Anno Domini 2003

O letnich imprezach rycerskich

Dla niektórych wojów sezon turniejowy wciąż trwa, dla innych zakończenie wakacji oznacza schowanie historycznego stroju i elementów uzbrojenia w ciemnym kącie szafy, w którym przeleżą jesień i zimę, by wiosną znów ujrzeć światło dzienne. Światło kolejnych turniejów, kolejnych zabaw rycerskich, kolejnych przygód z historią...


Tegoroczny sezon na turnieje rycerskie obfitował w wiele atrakcyjnych imprez historycznych w różnych zakątkach Polski i nie tylko. Można powiedzieć, że średniowiecze przeżywa swój renesans, a moda na bieganie w zbrojach rozkwita w zawrotnym tempie. Oprócz znanych i prestiżowych spotkań współczesnego rycerstwa polskiego, takich jak „obowiązkowy” Grunwald, Malbork, Opole czy Wolin, w wielu miastach i miasteczkach odkryto potrzebę i sens organizacji turniejów i festynów z udziałem rycerzy i dam w pięknych, długich sukniach. Przekonano się już, że rycerze są w stanie odwalić kawał dobrej roboty przed publicznością, a jednocześnie dobrze się pobawić w duchu kultury staropolskiej.

Kalendarz imprez rycerskich wskazuje, że już od początku maja, co weekend, współczesny rycerz i białogłowa mają okazję pokazać się kolejno w różnych historycznych miejscach, czy to na zamkach, czy to w parkach, to znów skansenach, pod średniowiecznymi murami lub też na otwartych polach Grunwaldu czy Płowiec.

Wojowie ze Śląska podczas kilku wieców w bolkowskiej warowni wspólnie ułożyli harmonogram spotkań, na których mieli, mają lub też będą mieć okazję spotkać się z zaprzyjaźnionymi bractwami, poćwiczyć fechtunek i napić się pitnego miodu na biesiadach wieńczących każdy zjazd. Sezon otworzył majowy wyjazd do Kliczkowa, gdzie przy zamku odbył się prawdziwy turniej dla ośmiu bractw zorganizowany przez Bolesławiecką Drużynę Rycerską Syrokomla z siedzibą na zamku w Kliczkowie. Dla niektórych wojów impreza ta otworzyła cotygodniową peregrynację po śląskich zamkach, takich jak te w Grodźcu, Chojniku, Czosze, Ogrodzieńcu, Będzinie czy Książu.

Na turnieje jeżdżę co weekend już od początku maja. W tygodniu piorę swój historyczny strój, by w piątek, najpóźniej w sobotę rano, wyruszyć na kolejną wyprawę. Może na dłuższą metę jest to męczące, ale spotkania ze znajomymi z całej Polski sprawiają mi dużą przyjemność; pojeżdżę sobie na turnieje jeszcze co najmniej do października, oczywiście, jeśli pogoda i ... żona mi na to pozwolą – tłumaczy Andrzej Kościuk z Opolskiego Bractwa Rycerskiego.

Jedną z atrakcji tegorocznego sezonu była możliwość wyjazdu na białoruską imprezę do Nieświeża, gdzie ponad sześciuset wojów z Litwy, Łotwy, Białorusi, Rosji, Polski i Czech starło się podczas inscenizacji bitwy morskiej – „Zdobycie Gibraltaru”. Impreza zorganizowana na początku lipca przez mińską unię „Miecz i Woron” z Iharem Michną na czele, przyciągnęła kilkadziesiąt tysięcy widzów.

Przepięknie położony Nieśwież kusił zarówno zamkiem jak i jeziorami, ale dopiero spotykani ludzie pozwolili na moje pełne zauroczenie tym zakątkiem. Przyjaźń, z jaką nas przywitano oraz pomoc udzielona podczas trwania całego turnieju nie może zostać opisana kilkoma zdaniami. Całe miasto przygotowywało się od przeszło sześciu tygodni na turniej, porządek panował wszędzie – na ulicach, w parkach oraz w lokalach, które odwiedzaliśmy. I nie stanowiliśmy atrakcji czy przerywnika, byliśmy także powrotem do korzeni, być może ostatnią możliwością dla niektórych mieszkańców na zamienienie kilku zdań w ojczystym języku. Rodzice przysyłali swoje dzieci, dziadkowie wnuczęta, aby choć chwilę porozmawiać; podchodzono do nas, częstowano strawą, napitkiem czy wyhodowanymi w ogródkach warzywami nic w zamian nie oczekując – nasze „dziękuję” było wystarczającą zapłatą – wspomina Hamish McLachlan z XXXIX Najemnego Regimentu Szkockiego z Wrocławia.

Do boju stawałem ramię w ramię z Polakami, Rosjanami, Kozakami, Białorusinami, Tatarami czy Czechami i nikogo nie zostawiono samotnie z wrogiem. Choć wystąpiły różnice w sposobie walki, to stary „szyk” sprawdzał się. Walczyłem pierwszy raz w takim zestawieniu i to tylko po jednym treningu, ale umiejętności bojowe współwalczących oraz ich odwaga w boju sprawiły, że ani razu nie bałem się o swoje „plecy”. Krajobraz po bitwie nie zawierał przekleństw czy niesnasek bitwy, ludzie się jednoczyli i dziękowali za wspólną walkę, zarówno pokonani, jak i zwycięzcy cieszyli się ramię w ramię, wspólnie kłaniając się tłumnie zebranej publiczności. Tu oddać szacunek należy organizatorom – fortyfikacje były przepiękne, a wkład sił i trud, jaki został włożony rekompensowaliśmy wspaniałym widowiskiem. Scena ataku z jeziora, pojedynki ogniowe czy atak taranem bramy nie zawierały ani chwili ustawianej sztuki teatralnej, która powoli odchodzi w zapomnienie. Spadające atakującym wojskom na głowę kamienie nie były ze styropianu, a przebiegnięcie po metrowym wykopie w pełnej płycie stanowi jednak pewne wyzwanie, nawet dla najbardziej doświadczonego woja – opowiada Robert Heś z Chorągwi Rycerstwa Śląskiego Wratislavia.

Podczas serii imprez w ramach „Starodawnego Nieświeża” odbyły się też grupowe potyczki rycerskie, tak zwane behourty, szturm bastionów zamku nieświeskiego z forsowaniem napełnionej wodą fosy oraz wiele imprez towarzyszących – średniowieczne koncerty, jarmark, pokazy sztucznych ogni, przemarsz bractw na nieświeski rynek i turnieje: bojowy i łuczniczy.

Dodatkowo nadmienić muszę, że turniej bojowy był nie lada wyzwaniem; gardła trzystu osób dopingujących Białorusinów czy Rosjan przekrzykiwały, początkowo, skromne dwanaście polskich gardeł. Jednak w miarę upływu czasu cały tłum dopingował walczących nie bacząc na nację. Liczyła się zabawa, nie wynik, a jeżeli dodatkowo dodamy, że po turnieju bojowym zorganizowano wspólne treningi, w celu podniesienia umiejętności taktyczno-technicznych, to muszę powiedzieć, że do tej pory byłem tylko na jednym turnieju w życiu. Ale za to turnieju z historią i nie tylko pitno-gawędziarską – taką historią, o której długo w nocy opowiada się przy ogniskach. I śpiewa, oczywiście, gdyż nauce śpiewu nie było końca. Pobrzmiewały dookoła pieśni tatarskie opisujące pamiętne bitwy i poległych braci, płynęły nieśmiertelne „Katiusza” i „Kalinka”, Kozacy odtwarzali melodią piękno dnia pokoju i dnia wojny – dodaje Szkot.

Wojowie z Opolskiego Bractwa Rycerskiego, którzy wraz z najemnikami w sile trzynastu osób udali się już po raz drugi na białoruską ziemię, podkreślają szczególnie różnice pomiędzy sposobem walki Polaków a Rosjan. Walczą bardzo dobrze w szyku zadając ciosy na całe ciało – od stóp do głów, w odróżnieniu do „górnej” postawy naszego rycerstwa, broniącej ciała od kolan bądź od pasa w górę. Podczas treningu szyku doszło do starcia Polska-Rosja, które nie może być w pełni miarodajne, ze względu na różnice w uzbrojeniu. Brak ochrony na ciałach Rosjan wymógł ataki tylko na tarcze, dodatkowo ich halabardy siały zniszczenia w polskich szeregach, pozbawionych broni drzewcowej – porównuje Michał Michlewicz z Wratislavii.

O wszystkim decyduje tu broń i forma ataku. Rosjanie stosują atak krawędzią tarczy na hełm rywala i zadają cięcia szablą na korpus. Dla osób ofensywnie walczących nie stanowi to kłopotu, natomiast dla walczących defensywnie „idących na wymianę” – może to być problemem. Zmiana broni podczas sparingów daje okazję do wyciągnięcia wniosku, że główną siłą wschodu jest ich szyk, wybicie z niego oraz zmiana broni pozwalają na odniesienie zwycięstwa – dodaje Jerzy Sowiński z Opolskiego Bractwa Rycerskiego.

Możliwość kolejnego starcia Polaków z Białorusinami zaistniała również podczas inscenizacji bitwy na grunwaldzkich polach, na którą wojowie ze wschodu przyjeżdżają już od kilku lat. Tam też rycerstwo różnych nacji tradycyjnie spotkało się już podczas „Dni Grunwaldu”, które może w tym roku nie obfitowały w tyle imprez towarzyszących, co w latach ubiegłych, ale były dobrą okazją do spotkania dawno niewidzianych przyjaciół, a inscenizacja grunwaldzkiej rzezi, jaka miała miejsce tam 593 lata temu, należała do najwierniej oddanych z dotychczasowych.

Równie spektakularne okazało się tegoroczne „Oblężenie Malborka”. Wzięło w nim udział ponad dwustu rycerzy zaproszonych przez Pierwsze Polskie Stowarzyszenie Turniejowe Liga Baronów z Warszawy oraz Konfraternię Smorgońskiej Akademii z Gdańska. Bitwa wieczorna pod murami malborskiego zamku, która odbyła się dokładnie tydzień po walkach na polach Grunwaldu, była atrakcyjnym widowiskiem dla zebranej publiczności.

Do jednej z większych imprez rycerskich w Polsce należał „Festyn Rycerski” w Muzeum Wsi Opolskiej, który zorganizowało Opolskie Bractwo Rycerskie. 9 i 10 sierpnia w opolskim skansenie bawiło się blisko pół tysiąca wojów i białogłów. Organizatorzy, z Andrzejem Kościukiem na czele, już od roku przygotowywali ideę swojej zabawy, która zapisała się w pamięci zaproszonych gości. Dopisała pogoda, piękne plenery oraz wojowie chętni do uczestnictwa we wszystkich konkurencjach – zapasach, biegu rycerskim, turniejach rycerskim i łuczniczym, co sprawiło, że poziom zmagań był naprawdę wysoki. W niedzielę odbyła się bitwa na polu pomiędzy drewnianymi chałupami, którą zobaczyło kilka tysięcy turystów. Jednak atrakcją dla uczestników zjazdu była iście królewska biesiada, w której stoły aż uginały się od jadła. Jeszcze na żadnej biesiadzie nie widziałem tyle jedzenia. Co więcej, atmosfera dobrej zabawy panująca w Opolu też jest godna zauważenia, szczególnie kiedy ponad sto osób tańczy razem w okręgu „słomę” przy blasku pochodni – opowiada Konrad Tomaszkiewicz z Krakowa.

Organizatorzy, zachęceni sukcesem tegorocznego przedsięwzięcia, zamierzają już za rok zorganizować większą imprezę, tym razem o zasięgu międzynarodowym, na wzór tych, jakie odbywają się na Białorusi.

Przed wszystkimi rycerzami jesienne bitwy, po których pozostaje czekać na następny sezon.


Ewa Wawoczny

Ewa Wawoczny jest instruktorką kultury dawnej. Współpracuje z redakcjami „Nowin Raciborskich”, „Nowin Wodzisławskich” i „Ziemi Raciborskiej”. Fotografuje. Z ruchem rycerskim związana jest od 2001 (jako członkini Załogi Grodu Raciborskiego). Od 2002 pełni funkcję kronikarza Opolskiego Bractwa Rycerskiego.

Autor: 

Dodaj komentarz!