Auļi

„Aulos”

Mówiąc wprost - prochu w muzyce średniowiecznej już się raczej nie wymyśli. Utarty schemat ma już swoje lata, a ilość zespołów, które biorą się za odtwarzanie muzyki swoich pradziadów ostatnimi czasy również urosła do zatrważającej wręcz liczby. Generalnie wytrwali słuchacze mogą wybierać i przebierać, ale niestety znalezienie ideału nie jest łatwe.

Niemcy już dawno zaczęli zjadać ze smakiem swój własny ogon, brnąc w powielane do bólu patenty (piszę to z wielkim żalem, albowiem od nazw takich jak Corvus Corax, In Extremo czy Cultus Ferox od wielu lat już dostaję ślinotoku). Włosi z kolei uprawiają własne poletko i wydaje się, że już dawno zapomnieli, że ktoś słucha ich gdzieś w Afryce. Węgrzy zaś mimo iż działają niezmordowanie, w zasadzie tylko wymieniają się znalezionymi pieśniami (przykładem ostatnie wydawnictwa Holloenek Hungarica i Bordo Sarkany).

I oto w moje ręce wpada mieniąca się od złotej obwoluty płyta zatytułowana "Aulos", sygnowana przez zespół Auli. Załączona ulotka dość dosadnie ostrzega, że jest to muzyka z gatunku pipes&drums - ok, będę ostrożny. Odpalam jednak płytę i uśmiech sam pojawia się na mojej twarzy.

Mimo że Łotysze z Auli bazują na utartym schemacie, odkrywają przed nami nieznane rejony muzyki średniowiecznej. Nieznane, bo pochodzące z ich ojczyzny. Otwierający płytę (nie licząc intro) tytułowy "Aulos", serwuje nam melodie, których nie usłyszymy na krążkach sygnowanych przez Niemców czy Włochów. Dodatkowego kolorytu dodają męskie wokale, brzmiące niesamowicie potężnie, a w dodatku uwodzące nas urokliwym i przepięknie dźwięcznym łotewskim językiem. Oczywiście, możecie powiedzieć: "Ot, wystarczyło zmienić łacinę na łotewski i zagrać inne melodie i od razu tyle entuzjazmu". Być może jest to jakiś argument, ale prócz tego, że Auli zmieniło łacinę na łotewski. a "Carmina Burana" na miłosne ballady z Rygi, jest na tej płycie sporo kombinowania. Dosłownie przeszły mnie ciarki, gdy do wspomnianego już męskiego wokalu w "Ligojami" (tak na marginesie: najlepszy numer na płycie!) dołączyły cudne, operowe wokalizy Sonory Vaice, podobno bardzo popularnej na Łotwie śpiewaczki. Takich smaczków jest na "Aulos" więcej: umyślnie fałszujące dudy na początku "Likais" czy rubaszne "hej ho" pojawiające się gdzieś w połowie płyty zdecydowanie urozmaicają te dudziarsko-bębniarskie harce braci Łotyszów.

Na sam koniec dodam jeszcze, że wszystko zagrane i wyprodukowane jest na bardzo wysokim poziomie: dudy brzmią potężnie, to samo dotyczy bębnów. Każdy dźwięk ma tu swoje miejsce, ale jeśli myślicie, że jest to muzyka spokojna i uporządkowana, jak np. "Tymsins", muszę Was z tego błędu wyprowadzić.

Auli to w tej chwili rozpoznawalny zespół grający muzykę pipes&drums. Nie wdając się w szczegółową analizę co stanowi o ich rosnącej popularności, wydaje się, że Łotysze swoim głębokim zakorzenieniem w kulturze oraz na wskroś niekonwencjonalnym podejściem do grania, tchnęli nowego ducha w skostniałe już środowisko odtwórców muzyki średniowiecznej.

Skrót artykułu: 

Mówiąc wprost - prochu w muzyce średniowiecznej już się raczej nie wymyśli. Utarty schemat ma już swoje lata, a ilość zespołów, które biorą się za odtwarzanie muzyki swoich pradziadów ostatnimi czasy również urosła do zatrważającej wręcz liczby. Generalnie wytrwali słuchacze mogą wybierać i przebierać, ale niestety znalezienie ideału nie jest łatwe.

Dodaj komentarz!