Czy wierzycie w Świętego Mikołaja?


Bogdan Bracha - lider Orkiestry św. Mikołaja

„Życie jest formą istnienia białka, tylko w kominie czasem coś załka” – śpiewali kiedyś Skaldowie. Ludziom potrzebna jest magia i praktykują ją niezależnie od oficjalnie wyznawanej wiary i światopoglądu. W naszych społecznych zachowaniach zostało już bardzo mało sytuacji dogodnych do jej uprawiania, bo i naszej wyobraźni coraz mniej używamy korzystając z podsuwanych przez media „gotowców”.

Są pozostałości duchowego życia rodem z ludowej metafizyki, które całkiem nieźle się mają. Wśród nich znaczącą postacią jest oczywiście Święty Mikołaj. Chociaż coraz częściej ubieramy go w czerwony płaszcz Dziadka Mroza i zmuszamy do podróżowania zaprzęgiem reniferów, chociaż zapomnieliśmy o wielu jego zdolnościach i możliwościach – jak opieka nad uczonymi, żeglarzami, domowym bydłem i leśnymi drapieżcami – św. Mikołaj trzyma się dobrze. Posiadana przez niego władza nad wilkami i tym podobne nie jest nam już do niczego potrzebna, ale Święty przetrwał, bo potrzebujemy tej odrobiny ciepła i świadectwa pamięci, jaką dają nam raz w roku otrzymywane od niego podarki. Łatwo obliczyć, że jeśli św. Mikołaj chce odwiedzić osobiście każdego mieszkańca Ziemi owego dnia, gdy roznosi prezenty może poświęcić każdemu z nas nie więcej niż koło 2,8 ˇ 10–5 sekundy. Wobec konieczności tak wielkiego pośpiechu nie tylko nie możemy liczyć na ujrzenie go (podany przedział czasu przekracza możliwości ludzkiego oka), ale jakże często musimy mu zwyczajnie pomagać wyręczając go w zakupie i rozdawaniu prezentów. Nie widzę w tym niczego złego, bo sprawa, w jakiej działa biskup z Miry, jest tego warta.


Joanna Zarzecka - „Gadki z Chatki”

Tak! W każdego – i tego biskupa z Miry, i tego z kapliczek w Beskidzie Niskim, i tego Prawdziwego, który grzecznym dzieciom przynosi prezenty.

Bardzo wcześnie stałam się mikołajowym sceptykiem, a swoją wiedzą na temat nieistnienia św. Mikołaja podzieliłam się z młodszą siostrą, przedwcześnie odzierając ją ze złudzeń. Tymczasem w wieku lat sześciu musiałam czym prędzej zrewidować swoje poglądy, ponieważ w naszym maleńkim domku u dziadków pojawił się Najprawdziwszy Mikołaj. Miał cudowny krwistoczerwony płaszcz, wspaniałą czapę i wór pełen prezentów. Zwiałyśmy z siostrą, solidnie wystraszone, za zasłonkę oddzielającą kąt na nasze łóżko. Mikołaj i mama zachęcali nas do wyjścia, ale ja byłam zbyt przerażona i... wysłałam siostrę! Siostra pogadała z Mikołajem i odebrała z jego rąk dwie wspaniałe lalki z długimi lokami (luksus w latach 80.!). Mikołaj poszedł, a myśmy długo nie mogły ochłonąć z wrażenia. Pobiegłyśmy do furtki i zobaczyłyśmy na końcu ulicy w świetle latarni człowieka – „Mikołaj poszedł do innych dzieci!”. Odszczekałam wszystkie herezje, jakie głosiłam i od tej pory wierzę w Mikołaja. Co roku zaglądam 6 grudnia pod poduszkę, czy mi czegoś nie podrzucił – i na ogół Mikołaj nie zawodzi.

PS Mikołajem był nasz dziadek, przebrany w bure palto obszyte z przodu koronkową zasłonką od biblioteczki, z brodą z konopi, czapką upstrzoną sreberkami z mleczarni i workiem z sianem z naszytymi artystycznie łatami.


ks. dr Stefan Batruch - Parafia Greckokatolicka w Lublinie

Odnajdujemy w sobie pragnienie doświadczania bezinteresownego dobra ze strony ludzi, których spotykamy na drodze życia. Okazana nam pomoc, życzliwość, czy też podarowana nieoczekiwanie pamiątka wywołują spontanicznie uczucia zadowolenia, radości. Święty Mikołaj Biskup Miry, która w czasach starożytnych była stolicą prowincji Licji (w południowo--zachodniej Azji Mniejszej), od młodości wyróżniał się wrażliwością na potrzeby innych, chętnie dzielił się tym, co posiadał, z potrzebującymi. Zasłynął jako człowiek nadzwyczaj otwarty, gotowy do okazywania pomocy w każdych warunkach zarówno biednym jak i pokrzywdzonym.

Styl życia Świętego Mikołaja pomaga w znacznym stopniu, również współczesnemu człowiekowi, uświadomić sobie przyćmiony i ukryty potencjał dobra i miłości, które tkwią w każdym, niezależnie od wieku i miejsca zamieszkania. Wspomnienia i aktualizacja pamięci o niezwykłej postaci sprzed piętnastu wieków pozwala odkryć na nowo tkwiące w nas potężne zasoby pozytywnej energii, będącej źródłem chęci czynienia dobra dla innych. Pamięć o postaci Świętego Mikołaja – altruisty, jest również mocną zachętą do usuwania wszelkich przejawów egoizmu utrudniającego okazywanie miłości, zrozumienia, dobroci i akceptacji. Chrońmy zatem od zapomnienia postać tak ważną i piękną, bo bez św. Mikołaja może kiedyś nieoczekiwanie nam i przyszłym pokoleniom zabraknąć sił i motywacji do bezinteresownego okazywania życzliwości.


prof. Jerzy Bartmiński - językoznawca i folklorysta Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

Jeśli chodzi o mnie samego, to nie ma sprawy: to ja sam w „mikołajki” bywam Mikołajem, choć ostatnio rzadziej, więc trudno mi nie wierzyć w siebie! A jak wiadomo, wiara w górę podnosi, także wiara w siebie. Na swój sposób sprawdza się stara prawda, że „wiara bez uczynków martwa jest”.

Bycie Mikołajem bardzo mi zawsze poprawiało samopoczucie, bawiło. Raczej się nie przebieram. Działam dyskretnie, ale w stroju świeckim, z tego głównie powodu, że strój biskupi czy pseudobis-kupi obliguje do stawiania pytań o dobre uczynki, odmawianie pacierzy, posłuszeństwo starszym, sumienne wypełnianie obowiązków itd. Kiedyś zdarzyło mi się, gdy byłem w stosownym stroju, postawić takie pytanie, i wtedy usłyszałem wewnętrzny głos, coś w rodzaju „spójrz na siebie samego” i dałem spokój.

Największym problemem jest oczywiście wybór prezentu, wyczucie, co komu pasuje. Jeśli chodzi o dzieci, wnuki i teściów, to z reguły radzę się żony, która ma wyczucie absolutne, zawsze trafia w dziesiątkę. Beznadziejna jest natomiast sytuacja w przypadku samej żony, bo nigdy nie jestem pewien, co się jej spodoba. Ostatnio zrobiłem unik i pozostawiłem do jej dyspozycji „bon towarowy”. To niestety był mój błąd: mija prawie miesiąc, a żona nie może się zdecydować na zakup i nawet półgłosem twierdzi, że Święty Mikołaj ją pominął. Dlatego ten wariant odradzam wszystkim potencjalnym Mikołajom, zwłaszcza żonatym!


Krzysztof Trebunia-Tutka - Trebunie-Tutki

Wierzę w Świętego Mikołaja, bo wierzę w ludzi, w miłość i dobroć, które potrafią sobie dać. Święty Mikołaj – poczciwy staruszek, uczy nas właśnie tej wielkiej radości obdarowywania. Ten Prawdziwy przychodzi szóstego dnia grudnia i ma dostojną postać biskupa. Pod choinkę prezenty przynoszą już raczej Anioły...

Jak opowiadała moja prababcia z Białego Dunajca, dawniej na Podhalu Święty Mikołaj bardzo rzadko przychodził do dzieci, a jeszcze rzadziej do dorosłych. Jak przyszedł, to przynosił pod poduszkę kawałek moskolicka (placka ziemniaczanego), cukierek ślazowy albo ołówek, zeszyt...

Świętego Mikołaja czczono jednak i poważano, jako patrona pasterzy i pogromcę wilków, które często ostro dawały się góralom we znaki i jak zbójcy, przychodziły co noc po owce.

Mikołajowe święto przypada w czasie Adwentu, który na Podhalu był czasem szczególnym. Ludzie nie grali, nie śpiewali, nie pili alkoholu, nie weselili się. Pościli mocno, nie tylko w piątki, ale też w środy i soboty, nie tylko od mięsa, ale też od jajek, masła, a nawet mleka. Wstawano wcześnie rano na roraty, śpiewano godzinki; kobiety ubierały się w skromne, ciemne ubrania. Oczekiwano na najważniejsze święta w roku – Godne Święta, Boże Narodzenie.


Małgorzata Jędruch - Radiowe Centrum Kultury Ludowej

Wierzę... Tak jak we wszystkie święta, które pozwalają oderwać się od rzeczywistości, zmienić bieg myśli, zapomnieć o rutynie dnia codziennego.

Nie jestem pewna, czy św. Mikołaj pozwala na wydanie nowych płyt, ale wiele krążków wtedy właśnie się ukazuje. Jeżeli to sprawka hojnego Mikołaja... to wierzę w tego Świętego.

Wierzę też w św. Mikołaja, który zapachem pomarańczy zapowiadał nadejście najbarwniejszych świąt w ciągu całego roku. Skąd ten zapach? Z dzieciństwa. Umawialiśmy się z bratem, żeby dotrwać do momentu pojawienia się paczek pod poduszką (właściwie koło poduszki) i nigdy się to nie udało. Przypuszczaliśmy, że to rodzice są Świętym Mikołajem, ale pewności nie mieliśmy żadnej. Za to pewne były dwie pomarańcze, kilka czekoladowych, a raczej czekoladopodobnych cukierków, jakieś ciasteczka i coś ciepłego na zimę – skarpety, albo szalik, albo rękawiczki. Wyjątkowo też przezroczysty woreczek dopełniany bywał chałwą o dziś smaku niespotykanym. A gdy obudziliśmy się wcześnie rano, jeszcze za oknami było ciemno, prawie wszystko zjadaliśmy naraz. Jak łatwo się domyślić, mieliśmy z głowy nie tylko śniadanie. Dopiero kilka lat później dowiedziałam się, jak ogromnym wysiłkiem było zdobycie tych drobiazgów, kiedy sama stałam w kolejce po cytrusy albo ojciec wymieniał kartkę na papierosy na porcję cukierków. Tym bardziej utwierdziło mnie to w przekonaniu, że 6 grudnia zaczynał okres cudów, niezwykły czas.

Skrót artykułu: 

Na to pytanie odpowiadają:

  • Małgorzata Jędruch - Radiowe Centrum Kultury Ludowej
  • Krzysztof Trebunia-Tutka - Trebunie-Tutki
  • prof. Jerzy Bartmiński - językoznawca i folklorysta UMCS w Lublinie
  • ks. dr Stefan Batruch - Parafia Greckokatolicka w Lublinie
  • Joanna Zarzecka - „Gadki z Chatki”
  • Bogdan Bracha - lider Orkiestry św. Mikołaja



Miejsca sprzedaży

Dział: 

Dodaj komentarz!