Dziecko Arbatu

Bułat Okudżawa

Piosenki Bułata Okudżawy kojarzą mi się nieodparcie z przełomem lat 80. i 90., gdy chwiał się już Związek Radziecki, a w Polsce ostatecznie upadała dyktatura proletariatu – słowem, z latami, na które przypadła moja nauka w X Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie, którego jestem dumnym absolwentem w jednym szeregu z Anną Szałapak[1], artystką Piwnicy pod Baranami, Wojciechem Misiągiem, ekscentrycznym wiceministrem finansów w rządzie Hanny Suchockiej, i Elżbietą Penderecką, wiadomo. Rosjanie nie byli już wtedy tacy groźni, zaczęto szerzej zauważać ich bogatą kulturę, czemu sprzyjała okoliczność, że wiele ciekawych książek dopiero wtedy ukazywało się w druku, jak choćby Dzieci Arbatu Anatolija Rybakowa czy Ludzie Stalina Roja Miedwiediewa, które, jak pamiętam, czytała moja mama[2].

Moje liceum uchodziło za najbardziej stresogenne w całym mieście, czego nie usprawiedliwiał poziom, może nie niski, ale też nie było to znowu jakieś liceum renomowane – jedynie języków uczono tam naprawdę świetnie. Wśród koleżeństwa dominował, a przynajmniej nadawał ton, element nowobogacki – dzieci raczkujących, prywatnych przedsiębiorców i tym podobnych osób. Na przerwach koledzy wymieniali się ostentacyjnie filmami video – Rocky IV w zamian za Tygrysa Karate III czy na odwrót, w czym nie mogłem uczestniczyć, bo mój ojciec uważał magnetowid za bzdurę i tego magicznego sprzętu w domu nie posiadaliśmy. Uczyłem się metodą naturalną, czyli jeśli coś zapamiętałem, to umiałem, a jeśli nie – to nie. Jednak na szczęście pamięć mam doskonałą. Słabo szło mi z fizyki i biologii, średnio z matematyki. W ogóle jestem zdania, że matematyka to nauka, która z ogromnym trudem i mozołem rozwiązuje problemy, które sama stwarza. Jednak dwa razy w mojej licealnej karierze udało mi się błysnąć, rozwiązując zadanie w nowatorski sposób, za co zostałem nagrodzony oceną celującą.

Moja klasa była wyjątkowo umuzykalniona, kilka osób grało na gitarach, co przydawało się zwłaszcza podczas wyjazdów w góry, kiedy to dużo śpiewaliśmy przy ognisku, głównie piosenki piwniczne, a także Starego Dobrego Małżeństwa czy Wolnej Grupy Bukowina. Ale mieliśmy też w klasie kolegę Pawła, który oprócz tego, że był uczniem wieczorowej szkoły muzycznej i pięknie grał na skrzypcach i pianinie, fascynował się militariami. Chodził do szkoły w mundurze amerykańskich marines i to ich właśnie darzył szczególnym uczuciem, ale swoje miejsce w jego sercu mieli również dzielni Niemcy. Gdy już w klasie maturalnej został na lekcji historii wywołany do odpowiedzi i zapytany o wojnę domową w Hiszpanii, zadziwił wszystkich informacją, że piloci osławionego Legionu Kondor latali na samolotach Focke-Wulf FW 200-C Condor. Niemiecka precyzja, hiszpański temperament!

Pod okiem naszej rusycystki kilka osób z klasy zorganizowało „Wieczór przy samowarze”, na którym wykonali zestaw rosyjskich piosenek, głównie chyba Okudżawy. Pociągała mnie egzotyka Okudżawy – Gruzja, Kaukaz, te klimaty, choć akurat Bułat Szałwowicz Okudżawa urodził się w Moskwie 9 maja 1924 roku, jako syn Gruzina i Ormianki i wychował się przy ulicy Arbat. Oboje rodzice byli działaczami komunistycznymi, ojciec został stracony w okresie wielkiego terroru w 1937 roku[3], matkę zesłano do obozu na długie lata. W 1940 roku Okudżawa wraz z krewnymi przeniósł się do Tbilisi, gdzie się uczył, a następnie pracował w fabryce jako pomocnik tokarza. W wieku osiemnastu lat wstąpił do Armii Czerwonej i poszedł na front, po tym jednak, jak został ranny pod Mozdokiem, przeniesiono go do oddziału stacjonującego przy granicy z Turcją i Iranem, a w marcu 1944 roku został zdemobilizowany z uwagi na stan zdrowia. Wrócił do Tbilisi, zdał maturę i dostał się na wydział filologiczny miejscowego uniwersytetu. Po uzyskaniu dyplomu podjął pracę jako nauczyciel na wsi w okolicach Kaługi. Jako że Okudżawa zrobił karierę jako mężczyzna już dojrzały, a moje pokolenie pamięta go jako drobnego, łysego staruszka, duże wrażenie wywarło na mnie zdjęcie młodego Bułata – z burzą kruczoczarnych włosów na głowie, w sportowym swetrze z golfem i rozpiętym baranim kożuchu.

To właśnie po wyjściu ze szpitala po tej mozdockiej ranie zaczął Okudżawa pisać wiersze i piosenki, publikując je na początku w gazecie garnizonowej, a potem, gdy już był nauczycielem, w czasopiśmie „Młody Leninowiec”. Po rehabilitacji rodziców w 1955 roku wstąpił do Partii, a po XX Zjeździe KPZR wydał pierwszy tomik i wrócił do Moskwy. Zaczął występować, na razie nieoficjalnie, i szybko zdobył popularność, która rozchodziła się pocztą pantoflową, aż wreszcie w 1961 roku doczekał się pierwszego koncertu z prawdziwego zdarzenia – w Charkowie. To wtedy powstały takie utwory, jak choćby „Песенка о полночном троллейбусе” („Piesienka o połnocznom trolliejbusie”, „Piosenka o północnym trolejbusie”, po polsku znana jako „Ostatni trolejbus”). W latach sześćdziesiątych zaczął się pojawiać na ścieżkach dźwiękowych filmów, których w sumie zebrało się ponad osiemdziesiąt, ale kultowe Białe słońce pustyni Władimira Motyla i Dworzec Białoruski Andrieja Smirnowa, oba z 1970 roku, zajmują szczególne miejsce, gdyż przyniosły mu ogólnokrajową sławę.

Okudżawa zaczął być rozpoznawany jako jeden z twórców piosenki autorskiej, choć w oczach oficjalnej krytyki jego pacyfistyczne piosenki nie wyrażały nastrojów, przemyśleń i oczekiwań heroicznej młodzieży radzieckiej. Zaczął jednak wyjeżdżać za granicę. W 1968 roku wyszły tam też dwie jego płyty – pierwsza w Paryżu, a druga w Polsce – co ciekawe, poza jedną piosenką, którą śpiewał sam Okudżawa, pozostałe wykonywali artyści polscy. Nawiązał współpracę autorską z Agnieszką Osiecką, czego plonem było kilka utworów. Dopiero w 1976 roku ukazała się pierwsza płyta Bułata Okudżawy w Związku Radzieckim. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wyszło ich jeszcze parę, w tym trzy długogrające. Jego popularności, zwłaszcza wśród inteligencji, bardzo pomogło pojawienie się magnetofonów.

Okudżawa wydawał kolejne tomiki poezji, a także prozę. Został członkiem Związku Pisarzy ZSRR, tworzył też dla dzieci. Przekładał i był przekładany. Pracował w kilku czasopismach, w tym w „Litieraturnoj Gazietie”, w końcu jednak rzucił etat i zaczął się utrzymywać tylko z występów. W okresie pierestrojki włączył się w życie polityczne kraju, zajmując stanowisko prodemokratyczne, został członkiem rady Stowarzyszenia Memoriał, krytykował wojnę w Czeczenii. Dwukrotnie żonaty, pozostawił trójkę dzieci. Zmarł w Paryżu 12 czerwca 1997 roku. Na łożu śmierci został ochrzczony, choć nie jest jasne, czy był jeszcze wtedy świadomy. Spoczywa na Cmentarzu Wagańkowskim w Moskwie.

Bułat Okudżawa nie miał wykształcenia muzycznego (początkowo znał tylko trzy akordy na gitarę, z czasem doszedł do siedmiu), ale posiadał łatwość tworzenia chwytliwych melodii i prostych, subtelnych, inteligentnych wierszy. W jego piosenkach wyraźnie grała nuta pokutna, refleksyjna, pełna zadumy nad dramatem jednostki zmagającej się z życiem. Na szczególną uwagę zasługują takie utwory, jak: „Молитва Франсуа Вийона” („Molitwa Fransua Wijona”, „Modlitwa François Villona”), „А всё-таки жаль…” („A wsjo-taki żal…”, „A jednak żal”), „Грузинская песня” („Gruzinskaja piesnia”, „Pieśń gruzińska”) czy „Песенка о моей жизни” („Piesienka o mojej żyzni”, „Piosenka o moim życiu”, po polsku znana też jako „Trzy miłości”).

Zamieszczam mój przekład pieśni „O Wołodii Wysockim”, drugim obok Okudżawy wielkim pieśniarzu Związku Radzieckiego, zresztą pochowanym na tym samym cmentarzu. Zawsze jakoś wolałem Okudżawę od Wysockiego – zwłaszcza sportowe fascynacje autora „Moskwy-Odessy” nie bardzo do mnie przemawiały, a i chyba podświadomie, jako mięczak i wymoczek, odnajdywałem się w negatywnym bohaterze jego „Pieśni o przyjacielu”. Ale wróćmy do przekładu, przedstawia się on następująco:

 

O Wołodii Wysockim piosenkę ułożyłbym raz,

To kolejny już będzie, co gdzieś się zapodział, przechodzień.

Grzeszył – mówią – i że nie na niego to jeszcze był czas,

Lecz jak umiał, tak żył, nie ma ludzi bezgrzesznych w przyrodzie.

 

Nie na długo rozstanie, jedynie na chwilę, bo wnet

I nam przyjdzie wyruszyć na szlak, który on nam wyznaczył…

Jego szorstki baryton niech krąży nad Moskwą gdzieś het,

Zasłuchajmy się weń – i do śmiechu on wszak, i do płaczu.

 

O Wołodii Wysockim piosenkę ułożyć bym rad,

Ale ręka mi drży, a i wiersz się nie garnie ku strunom...

Biały bocian moskiewski na jasny wypuścił się świat,

Czarny bocian moskiewski na ziemię, na czarną, zaś runął.

 

„Co się stało z naszą klasą?” – pytał Adam z piosenki Jacka Kaczmarskiego, no ale wtedy nie było mediów społecznościowych, dzięki którym dzisiaj ja już mniej więcej wiem, co się dzieje z ludźmi, przynajmniej z niektórymi. Pawłowi udało się wyjechać do jego ukochanych Stanów, gdzie jest instruktorem krav magi. Za ocean trafiły również Asia, która jest architektem w Nowym Jorku, i Dorota, która przez lata była dyrektorką w szpitalu w Sztokholmie i w Ameryce też się chyba tym samym zajmuje. Dwie inne Asie zasiliły szeregi adwokatury – jedna w Krakowie, druga w Żywcu, ta pierwsza angażuje się także w obronę gorczańskiej przyrody. Beata dosyć przypadkowo skończyła filologię turecką i się w tym realizuje, za to Gosia wyszła za mąż za Hindusa. Magda podobno została zastępczynią wójta w którejś z podkrakowskich gmin, Kasia wycenia nieruchomości, z kolei Agata spełniła swoje wielkie marzenie o śpiewaniu, występuje i mieszka w Grazu. Z Grześkiem, a także z Patrykiem, moim kolegą z jednej ławki, mam kontakt, ale nie wiem, co robią, w każdym razie obaj zostali w Krakowie. Dwie dziewczyny związały się ponoć z warszawskimi taksówkarzami, kilka innych trafiło na Wyspy Brytyjskie. Ania, niestety, zginęła w wypadku samochodowym, jakoś tak zaraz po studiach. Po Michale, który chciał zostać misjonarzem, a także po najładniejszej w klasie Marzenie, która chciała zostać dentystką i miała wychodzić za mąż za mieszkańca Olkusza, wszelki słuch zaginął.

Maciek Froński

 

Serdecznie dziękuję Panu prof. Grzegorzowi Ojcewiczowi za cenne uwagi dotyczące przekładu.

 

[1] Warto wspomnieć, że w 2012 roku na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego Anna Szałapak obroniła pracę doktorską pt. Szopka krakowska jako zjawisko folkloru krakowskiego. Studium historyczno-etnograficzne (promotorem był prof. Czesław Robotycki).

[2] Mam poważne wątpliwości, czy Dzieci Arbatu mama przeczytała w całości – sam zabrałem się niedawno za lekturę tej książki i drugi tom był na stronie 34 założony jakimś archaicznym papierkiem po krówce. Napisy na papierku odczytałem z dużym trudem: „P.W.A.S. Prodryn Katowice” i „Skład sur: cukier, syrop skrob., masło, tłuszcz”.

[3] Zgładzono też dwóch braci i siostrę Szawła Okudżawy, ojca Bułata. Co bardziej chyba przerażające niż ciekawe, Olga Okudżawa została rozstrzelana dopiero 11 września 1941 roku pod Orłem, na niecały miesiąc przed zajęciem miasta przez Niemców.

Skrót artykułu: 

Piosenki Bułata Okudżawy kojarzą mi się nieodparcie z przełomem lat 80. i 90., gdy chwiał się już Związek Radziecki, a w Polsce ostatecznie upadała dyktatura proletariatu – słowem, z latami, na które przypadła moja nauka w X Liceum Ogólnokształcącym w Krakowie, którego jestem dumnym absolwentem w jednym szeregu z Anną Szałapak, artystką Piwnicy pod Baranami, Wojciechem Misiągiem, ekscentrycznym wiceministrem finansów w rządzie Hanny Suchockiej, i Elżbietą Penderecką, wiadomo. Rosjanie nie byli już wtedy tacy groźni, zaczęto szerzej zauważać ich bogatą kulturę, czemu sprzyjała okoliczność, że wiele ciekawych książek dopiero wtedy ukazywało się w druku, jak choćby Dzieci Arbatu Anatolija Rybakowa czy Ludzie Stalina Roja Miedwiediewa, które, jak pamiętam, czytała moja mama.

Fot. tyt. www.epitafii.ru

Dodaj komentarz!