„Elitarystyczne odchylenia”?

[folk a sprawa polska]

„Polska muzyka ludowa jest mało atrakcyjna i każdy, kto włączy radio, natychmiast je wyłączy” – miał powiedzieć podczas wywiadu w lipcu 2017 r. jeden z dwóch prezesów Polskiego Radia. Słowa te zacytował Jan Pospieszalski podczas swego wystąpienia w trakcie Ogólnopolskiej Konferencji Kultury, w jej części dotyczącej kultury ludowej, w Lublinie we wrześniu ubiegłego roku. Jego wystąpienie nadal można usłyszeć i zobaczyć w Internecie (polecam – bardzo ciekawe!). Zdumiewające, że refleksje takie jak powyższa może dziś formułować (i zarazem promować takie postawy) osoba odpowiedzialna za kształtowanie gustów Polaków, osoba stojąca na czele ogólnopolskiego czy nawet – niech będzie zgodnie z narracją aktualnej władzy – narodowego medium.

Zanim jednak do reszty załamiemy ręce nad retorycznymi szarżami aktualnych szefów Polskiego Radia, zajrzyjmy do – przeciwnego ideowo – tygodnika „Polityka”. Na jego łamach opublikowano kuriozalny w swej wymowie felieton Jana Hartmana. Pisze ów wybitny wirtuoz pióra (lub klawiatury), że „w Drugim Programie Polskiego Radia da się odczuć ideowe wzmożenie”, że „jak za PRL, jesteśmy przypierani do muru skrzypeczkami”. Wyśmiewa ludowych twórców („czy oznacza to jednak, że musimy jak gdyby nigdy nic wprowadzać zastępy artystów ludowych na inteligencki salon”), a kontakt ludowości z muzyką klasyczną sumuje wyszukanym zdaniem „Tyle że to wszystko przez artystów lepszego sortu przetworzone”. Jeszcze raz: „lepszego sortu”? Czy Państwu się to z czymś kojarzy? Nie, ja tu nie piszę o polityce, nie zajmuje mnie ta nieciekawa dziedzina. Piszę o kulturze – albo jej braku. O szacunku – albo jego braku. O mądrości…

Oczywiście, dostaje się także folkowi. Zdaniem autora bowiem „obsługuje nas całe spektrum twórców paraludowych – od wyrafinowanego przetwórstwa […] poprzez radośnie egalitarystyczne projekty…”. A przecież: „Wszelkiej maści folki i muzyki świata to z pewnością dobre dzieci demokracji, pragnące przezwyciężyć własne elitarystyczne odchylenia i dławiące w sobie protekcjonalne skłonności. Na końcu wychodzi jednak jakoś nijako”. Nawet jeśli to nieprawda, takie jest zdanie niemającego, zdaje się, większego pojęcia, o czym pisze, błyskotliwego felietonisty wysokonakładowego tygodnika.

Więcej cytować nie będę. Kto ciekaw, sam znajdzie. Nie wiem, co jest większym paradoksem. Czy to, że ideowi piewcy obu stron (rzekomego?) politycznego sporu w naszym kraju wykazują się zdumiewająco wspólną wizją ludowości, a – prawdę mówiąc – ignorancją, a przy okazji arogancją? Czy może to, że Hartman sączy swe mało wyrafinowane przemyślenia w sposób tak dalece odbiegający od rzeczywistości, że – nie tylko nie znając sensów i kontekstów muzyki ludowej oraz folkowej – wytacza swe wątłe retoryczne armaty w czasie, kiedy tejże muzyki ludowej czy folkowej zaczyna być w Dwójce mniej, coraz mniej? Wszyscy zainteresowani wiedzą, że – kultowa i kluczowa w tej perspektywie – dwójkowa audycja „Źródła” została w ostatnich miesiącach przesunięta z godziny dwunastej na piętnastą, co jest decyzją oczywiście niekorzystną. Tej muzyki coraz trudniej spodziewać się w dwójkowe „Poranki”, nie mówiąc o „Nokturnach”.

Owszem, polska muzyka ludowa nie jest zapewne „lekka, łatwa i przyjemna” przy pierwszym kontakcie. Ale czegóż (pardon: do licha) oczekiwać od inteligentów jak nie tego, że będą potrafili zmierzyć się z próbą zrozumienia tej muzyki. Bo też prawdą jest to, co mówił Jan Pospieszalski we wspomnianym wystąpieniu: „słyszysz, ile wiesz”. To znaczy, że trzeba się tej muzyki (zresztą dokładnie tak samo, jak np. muzyki poważnej) nauczyć, wejść w nią, wkręcić, zrozumieć. Może zatem, zanim się zrozumie, należałoby (jak radził kiedyś pewien zagraniczny polityk) wykorzystać okazję, by się nie odzywać? Wiem – pytanie tyleż niegrzeczne, co retoryczne.

Niejako podsumowuje te wszystkie zdarzenia wypowiedź bliżej mi nieznanej Teresy Bochwic, wiceprzewodniczącej KRRiT (sic!) z ramienia partii rządzącej. Wyraziła ona typowe – czy to jest już jakiś obowiązek? – dla przedstawicieli tego ugrupowania uwielbienie dla disco polo. Ten nurt pani Teresa poleca, w przeciwieństwie do Prince’a, który prezentował – uwaga! – „ludowy poziom muzyki (trzy tony w kółko)”. Pięknie podsumowuje nam to rozważanie na temat mentalności i wrażliwości oraz kompetencji tzw. ważnych ludzi w naszym kraju – np. w stosunku do kultury ludowej.

Oczywiście, wolno i ten wykwit retorycznej brawury potraktować jako dobry żart. W przeciwnym wypadku trzeba by bowiem pomyśleć o nowym zdefiniowaniu nadużywanego niegdyś pojęcia „pokolenie głuchych” oraz przyjąć do wiadomości, że w dzisiejszych czasach barbarzyńcy nadchodzą z na pozór całkiem nieoczekiwanych stron.

Tomasz Janas

Skrót artykułu: 

„Polska muzyka ludowa jest mało atrakcyjna i każdy, kto włączy radio, natychmiast je wyłączy” – miał powiedzieć podczas wywiadu w lipcu 2017 r. jeden z dwóch prezesów Polskiego Radia. Słowa te zacytował Jan Pospieszalski podczas swego wystąpienia w trakcie Ogólnopolskiej Konferencji Kultury, w jej części dotyczącej kultury ludowej, w Lublinie we wrześniu ubiegłego roku. Jego wystąpienie nadal można usłyszeć i zobaczyć w Internecie (polecam – bardzo ciekawe!). Zdumiewające, że refleksje takie jak powyższa może dziś formułować (i zarazem promować takie postawy) osoba odpowiedzialna za kształtowanie gustów Polaków, osoba stojąca na czele ogólnopolskiego czy nawet – niech będzie zgodnie z narracją aktualnej władzy – narodowego medium.

Autor: 
Dział: 

Dodaj komentarz!