Cicha. Cicha? Cicha!

fot. T. Kaczor

Jej kariera muzyczna jest wypadkową niebywałego talentu i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Na swojej drodze wciąż spotyka fantastycznych ludzi, którzy dzielą się z nią swoją wiedzą. Pierwszym poważnym projektem Karoliny Cichej był rockowy album „Gajcy!”, nawiązujący do Powstania Warszawskiego, od kilku lat zajmuje się jednak muzyką tradycyjną.

Jidiszland
To projekt muzyczny będący kontynuacją płyty „Wieloma językami”, który ujrzał właśnie światło dzienne. Pracując nad materiałem prezentującym wielonarodowość Podlasia, Karolina Cicha odkryła twórczość przedwojennych poetów piszących w jidysz. W tej mrówczej pracy wspomagała ją dyrektor Muzeum w Tykocinie, Ewa Wroczyńska. Wyszukiwała najlepsze wiersze, tłumaczyła. Cicha potrzebowała jeszcze kogoś, kto nauczy ją śpiewać w jidysz ze wschodnimi naleciałościami i tu niezastąpiona okazała się Bella Szwarcman-Czarnota. „Często nagrywam robocze demo, bo tak mi o wiele łatwiej przekazać to, co robię – wspomina artystka. Na początku 2013 roku wysłałam dwa kawałki do Mirona Zajferta, szefa artystycznego festiwalu »Nowa Żydowska Muzyka«, a on po ich usłyszeniu zamówił cały koncert“. Karolina Cicha szybko zaprosiła do współpracy młodych, jazzowych muzyków, którym muzyka tradycyjna nie była obca: Piotra Domagalskiego – kontrabasistę i kompozytora, który grywał też oberki w PKP Raducz oraz perkusistę, Witolda Wilka. Nie szukali brzmienia typowo klezmerskiego, szli raczej w kierunku twórczości Johna Zorna czy Masady. Powstała muzyka bardzo przylegająca do tekstu, choć słychać w niej oczywiście żydowskie nuty. Taki etno jazz. Premiera koncertu „Jidiszland” odbyła się 11 maja 2013 roku podczas Festiwalu „Nowa Muzyka Żydowska” w Warszawie. Wkrótce potem kapela weszła do studia i zarejestrowała nowy repertuar. Premiera płyty odbyła się 28 sierpnia 2015 roku na festiwalu Warszawa Singera.

Na krążku znalazły się wiersze, do których w większości artyści sami dopisali muzykę. Jest tam też „Białystok main hejm” z CD „Wieloma językami”, trzy utwory Morisa Rozenfelda z muzyką Marka Warszawskiego, które na nowo zaaranżowali muzycznie. Jest też „Rebeka”. Jest utworem w języku polskim (pozostałe piosenki są w jidysz). Napisali ją w 1933 roku spolonizowani Żydzi. Zygmunt Białostocki był twórcą muzyki, Andrzej Włast stworzył tekst. Tytułowa Rebeka śpiewa z pewnością o żydowskim rynku i w warstwie melodycznej słychać skale żydowskie, muzykę klezmerską. Ta piosenka jest odbiciem kultury żydowskiej w naszym kraju w okresie międzywojennym, kiedy część Żydów funkcjonowała w obrębie swojej kultury i języka, a część – posługiwała się językiem polskim.

Spotkanie w Pakistanie
Równolegle do „Jidiszlandu” powstaje album z muzyką pakistańską, którego wielbiciele Karoliny Cichej mogą spodziewać się najpóźniej zimą. Ten materiał także jest rozwinięciem „Wieloma językami”. Nagrania ukazały się w Pakistanie w grudniu 2014 roku, a polscy muzycy dostali pozwolenie na ich wydanie w swoim kraju. „Kończymy mixy – mówi żywo Karolina – projektujemy nową okładkę, generalnie pracujemy nad przystosowaniem tego wydawnictwa do europejskich standardów. Znajdzie się na nim około 30 minut azjatyckiej i 30 minut polskiej muzyki. Staraliśmy się, żeby wyszło demokratycznie, żeby płyta nie była ani zbyt pakistańska, ani zbyt polska”. Polsko-pakistańska muzyka to pomysł polskiej ambasady w Islamabadzie i Stowarzyszenia PolPak. Szlaki przetarła kilka lat temu Maria Pomianowska, biorąc udział w podobnym projekcie. Ojcami chrzestnymi tego muzycznego spotkania byli orientalista prof. Piotr Balcerowicz i Sohail Sajid. Ten drugi zaproponował polskim muzykom trzech artystów: Abidę Parveen, Rizwana Muazzama i Shafqata. Shafqat Ali Khan – niezbyt znany w Europie, a popularny w USA – wydawał im się najbardziej otwarty muzycznie. Do niego dołączył tablista, Kashif Ali i sarangista, Zohaib Hassan. „Wspólnie z Piotrem Balcerowiczem, który zna Shafqata, wybraliśmy z jego repertuaru utwory, które chcielibyśmy wspólnie wykonać – wspomina Cicha. – Wybraliśmy też wspólnie nasze kompozycje, które chcieliśmy zaproponować Pakistańczykom. Kwestia wyboru muzyki była po naszej stronie. Na dodatek jedną z prób, jeszcze przed wyjazdem do Pakistanu, odbyliśmy w domu Balcerowicza pełnym azjatyckich instrumentów, nagrań i książek. To bardzo nam pomogło”. Oprócz Karoliny Cichej do Islamabadu pojechali: Bartek Pałyga (wiolonczela, drumla, lira korbowa), który przez wiele lat fascynował się muzyką Azji, Mateusz Szemraj (cymbały, rubab) i realizator dźwięku, Andrzej Kijanowski. Zapakowali do samolotu nawet gitarę elektryczną, bo nie wiedzieli, w jakim kierunku podążą prace. Przed nagraniami odbyły się dwudniowe próby i dwa koncerty.

Ab ovo
„W moim przypadku na początku nie było słowa, była melodia – śmieje się Karolina. – Mama mówi, że wcześniej zaczęłam śpiewać niż mówić. »Hey Jude« nuciłam, zanim zaczęłam wypowiadać pierwsze słowa”. W rolniczej rodzinie Cichych nie było tradycji muzycznych. Można powiedzieć, że mała Karolinka się wyrodziła. Jako dziecko brała udział we wszystkich rodzinnych biesiadach i śpiewała, było to ciekawsze od zabaw z rówieśnikami. Mama próbowała „skanalizować” ten zapał, zapisała dziewczynkę do szkoły muzycznej w Białymstoku, gdzie mała wytrzymała tylko trzy miesiące. Nauka była bardzo stresująca. Jakiś czas później dziadek Karoliny kupił jej gdzieś na targu keyboard, na którym szybko nauczyła się grać na obie ręce. Jako dziesięcioletnia dziewczynka zagrała mu „Fale Dunaju”, a wtedy zafundował jej pianino. Trochę komponowała, miała prywatne lekcje gry. Nigdy jednak nie opanowała czytania nut, szybciej uczyła się grać ze słuchu. Rzuciła muzykę w liceum, kiedy lekarze stwierdzili, że ma słabe mięśnie krtani i śpiewanie może jej zaszkodzić. Była w klasie humanistycznej, więc zdecydowała się studiować polonistykę.

Elektra
Do Ośrodka Praktyk Teatralnych „Gardzienice” Cicha trafiła po studiach, kiedy okazało się, że z pracą jest krucho i trzeba szukać pomysłu na życie. Pojechała na egzaminy do Akademii Gardzienickiej. Zaskoczył ją dobry ich wynik. Od razu też zaczęły się rozmowy o współpracy z teatrem. „A mnie się wydawało, że mój warsztat i środki wyrazu są takie kiczowate, nieprofesjonalne” – snuje opowieść. W 2006 roku, będąc w Akademii, wpadła na pomysł, że wystartuje w Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, zaśpiewała „Rebekę” i… dostała II nagrodę! Była to dla niej samej wielka niespodzianka! Pierwsze miejsce dostał wtedy Bartłomiej Porczyk, bardzo profesjonalny aktor, a ona była trochę z ulicy. Nagrody były bardzo cenne, Porczyk dostał samochód (Cicha wówczas nie miałaby go za co utrzymać), a jej wystarczyło na skromne, roczne utrzymanie. Idąc za ciosem, pojechała na Festiwal Piosenki Studenckiej do Krakowa, gdzie zajęła I miejsce. Miała już utrzymanie na dwa lata i mogła spokojnie się rozwijać. Skończyła Akademię, potem zaczęła grać w gardzienickich przedstawieniach, dostała główną rolę w spektaklu „Elektra” w reżyserii Włodzimierza Staniewskiego. Wcześniej to była rola Anny Heleny McLean. Aktorka przeprowadziła z Karoliną dziesięciodniowe, indywidualne warsztaty, które okazały się niezwykle wartościowe. Cicha bardzo dużo od niej się nauczyła, nie tylko z dziedziny stricte aktorskiej, ale też performatywu, np. jak przykuć i utrzymać uwagę odbiorcy. McLean była niezwykłą osobowością. Jej Elektra była mocna, niekiedy agresywna. Dla młodej aktorki było to wówczas przekroczeniem granicy wyrazu, rodzajem inicjacji i – jak się okazało – przygotowania do rocka. Dużo doświadczeń, nie Cichatylko aktorskich, przekazał jej też Włodzimierz Staniewski. Wiele jej dały warsztaty wokalne Mariany Sadowskiej w Ośrodku Grotowskiego. To ona uświadomiła Cichej, że można znaleźć własną technikę śpiewu, pokazała, że można śpiewać, nie forsując głosu.

Cały ten rock
Przypadek? Miała zrobić utwór na walentynki. Sięgnęła po ironiczny poemat Tadeusza Różewicza „Walentynki”, dopisała muzykę. W czasie rezydencji „Gardzienic” we Wrocławiu zagrała tę piosenkę i okazało się, że na jej minirecitalu były władze Wrocławia. Od razu zaproponowano jej współpracę – pod warunkiem, że zdobędzie zgodę Różewicza na wykonywanie jego wierszy. Nie było to trudne, bo już wcześniej się z nim kontaktowała. Z zapałem przytaknęła, że chce grać rockową muzykę, że będzie ona ostra i drapieżna jak wiersze Różewicza. I tak powstał album „Do ludożerców”. W międzyczasie, na festiwalu Jacka Kaczmarskiego w Kołobrzegu spotkała Macieja Chmiela, który zachęcił ją do zgłoszenia się do udziału w pracach nad płytą „Gajcy!”, której koncepcja powstała w Muzeum Powstania Warszawskiego. Producenci przysłali jej jeden utwór, potem przez pomyłkę drugi, więc szybko opracowała do nich muzykę i została przyjęta. Przy tej płycie Cicha po raz pierwszy pracowała z muzykami. Nigdy nie miała zespołu, nawet garażowego – jednak to jej piosenka promowała płytę.

Na ludowo
Wielu ludzi mówiło Karolinie, że z jej rockowych utworów przebija „ludowizna”. Muzyką tradycyjną zainteresowała się w 2011 roku i wtedy powstał projekt „Wieloma językami”. Roczne Stypendium Województwa Podlaskiego pozwoliło na jego realizację. Przez pół roku jeździła po wioskach, szukała interesujących utworów, kontaktowała się z wieloma ciekawymi ludźmi. Kiedy projekt wszedł w drugą fazę – muzyczną, dołączył Bartek Pałyga. W listopadzie 2012 roku odbył się koncert – podsumowanie projektu. W 2013 na Festiwalu Folkowym Polskiego Radia „Nowa Tradycja” pokazali ten repertuar i zgarnęli całą pulę nagród (Grand Prix, Nagrodę Publiczności oraz Nagrodę Specjalną im. Czesława Niemena). Od tamtej pory Program 2 PR i środowisko związane z folkiem bardzo wspiera jej poczynania. Po „Nowej Tradycji” duet wyjechał na Festiwal Europejskiej Unii Radiowej Rattvik w Szwecji, gdzie zobaczył ich szef festiwalu w Rudolstadt. Zagrali na tej prestiżowej imprezie rok później. Dzięki radiowej Dwójce wystąpiła na tegorocznym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu – właśnie z „Rebeką”. Kolejnym sukcesem było zakwalifikowanie się do showcase na tegorocznych targach muzycznych Womex w Budapeszcie.

Metoda
W swojej muzyce wykorzystuje wiele instrumentów i brzmień elektronicznych, które nagrywa samodzielnie. Sampluje wszystko: od instrumentów etnicznych, po spadające przedmioty metalowe, czy miauczenie kota, to jest jej konik. Jako w zasadzie nieznający nut samouk, nie jest wirtuozem żadnego instrumentu. Jej partie solowe są raczej odzwierciedlaniem emocji, a nie pokazem technicznej perfekcji. Granie na wielu instrumentach jednocześnie sprawia Karolinie wielką frajdę tworzenia czegoś nowego. Poza tym lubi samodzielnie zaaranżować i zagrać cały utwór. „To machanie nogami i rękami w czasie gry kojarzy się z tańcem – mówi Cicha. – Jestem takim samowystarczalnym wynalazcą. To rodzinne. Na szczęście już zrozumiałam, że taki Bartek Pałyga jest mi jednak potrzebny i zaczęłam oddawać innym, lepszym muzykom swoje dotychczasowe partie”. Uczy się śpiewu, słuchając muzyki. Uczy się, choćby jadąc samochodem, kiedy nikt nie słyszy i może się spokojnie wydzierać. Mariana Sadowska uświadomiła jej, że są różne techniki śpiewu, że słuchając i próbując kopiować brzmienia głosu, buduje się bank narzędzi wokalnych, po które można sięgnąć. W planach ma już nową płytę, tatarską i nie może się doczekać, kiedy zamknie obecne projekty i zacznie nad nią pracować.

Na podstawie rozmowy
Agnieszka Matecka-Skrzypek

Skrót artykułu: 

Jej kariera muzyczna jest wypadkową niebywałego talentu i szczęśliwych zbiegów okoliczności. Na swojej drodze wciąż spotyka fantastycznych ludzi, którzy dzielą się z nią swoją wiedzą. Pierwszym poważnym projektem Karoliny Cichej był rockowy album „Gajcy!”, nawiązujący do Powstania Warszawskiego, od kilku lat zajmuje się jednak muzyką tradycyjną.

Dział: 

Dodaj komentarz!