Grunwald i Wolin 2007

Decyzja, że pojedziemy w tym roku na Grunwald była bardzo spontaniczna - nasza bliska koleżanka jechała tam jako dziewczyna podająca wodę rycerzom i postanowiliśmy zabrać się razem z nią.

Bitwa rozpoczęła się o 14:15 wystrzałami z czarnego prochu - okazało się, że konnica krzyżacka nie ma przeszkolonych, to znaczy odpornych na huk z dział koni, jako że wyraźnie się płoszyły. Staliśmy tuż przed polem od krzyżackiej strony, zaraz potem była "Bogurodzica" (niestety z taśmy) i rycerze ruszyli w bój. Zgiełk, szczęk oręża, i do tego totalnie zbyteczny, lecący z taśmy z patetycznym podkładem muzycznym komentarz - cytaty z Sienkiewicza. Nagle Krzyżacy przechwytują flagę z Orłem, ale zaraz potem jest odbita przez naszych i od tej już pory Krzyżacy dostają oklep - w tym także realny, bo nagle na plac boju podjeżdża karetka i zabiera jednego z uczestników. To wydarzenie, będące pewnym odstępstwem od realiów historycznych, a wymuszone przez życie, dość surrealistycznie łączyło się z monotonnym głosem z taśmy (cały czas Sienkiewicz) o morzu krwi przelanym na polu bitwy i tak dalej... Bitwa trwała niecałą godzinkę i szczerze mówiąc mocno mnie rozczarowała, taki większy nieco teatr uliczny (bez urazy, rzecz jasna).

Po drugiej stronie wzgórza grunwaldzkiego stały obozy rycerskie, a także kramy z biżuterią z epoki, płytami z sensowną muzyką (w tym sporo białoruskiej), książki, ciuchy średniowieczne, stare monety, ceramika, rzeźba ludowa i tak dalej. Formacja Abalienatus krążyła między straganami zapodając przyjemny folk średniowieczny, pozdrawiam serdecznie zespół !!!) Sporą furorę zrobiła też starsza pani z ratlerkiem ubranym w strój wierzchowca Urlicha von Jungingena.

Tegoroczny, XIII Festiwal Słowian i Wikingów na Wolinie odbył się wcześniej niż zwykle ze względu na szczeciński zlot żaglowców. Na czas festiwalu organizatorzy udostępnili składany most pontonowy, który zdecydowanie ułatwiał dostanie się na ostrów, gdzie położona jest rekonstrukcja dawnego grodu. Od soboty rano gród i podgrodzie tętniły życiem. Pole bitwy obstawione było szczelnie przez publiczność i choć ludzi było mniej niż na Grunwaldzie, to obejrzenie przebiegu bitwy wymagało pewnej ekwilibrystyki. Tu, w przeciwieństwie do Grunwaldu 2007, zagrały żywe barabany, słychać było bezpardonowy, prawdziwy szczęk oręża a ciągłe okrzyki i pieśni bojowe robiły niesamowite wrażenie! Nieco później, między straganami, rozległa się wczesnośredniowieczna nuta w wykonaniu zespołu Gędźba, a także obejrzeć można było prawdziwą, słowiańsko-skandynawską swadźbę, począwszy od "wykupnego" aż po same zaślubiny. Spodziewałem się jednak znacznie większej ilości obrzędowych pieśni weselnych - tymczasem zabrzmiała tylko śpiewna inwokacja białoruskiego żercy oraz już po obrzędzie "Horiła Sosna" - nie rozrywali też kołacza. Oczywiście, Sława Młodej Parze!

Tuż przed zamknięciem mostu przenieśliśmy się na podgrodzie, gdzie na plenerowej scenie oficjalnej grał Kwartet Jorgi - jak zawsze niesamowicie, przede wszystkim folkowe improwizacje, tym razem silnie oparte na nucie słowiańskiej ze sporą dawką zapożyczeń z folku ukraińskiego (w tym łemkowskiego i huculskiego) ale i szczypty Skandynawii.

Po nich wystąpiła bardzo ciekawa duńska grupa Gny - nie słyszałem o nich wcześniej, tymczasem zagrali znakomitą muzykę średniowieczną, bazującą na brzmieniach skandynawskich z domieszką słowiańszczyzny, a siłą zespołu była znakomita wokalistka o przejmującym głosie, która także znakomicie naśladowała głosy zwierząt.

Warto było zajrzeć na Wolin, za rok ani chybi zawitamy ponownie!

Skrót artykułu: 

Decyzja, że pojedziemy w tym roku na Grunwald była bardzo spontaniczna - nasza bliska koleżanka jechała tam jako dziewczyna podająca wodę rycerzom i postanowiliśmy zabrać się razem z nią.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!