Byłbym Polakiem

Od ponad trzydziestu lat mieszkam w Chicago i zazwyczaj jestem utożsamiany z tamtejszym jazzem. Ale w domu mówię tylko po portugalsku, gotuję swój brazylijski ryż, fasolę i mięso i śpiewam muzykę brazylijską - mówi Paulinho Garcia w rozmowie z Gadkami.

Urodzony w Brazylii, od 30 lat mieszka w USA. Komponuje, aranżuje, gra na gitarze, śpiewa. Karierę muzyczną rozpoczął w wieku 9 lat. Jest jednym z najbardziej charakterystycznych wykonawców muzyki brazylijskiej. Specjalizuje się w jazzie i bossa novie.

Występuje z saksofonistą Gregiem Fishmanem, z którym od lat tworzą zespół Two for Brazil. Wydał kilkanaście płyt, cieszących się wielkim powodzeniem na obu kontynentach amerykańskich. Ostatnia z nich - "My very live" - w tym roku była nominowana do nagrody Grammy.

W Polsce Garcia występuje z Grażyną Auguścik. Mówi się, że to dwa głosy stworzone dla siebie.


Podobno już w dzieciństwie był pan muzyczną gwiazdą lokalnej rozgłośni?
"Pan" przed moim imieniem naprawdę nie jest potrzebne, bo z każdym dniem jestem coraz młodszy. Wtedy miałem dziewięć lat. Znajoma mojej mamy usłyszała jak śpiewam w domu. Spodobał się jej mój rytm i intonacja. Załatwiła spotkanie z producentami programu dla dzieci w radiu w Belo Horizonte. Występowałem w nim potem co niedzielę.

A więc, Paulinho, co cię sprowadza do Polski?
Od ponad trzydziestu lat mieszkam w Chicago i zazwyczaj jestem utożsamiany z tamtejszym jazzem. Ale w domu mówię tylko po portugalsku, gotuję swój brazylijski ryż, fasolę i mięso i śpiewam muzykę brazylijską. Ale Polska jest częścią mojego przeznaczenia. Gdybym nie był Brazylijczykiem, prawdopodobnie byłbym Polakiem. Studiowałem fizykę i Maria Skłodowska była moim pierwszym magnesem przyciągającym do waszego kraju. Drugim był Chopin. W 1979 roku odkryto przede mną muzykę Michała Urbaniaka i Urszuli Dudziak. Pokochałem ją. A dziesięć lat temu poznałem ich osobiście.

Jak doszło do twojego spotkania z Grażyną Auguścik?
Trzynaście lat temu Grażyna zaproszona przez naszą wspólną znajomą przyszła na jeden z moich koncertów. Ujęta brazylijskim stylem poprosiła mnie wtedy o aranżację utworu "Lullaby for my mother", który skomponowała w hołdzie dla swojej matki. W 2000 roku zrobiliśmy wspólne tournee po Polsce, a po jego zakończeniu nagraliśmy płytę "Fragile". Od tamtego czasu występujemy razem i będziemy to robić przez wiele jeszcze lat. To miłość od pierwszego wejrzenia. Nie znam lepszej wokalistki od Grażyny, ma głos anioła, intonację perfekcyjnego instrumentu i naturalną muzykalność, którą posiadają tylko najwięksi muzycy.

Wasza muzyka wstrząsa uczuciami. Jest bardziej polska, brazylijska, a może amerykańska? Co najlepszego czerpie z tych trzech kultur?
Dobra muzyka brazylijska to owoc europejskiej imigracji z XIX wieku. Chopin wciąż wpływa na naszych największych kompozytorów. Ślady jego walców, preludiów i mazurków wciąż pojawiają się w naszej muzyce. Na jazz w moim przypadku największy wpływ mieli oczywiście muzycy amerykańscy: Nat King Cole, Ella Fitzgerald czy Chet Baker. Z kolei muzyka brazylijska to moje korzenie.

Lubię każdą muzykę o czystej duszy. Nie lubię, gdy robi się ją dla komercji. Na szczęście na swojej drodze spotykałem wielkich, wśród nich także polskich, muzyków, na przykład: Janusza Muniaka, Mietka Szcześniaka, Andrzeja Jagodzińskiego, Jarka Bestera i wielu innych.

Skrót artykułu: 

Od ponad trzydziestu lat mieszkam w Chicago i zazwyczaj jestem utożsamiany z tamtejszym jazzem. Ale w domu mówię tylko po portugalsku, gotuję swój brazylijski ryż, fasolę i mięso i śpiewam muzykę brazylijską - mówi Paulinho Garcia w rozmowie z Gadkami.

Dział: 

Dodaj komentarz!