Fajno ślonsko muzyka

Festiwal Dygacza

Chociaż sezon festiwali folkowych zakończył się już we wrześniu, Agencja Koncertowo Impresaryjna "Polska Scena Folkowa" postanowiła go przedłużyć współorganizując ogromne przedsięwzięcie, jakim był odbywający się na deskach katowickiego Spodka "Festiwal Dygacza".


Festiwal ten odbył się 13 października, na przekór przesądom - w piątek. Impreza została podzielona na dwie integralne części, z których pierwsza była przygotowanym i przeprowadzonym z wielkim rozmachem widowiskiem dla dzieci. Gala Przeglądu Piosenki Dziecięcej "Śląskie Śpiewanie" poświęcona została prezentacji życia człowieka zgodnego z rytmem przyrody w tradycjach, zwyczajach i obrzędach. Do tej części "Festiwalu Dygacza" dzieci z całego Śląska przygotowywały się już od kilku miesięcy. W eliminacjach wzięło udział około 15 tysięcy dzieci i młodzieży, którzy w większości przypadków wychowywani są w domu na wspaniałych i bogatych tradycjach śląskiej kultury. Dzieciaki doskonale znały śląską gwarę i w niej właśnie prezentowały około sześciotysięcznej publiczności swoich rówieśników stare, słowiańskie zwyczaje, obrzędy i "pieśniczki". Były one bardzo ciepło przyjmowane przez słuchającą i oglądającą to widowisko publiczność (często całe szkoły).

Przez estradę przewinęło się w pierwszej, amatorskiej części imprezy około tysiąca, świetnie przygotowanych do występu, małych wykonawców. I co należałoby podkreślić, poza jednym wyjątkiem, wszyscy występowali do żywej muzyki. Czasem, oczywiście do akompaniamentu fortepianowego, jednak spora część prezentowała swoje śląskie "pieśniczki" pod muzykę najprawdziwszych kapel ludowych. Takie też było założenie patrona imprezy - prof. Adolfa Dygacza. Ten wybitny etnomuzykolog (w tym roku skończył 86 lat) zebrał w ciągu swojego życia około 16 tysięcy zapisów nutowych, tekstów i melodii tradycyjnie niegdyś wykonywanych pieśni ludowych ze Śląska i okolic. Wśród nich, wydane nakładem Górnośląskiej Oficyny Wydawniczej i głównego organizatora imprezy, Fundacji Profesora Adolfa Dygacza m.in.: "Pieśni Górnicze", "Pieśni Zagłębia Dąbrowskiego", "Kolędy Górnośląskie", "Pieśni Katowickie", "Pieśni Powstańcze", "Pieśni Śląskie Lublinieckie" czy "Pieśni Ludowe". W przygotowaniu oficyny znajdują się także pieśni "hulaszcze i rozpustne", które, ze względu na ich charakter, profesor upodobał sobie szczególnie. Gala trwała i trwała, a słuchacze, których część przyjechała na imprezę z różnych regionów kraju, byli coraz bardziej zdumieni i zachwyceni bogactwem zbyt mało znanej do tej pory i niesłusznie uważanej za nudną i nieciekawą, kultury śląskiej.

W międzyczasie zaczęły zjeżdżać się do Spodka zaproszone zespoły folkowe z kraju i gwiazdy tegorocznej edycji imprezy, zamieszkujące od lat w Stanach Zjednoczonych - Urszula Dudziak i Grażyna Auguścik z zespołem. Publiczność wieczornej części Festiwalu, tym razem już w znacznej większości "dorosła" - zgodnie poprzez swoje żywe i spontaniczne reakcje uznała, moim zdaniem zupełnie słusznie, iż wszystkie występujące zespoły zasługują na miano gwiazd Festiwalu. Co ważne - wszystkie grupy wykazały się ogromnym profesjonalizmem. Rozumiejąc drobne kłopoty czasowo - organizacyjne, wynikłe na skutek spontanicznego przedłużenia się pierwszej części imprezy, wykorzystywały mniej niż połowę przydzielonego im "twardymi" umowami czasu na próby techniczno - nagłośnieniowe. Nie bardzo w tym chciała pomóc ekipa techniczna znanej firmy nagłośnieniowej Andrzeja Mrowca, której techniczni wyglądali na mocno zmęczonych i ruszali się, niestety, jak muchy w smole. Ale druga część Festiwalu, czyli koncert: "Inspiracje - Interpretacje" rozpoczęła się, dzięki świetnej współpracy z zespołami i bardzo obrotnemu szefowi sceny - Marcinowi Słomińskiemu (z "Polskiej Sceny Folkowej") punktualnie o godzinie 19:00.

Na pierwszy ogień poszli ludowi (w tej części imprezy traktowani jako "interpretujący") laureaci "Śląskiego Śpiewania" czyli kapele "Komes" i "Silesia". Pierwsi wykonywali ładnie opracowaną choreograficznie, dziesięciominutową wiązankę tańców śląskich. Drudzy w przepiękny i naturalny sposób swoim śpiewem i graniem wprowadzili widzów w atmosferę łączącą muzykę ludową z jej transowymi elementami. Występująca jako kolejna "Kapela Ze Wsi Warszawa" klimat ten podtrzymała. Program koncertu był dobrze przemyślany i tak zaprojektowany, aby pokazać publiczności możliwie najszerszą gamę możliwości folkowych kompozytorów, aranżerów opracowań ludowych na tzw. nową nutę oraz różnorodności sposobów czerpania ze źródeł. Jak burza, na scenę wypadł chyba najdynamiczniejszy a zarazem najostrzejszy zespół festiwalu - "Le Blue". Zarówno Beata Kossowska, świetna polska harmonijkarka, jak i jej zespół, wykonujący w zasadzie bluesa połączonego z rockiem, na motywach znanych tematów ludowych, wyraźnie ożywiła świeżo przybyłą do Spodka publiczność. Występy zespołów trwały, dla zachowania zwięzłości imprezy po około 20 minut. "Le Blue" rozgrzało publiczność i już za chwilę, podczas koncertu muzyki łemkowskiej w wykonaniu bieszczadzkiego "Pola Chońka" około stu osób podrygiwało pod festiwalową sceną.

Generalnie publiczność dopisała. Mimo że Festiwal Dygacza nie miał tak wielkiego zaplecza medialnego jak "EuroFolk Na Pograniczach" w Sanoku, do katowickiego "Spodka", aby posłuchać wieczornego koncertu i dobrze się pobawić, przybyło około 2000 osób.

Następną gwiazdą Festiwalu Dygacza był "Open Folk". Nie trzeba tu chyba nadmieniać, że zespół sprawdził się fenomenalnie. Jak można się przy muzyce celtyckiej w ich wykonaniu bawić, czytelnicy "GzCh" wiedzą z pewnością doskonale. Doświadczyła tego "spodkowa" publiczność, zapełniając prawie całe wolne, specjalnie przygotowane do tańca miejsce, na płycie hali. Po nich, z zupełnie odmienną od poprzedników muzyką, wystąpił lubelski kwartet (choć wystąpił w kwintecie) klezmerski - "Się Gra". Tym muzykom nigdy nie odmawiałem kunsztu i zaangażowania w swoją twórczość. I tym razem nie zawiedli. Zagrali wspaniale, interpretując pieśni dawnych mieszkańców wielonarodowego Lublina. Następnie na festiwalowych deskach pojawił się, jak zwykle z mieszanym słowiańsko-celtyckim materiałem i grający z niezwykłą dynamiką, warszawski "Przylądek Starej Pieśni". I od grupy występujących gwiazd pewnie niczym by koncert "Przylądka..." nie odbiegał gdyby na nowo nie poderwał on, zmęczonej już nieco podscenicznymi harcami, publiczności do szalonego tańca.

Przyszedł czas na Gościa Specjalnego. Najpierw pojawił się pięcioosobowy zespół, który wywołał na scenę wielkie światowe gwiazdy wokalistyki jazzowej - Urszulę Dudziak i Grażynę Auguścik. Zostały one na imprezę zaproszone nie bez powodu. Zupełnie niedawno, współpracujące ze sobą od kilku lat panie nagrały razem w Szwecji przedziwną, a jednocześnie niezwykle ciekawą, jazzową płytę: "To i Hola" opartą na polskich motywach ludowych, z których część pochodzi właśnie ze Śląska. Ich koncert był bardzo udany i zupełnie inny niż wszystko, co do tej pory można było usłyszeć na folkowych scenach. Gwiazdy żegnane były długimi owacjami na stojąco i nie obyło się oczywiście bez bisu, tym razem zaśpiewanego a'capella.

Choć nie słyszałem słów krytyki w stosunku do "Festiwalu Dygacza", a przez widownię przewinęła się około dziewięciotysięczna rzesza publiczności i wykonawców, już teraz zapowiadam, że przyszłoroczna edycja będzie jeszcze ciekawsza. Wpłynie na to choćby konkurs, przeprowadzony wśród wszystkich zaproszonych zespołów, na interpretację śląskiego utworu ludowego. To niewątpliwy ukłon w stronę ogromnej pracy wniesionej do polskiej kultury przez prof. Adolfa Dygacza, ale też znakomity pomysł na rozpropagowanie, mało znanej i z tego powodu chyba nie do końca lubianej, kultury śląskiej. A jest ona naprawdę piękna i warta uwagi.


Skrót artykułu: 

Chociaż sezon festiwali folkowych zakończył się już we wrześniu, Agencja Koncertowo Impresaryjna "Polska Scena Folkowa" postanowiła go przedłużyć współorganizując ogromne przedsięwzięcie, jakim był odbywający się na deskach katowickiego Spodka "Festiwal Dygacza"./p>

Dział: 

Dodaj komentarz!