Folk ludomanią naszych czasów?

W dyskusji udział biorą:

  • Maciej Szajkowski - Kapela ze Wsi Warszawa; Village Kollektiv; Open Sources
  • prof. Jerzy Bartmiński - językoznawca i folklorysta Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
  • Maria Baliszewska - Radiowe Centrum Kultury Ludowej
  • dr Mirosław Haponiuk - kulturoznawca, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
  • Marcin Skrzypek "Gadki z Chatki"; Orkiestra św. Mikołaja; Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"
  • V. Ziutek - folkmetalowiec; animator kultury; chemik nie w zawodzie; dzienikarz

    Maciej SzajkowskiKapela ze Wsi Warszawa; Village Kollektiv; Open Sources

    Chłopomania dziś kojarzona jest raczej pejoratywnie. Nie utożsamiałbym jej z całym ruchem folkowym, którego fundamentami są wolność artystyczna oraz otwartość na różne trendy i kultury. Bliska jest na pewno ortodoksom, którzy mimo upływu lat, z determinacją kontynuują chocholi wir.W roku bodaj 2000 popełniłem na listę "Muzykant" lapidarne podsumowanie, "czym jest folk". A było to tak: Siostry i Bracia! "Folk", jak wiemy, to skrót, który zależnie od poglądów, każdy inaczej rozszyfrowuje. Weźmy ortodoksyjnych ludowych purystów z ich neoficką, często fanatyczną, nadgorliwością. Pomimo stwarzanych pozorów, ostatnio nawet afirmacji "folkowych festiwali", samego pojęcia "folk" nikt z nich pozytywnie nie odczyta. I z takiego punktu widzenia skrót ten może oznaczać na przykład Fanfaronadę Obskurną Ludowej Kultury, nietykalnej i świętej zawsze tu wypada dodać, albo Fusy Odpady Ludyczne Koszmary. Ci bardziej sfrustrowani krzykną: Fekalia Obrzydliwe Lukrowane Kabotynizmem; albo po prostu, dyplomatycznie - Fatalnie Odegrany Ludowy Kawałek. Skrót ten może również demaskować spryciarza zachwyconego "modą na folk" do zbicia mamony: Figlarny Osesek Lubiący Komerchę. Co innego "kamraci w za dużych swetrach" ergo "folkowcy". Fascynaci zjawiska, pryncypialni teoretycy, zachwyceni młodopolską chłopomanią, co to "nic o nich bez nich", często bezkompromisowi w swoich werdyktach. Poprzebierani tak, że nawet kolędnicy z turoniem wyglądają przy nich szaro i pospolicie. Złakniona plebejstwa gawiedź, prawie zawsze z niczym nie zastąpioną, w pewnych jej kręgach, kultową, im bujniejszą tym lepszą - brodą - synonimem atawistycznej natury homo sapiens. W wypadku "folkowców", brodą - spotykaną nawet u dziewczyn! Ci pieją z zachwytu nad wszystkim co "folkowe". Nawet stwierdzenie w grypserze swetrzanych delikwentów - "eee, to mało folkowe", uchodzi za największe przekleństwo, fatum rzucane na herezję bądź heretyków. W swej szczerej apoteozie "folkowiec" może rozszyfrować skrót "folk" następująco: Fantastyczne Onomatopeje Ludowej Kultury, Feerie Oniryczne Larum Kosmopolityczne - to bardziej wymagający. Fantasmagorie O Ludzie i Korzeniach albo Fenomenalny Oddźwięk Ludyki Korzennej oraz ci bardziej bliscy estetyce "new age": Fluidy Organiczne Luminancje Kabalistyczne.Jak by na to nie patrzeć, pojęcie "folk" tak mocno wrosło w świadomość ludu, że nie pozostaje nic innego, jak pogodzić się z nim. Daleki byłbym jednak od gloryfikowania tego słowa, nie tylko z uwagi na mało słowiańskie pochodzenie (z ang. "folkore" i niemiecki jego odpowiednik "volk" - naród). A tu już samo nasuwa się skojarzenie z pamiętnym credo III Rzeszy - Ein Reich, Ein = Volk, Ein Fuhrer. Niestety, z tego co wiem, wszelkie, prowadzone od lat próby zastąpienia terminu "folk" czymś bardziej swojskim, spełzły na niczym. I może to i lepiej, bo gdy przypatrzeć się innym próbom spolszczania obcych wyrazów, niejednokrotnie wypada to tragicznie albo komicznie.


    prof. Jerzy Bartmińskijęzykoznawca i folklorysta, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

    Moja formuła brzmi: "folk tak, ludomania nie". Lubię folk i folkowców, którzy kiedyś objawili mi się jako Orkiestra św. Mikołaja; nie lubię bezmyślnego i powierzchownego naśladowania ludowości. Ludomania ma swoje niezbyt chlubne miejsce w historii kultury, raczej literatury i plastyki, niż muzyki, poczynając gdzieś od przełomu XIX i XX wieku. Chodziło wówczas o powierzchowne i egzaltowane zajmowanie się sprawami ludu wiejskiego i jego bezkrytyczne idealizowanie, bez rozumienia potrzeb ludzi ze wsi. Dzisiejsze stylizacje ludowe, których nie brak nawet w lokalach gastronomicznych (przykładem "Chata Swojsko Strawa" w Lublinie, gdzie dania podaje się gościom - w korytach), często idą w żarty, parodie, prześmiewczość i są wykorzystywane czysto komercyjnie; pełno ich w reklamie.Z dzisiejszym folkiem jest inaczej. To zjawisko dużo węższe, dotyczy głównie muzyki (choć ceniona jest też ludowa plastyka i sztuka), jest bardzo wartościowe, uważane za najciekawszy nurt we współczesnej muzyce rozrywkowej. Opiera się na zdrowej zasadzie czerpania z tradycji, z przeszłości, z bogactwa kultury ludowej, ale równocześnie krytycyzmu wobec niej, wartościowania, selekcji, doboru pod kątem współczesnej wrażliwości estetycznej. A tradycyjna muzyka ludowa wciąż fascynuje (pastorałki góralskie kochał Papież) i inspiruje, pokazują to choćby znakomite imprezy organizowane przez Radiowe Centrum Kultury Ludowej pod hasłem "Nowa Tradycja". Zespoły folkowe skutecznie rywalizują z zalewem zachodniej muzyki rockowej, a nawet - co w snobistycznej Polsce niezwykłe - wpuszczane są na salony. Wspomnę tylko, że niedawnej transmisji telewizyjnej w TVP 2 z finału wrocławskiego konkursu literackiego "Angelus" 2006, przygrywał zespół Chudoba. Folk ma przed sobą przyszłość. Z ludomaństwa skutecznie wyleczył nas Lepper.


    Maria BaliszewskaRadiowe Centrum Kultury Ludowej

    Właściwie tak, to jest nowa ludomania, choć treść tego pojęcia jest nieco inna, może głębsza. Na przełomie XIX i XX wieku, kiedy ono powstało, ludomania oznaczała fascynację wsią i jej mieszkańcami. Znużeni ludzie z miast, poszukując nowych wrażeń odkrywali świat tuż obok, świat barwny, egzotyczny, obarczony co prawda ciężką pracą (tej już chętnie nie dostrzegano), ale bardzo interesujący. Była to "zewnętrzna" próba dotarcia do źródeł tradycji, kultury, próba znalezienia panaceum na nudę artystyczną i wypełnienia sztuki nową treścią. To były pierwsze kontakty inteligencji z miast z ludową przestrzenią - strojem, tańcem, pieśnią, magią, symboliką, dostrzeganiem odmienności tradycji górali od mieszkańców nizin, bez opisywania tych różnic zbyt dokładnie.Dzisiejsze zainteresowanie mieszkańców miast kulturą wsi (muzyką, symboliką, zwyczajem, poczuciem wspólnoty, ciągłością) wynika z innych motywów; z poczucia pustki po jej utraceniu. Lata 50. i 60. były czasem, kiedy wykorzystywano kulturę wiejską, ludową dla propagandy systemu totalitarnego. Była wówczas listkiem figowym, a występowała w postaci wielkich zespołów pieśni i tańca na wzór radzieckich, prowadzących do jej zunifikowania, pozbawienia indywidualności i różnic. Sztandarem socjalizmu, a nie nośnikiem bogatych treści. Teraz, aby dotrzeć do prawdy o niej, trzeba spróbować, czym jest, a więc posłuchać w naturalnych warunkach śpiewu na wsi, w surowej, prostej, autentycznej formie. A ponieważ zmiany cywilizacyjne są nieubłagane, bo zmieniło się środowisko, warunki życia i rozrywki na wsi są już inne, chcemy, by muzyka ludowa - jej ważna słyszalna część - przetrwała w jakiejkolwiek formie, ale z zawartą w niej treścią, głęboką, pokoleniową, symboliczną i magiczną. Stąd przyzwolenie na sięganie do pierwowzoru ludowego i przetwarzanie go z talentem i czystością intencji na wiele możliwych sposobów, na różnorodność form i gatunków, na sięganie po instrumenty niekoniecznie ludowe. Bo chcemy, by była, i próbujemy przywrócić kulturze ludowej należne jej miejsce i szacunek. Bo jest naprawdę częścią kultury narodowej. W innych krajach, także ościennych, szanowaną, u nas - wciąż na ten szacunek czeka. Tylko tej nowej ludomanii potrzeba więcej...


    dr Mirosław Haponiukkulturoznawca, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

    Muzyka folkowa (bardziej lubię określenie "muzyka etniczna" lub "muzyka korzeni") ma ze swej natury formę hybrydyczną. Łączy w jedną mniej lub bardziej trzeszczącą całość wybrane, a najczęściej wyrwane z kontekstu elementy muzyczne, zaczerpnięte z ludowej tradycji własnej lub cudzej, ze współczesną muzyką popularną. Z jednej strony targana jest zmiennym i zdyszanym rytmem, jaki rządzi przemysłem muzycznym, modami i gustami współczesności, z drugiej - sięga rudymentarnych pokładów tradycji. Niezwykle rzadko to spotkanie daje nową, oryginalną jakość. Taką jakość dała niegdyś ludomania romantycznych kompozytorów, później jazz, a w drugiej połowie XX wieku chyba tylko reggae.Czy jednak folkowe sklejanie obcych sobie elementów miewa postać ludomanii, czy jakiejkolwiek manii? Słowo "mania" sugeruje opętanie... Tymczasem postawa muzyków folkowych i ich publiczności przypomina goniących za promocjami konsumentów w supermarkecie. Pośród półek w dziale "tradycja kulturowa" są również te z niezliczonymi brzmieniami etnicznymi z rozmaitych zakątków świata, po które można sięgnąć płacąc niezbyt wygórowaną cenę. Korzystanie z elementów muzycznego dziedzictwa ludzkości nie pociąga za sobą żadnego doświadczenia inicjacyjnego - ani podróży, ani przemiany duchowej, ani wielkich trudów, ani gwałtu na kulturowym tabu. W jednej chwili z udawanego Irlandczyka można się zmienić w równie lipnego Hucuła, o ile tylko wystarczy zręczności muzycznej.Wydaje się, że ciekawsze od muzyki folkowej jest tworzenie się wokół niej wspólnot wyobrażeniowych kontestujących przemysł muzyczny na rzecz zgrzebnego, muzycznego rękodzieła. Tworzenie się tych folkowych wspólnot odczytuję jako jeden z licznych przejawów rodzenia się w postnowoczesnym świecie nowych lokalnych tożsamości, odmiennych od nowoczesnych nacjonalizmów.


    Marcin Skrzypek "Gadki z Chatki"; Orkiestra św. Mikołaja; Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

    Ludomania to określenie dobre w odniesieniu do romantyzmu czy Młodej Polski, jednak w świecie www, RTV, kolorowych pism i wszechobecnej muzyki, każde zainteresowanie jest już jakimś rodzajem "manii". Wśród nich folk jest "manią" akurat dość łagodną i niszową, więc nie zasługuje na takie miano. Co zaś do intensywności oddziaływania folku na poszczególne jednostki, a nie na masy, to, oczywiście, zdarzają się maniacy, ale ludomanii jako takiej bardziej doszukiwałbym się w warstwie kulturowej reprezentowanej przez budowane z żółtych bali lokale typu "Swojskie jadło" czy "Siedlisko folkloru", ale one przypominają raczej scenografię do ekranizacji "Kajki i Kokosza" i z folkiem niewiele mają wspólnego.Folk nie jest ludomanią, lecz jednym ze sposobów na ratowanie zdrowej ludzkiej kondycji w postmodernistycznym świecie skazanym na tworzenie tożsamości poprzez odwołania. Lepsza taka ludomania, niż dryfowanie z RTV. Folk jest częścią szerokiego nurtu działań i zainteresowań związanych z aktywnym przekazywaniem dziedzictwa kultury, a w swoich "ludowych" inspiracjach odwołuje się po prostu do doświadczeń setek lat tradycyjnej kultury społeczności lokalnych, przeważnie pozamiejskich. Cały ten "dziedzicki" nurt nie ma nazwy, ale przydałoby się jakąś wymyślić, bo kulturę, jak sama nazwa wskazuje, trzeba uprawiać, kultywować, a to - bez "brandu" czy wręcz logo - obecnie robić trudno. Jesteśmy w ogniu niewidzialnej, aksjologicznej bitwy pod Grunwaldem między wartościami, w oparciu o które da się ludziom wcisnąć coś za pieniądze, a tym czymś bardziej subtelnym, do czego należy folk. Więc i dla niego warto by wymyślić jakieś lepsze skojarzenia niż "ludomania". W ogóle lepiej tego słowa nie rozgłaszać.


    V. Ziutek folkmetalowiec; animator kultury; chemik nie w zawodzie; dzienikarz

    Folk ludomanią?... Raczej tak, patrząc chociażby na znaczenie słów "folk" i "folklor". I ich rozpiętość znaczeniową. Mieści się w niej i kapela z Radomskiego, i Kapela ze Wsi Warszawa, i turbofolkowa Dragana Mirković, i folkmetalowe Koorpiklaani. Każdy z tych nurtów podchodzi do folkloru/folku w inny sposób. Te bardziej dyskotekowe w celach tanecznych, te bardziej metalowe, aby urozmaicić brzmienie, tudzież wręcz ideologicznych... Wszędzie jednak przebija się nutka tęsknoty za "wsią sielską anielską" - bardziej lub mniej świadomie - ale jednak.Na ile jest to wszystko wykreowane medialnie, a na ile spontan? Ciężko powiedzieć, myślę, że prawda leży pośrodku. Czy słoweński agropop (z powalającą formacją Skuter) ma coś wspólnego na przykład z folkmetalowym podziemiem? Nic, poza fascynacją tak zwaną ludowizną. Czyli jednak jakaś nić porozumienia jest, chociaż baaardzo daleka od siebie. To jest właśnie siła folku - siła łączenia. Na koncercie folkowym są ludzie z różnych środowisk; często też na imprezach przy turbofolkach bawią się ludkowie, którzy na co dzień słuchają ciężkiego rocka. Zatem nie ma co zżymać się na "ludomanię". Ta, jak każda moda, przeminie i zostaną ci, którzy faktycznie folk czują. Tak było z thrashem - tak będzie z folkiem.A folk zawsze będzie jakoś tam lubiany w miastach - tam przecież i tak jest przewaga ludności wiejskiej, a w szczególności w Warszawie. Nie obawiam się o kondycję folku, czy to tego z wyższej półki, czy tego w odmianie turbo. Byleby tylko skumali to producenci Mandaryny i wypromowali rodzimą Rusłanę tudzież rodzimy Zdob Si Zdub. Przykład Village Kollektiv, czy ostatnio Psio Crew, daje do myślenia - można ordynarną ludomanię przełożyć na komercyjny sukces - a jednocześnie zagrać ambitniej.

Skrót artykułu: 

W dyskusji udział biorą:

  • Maciej Szajkowski - Kapela ze Wsi Warszawa; Village Kollektiv; Open Sources
  • prof. Jerzy Bartmiński - językoznawca i folklorysta Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
  • Maria Baliszewska - Radiowe Centrum Kultury Ludowej
  • dr Mirosław Haponiuk - kulturoznawca, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie
  • Marcin Skrzypek "Gadki z Chatki"; Orkiestra św. Mikołaja; Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"
  • V. Ziutek - folkmetalowiec; animator kultury; chemik nie w zawodzie; dzienikarz
Dział: 

Dodaj komentarz!