Ahmed Má Hlad

Zespół Ahmed Má Hlad powstał pięć lat temu w Czechach, wśród studentów rusycystyki i innych języków słowiańskich. Grupa ma na swoim koncie dwie płyty i całe mnóstwo koncertów, na które w tej chwili przychodzi już 300-400 osób. Z członkinią Almed Má Hlad, Laurą Kopecką, rozmawia Ziutek.

Korzenie zespołu Ahmed Má Hlad są punkowe...

Laura Kopecká: Punkowe korzenie? To się może raczej odnosi do pojedynczych członków, niż do całego zespołu. Przynajmniej połowa z nas uczestniczyła w pewien sposób w ruchu punkowym i wszyscy próbowaliśmy grać w wyjątkowo muzycznie słabych zespołach, na gitarach z brakującymi strunami, znając dwa akordy i tak dalej, i tak dalej. Istniał w Czechach pewien, dziś można byłoby już powiedzieć, kultowy zespół – Hrdinové Nové Fronty (Bohaterowie Nowego Frontu), który bardzo lubiliśmy. Każda piosenka tej formacji była przebojem. Lubimy grać niektóre z nich. Do dziś podoba się nam muzyka punkowa. Najdłużej chyba wytrzymał w punku nasz bębniarz, którego właściwie „ukradliśmy” zespołowi punkowemu (jego próby odbywały się w tym samym miejscu, co nasze). Generalnie wszyscy spotkaliśmy się już w nastroju muzycznie postpunkowym.

Dlaczego zainteresowaliście się akurat folkiem?

Kilku kolegów, którzy studiowali w większości rusycystytę, stwierdziło nad beczkami piwa, że trzeba wziąć życie we własne ręce. Zaczęli robić obskurny teatr i założyli jeszcze bardziej obskurny zespół, który występował raz, dwa razy w roku. Częściej się nie dało, bo moralny kac po koncercie trwał zawsze bardzo długo. Grali to, czego w ogóle nikt, oprócz garstki podobnie rąbniętych kolegów, nie chciał słuchać. I jeszcze trochę rosyjskiego rocka. Folk przyszedł dopiero po tym etapie.

Jaki jest obecny skład Ahmeda?

Zacznijmy od tego, że są dwa wokale, dwa klarnety (jeden z chłopaków gra czasami na saksofonie), akordeon, perkusja, gitara elektryczna, gitara basowa. Czasami ktoś występuje z nami gościnnie na skrzypcach lub trąbce.

Gracie ostatnio dość dużo koncertów...

Zdarzyło się nam, gdy już trochę przesadzaliśmy z liczbą koncertów, że graliśmy dwa, trzy raz w tygodniu w całych Czechach i byliśmy już przemęczeni. Granie w pewny sposób zautomatyzowało się. Przyzwyczajaliśmy się do tego, że od razu publiczność wstaje i tańczy, że wszyscy się znakomicie bawią. To był wielki błąd. Przyjechaliśmy do miasteczka, które się znajduje około 30 km od Pragi. Uważaliśmy, że klimat powinien być tam dokładnie taki, jak w Pradze, w której Ahmed jest ciepło odbierany. Okazało się, że trafiliśmy do jakiegoś deathmetalowego klubu. Gdy zaczęliśmy grać, ludzie nie wierzyli własnym oczom i uszom. To był szok i dla nich, i dla nas. Oni tam siedzieli, pili piwo, a nasza muzyka im przeszkadzała w rozmowie. Pasowało może tylko to, że graliśmy głośno. Jedyną rzeczą, którą mogliśmy zrobić, była przerwa. Wtedy podeszła do mnie dziewczyna, która nagle stwierdziła, że nasza muzyka zaczęła się jej podobać. Nie wiem, jak to zrobiła, ale gdy ona zaczęła tańczyć, wszyscy do niej dołączyli. Wreszcie złapaliśmy kontakt. Publiczność tym razem była naprawdę zadowolona. Niewykluczone, że Ahmed Má Hlad wywiózł tego dnia world music trzydzieści kilometrów pod Pragę!

A koncerty w Polsce? Jak u nas byliście odbierani?

Nie spotkałam się w Polsce z prezentowaniem muzyki ludowej w taki sposób, jak to my robimy. Gramy inaczej, po prostu normalnego rocka. Na koncerty staramy się wybierać miejsca, w których jest dobry dźwięk, gdzie można byłoby tańczyć, bo od tego zależy dobra relacja z publicznością. W Czechach nie ma tradycji koncertów na siedząco, na koncerty przychodzi się szaleć. W Polsce dobrze byliśmy przyjmowani, publiczność była fantastyczna, ale warunki są jednak trochę inne.

Jak doszło do spotkania z Kapelą ze Wsi Warszawa? Chyba właśnie od tego zaczęły się wasze koncerty w Polsce?

Tak. Występowaliśmy w Litomierzycach na północy Czech, na festiwalu, na który zapraszane są kapele z całego świata. Po Ahmedzie wystąpiła Kapela ze Wsi Warszawa. Było sporo chętnych do zrobienia z nimi wywiadu, więc tłumaczyłam czeski. Właśnie w ten sposób nawiązaliśmy kontakt. Na koncerty promocyjne naszego zespołu zaprosiliśmy do Czech właśnie Kapelę, tak samo, jak oni nas do Polski. Graliśmy w Pradze, Brnie, Ostrawie i myślę, że obie strony były zadowolone.

Macie bogate inspiracje muzyczne – Bałkany, Wschód, czy coś jeszcze?

W naszym repertuarze są piosenki zasłyszane gdzieś podczas podróży (wszyscy dużo podróżujemy). Inne są odtworzone ze śpiewników, ale często przerobione tak, że oprócz tekstu wszystko jest zupełnie inne. Czasami tekst przedłużamy, przerabiamy melodię, a ludzie jednak uważają, że to piosenki ludowe.

Wasza nowa płyta. Co możesz o niej powiedzieć?

Płytę „Salám a Laika” nagrywaliśmy w studiu ostrawskiego radia. Obawiałam się, że to będzie coś strasznego. Reszta zespołu też się bała, że zabraknie na niej koncertowego, spontanicznego klimatu. Jednak w tej chwili, trzy miesiące po jej wydaniu, muszę powiedzieć, że jestem zadowolona z tych nagrań. Spotkaliśmy się z bardzo pozytywnym oddźwiękiem i recenzjami. Płyta jest jednocześnie CD-Romem, więc można ją otworzyć na komputerze i poczytać sobie o doświadczeniach Ahmedów z różnych krain świata, przekonać się o głębokości uczuć, jakie chowamy do tych narodów i państw, od transportu kolejowego przez kulturę i język, do rodzinnych stereotypów aż po miejscowe delikatesy, polityczną sytuację lub zwierzątka i historię. Można też obejrzeć zdjęcia, posłuchać nowe i stare MP3, pośmiać się, choćby nawet tylko z czeskiego, jak to Polacy lubią.

Dzięki za wywiad!
Przyjemność po mojej stronie.

Rozmawiał Rozmawiał Ziutek &nbsp&nbsp&nbsp&nbsp&nbsp
Skrót artykułu: 

Zespół Ahmed Má Hlad powstał pięć lat temu w Czechach, wśród studentów rusycystyki i innych języków słowiańskich. Grupa ma na swoim koncie dwie płyty i całe mnóstwo koncertów, na które w tej chwili przychodzi już 300-400 osób. Z członkinią Almed Má Hlad, Laurą Kopecką, rozmawia Ziutek.

Dział: 

Dodaj komentarz!