Golec <sup>u</sup>Orkiestra

Beskidzka formacja zrobiła prawdziwą furorę na ubiegłorocznych "Mikołajkach Folkowych". O jej sobotnim koncercie wypowiadali się entuzjastycznie nie tylko widzowie z "zewnątrz", ale i sami organizatorzy (umiejący spojrzeć krytycznie na najbardziej popularnych wykonawców). Jak wielu jednak z nich wiedziało, że mają do czynienia nie tylko z grupą ludzi uzdolnionych i nie szczędzących wysiłku by zadowolić publiczność, ale również (czy przede wszystkim) z prawdziwymi tytanami pracy?

Golec uOrkiestra na polskim rynku muzycznym pojawiła się w 1999 r. Nie świadczy to jednak bynajmniej o krótkim stażu artystycznym jej założycieli - braci Łukasza i Pawła Golców. Wcześniej tworzyli oni inną grupę, jak określili "na potrzeby kolędowania". Co więcej muzyka folkowa nie jest jedyną dziedziną, w jakiej się swobodnie poruszają. Kochają jazz i grając właśnie taki repertuar zostali nagrodzeni na prestiżowym festiwalu w Brukseli w 1998 r. Pozostali muzycy też nie wypadli sroce spod ogona, muzykują od dziecka, a większość z nich tworzy kapelę "Wałasi".

W Golec uOrkiestra bracia grają na instrumentach dętych blaszanych (trąbki, puzony) - dla folkloru góralskiego raczej nietypowych , a zapożyczonych właśnie z instrumentarium jazzowego. Nic dziwnego, obaj są studentami wydziału muzyki rozrywkowej na katowickiej uczelni i w tym roku będą tam bronić pracy magisterskiej.

Czemu w takim razie zwrócili się w stronę rodzimego folkloru zamiast kontynuować podróż wyłącznie w krainę jazzu? Otóż jak w wypadku większości formacji góralskich, można wskazać przede wszystkim rodzinne tradycje. Golcowie od pokoleń mieli artystyczną smykałkę, trudnili się też na poły artystycznym rzemiosłem, jak kowalstwo. Rodzice Łukasza, Pawła i Rafała ("speca od tekstów") mają zamiłowanie do muzyki - matka do dziś śpiewa w chórze, a ojciec od czasów przedwojennych gra na klarnecie. Wychowani w niegdyś ubogim, ale za to obficie wyposażonym w muzyczne tradycje regionie, bracia nie mieli szans pozostać z dala od folkloru. Znają tak samo dobrze jazz jak i ludowe motywy góralskie - pewnie dlatego stawiają między jednym a drugim gatunkiem znak równości, stwierdzają, że oba są ludowe i potrafią sobie zaskarbić zainteresowanie publiczności. Jeśli zaś je połączyć, doskonale się uzupełniają. Wręcz wskazane jest, aby się uzupełniały, ponieważ , jak około 100 lat temu przestała się rozwijać muzyka góralska, tak obecnie zatrzymał się w rozwoju jazz.

Wnosząc z koncertu i materiału zawartego na płycie "Golec uOrkiestra I", fuzja tych dwóch nurtów muzycznych dała znakomity rezultat (sztandarowym przykładem jest utwór "Lornetka" zaśpiewany w góralskiej gwarze, ale na melodię "dixilandowo - tangową"). Swój sukces zespół zawdzięcza jednak i innym elementom, jakie można w je repertuarze odnaleźć, mianowicie nowoczesności i przebojowości muzyki. Bracia tworzą bowiem - do czego się bez wstydu przyznają, a nawet podkreślają, przeboje. Nie chcą swojej twórczości przypisywać ideologii - piszą po prostu dobre piosenki, żartobliwe lub poważne, za to o właściwym rytmie i pociągającej dla słuchacza melodii. Tym tłumaczą swoje powodzenie na rynku muzycznym.

Oczywiście pociąga to za sobą problem ewentualnej komercjalizacji tworzonej "dla ludzi" muzyki. Jednak, inaczej niż większość formacji folkowych, zespół nie ucieka od komercji. Słowo to ma dla beskidzkich artystów wydźwięk pozytywny (o ile nie wiąże się z "chałturzeniem"). Nie czują się winni, że tworzą i grają dla "publiczności". W dzisiejszych czasach trudno muzykować dla idei i zarabiać przy tym jakiekolwiek pieniądze. Najczęściej nie przynosi to w rezultacie nawet moralnej satysfakcji, bo w gruncie rzeczy dociera się wtedy do niewielkiego grona odbiorców. Najlepiej więc "iść za ciosem", prezentować słuchaczom to, czego oczekują, tworzyć przeboje, które znajdą się na antenie i w obiegu wśród zwykłych, niezainteresowanych folklorem ludzi.Grając folk niekoniecznie trzeba także ściśle postępować wg wskazówek etnografów - bo w praktyce nie da się poznać na tyle muzyki dawniej istniejącej, żeby dokładnie ją odtwarzać. Niemniej członkowie zespołu starają się propagować rodzime tradycje muzyczne, bo obecny wpływ kultury amerykańskiej - chociażby poprzez rap, w Ameryce jak najbardziej na miejscu, u nas brzmiący sztucznie i źle - niedługo spowoduje upadek naszej własnej, a przed tym oczywiście trzeba się chronić.

Wszystko jednak można robić pod warunkiem, że grając dla przeciętnego słuchacza się nie "chałturzy". Wprawdzie na poparcie swojej opinii o konieczności włączenia się w nurt show businessu podają przykład dicopolowej wokalistki Shazzy, która jako jedyna reprezentantka Polski znalazła się w rankingu muzyków stworzonym przez amerykański jazzowy magazyn "Down Beat". Choć stwierdzają, że disco polo też musi mieć w sobie jakąś wartość, jak najdalsi są od tego gatunku muzyki. Ich ideałem jest choćby Mozart, który zdaniem braci Golców też "robił niegdyś show business". Z muzyków współczesnych najbardziej cenią Kapelę Trebuniów - Tutków, głównie za produkcje z Twinkle Brothers, ale również za nagrania z Kiniorskim. Muzyka tej grupy - jak mówią - jest szczera i prawdziwa, zagrana po góralsku i porządnie podana.

Łukasz i Paweł mają tyle projektów, że aż "strach się bać". Jako Golec uOrkiestra zamierzają nagrywać z Michałem Urbaniakiem ("New York Baca Millenium Song"). Planują też płyty acid jazzowe pod szyldem Freedom Nation - z kanadyjską wokalistką. Oprócz tego marzą im się nagrania z udziałem męskiego chóru cerkiewnego połączonego, rzecz jasna, z instrumentami dętymi: puzonem i saksofonami. Obok własnych pomysłów realizują i cudze, są bowiem producentami. Poza tym współpracowali już między innymi z Mietkiem Szcześniakiem i Pawłem Kukizem, z którym szykują kolejną płytę.

Jak można wyjaśnić przyczynę, dla której tak świetnie radzą sobie na rynku muzycznym? Zapewne, dając taką samą odpowiedź, jakiej udzielili na pytanie o źródło powodzenia ich muzyki - "na talent nie ma rady". Z czym wypada - zwłaszcza po wysłuchaniu ich koncertu czy nagrań - w pełni się zgodzić.

Skrót artykułu: 

>Beskidzka formacja zrobiła prawdziwą furorę na ubiegłorocznych "Mikołajkach Folkowych". O jej sobotnim koncercie wypowiadali się entuzjastycznie nie tylko widzowie z "zewnątrz", ale i sami organizatorzy (umiejący spojrzeć krytycznie na najbardziej popularnych wykonawców). Jak wielu jednak z nich wiedziało, że mają do czynienia nie tylko z grupą ludzi uzdolnionych i nie szczędzących wysiłku by zadowolić publiczność, ale również (czy przede wszystkim) z prawdziwymi tytanami pracy?

Dział: 

Dodaj komentarz!