Czy lubisz taniec?

W sondzie udział wzięli:

  • Joanna Zarzecka
  • dr Tomasz Nowak etnomuzykolog (UW)
  • Jacek Hałas



    Joanna Zarzecka

    Taniec uwielbiam! Choć nie każdy. Nie lubię samotnego skakania w dyskotece, nie lubię litewskiego człapania z podnoszeniem rąk w korowodach, nie lubię drgawek techno, boję się akrobacji acroyagi i tańców sportowych. Za to lubię wirować i robić figury. Do tego idealnie nadaje się oberek, walczyk, czardasz! Tańce węgierskie, wywodzące się z Transylwanii, przesiąknięte są muzyką cygańską, mają w sobie dynamikę i pociągający urok melodii opartych na skrzypcach. Taniec w parze daje najwięcej możliwości, ale bywają i wciągające korowody - np. mołdawskie. Mieszkam w Warszawie, gdzie jest wyjątkowo komfortowa sytuacja dla tancerza ludowego, bo jest wiele zabaw, warsztatów, możliwości. Ostatnio w Polsce taniec stał się na powrót jakby bardziej popularny - może to kwestia modnych programów telewizyjnych, może szerszej dostępności kultury. Ludzie poszukują też nowych form ruchu jako aktywności fizycznej (np. afrykański taniec zumba jako zajęcie w klubach sportowych), wkręcają się w taniec i wciągają weń swoich znajomych.

    O paru ładnych lat tańczę różne tańce ludowe dla przyjemności. Kiedy pojawiamy się gromadnie z przyjaciółmi na jakimś festynie czy imprezie nie do końca folkowej i zaczynamy tańczyć, od razu ktoś z tłumu pyta, czy my "z zespołu". Otóż nie i chyba taka wiadomość najczęściej staje się zachętą do spróbowania własnych sił czy to w korowodzie bretońskim, czy mołdawskim, czy w poleczce. Jestem zdania, że tańczyć mogą wszyscy i nie wierzę w "dwie lewe nogi". Sama kiedyś tak miałam, że każda kończyna tańczyła co innego, aż w którymś momencie coś "zaskoczyło". Znam też wielu świetnych tancerzy, których początki pamiętam jako nader mizerne. Pytanie o zdolności taneczne to pytanie o to, czy naprawdę nam coś w duszy gra. A kiedy gra, to się tańczy - co popadnie - i ulubione ludowe polskie, i węgierskie, ale też francuskie, czy irlandzkie, może być i taniec na weselu, i melodyjne disco - i jeździ się za ulubioną muzyką czasem wiele kilometrów. Kiedyś młodzież jeździła po zabawach w okolicznych wioskach, teraz muzykę wiejska tańczą głównie ludzie z miasta, a możliwości komunikacyjne też wzrosły, więc jeździ się dalej. Byliśmy grupą na tańcach we Wrocławiu, Supraślu, za Rzeszowem i Lublinem, na obozach tańca w Rumunii i na zabawie w Czechach. Na dotychczasowych imprezach turystycznych taniec rozgościł się nam jako stały punkt programu obok śpiewów przy gitarze.

    Taniec to odskocznia, relaks fizyczny i psychiczny. Jest coś takiego w człowieku, że lubi wirować - najlepszym przykładem są dzieci, które kręcą się w kółko aż do utraty równowagi - później człowiek zaczyna się wstydzić, krępować, sztywnieć i nagle okazuje się, że połowa Polaków "nie ma słuchu", "nie umie tańczyć" i ogólnie wycofuje się z aktywności muzycznej. Ale jest teraz dobry czas na taniec. Jest zainteresowanie, środowisko tancerzy ludowych też się rozrasta. Wielka w tym zasługa Warszawskiego Domu Tańca i mniejszych ośrodków regionalnych. Mnie też w ciągu kilku lat udało się wciągnąć w taniec parę osób, które teraz uczą kolejnych chętnych. I to bardzo cieszy. Najważniejsze to się wkręcić!



    dt Tomasz Nowak etnomuzykolog UJ

    Jako osoba zajmująca się antropologią tańca muszę stwierdzić, że pytanie jest bardzo europejskie - w wielu miejscach świata nie ma przecież jednego określenia na te wszystkie zjawiska, które w Europie określamy tańcem, choć istnieje wiele określeń na sprecyzowanie poszczególnych rodzajów i gatunków. Ludziom żyjącym w tamtych kulturach łatwiej zidentyfikować się z jakimś specyficznym zjawiskiem. W Polsce wiele osób również staje się stronnikami tylko określonego stylu, negując całą resztę, czasami nawet pokrewnych zjawisk.

    Ja osobiście kocham wszelkie zjawiska taneczne, jako najbliższy mi środek doświadczenia innego niż ten codzienny, utylitarny ruchu i jego współczynników - czasu, przestrzeni, ciężaru i przepływów energii.Wejście w jakąkolwiek akcję taneczną zawsze stanowi dla mnie początek podróży w inny, fascynujący świat. Być może dlatego chętnie użytkuję każdy, dostępny mi rodzaj tańca, choć na początku uwiodły mnie tańce pozostałe po dawnych kulturach chłopskich. Ale pociąga mnie także bogata symbolika i głębia tańców azjatyckich, ogromna dyscyplina europejskiego tańca klasycznego, siła wyrazu tańców dworskich epoki baroku, czy też eksploracje tańca współczesnego. I chyba dzięki temu łatwiej mi nawiązywać kontakty z ludźmi, niezależnie od tego, czy jest to pierwszy tancerz baletu narodowego, współczesny performer, poszukiwacz stylu dawnego tańca wiejskiego, czy też miłośnik imprez w Staroźrebach. Może dlatego też w moich badaniach najchętniej podejmuję się tego, co jest na granicy - regionów, warstw społecznych, stylów czy kultur?

    Moje przeżywanie tańca zmienia się jednak z wiekiem - był czas zatracenia się w tańcu, był czas radości z solidnie przepracowanej lekcji, był w końcu czas, gdy cieszyła mnie obecność na scenie i poklask widzów lub współuczestników. Dzisiaj największą radość sprawia mi, gdy ktoś nagle zaczyna rozumieć moją fascynację oraz pasję i wyraża to wzrokiem, słowem, postawą lub - i to dla mnie chyba najcenniejsze - ruchem!



    Jacek Hałas

    Chwalę taniec,
    ponieważ uwalnia ludzi od balastu rzeczy
    i wiąże jednostkę ze wspólnotą.
    Chwalę taniec, który wiele wymaga,
    ale też wszystkiemu sprzyja -
    zdrowiu i jasności umysłu,
    a także uskrzydleniu duszy.

    Tańczyć znaczy przemieniać czas i przestrzeń;
    tańczenie zmienia człowieka,
    który jest w stałym niebezpieczeństwie
    bycia wyłącznie umysłem, rozumem i wolą (...)

    O, człowieku, ucz się tańczyć,
    a jeśli nie, to aniołowie w niebie
    nie będą wiedzieli, co z Tobą począć.
    (Augustyn z Hippony, tłum. Jacek Jan Pawlik)

    Zadziwiające, iż tekst Augustyna napisany w III w. n. e. jest wciąż aktualny i właściwie mógłbym się pod nim podpisać, chcąc odpowiedzieć na pytanie - czy lubisz taniec? Lubię.

    Przede wszystkim jako pewien, zapomniany obecnie, portal komunikacji społecznej, wspólnoty. Społeczna funkcja muzyki i tańca wydaje mi się bardzo ważna. A my, wypierając, "gubiąc" tradycję, ponieśliśmy niezaprzeczalną stratę. Człowiek jest istotą społeczną i szuka kontaktu z innymi. Aby jednak mógł on się ziścić, musimy posługiwać się zrozumiałym dla innych językiem. I nie myślę o języku literackim, a właśnie o krokach, figurach tańca czy słowach pieśni. Fizyczność tego rodzaju komunikatu jest bardzo ważna, ponieważ przebiega on wtedy na innym, pozawerbalnym poziomie. Tego niestety nie zapewnią "społeczności" w sieci, mimo całego ich uroku i dostępności.

    Język ten, wypracowany i sprawdzony przez kilkaset lat, w prosty i przyjemny sposób, bawiąc i ucząc, pozwalał przez uczestnictwo zdobywać wiedzę, której dzisiaj musimy szukać, studiując nauki społeczne, psychologię, ba - czasem psychiatrię (zob. H. Welcz, "Zjawiska transowe w tradycyjnej wielskiej polskiej kulturze tanecznej", Current Problems of Psychiatry 2011; 12(3): 330-332, przyp. red).

    Praktykując taniec, czy to w remizie, Domu Tańca, czy prowadząc samemu warsztaty, doszedłem do wniosku, iż różne jego formy - popularne niegdyś elementy potańcówek - służyły różnym celom. I tak - najbardziej archaiczne tańce korowodowe dotyczyły uczestnictwa jednostki w grupie, indywiduum jako twórczego składnika wspólnoty; tańce w parach, których specyfiką i istotą, a zarazem wyróżnikiem w polskiej tradycji tanecznej jest wirowanie, pokrewne najstarszym formom rytualnym, tańcom derwiszy, chasydów czy leczniczemu działaniu tarantelli, pozwalały poznać i okiełznać emocje związane z płcią, seksem i cielesną bliskością; tańce i gry taneczne w trójkach, czwórkach, gromadach nie bez kozery stanowiły niegdyś podstawę zabaw dziecięcych, ucząc w formie najbardziej naturalnej integracji i odrzucenia oraz funkcjonowania w grupie. Ale przecież taniec to też wspólna zabawa. A zabawa - jak pisał Johan Huizinga - jest być może starsza od kultury.

    Taniec urzeka, jest bezinteresowny, uporządkowany i pełen wewnętrznego ładu. Jego niezbędne napięcie i entuzjazm prowadzić zaś może do uniesienia lub... rozpasania. Ma swój określony czas i miejsce, w którym obowiązują szczególne prawa i reguły. Powtarzalny, a jednocześnie za każdym razem inny.

    Nie jest cnotą, ni grzechem. Jest tańcem.



Skrót artykułu: 

W sondzie udział wzięli:

  • Joanna Zarzecka
  • dr Tomasz Nowak etnomuzykolog (UW)
  • Jacek Hałas
Dział: 

Dodaj komentarz!