię płynącą z tradycyjnej muzyki potrafiły docenić dzieciaki z okolicy.

Według planu, dla dzieci miały być tylko przedpołudniowe warsztaty "Legenda Wojsławic", a popołudniowe zajęcia miały być "dorosłe". Jednak starszych wiekiem warsztatowiczów przychodziło niewielu, a dzieciaki - zachęcone klimatem tworzonym przez Ewę Grochowską - pojawiały się i zostawały także na warsztatach popołudniowych. Dla nich, przede wszystkim dla nich, warto było wszystko to robić - w zamian dostaliśmy mnóstwo radości, niezwykłe pomysły, dziecięco-młodzieżowy chórek śpiewający chasydzkie piosenki podczas koncertu w synagodze, a w niedzielę kończącą festiwal, odegraną z wielkim zaangażowaniem, finałową prezentację "Legendy Wojsławic". Chłopaki, dziewczyny - dzięki!


Jakub na Grodzie, czyli działo się

"Muzyki Wojsławickie" to tylko jedna z imprez, które odbyły się podczas "Wesołych Spotkań z Tradycją - Dni Jakuba Wędrowycza". Taka najbardziej towarzysząca. Odbył się też Konwent Wędrowyczowski - zlot fanów postaci Jakuba Wędrowycza i twórczości Andrzeja Pilipiuka, z programem wypełnionym grami, prelekcjami, konkursami oraz warsztatami literackimi prowadzonymi przez samego Andrzeja.

Był "Zjazd Wojów na Gród Wojsławicki" czyli pokazy walk obyczajów rycerskich na naturalnych rozmiarów makiecie średniowiecznego grodu obronnego zbudowanej w zeszłym roku na pierwsze "Dni Jakuba Wędrowycza". Były spektakle teatralne, żonglerka ogniem i opowieść o ratowaniu cmentarzy pogranicza. Różności, ale wszystko pod patronatem miejscowego egzorcysty-amatora.

Głównym organizatorem tego wszystkiego było Stowarzyszenie Panorama Kultur wraz z całą masą instytucji współpracujących - m.in. Gminne Centrum Kultury z Wojsławic, Zespół Szkół Publicznych z Wojsławic, Parafia Rzymskokatolicka z Wojsławic, Parafia Prawosławna z Chełma, Lubelskie Stowarzyszenie Fantastyki "Cytadela Syriusza", Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN" z Lublina, Bractwo Rycerskie Grodów Czerwieńskich, Drużyna Wojów Kniazia Włodzimierza Światosławicza.

Festiwal trwał tydzień, po tym jak się skończył padłem na pysk ze zmęczenia, z myślą "nigdy więcej". Po miesiącu piszę ten tekst i wiem, że za rok znów będę chciał zorganizować w Wojsławicach "Dni Jakuba Wędrowycza". W zmienionej formule, aby nie skostnieć, ale będzie się działo.

Pamiętajcie! Początek lipca 2008, Wojsławice w powiecie chełmskim, Jakub Wędrowycz zaprasza!

Skrót artykułu: 

Jaką muzykę ma w duszy Jakub Wędrowycz - czyli egzorcysta-amator, bimbrownik i filozof zamieszkujący prozę Andrzeja Pilipiuka i gminę Wojsławice, zaciekle i nonszalancko zwalczający siły ciemności grasujące w okolicy ?

Na czym gra ? O czym śpiewa ? W jakim śpiewa języku ?
Autor: 

Dodaj komentarz!