Dropkick Murphys

Signed and Sealed in Blood

17 lat na scenie, 7 płyt studyjnych i dwie płyty koncertowe, kilka hitowych singli, garść ciekawych klipów i tysiące koncertów na całym świecie. Dropkick Murphys to zespół, który z małej, street punkowej kapelki wyrósł na wielką gwiazdę i zyskał sobie rzeszę fanów w najrozmaitszych zakątkach ziemskiego globu. Mimo wciąż rosnącej sławy, ta siedmiosobowa załoga z Bostonu pamięta doskonale o swoich korzeniach. Dobitnie potwierdza to ich najnowszy, siódmy już studyjny krążek, "Signed & Sealed In Blood".

Otwierający płytę "The Boys Are Back" zadziwia swojskim klimatem wczesnych dokonań - słychać tu, że Dropkick Murphys wciąż od czasu do czasu sięga po pierwsze albumy The Clash czy Sex Pistols, a także pamięta za co pokochali ich fani te kilkanaście lat temu. Jednak im bardziej w głąb albumu, tym więcej się na nim dzieje. "Prisoner's Song" czy singlowy "Rose Tatoo" to kawałki, w których dominują przede wszystkim brzmienia akustyczne - na pierwszy plan wysuwają się tu mandolina i banjo, a rytm wzbogaca gitara akustyczna. Swego rodzaju perełką jest tu typowo świąteczny "The Season's Upon Us" - swego rodzaju parodia piosenek pokroju "Last Christmas", gdzie zamiast ciepłej historyjki o miłości i Mikołaju, dostajemy raczej katastroficzną wizję świąt spędzonych z niekoniecznie uwielbianymi członkami rodziny. Podobać się może też Dropkickowe country w postaci "Jimmy Collins Wake" czy rozpędzony, bardzo punkowy "Burn". Im bliżej końca płyty, tym trudniej oprzeć się wrażeniu, że nowe dzieło brygady z Bostonu jest bardzo eklektyczne, a różnorodność piosenek na nim zawartych stanowi właściwie przekrój przez całą drogę rozwoju, jaki przeszedł zespół od chwili swojego debiutu, EP "Boys On The Docks". Niekoniecznie należy rozpatrywać owy stan rzeczy jako zarzut, choć z drugiej strony już widzę ortodoksyjnych street punkowców, którzy dostają spazmów na skutek pierwszych dźwięków przebojowego i dość nietypowego, nawet jak na Dropkick Murphys, "Don't Tear Us Apart" (nawiasem mówiąc - jeden z lepszych numerów na płycie). Tak czy inaczej, jakimś dziwnym sposobem, całość klei się ze sobą i koniec końców płyty słucha się z nieskrywaną przyjemnością. Przypuszczam, że duża w tym zasługa przemyślanych aranżacji. Ken Casey i jego kompania doskonale wiedzą jakich instrumentów użyć, aby dany kawałek nabrał odpowiedniego klimatu. Prócz wspomnianych wcześniej mandoliny i banjo, duża rolę na "Signed & Sealed In Blood" grają akordeon, whistle i oczywiście, nieodłączne od samego początku kariery DKM, dudy. Prócz typowo ludowych instrumentów, kapitalne partie wygrywa gdzieniegdzie gitara elektryczna, która ciekawie riffuje chociażby w nieco rock'n'rollowym "Out On The Town". Standardowo, jak to u Dropkicków podobać się może podział na dwa wokale - Ken Casey i Al Barr rozumieją się perfekcyjnie i uzupełniają się znakomicie.

"Signed and Sealed in Blood" to krążek bardziej luźny, mniej "oficjalny" niż poprzedni, jakkolwiek znakomity, "Going Out In Style". Wszystkich 12 piosenek nie łączy tym razem żadna historia, a każdy song opowiada zgoła o czymś innym. Mimo wszystko, to ważna i zarazem bardzo mocna pozycja w dyskografii Dropkick Murphys, która umacnia ich niekwestionowaną pozycję na samym szczycie celtic-punka. W dobie kiedy Dave King i jego Flogging Molly gdzieś zgubiło swój pierwotny luz, a Paul McKenzie wraz z The Real McKenzies zaczynają powoli odczuwać starcze kłucie, ekipa z Bostonu wciąż chwyta wiatr w żagle i płynie naprzód, nie zważając na upływający czas. Oby ich żegluga ku chwale trwała jak najdłużej.

Skrót artykułu: 

17 lat na scenie, 7 płyt studyjnych i dwie płyty koncertowe, kilka hitowych singli, garść ciekawych klipów i tysiące koncertów na całym świecie. Dropkick Murphys to zespół, który z małej, street punkowej kapelki wyrósł na wielką gwiazdę i zyskał sobie rzeszę fanów w najrozmaitszych zakątkach ziemskiego globu. Mimo wciąż rosnącej sławy, ta siedmiosobowa załoga z Bostonu pamięta doskonale o swoich korzeniach. Dobitnie potwierdza to ich najnowszy, siódmy już studyjny krążek, "Signed & Sealed In Blood".

Dział: 

Dodaj komentarz!