Folk muzyka miasta

(W folkowej Sieci)

Angielskie określenie urban folk odnosi się do muzyki nawiązującej do tradycyjnych stylów, lub choćby tylko sposobów wykonania, tworzonej w społeczności miejskiej, bez odniesienia do konkretnych elementów muzyki etnicznej. Na Zachodzie za urban folkowe uważa się zwykle kapele wyrastające z estetyki punkowego buntu, ale na swój sposób "przesunięte" w akustyczną lub po prostu folk-rockową stronę. Dlatego w tym pojemnym nurcie mieści się z jednej strony eklektyczny Billy Bragg i postpunkowa grupa New Model Army, z drugiej zaś popularny w rozgłośniach radiowych całego świata Manu Chao. Ten ostatni artysta grywał zresztą niejednokrotnie na ulicach hiszpańskich i francuskich miast, więc pochodzenie jego muzyki łączy się nierozerwalnie z gwarem metropolii.

W Polsce miejski folk to nieco inna estetyka. Niewiele grup nawiązuje w oczywisty sposób do grania wspomnianych już wykonawców, a jeśli już tak robią, to sami nie utożsamiają się z estetyką miejsko-folkową i byliby zapewne zaskoczeni, gdyby tak ich nazwać. Większość z nich utożsamia się za to ze sceną niezależną, istnieją nieomal wyłącznie w obiegu wydawnictw związanych z punk-rockiem. Wyjątkiem jest chyba tylko grupa Strachy na Lachy, w której muzyce pobrzmiewa czasem podobieństwo do nagrań Manu Chao czy The Levellers. Z tego co wiem są świadomi takiego odbioru i widzą folkowy kierunek w pozytywnych barwach.

Wśród grup utożsamiających się z tego rodzaju graniem znajdziemy tak różne zespoły, jak z jednej strony Partia (udowadniają to choćby utworem "W miejskim parku") a z drugiej choćby Słodki Całus od Buby. Ta ostatnia kapela, zbudowana na pniu poetycko-turystycznym, ma w swoim repertuarze sporo pieśni opiewających takie miasta jak Gdańsk, Lwów czy Praga. Dylanowskie harmonijki i folkowy duch unoszący się w tych brzmieniach, to dla mnie kwintesencja polskiego spojrzenia na temat miejskiego folku. Jeżeli w składzie pojawiają się dodatkowo inne instrumenty etnicznego pochodzenia, otrzymujemy wówczas muzykę, w której ramach zmieszczą się takie grupy jak Czerwie, Jak Wolność To Wolność, a nawet Szwagierkolaska i Kult (z czasów dwóch płyt z piosenkami taty Kazika). Obecnie w stylistykę tę mierzy formacja Lao Che, a podobne brzmienia słychać też w muzyce grupy Raz Dwa Trzy. Nawet szantowa grupa Mordewind z Warszawy nagrała ostatnio przebojową piosenkę "Warszawska Syrenka", która mimo że jest pastiszem, to brzmi jakby grano ją z wielkiej miłości do tego miasta.

Mamy jednak dodatkową komplikację, która powoduje, że polski folk miejski nie jest tak jednoznacznie identyfikowany, jak ma to miejsce w Europie Zachodniej. Podstawowym problemem jest zupełnie inny miejski folk, który jeszcze dwie-trzy dekady temu rozbrzmiewał na ulicach i podwórkach przy okazji najróżniejszych świąt. Dziś jeszcze uda się nam czasem natknąć w Warszawie na Kapelę Czerniakowską. Stołeczna scena jest pod tym względem chyba najbardziej płodna.

Wszelkiego rodzaju kapele uliczne i podwórkowe to dziś już historia, choć okazuje się, że jest ona wciąż żywa. Organizowane są przeglądy, konkursy, grupy te wydają płyty i mają sporą rzeszę odbiorców. Śpiewają zwykle o prostych, lokalnych sprawach, często nawiązując do gwary, co zwłaszcza u starszych słuchaczy budzi pozytywne skojarzenia.

Co ciekawe również ten historyczny nurt polskiego folku miejskiego potrafi inspirować młodszych muzyków i to nie tylko w wersji folk-rockowej proponowanej przez Szwagierkolaskę. Doskonałym przykładem może być tu warszawski zespół Kolumna Zygmunta, który składa się w większości z muzyków grających wcześniej dźwięki bliższe irlandzkim pubom, niż bulwarom i ulicom Warszawy.

Na przecięciu urban folku z Zachodu i historycznego folku miejskiego z naszych miast i miasteczek widzę miejsce dla twórców takich jak Krzysztof Jurkiewicz i Mariusz Kamper - autorów muzyki i tekstów grupy Słodki Całus od Buby. Nie bez powodu właśnie tę formację przywołałem powyżej jako przykład tego, jak w polskich warunkach może się rozwijać miejski folk. Potrafią zagrać elektrycznie i akustycznie (świetna płyta "Bubowe Berdo"), nadają poetyckiego kolorytu zaułkom i fasadom domów, w których żyjemy. Malują muzyczny pejzaż mojego miasta - ale też innych miast, tych, które odcisnęły swoje piętno.

Skrót artykułu: 

Angielskie określenie urban folk odnosi się do muzyki nawiązującej do tradycyjnych stylów, lub choćby tylko sposobów wykonania, tworzonej w społeczności miejskiej, bez odniesienia do konkretnych elementów muzyki etnicznej. Na Zachodzie za urban folkowe uważa się zwykle kapele wyrastające z estetyki punkowego buntu, ale na swój sposób "przesunięte" w akustyczną lub po prostu folk-rockową stronę.

Dział: 

Dodaj komentarz!